niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 10 (she's gone)

Obudziłam się w nocy z głośnym krzykiem, czując, jak zimne poty, oblewają całe moje ciało. Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam swoją głowę o ścianę, na chwilę zamykając swoje oczy. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów, czując, jak moje serce, powoli się uspokaja. Patrząc się wprost na drzwi od mojego pokoju, na które padał blask księżyca, nagle poczułam, jak po moich policzkach, zaczynają spływać łzy. Miałam dość wylewania łez, ale nie mogłam ich powstrzymać i podświadomie nawet tego nie chciałam.

Ściągając z siebie kołdrę, postawiłam swoje stopy na zimnych panelach i podniosłam się z łóżka, zmierzając prosto do wyjścia. Kiedy po cichu schodziłam ze schodów, swoje kroki niemal od razu skierowałam do kuchni i otworzyłam szafkę, gdzie stał pusty śmietnik. Wyciągnęłam go i włożyłam do środka swoją rękę, biorąc wcześniej wyrzuconą biżuterię. Z drżącymi rękoma założyłam ją na palec i zanosząc się jeszcze większym płaczem, osunęłam się w dół na kafelki, opierając się o kuchenne meble.

Płakałam tak, jak jeszcze nigdy. Czując momentami, jak brakuje mi powietrza. Mając swoją głowę, schowaną między swoimi nogami, płakałam, jak mała bezbronna dziewczynka, drugą dłonią trzymając palec, na którym znajdowała się biżuteria. W pewnym momencie podniosłam swoją głowę do góry i otarłam wierzchem dłoni łzy, pociągając głośno nosem.

- Co się ze mną dzieje? — spytałam, sama siebie, mając dość tego, jak bardzo popaprana byłam.

Tęskniłam za nim, za jego dotykiem, ciepłem i uśmiechem skierowanym wyłącznie do mnie. Tęskniłam za każdą chwilą z nim spędzoną, zanim stał się kimś mi obcym. Skrzywdził mnie, poniżył, momentami myślałam, że chcę mnie zabić, a ja mimo wszystko cholernie za nim tęskniłam i wyobrażałam sobie, jak wchodzi do tego domu, kuca naprzeciwko mnie i głaszcząc mnie po głowie, mówi, że wszystko będzie w porządku i zabiera mnie do naszego domu. Powinnam go nienawidzić, ale prawda była nieco inna. Była to przerażająca prawda, dla kogoś, kto nie przeżył tego, co ja, nie poczuł i doświadczył. Osoba stojąca z boku mogłaby pomyśleć, że oszalałam i potrzebuję dobrego psychologa. Nic bardziej mylnego. Ja po prostu nie byłam zwykłą dziewczyną z równie niewyjątkowym bagażem doświadczeń. Byłam kimś, kogo trudno jest zrozumieć, byłam po prostu inna. To był jeden z powodów, dlaczego tak bardzo pragnęłam, być u boku kogoś, kogo powinnam unikać szerokim łukiem.

Każdej nocy, śnił mi się Richard, każdy sen był snem, po którym budziłam się z krzykiem. Za każdym razem znajdowałam się w innym miejscu, widziałam co innego, słyszałam, przeżywałam. Ubrana byłam zawsze w suknię ślubną, a on w garnitur, a wszystko zawsze kończyło się jednym. Moją śmiercią. Nie ważne, jak bardzo się starałam, co robiłam, mówiłam. To wszystko było nie ważne, bo i tak koniec był ten sam. Przestałam odróżniać fikcję od rzeczywistości. Nie wiedziałam, co jest już prawdziwe, a co nie. Te dwa światy łączyły się ze sobą i nie dawały mi spokoju.

W pewnym momencie całkowicie tego nie kontrolując, zaczęłam się inaczej ubierać, zachowywałam się inaczej, robiłam wszystko, aby nie być dawną Angelą. Chodziłam na imprezy, piłam, ćpałam. Żyłam, jak to się mówi, na całego. Minął miesiąc. Jak by chciał, to by już dawno mnie znalazł, ale chyba najwidoczniej nie chciał tego robić. Dzisiaj było dokładnie tak samo, jak każdego innego dnia. Znowu ich widziałam. Miałam już dosyć, nie miałam siły.

Zaczęłam rzucać wszystkimi rzeczami, jakie wpadły mi w ręce w ich wszystkich, gdy tak naprawdę nie było nikogo i demolowałam tylko pokój. Byłam na środku wielkiej łąki, a oni szli w moją stronę. Chcieli mnie skrzywdzić, a ja chciałam się bronić. Nagle usłyszałam dźwięk nadjeżdżającej karetki, a wszystko dookoła mnie rozmazało się, mój pokój był zdemolowany, a ręce krwawiły niemiłosiernie i dopiero teraz zaczęłam odczuwać ból. Opadłam na podłogę i oparłam się o łóżko pozbawiona jakiejkolwiek siły i chęci na cokolwiek.

Potem wszystko działo się tak szybko. Drzwi zostały wyważone i padły na podłogę, a do środka weszło dwóch lekarzy. Chcieli mi coś wstrzyknąć do szyi, mimo mojego zmęczenia szarpałam się, nie chcąc im na to pozwolić. W końcu udało im się to, a całe moje ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Położyli mnie na noszach i wsadzili mnie do karetki. Rodzice byli ze mną. Mama płakała, była cała roztrzęsiona, a tata przytulał ją, głaszcząc po ramieniu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Wieźli mnie przez cały korytarz, aż w końcu położyli mnie na łóżku.

- Gdzie ja jestem? — spytałam.

- W psychiatryku — odpowiedział, znudzony lekarz, po czym wyszedł z pomieszczenia, zamykając go na klucz.

Nie było tu przyjemnie. Wszystko było pozbawione życia. Znajdowało tu się tylko jedno łóżko i zlew z lustrem. Nic więcej. Chciałam stąd wyjść. Gdy odzyskałam czucie w całym ciele, zaczęłam chodzić po pomieszczeniu w kółko, co chwile przeczesując włosy. W końcu usiadłam w jednym z kątów i schowałam głowę między nogi. Nie płakałam. Nie umiałam już płakać. Nic mnie już nie wzruszało. Osiągnęłam to, co większość ludzi na świecie chciałoby. Nie przejmowałam się, ale do perfekcji czekała mnie jeszcze daleka droga. Nie wiem, ile tak siedziałam. Nagle drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłam dobrze znaną mi postać.

- Oliver?

środa, 28 maja 2014

Rozdział 9 (she's gone)

Wzięłam głęboki wdech i wydech, nerwowo przegrywając wargę. Nie wiedziałam dlaczego, ale bałam się tam wejść. Czułam się jak bym, zrobiła coś złego i teraz wracała do domu z podkulonym ogonem. W końcu sięgnęłam ręką, klamkę od furtki i otworzyłam ją, krocząc po kamiennej ścieżce prowadzącej do domu. Rodzice na pewno byli w pracy, więc gdy znalazłam się na werandzie, od razu sięgnęłam pod wycieraczkę, wyciągając klucz. Włożyłam go do zamka, powoli go przekręcając. Pchnęłam lekko drzwi i weszłam do środka. Nic się nie zmieniło. Te same meble, kolory ścian. Rozglądając się, weszłam na górę, gdzie znajdował się mój pokój, byłam ciekawa czy nadal się tam znajduje. Na tabliczkę z napisem „Angela" na moich ustach pojawił się uśmiech rozbawienia. Otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Od razu rzuciłam się na łóżko, wtulając się w pościel.

- Brakowało mi tego wszystkiego — szepnęłam, sama do siebie przymykając powieki. W końcu czułam się bezpiecznie. Miałam nadzieje, że teraz będzie tylko lepiej i będę mogła zacząć od nowa, próbując zapomnieć o tym wszystkim, co mnie spotkało. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

Obudziłam się dopiero wieczorem. Rozciągnęłam się, głośno ziewając, gdy nagle usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy w zamku i czyjeś kroki. Moje serce od razu przyśpieszyło, a strach opanował moje ciało, jednak po chwili się uspokoiłam, przypominając sobie, że zamykałam dom na klucz, więc to musieli być rodzice.

Podniosłam się i powoli schodziłam na dół przez gips na nodze. Uśmiechnęłam się na widok moich rodziców stojących w korytarzu. Idąc najszybciej, jak tylko potrafiłam, podeszłam do nich i mocno wyściskałam. Ich miny były bezcenne. Gdy mnie zobaczyli, na ich twarzach wymalowany był ogromny szok, jednak po chwili uśmiechnęli się, również mnie przytulając. Podobno wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, przy tych którzy są dla ciebie najważniejsi.

- Co tu robisz kochanie? — spytała, mama, głaszcząc mnie po głowie, jakbym była nadal jej małą dziewczynką.

- Stęskniłam się za wami — skłamałam i zaśmiałam się krótko, chowając kosmyk włosów za ucho. Wiedzieli, kiedy kłamię, więc była to tylko kwestia czasu kiedy zaczną mnie wypytywać.

- Skarbie — przeciągnął groźnie tata, patrząc prosto w moje oczy.

- Nie chce o tym rozmawiać, może kiedyś wam powiem — mruknęłam, cicho pod nosem, patrząc w zupełnie innym kierunku.

- No dobrze — westchnęła mama, ściągając z siebie płaszcz i wieszając na wieszaku.

- A jak tam Richard? Dlaczego z nim nie przyjechałaś? — na dźwięk jego imienia, miałam ochotę się rozpłakać, ale zacisnęłam mocno wargę, próbując powstrzymać napływające łzy. Nagle poczułam, jak mama łapie moją rękę, uważnie jej się przyglądając. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co właściwie robi, jednak gdy spojrzałam, co ją tak zainteresowało, krew we mnie zawrzała. Ciągle miałam na palcu obrączkę oraz pierścionek zaręczynowy.

- Jest śliczny. Richard ma gust do takich rzeczy. Jak wam idzie bycie małżeństwem? — spytała, radośnie spoglądając na mnie z uśmiechem. Wyrwałam rękę z jej dłoni, po czym zdjęłam biżuterię i wywaliłam ją do kosza. Rodzice patrzyli na mnie w kompletnym osłupieniu, ale teraz mnie to nie obchodziło.

Byłam zła. Na samą siebie, że dałam się tak traktować, że wpakowałam się w to wszystko przez moje miękkie serce. Mimo to i tak wiedziałam, że gdzieś w głębi serca, nie żałowałam tego. Schodami weszłam na górę do swojego pokoju i położyłam się na łóżku, zaczynając płakać jak małe, bezbronne dziecko. Nie mając już sił, choćby na jedną łzę więcej, morfeusz zabrał mnie do siebie.

Było ciemno. Usta miałam czymś związane, jak i resztę ciała. Siedziałam na krześle, nie mogąc poruszyć się choćby o milimetr. Sznur wrzynał mi się w skórę, a krew coraz mocniej spływała z moich nadgarstków. Nagle, jasne światło pojawiło się znikąd, dzięki czemu od razu zamknęłam oczy. Po chwili otworzyłam je, mrugając kilka razy, aby przyzwyczaić się do rażącego światła. Stał tam Richard, ubrany w garnitur, trzymający w prawej dłoni mały nożyk.

Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Chciałam krzyczeć, ale materiał, który miałam na ustach, mi to uniemożliwił, dzięki czemu wyszedł z tego stłumiony krzyk. Podszedł do mnie i odciął liny oraz odwiązał szmatkę z moich ust. Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił. Gdy w końcu byłam wolna, poczułam jego oddech na mojej szyi.

- Uciekaj. Tak będzie o wiele ciekawiej — zaśmiał się szyderczo, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Nie wiele myśląc, ruszyłam pędem przed siebie. Pod stopami czułam piasek, a wokół mnie znajdowały się tylko zimne mury. Nie znałam drogi. Biegłam tylko przed siebie, myśląc, że wyjście, same zaraz mi się ukarze. Oglądałam się ciągle za siebie nerwowo, pilnując czy Richard nie idzie za mną. W jednej chwili zobaczyłam go, w rezultacie znacznie przyśpieszyłam. Nie miałam siły. Byłam już zmęczona ciągłym uciekaniem. Oparłam się o jedną ze ścian, głośno oddychając. Wychyliłam się kawałek, nie było go.

Chciałam postawić pierwszy krok, gdy nagle poczułam, jak ktoś zatyka mi usta jedną ręką, a drugą trzyma w pasie, przyciągając mnie do siebie. Zaczęłam się wiercić i krzyczeć, ale uścisk był za mocny.

- To nic ci nie da kochanie — szepnął, do mojego ucha, a ja od razu wiedziałam, że był to Richard.

Potem wszystko potoczyło się szybko. Rzucił mnie na piasek i wyciągnął swój niewielkiej wielkości nóż. Z uśmiechem na twarzy, zaczął do mnie podchodzić, a ja czułam, że całe moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie mogłam się ruszyć choćby o milimetr. Byłam przerażona, a moje serce o mało co nie wyskoczyło z piersi. Pierwszy cios, drugi, trzeci aż w końcu przed oczami zrobiło mi się ciemno, w pewnym momencie nie widząc nic oprócz ciemności.

Obudziłam się z głośnym krzykiem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Moje serce biło jak szalone, a oddech nie chciał się uspokoić. Czułam, jak kropelki poru spływają po moim czole. Odetchnęłam głośno, chowając twarz w dłonie. Ten sen był tak bardzo realistyczny. Tak bardzo się bałam. Czy teraz każdej nocy będzie mnie prześladował? Nie zniosłabym tego.

***

Minął jeden dzień, a moja księżniczka siedziała cicho w swoim ulubionym pokoju. Zazwyczaj pomimo tego, że nie miała kompletnie siły, krzyczała wiązankę przekleństw, na cały dom rzucając różnymi przedmiotami. Choć były też takie dni, kiedy leżała grzecznie na łóżku nie odzywając się ani słowem. Gdy usłyszałem gwizdek, zalałem kubek gorącą wodą. Biorąc naczynie z herbatą, ruszyłem schodami na górę, do mojej żony.

Zapukałem raz, drugi, ale odpowiedziała mi cisza. Wzruszyłem ramionami, myśląc, że znowu ma swoje ciche dni. Złapałem za klamkę, popychając lekko drzwi. Wszedłem do środka, ale jej tam nie było. Podszedłem do łóżka i postawiłem napój na nocnym stoliku, po czym wszedłem do łazienki. To, co zobaczyłem, sprawiło, że padłem na kolana zakrywając usta obiema dłońmi. Do moich oczu napłynęły łzy, by po chwili mogły spłynąć po moich policzkach.

Nie, to nie może być prawda. Nie ona tego nie zrobiła. Ja bez niej nie istnieje, nie wytrzymam bez niej. Kocham ją, jest moją żoną i powinna teraz być przy mnie. Nie, ona nie uciekła, ona tylko poszła się przejść. Tak. Na pewno tak było. Poszła się przejść, ponieważ całymi dniami przesiadywała w domu i potrzebowała się przewietrzyć. Teraz tylko się zgubiła, a ja muszę ją znaleźć, zanim stanie jej się coś złego.

Wstałem z klęczek i ruszyłem na dół chwiejnym krokiem, ponieważ zaczęło kręcić mi się w głowie w dodatku łzy, które napłynęły, uniemożliwiły mi widoczność. Gdy wyszedłem z domu, nawet go nie zamykałem. Ruszyłem prosto do samochodu i odpaliłem silnik, ruszając. Jechałem powoli, rozglądając się na wszystkie strony. Mieszkaliśmy na kompletnym odludziu i droga do najbliższego domostwa zajęłaby jej ponad jeden dzień.

Dlatego tak strasznie się o nią bałem, że leży teraz gdzieś nieprzytomna i potrzebuje pomocy albo nie daj boże, nie żyje. Nie, nie mogę tak myśleć, Angela jest dzielną i twardą dziewczyną, więc na pewno nic jej nie jest. Mimo wszystko, gdy przez moją głowę przeszła myśl, że moja żona nie żyję, do moich oczu napłynęły łzy. Przez nie nic nie widziałem, wiec zjechałem na pobocze, opierając czoło o kierownice. Zacząłem płakać jak małe dziecko. Łzy leciały strumieniami, a ja nie mogłem nad tym zapanować.

Łzy spływały, jedna za drugą, aż w pewnym momencie zacząłem się nimi krztusić. Pragnąłem, tylko aby była tu ze mną, żeby mnie przytuliła i pocałowała swoimi słodkimi ustami. Chciałem czuć jej oddech na sobie, jak jej serce bije tylko dla mnie. Każda kolejna myśl o niej, sprawiała, że zaczynałem płakać jeszcze mocniej. Po jakiś piętnastu minutach udało mi się opanować swoje łzy, wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. Sięgnąłem do tylnej kieszeni, moich spodni i wyciągnąłem telefon. Wybrałem dobrze mi znany numer, po czym przyłożyłem go to ucha.

- Tak? — po trzecim sygnale, usłyszałem znany mi męski głos.

- Znajdź ją — poprosiłem, łamiącym się tonem głosu...

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 8 (she's gone)

Szłam cały dzień. Wszystko mnie bolało, a najbardziej noga, która zdążyła mi już spuchnąć. Słońce grzało niemiłosiernie, a ja nadal nie wiedziałam końca drogi. Z czoła spływały krople potu, a w gardle czułam wyobrażalną suchość. Nie wiedziałam, ile tak jeszcze, będę musiała iść.

Ani razu nie zrobiłam postoju, bałam się, że on mnie znajdzie. Strach wygrywał za każdym razem, a ja szłam dalej. Miałam już dosyć, chciałam się poddać, ale powtarzałam sobie, że nie mogę się poddać, gdy tak daleko zaszłam. Nagle moim oczom zaczęły pojawiać się domy. Myślałam, że mam przewidzenia, ale potem zaczęłam dostrzegać jakichś ludzi.

Na moich ustach od razu pojawił się ogromny uśmiech i gdybym tylko mogła, zaczęłabym skakać z radości. Jakiś chłopak, który robił coś przy samochodzie, gdy tylko na mnie spojrzał, rzucił klucz, który miał w ręku i zaczął biec w moim kierunku.

- Co ci się stało? — chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, przez suchość, jaka panowała w moim gardle — Dasz radę iść, jeszcze kawałek? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. W tym momencie nie miałam już siły, a moje nogi uginały się pode mną. Po chwili poczułam, jak bierze mnie na ręce i w ślubnym stylu niesie mnie do swojego domu.

Był to mały domek jednorodzinny. Pomieszczenia były przytulne i ładnie urządzone. Położył mnie delikatnie na, jak podejrzewam swoim łóżku i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą, jednak po chwili wrócił, a w dłoni trzymał dwie butelki wody. Podał mi jedną, a ja wręcz wyrwałam mu ją z dłoni i wypiłam całą duszkiem. Chłopak stojący przede mną zaczął się śmiać z mojej zachłanności, gdy wyrwałam mu drugą butelkę wody, ale miałam to w dupie, najważniejsze było to, że właśnie zaspokoiłam swoje pragnienie.

- Tam masz łazienkę — wskazał palcem na białe drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu — Idź, weź letnią kąpiel, a ja przy drzwiach położę ci jakieś ciuchy, dobrze? - kiwnęłam twierdząco głową i z pomocą chłopak weszłam do łazienki.

Rozebrałam się z podartej już sukienki i wyrzuciłam ją do kosza. Powoli podeszłam do wanny i odkręciłam najpierw ciepłą wodę, a potem zimną. Gdy wanna było do połowy pełna, zakręciłam oba kurki i weszłam powoli do niej. Z moich ust uciekł pomruk zadowolenia, gdy moje ciało zanurzyło się w letniej wodzie.

Wzięłam gąbkę oraz jakiś żel do kąpieli. Otworzyłam go i nalałam go trochę na gąbkę. Był męski, ale nie przeszkadzało mi to, uwielbiałam takie zapachy. Gdy umyłam swoje ciało, zaczęłam myć włosy. Spłukałam się cała, słuchawką z powstałej piany, a następnie po dwóch upadkach do wody wyszłam z wanny i sięgnęłam po biały puchowy ręcznik, który zawiązałam sobie wokół piersi.

Otworzyłam drzwi i poczułam, jak na coś nadeptuje. Swój wzrok skierowałam w dół i jak się okazało, były to ciuchy, które miał dla mnie zostawić chłopak. Całkowicie o tym zapomniałam. Schyliłam się i wzięłam je do ręki, kierując się do dużego łóżka. Zdjęłam z siebie ręcznik, a następnie nałożyłam na siebie białe spodenki do koszykówki oraz czarną koszulkę. Wszystko było dla mnie o kilka rozmiarów za duże, ale teraz ani trochę mi to nie przeszkadzało.

Lubiłam od czasu do czasu nałożyć coś luźniejszego, a to było niemożliwe. Wszystkie sukienki były obcisłe i przylegały do mojego ciała. Gdy tylko pomyślałam o Richardzie. W moich oczach pojawiły się łzy i już po chwili utorowały sobie drogę po moim policzku, aż do brody, kapiąc na spodenki. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się, a w progu stanął chłopak, który mi dzisiaj pomógł. Do końca życia będę jego dłużniczką.

- Chcesz pogadać? — spytał, wyraźnie zmartwiony moim aktualnym stanem, ale ja tylko kiwnęłam przecząco głową, wymuszając na swoich ustach uśmiech — Dobrze. Chodź, pewnie jesteś głodna — podszedł do mnie i po raz drugi tego dnia wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju.

Zszedł ze mną po schodach, a potem otworzył drzwi i skręcił w lewo. Posadził mnie na jednym z krzeseł przy stole, a sam poszedł do kuchni i przyniósł stos naleśników i różnego rodzaju dżemy i sok pomarańczowy.

- Nie wiedziałem, jakie lubisz najbardziej, wiec wziąłem wszystkie, jakie miałem — powiedział, kładąc to wszytko na stole naprzeciwko mnie. Zaśmiałam się tylko krótko, co odwzajemnił i wzięliśmy się za jedzenie. Po skończonym posiłku chłopak wziął brudne naczynia i zaczął je myć. Chciałam mu pomóc, ale stanowczo zaprzeczył, mówiąc, że sobie poradzi. Gdy skończył zmywać, wziął szmatkę i zaczął w nią wycierać ręce, podchodząc do mnie.

- Trzeba zająć się twoją nogą — wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę w salonie. Podsunął jedną z puf i delikatnie położył moją nogę na niej.

- Jest złamana, ponadto przeszłaś zapewne szmat drogi, dzięki czemu, zamiast nosić gips cztery tygodnie, będziesz nosiła dwa miesiące — jęknęłam, niezadowolona odchylając głowę do tyłu, ale zaraz usiadłam prosto, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę.

- Skąd to wszystko wiesz? — spytałam, uważnie mu się przyglądając. Dopiero teraz zauważyłam jego czarne jak smoła włosy, brązowe oczy oraz dobrze zbudowane ciało.

- Studiuje medycynę — zaśmiał się i podszedł do jakiejś małej szafeczki, po czym wyciągnął z niej jakieś pudełko. Położył je na stoliku, po czym otworzył je, na sam widok tego, co znajdowało się w środku, myślałam, że zaraz zemdleje.

- Nie lubisz igieł, prawda? — spytał, domyślając się po moim wyrazie twarzy, że mimo tego, że jestem już dużą dziewczynką, wciąż tkwi we mnie ta mała, która boi się igieł. Kiwnęłam tylko twierdząco głową, przyglądając się dalszym poczynaniom chłopaka. Gdy rozpakował igłę i nabrał do niej jakiegoś przezroczystego płynu, zrobiło mi się słabo.

- Rozmawiajmy, wtedy nie będziesz o tym tak intensywnie myślała — kolejny raz pokiwałam głową, rozmyślając nad jakimiś pytaniami.

- Więc, jak masz na imię? — od czegoś trzeba było zacząć, a to pierwsze wpadło mi do głowy, gdy zauważyłam, jak kieruje igłę do mojej nogi.

- Nie bój się, to znieczulenie. Mam na imię Oliver, a ty? — nagle poczułam ukłucie, a na mojej twarzy wymalował się grymas.

- Angela — mruknęłam, pod nosem, czując niewyobrażalny ból, który rozprzestrzeniał się po mojej nodze.

- Spokojnie, nic nie będziesz czuła, kiedy będę nastawiał ci nogę — na ostanie słowa, moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Patrzyłam się na niego, jak na jakiegoś kosmitę, a on zaczął się śmiać, jakby dostał głupawki.

- Zabawna jesteś — stwierdził, kiedy wierzchem dłoni wycierał kąciki oczu z resztki łez.

- Bardzo zabawne. Ja tu cierpię, a ty się ze mnie nabijasz — oburzona, oparłam się plecami o kanapę, czekając na najgorsze.

- Nie gniewaj się na mnie — spojrzał na mnie oczami niczym kot z Shreka, na co zaśmiałam się głośno — Dobra, a teraz najlepiej zamknij oczy — zrobiłam to, o co mnie poprosił i czekałam na najgorsze, ale nic nie poczułam. Otworzyłam powoli jedno oko, a potem drugie i spojrzałam na Olivera, który bandażował mi nogę.

- I już? — spytałam głupio, a ten po raz kolejny zaśmiał się ze mnie.

- Tak, już — gdy owinął bandażem moją nogę, aż nad kolanem, przygotował jakąś białą maź, którą zaczął nakładać na moją nogę. Jak skończył, pochował wszystko na swoje miejsce i poszedł umyć ręce. Z ciekawości dotknęłam palcem wskazującym nogi, a owa maź zaczęła już powoli twardnieć — Pewnie po jakże bolesnym zabiegu, chcesz odpocząć co? — podniosłam głowę do góry, napotykając uśmiechniętą twarz Olivera.

- Bardzo śmieszne, wiesz? Nie chce leżeć, masz piwo? — miałam serdecznie dość wszystkiego i chciałam, choć na chwilę zapomnieć o tym całym gównie. Spojrzał na mnie w szoku, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Wiesz, pierwszy raz spotykam się z dziewczyną, która lubi piwo. Wiesz większość kobiet woli jakieś wymyślne drinki — odparł na jednym tchu, nadal mając oczy w wielkości pięciu złotówek.

- Nie znasz mnie i nie jestem taka jak reszta dziewczyn, więc mogę liczyć na to piwo? — spytałam, unosząc wysoko jedną brew. Potrząsnął lekko głową, po czym poszedł do kuchni. Ja w tym czasie podniosłam się i utykając, poszłam na tył domu.

Było tam naprawdę pięknie. Mnóstwo kwiatów, małe oczko wodne i w momencie, gdy mój wzrok zatrzymał się na huśtawce, od razu skierowałam się w jej stronę. Uwielbiałam je. Wtedy czuję się, jak bym miała z pięć lat i nie wiedziała nic o Bożym świecie, a to jest najpiękniejsze w tym wszystkim. Usiadłam na niej, po czym lekko się odepchnęłam, odchylając swoją głowę do tyłu. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w to, co mnie otaczało.

Moją błogą chwilę przerwał czyiś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Olivera, który trzymał w dłoniach dwie butelki piwa. Podał mi jedną i usiadł koło mnie na drugiej huśtawce. Oboje otworzyliśmy butelki, pozwalając, aby bursztynowa ciecz spłynęła do naszego żołądka. Również się odepchnął i obaj huśtaliśmy się, nie odzywając się do siebie ani słowem.

- Nie powiesz mi nic, prawda? - spytał, a ja pokiwałam przecząco głową, domyślając się, o co mu chodzi — Szkoda, twoja historia musi być cholernie ciekawa — westchnął, biorąc kolejnego łyka alkoholu — Nie codziennie ratuję na ulicy takie piękne kobiety jak ty — na ostanie słowa zakrztusiłam się piwem, które miałam w buzi, po czym się zaśmiałam.

- Jaka? To złudzenie optyczne, poza tym dawno nie słyszałam tak dennego tekstu — zaśmiał się z moich słów, nie odzywając się już więcej. Słońce właśnie zachodziło, dzięki czemu na niebie widniał przepiękny widok — Mógłbyś mi pomóc? Wiem, że już wystarczająco dużo mi pomogłeś, ale.... - niedane było mi dokończyć, ponieważ przerwał mi w połowie zdania.

- Nie przesadzaj. Mów czego potrzebujesz — westchnęłam, głośno i odwróciłam się w jego stronę.

- Mógłbyś mnie zawieść do domu? — spytałam, zagryzając dolną wargę.

- Jasne — odparł, od razu się zgadzając.

- Ale na prawdę? — wolałam się upewnić.

- Tak, na prawdę, a teraz, choć, bo robi się zimno, a jutro czeka nas podróż — kiwnęłam głową i wstałam pomału z huśtawki. Poczułam, jak Oliver kładzie swoją rękę na moim boku, chcąc mi tym sposobem pomóc dojść do domu. Położyłam swoją rękę na jego i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Weszliśmy do jego sypialni i położył mnie na łóżku.

- A ty? — czułam się niezręcznie, gdy zajmowałam jego łóżko.

- Spokojnie, prześpię się na kanapie — chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zdążył wyjść z pokoju. Przykryłam się kołdrą i rozmyślając, nad wszystkim, zasnęłam...

Na następny dzień zostałam obudzona przez Olivera.

- Wstawaj. Jest dziesiąta, a przypuszczam, że do twojego domu nie jedzie się pięć minut -kiwnęłam twierdząco głową, podnosząc się do pozycji siedzącej — Chcesz jakieś ciuchy? -pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam myśleć o ubraniach, chciałam być już w drodze do mojego domu, do rodziców — Dobrze, w takim razie chodźmy — pomógł mi zejść na dół, po czym wyszliśmy przed dom, kierując się do samochodu. Otworzył przede mną drzwi i pomagając mi wsiąść do środka, zatrzasnął drzwi, sam siadając na miejscu kierowcy.

Droga minęła nam w dobrej atmosferze. Dużo rozmawialiśmy, na wszystkie tematy, śmialiśmy się i nawet śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Zatrzymał się tuż przed moim domem, odpinając pas, co również i ja uczyniłam.

- Dziękuje, na prawdę, za wszystko. Gdyby nie ty.... -— nie dał mi dokończyć, ponieważ zatkał moje usta pocałunkiem, który nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłam. Ten pocałunek był naprawdę przyjemny. Nie taki jak Richarda. Na myśl o nim oderwałam się od chłopaka, uśmiechając się sztucznie.

- Nie ma za co. Mam nadzieje, że kiedyś się jeszcze spotkamy — uśmiechnął się, po czym opierają głowę o siedzenie, patrzył na mnie uważnie, chowając kosmyk moich włosów za ucho.

- Ja też mam taką nadzieję — odparłam, całkowicie szczerze. Chciałam go jeszcze spotkać na swojej drodze.

- Pomóc ci? — spytał, a ja podziękowałam, wysiadając z samochodu. Schyliłam się do otwartego okna, patrząc na jego uśmiechniętą twarz. Czy ten jego uśmiech zejdzie kiedyś z twarzy?

- Do zobaczenia — Oliver odpowiedział mi tym samym, a ja zamknęłam drzwi, po czym patrzyłam, jak odjeżdża, machając mu na pożegnanie. Gdy znikł mi z pola widzenia, odwróciłam się w kierunku budynku, głośno wzdychając.

Witamy w domu tak?

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7 (she's gone)

Otworzyłam swoje oczy, a jedyne co ujrzałam to ciemność. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leże na łóżku przykryta grubą kołdrą. Moje ciało miało plusową temperaturę i czułam się o wiele lepiej. Wiedziałam, że za tym jest jakiś haczyk. Na pewno będę musiała zapłacić za to jakąś cenę. I ten fakt tak bardzo mnie przerażał, nie mogłam, przewidzieć co jeszcze zaplanował. Przez to, że mnie bił i trzymał, w tym cholernym pokoju, sprawiło, że miałam dość, a przecież na tym na pewno niepozostanie.

Tak bardzo chciałam, wrócić do domu, do rodziców. Miałam dość, miałam dość tego wszystkiego. Jesteś idiotką Angela i wszystko spieprzyłaś. Jesteś taka słaba, dałaś mu się omotać wokół palca przez jego ładne słowa. Miałaś nadzieje, że wszystko będzie inaczej, ale mierzyłaś za wysoko i teraz płacisz za to najwyższą cenę. Mimo wszystko ja tego chciałam. Kłóciłam się sama ze sobą, ale ja tego chciałam. Chciałam, aby omotał mnie wokół palca, aby mówił do mnie te cudowne słowa, które sprawiały, że moje serce zaczynało szybciej bić.

Po chwili usłyszałam, jak drzwi się otworzyły, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk czyiś kroków. Nagle rozbłysło światło, a ja od razu zamknęłam oczy, jednak po chwili je otworzyłam, mrugając kilka razy, aby przyzwyczaić się do światła. Na de mną stał Richard ubrany w swój nienaganny garnitur i uśmiechał się do mnie. Czułam strach, jaki opanowywał moje ciało, czując jednocześnie bolesną potrzebę poczucia jego ciepłego ciała na swoim.

- Witaj kochanie — przybliżył swoją twarz do mojej, chcąc mnie pocałować, ale mimo wszystko odwróciłam wzrok w przeciwnym kierunku. Bałam się, że zrobi mi coś przez to, ale nic takiego się nie stało. Westchnął tylko głęboko i podszedł do jednej z szaf i wyciągnął z niej sukienkę. Tym razem nie była to suknia ślubna, tylko zwykła sukienka na ramiączka. Podszedł do mnie z powrotem i położył sukienkę na łóżku.

- Ubierz ją — odparł, po czym usiadł na fotelu, przyglądając mi się uważnie.

- Nie zamierzasz wyjść? — spytałam, szeptem.

- Nie — odparł, krótko patrząc prosto w moje oczy. Nie odrywając od niego swojego wzroku, zaczęłam powoli rozbierać się z sukni ślubnej. Chciało mi się płakać, próbowałam je zatrzymać, ale jak na złość zaczęły uciekać spod moich powiek. Czułam się taka słaba, mała i żałosna stojąc teraz tak w samej bieliźnie przy nim, ale nie mogłam nic na to poradzić. Czułam, że zaraz oszaleje.

Otarłam wierzchem dłoni łzy i sięgnęłam po sukienkę, gdy nagle poczułam jego dłoń na mojej. Od razu się wzdrygnęłam, myśląc, że zaraz zacznie mnie bić. Jednak nic takie się nie stało. Jeszcze bardziej przylgnął do mojego ciała i splątując nasze palce u dłoni, złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Nie kontrolując swojego ciała, niemal od razu oddałam pocałunek, czując, jak do moich oczu, napłynęło jeszcze więcej łez. Cudownie było czuć jego wargi na moich, jednocześnie czując wstręt do samej siebie.

- Nie płacz kochanie — wyszeptał mi do ucha, zmartwionym tonem głosu. Odwróciłam się przodem do niego i spojrzałam w jego oczy, w których dało się wyczytać troskę i smutek.

- Chciałabym się ubrać — wyszeptałam, cicho płaczliwym głosem, jak mała bezbronna myszka.

- Dobrze — odparł, po czym z powrotem zajął swoje miejsce na fotelu, a ja kontynuowałam ubieranie na siebie sukienki. Gdy byłam już gotowa, wstał i złapał mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. Ciągnął mnie w nieznanym mi kierunku, aż stanęliśmy przed dużymi drzwiami. Otworzył je, po czym pozwolił mi wejść pierwszej. Nie mogłam w to uwierzyć. Było tam tak pięknie i mogłabym się tak zachwycać bez końca, gdyby nie fakt, że nie wszystko w tej chwili wyglądało tak, jak bym tego chciała.

Przymknęłam oczy i zaczęłam wdychać świeże powietrze, w końcu może to być mój ostatni raz, kiedy jestem na zewnątrz. Moją błogą chwilę przerwał Richard, który objął mnie w pasie i zaprowadził do okrągłego stołu, który był nakryty dla dwóch osób. Odsunął jedno z krzeseł dla mnie, po czym posłusznie na nim usiadłam, a sam usiadł naprzeciwko mnie.

Nie potrafiłam na niego patrzeć, więc odwróciłam wzrok, wpatrując się w widok, który rozprzestrzeniał się naprzeciwko mnie. Dużo przeróżnych roślin, oczko wodne, mały mostek, ławeczki i mnóstwo światełek, które nadawały temu miejscu cały urok. Moją uwagę przykuła furtka, która było lekko uchylona. Na moich ustach od razu pojawił się malutki uśmiech, musiałam teraz tylko dobrze to rozegrać, a może nie musiałam?

Odwróciłam się w kierunku Richarda i od razu podskoczyłam ze strachu, ponieważ jego wzrok przeszywał mnie całą. Po chwili wstał i podszedł do drewnianej skrzynki postawionej nieopodal mnie i otworzył ją, wyciągając z niej grubą linę. Na jej widok moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a ciało zaczęło się całe trząść. Bałam się, tak cholernie się bałam. Nie wiedziałam, co może mi zrobić, a to było najgorsze, ta niewiedza co może wymyślić w danym dniu, w danej chwili.

Gdy podszedł do mnie, wziął moje ręce i zaczął je związywać. Nawet nie próbowałam się szarpać, bo wiedziałam, że i tak nic by to nie dało. Jest ode mnie silniejszy i nie miałabym z nim żadnych szans. Gdy już je porządnie związał, zaczął przywiązywać całe moje ciało do krzesła.

- To na wszelki wypadek, aby nie przyszło ci do głowy, żeby uciec — wyszeptał, mi do ucha robiąc ostatni supeł. Po tych słowach zrozumiałam, że mnie nakrył, gdy patrzyłam się na furtkę i teraz nawet nie mam co myśleć o ucieczce. Z powrotem zajął swoje miejsce, podpierając brodę na splecionych ze sobą dłoniach, uśmiechając się przy tym, jak gdyby nic takiego się nie działo.

Próbowałam sobie jakoś to wszystko poukładać, wytłumaczyć, dlaczego tak dziwnie się czuje, dlaczego próbuje bronić człowieka, który tak bardzo mnie skrzywdził? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, co było dla mnie frustrujące. Kiedy był ode mnie z dala, krzywdził mnie i poniżał, nienawidziłam go całym swoim sercem, ale gdy tylko pojawiał się tuż obok mnie i na chwilę zachowywał się jakby, nic się nie stało, miałam ochotę sprawić, aby już ode mnie nie odchodził. Kierując swój wzrok na moje związane ze sobą ręce, nagle drzwi się otworzyły, widząc starszego pana w garniturze z dwoma srebrnymi tackami w rękach. Położył je naprzeciwko nas i zabrał pokrywy, odchodząc bez słowa. Richard wziął butelkę wina i nalał mi, jak i sobie czerwonej cieczy do kieliszków.

Ja natomiast spuściłam głowę w dół, nie mogąc patrzeć na jedzenie. Byłam tak potwornie głodna, nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam i on dobrze o tym wiedział, ale mimo to postanowił związać mi ręce. Usłyszałam, jak wstaje i przesuwa krzesło, siadając koło mnie. Wziął nóż i widelec i ukroił kawałek jakiegoś mięsa, podsuwając mi go do ust. Mimo wszystko odwróciłam głowę.

- Kochanie musisz coś zjeść. Mało jadłaś od kilku tygodni, a teraz przez dwa dni, gdy spałaś, nie jadłaś w ogóle — a więc to wszystko trwa już tak długo. Nic sobie nie robiąc z jego słów, głowę nadal miałam odwróconą i nie zamierzałam mu ulec, jednak w pewnym momencie odwróciłam lekko głowę i niepewnie wzięłam kawałek mięsa, żując go pomału.

- Dlaczego mi to robisz? — szepnęłam, płaczliwym głosem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

- A przez chwilę było tak miło — warknął, po czy wstał i zaczął odwiązywać liny. Złapał mnie mocno za rękę i zaprowadził do pokoju. Trafiłam znowu do tego samego pokoju, w którym tyle wycierpiałam.

- Nie gniewaj się skarbie, to dla twojego dobra. Kocham cię — musnął moje usta i wyszedł z pomieszczenia, zamykając je na klucz.

- Nie! — krzyknęłam, na całe gardło, osuwając się plecami o ścianę. Podkuliłam nogi, a twarz schowałam między nimi, zanosząc się żałosnym płaczem. Nie wiem, ile tak przesiedziałam. W końcu się podniosłam.

Zaczęłam szukać jakiegoś sposobu, aby wyjść. Po osiągnięciu porażki usiadłam na kafelkach w łazience, opierając się plecami o ścianę. Westchnęłam bezradnie, a cały mój zapał znikł tak szybko, jak się pojawił. Błądziłam tak wzrokiem po całej łazience, aż mój wzrok przykuł małe okienko.

Podniosłam się szybko i wyszłam z łazienki do pokoju, szukając czegoś, czym mogłabym wybić szybę. Podeszłam i wzięłam krzesło, które miało metalowe zakończenia. Poszłam z powrotem do łazienki i stanęłam na taborecie, zaczynając uderzać z całych sił w szybę. Dopiero za czwartym razem szyba zaczęła pomału pękać, aż w końcu rozbiła się milion kawałeczków. Rzuciłam krzesło koło siebie i podniosłam ręce do góry, podciągając się rękoma.

Gdy usiadłam na krawędzi, spojrzałam w dół, od razu zamykając oczy. Było wysoko, za wysoko. Nie mogłam się podać, kiedy od wolności dzieli mnie naprawdę niewiele. Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym skoczyłam, upadając na trawę. Wszystko mnie bolało i byłam pewna, że złamałam nogę, ale to nie teraz było najważniejsze, musiałam jak najszybciej uciekać, aby Richard nie zorientował się, że nie ma mnie w pokoju.

Podniosłam się pomału, sycząc z bólu i kuśtykając, wyszłam na ulicę. Zaczęłam iść prosto przed siebie, nie mając zielonego pojęcia, gdzie owa droga prowadzi, ale to mnie nie obchodziło, jedyne, o czym teraz myślałam to to, że uciekłam, wydostałam się z tego przeklętego domu. Myślałam, że to koniec, że już nie będę cierpiała, że znajdę drogę i wrócę do domu. Szkoda tylko, że tak bardzo się myliłam. W końcu ta cała ucieczka przyszła mi zbyt łatwo, prawda?

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 6 (she's gone)

Nie wiedziałam, czy minęło dopiero kilka dni, czy może kilka tygodni. Straciłam rachubę czasu. Byłam całkowicie odcięta od świata, więc nawet nie wiedziałam, jaka jest godzina. Siedziałam na łóżku, a nogi miałam podkulone, a całe moje ciało trzęsło się ze strachu. Miałam dość, nie wiedziałam ile jeszcze będę w stanie wytrzymać. Miałam na sobie ciągle tą pieprzoną suknię ślubną, która mi o wszystkim przypominała.

Byłam cała posiniaczona i obolała, nie miałam nawet siły się ruszyć. Richard codziennie mnie bił, nie mając nade mną najmniejszej litości. Nie ważne było to, czy krzyczałam, czy milczałam i tak każdego dnia przychodził i mnie bił bez żadnego powodu. Chwilami czułam się, jak tresowane zwierzę, które w pewnym momencie zacznie się bać i jednocześnie szanować swojego właściciela. Na samo wspomnienie z moich oczu poleciały łzy, torując sobie drogę przez moje policzki, na których widniał duży siniak.

Było mi zimno, cała się trzęsłam, a jedyne czym mogłam się przykryć, był cienki koc, którym nie mogłam w ogóle się ogrzać. Pościel oraz poduszki zostały zabrane przez Richarda, więc leżałam na samym materacu. Czułam, że zamarzam i mogłabym, przysiądź, że w pomieszczeniu było co najmniej jeden stopień na minusie. Nagle do pomieszczenia wszedł Richard z ohydnym uśmieszkiem na twarzy. Po tym, co mi zrobił, nie mogłam nawet na niego patrzeć. Czułam do niego wstręt i obrzydzenie. Moje uczucia do niego, moja nadzieja, wszystko runęło w przepaść. Jednak w moim sercu tliło się coś, jakieś uczucie, które nie powinno się tam znaleźć. Bałam się tego.

- Witaj kochanie — ze spokojnym głosem i uśmiechem na twarzy podszedł do mnie i usiadł koło mnie, głaszcząc jedną ręką mój policzek. Na sam jego dotyk wzdrygnęłam się, po czym z ledwością podniosłam rękę i zrzuciłam jego rękę z mojego policzka.

- I jak? Nauczyłaś się czegoś? — spytał, z wyraźnym niezadowoleniem w głosie, przez moje zachowanie.

- Richard... Ja — nie mogłam wydusić z siebie, choćby jednego sensownego zdania, mówienie sprawiało mi ogromną trudność.

- Spokojnie kochanie — przyłożył palec do moich ust na znak, żebym już nic nie mówiła. Nie miałam siły na nic. Czułam, że jestem wrakiem człowieka pozbawioną jakichkolwiek uczuć. Czułam się, jak by ktoś wyciągnął ze mnie, moją duszę.

- Sądzę, że jednak czegoś się nauczyłaś. Przygotowałem dla ciebie miejsce. Jest ciepłe i wygodne. Na pewno ci się spodoba — chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, czułam się, jakby ktoś, zabrał mi mój głos — Nawet się nie odzywasz, ale jest dobrze kochanie. To mi nie przeszkadza — pogłaskał mnie po włosach, po czym położył mnie na materacu, kładąc się koło mnie.

Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, a ja mogłam poczuć w końcu jakiekolwiek ciepło. W tej chwili nie obchodziło mnie, że jest jego, liczyło się tylko to, że poczułam się trochę lepiej. Byłam głupia, wtulając się w jego ciepły sweter który miał na sobie, ale ja już dłużej tak nie mogłam. Oplatając swoje dłonie, wokół jego klatki piersiowej, przymknęłam swoje oczy i na chwilę zapomniałam o tym, co się stało. Pragnęłam, aby wrócił do mnie Richard, w którym tak bardzo się zauroczyłam i wyjaśnił mi to swoje zachowanie, bo byłam niemal pewna, że jest jakaś tego przyczyna, a ja bym mu po prostu wybaczyła. Tak po prostu.

- Jestem szczęśliwy, wiesz? — wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz przez jego ciepły oddech — Bo jesteśmy razem. Już niczym się nie martw. Zostanę przy tobie. Wiecznie będę cię chronił — pogłaskał mnie po włosach, po czym wziął mój pod brudek, podnosząc go do góry tak, żebym patrzyła prosto w jego oczy — Uśmiechnij się — poprosił, jednak ja nie byłam w stanie tego zrobić. Sądzę, że już nigdy na moich ustach nie pojawi się uśmiech. Nie po tym, co przeszłam. Tylko on był w stanie mi pomóc — Proszę, uśmiechnij się dla mnie. Uśmiechnięta jesteś najładniejsza — Kłamał, wiedziałam to. Nie miałam pojęcia skąd przyszła mi taka myśl, ale byłam tego pewna. Moje oczy nagle zwilgotniały, a po chwili po moim policzku spłynęła pierwsza łza -Płaczesz? Dlaczego płaczesz? — nie odpowiedziałam, tylko jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nie mogłam się uspokoić, wpadłam w histerię. Po pewnym czasie trochę się uspokoiłam. Moje policzki były całe czerwone, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Po chwili obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, aż w końcu nie widziałam nic oprócz ciemności.

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 5 (she's gone)

Powoli otworzyłam oczy, czując niewyobrażalny ból głowy. Nie wiedząc czemu, bolały mnie też strasznie ręce. Zamrugałam kilka razy oczami i dopiero teraz zauważyłam, że jestem przywiązana do ogromnego łóżka z baldachimem, który stał na środku pokoju, w którym się znajdowałam. Po lewej stronie stał duży podłużny stół z dwoma krzesłami po obu końcach. Natomiast po prawej stała szafa, która zajmowała całą ścianę. Podłoga wyłożona była drewnianymi deskami i wyglądały, jakby miały się zaraz rozpaść.

Próbowałam z całych sił, się wydostać szarpiąc liny, którymi byłam przywiązana, ale nic to nie dało. Po moich nadgarstkach zaczęła lecieć krew, torując sobie drogę przez całą moją rękę, na moich nadgarstkach była również zaschnięta krew, co utwierdzało mnie w tym, że jestem tu dość długo.

Moją uwagę przykuła klamka, która zaczęła się poruszać, w drzwiach pojawił się jakiś chłopak, którego w ogóle nie znałam. Uśmiechnął się do mnie, po czym podszedł do mnie z nożem w ręku. Moje oczy rozszerzyły się niczym pięciozłotówki, lecz po chwili zamknęłam je mocno, czekając na najgorsze, jednak nic nie poczułam.

Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam, jak chłopak odcina liny, którymi byłam przywiązana. Po krótkiej chwili byłam już wolna i do razu zaczęłam rozmasowywać obolałe nadgarstki.

- Jedz — powiedział, oschłym tonem, kładąc na czerwoną pościel srebrną tacę z jedzeniem. Byłam tak głodna, że nie mal od razu wzięłam zachęcająco wyglądającą bułkę z jakimś nadzieniem. Chłopak zaśmiał się, ale w tej chwili miałam to w gdzieś. Liczyło się teraz to, że mogłam zaspokoić swój głód.

- Ile czasu tu jestem? — spytałam, połykając pierwszy kęs.

- Spałaś tylko kilka godzin, mała — na ostanie słowa przekręciłam teatralnie oczami, a on ponownie się zaśmiał, kładąc się plecami na łóżko, obok mnie. Gdy zjadłam wszystko, co mi przyniósł, wziął tacę i wyszedł z pokoju, lecz po chwili wrócił, a w ręku trzymał białą sukienkę. Podszedł do mnie i rzucił ją na łóżko.

- Ubieraj się, masz mało czasu — po tych słowach, tak po prostu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Spojrzałam na ową sukienkę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to nie była zwykła sukienka, to była suknia ślubna. Miała dekolt w kształcie serca, natomiast dół był zrobiony z tiulu, jak u księżniczki.

Nie wiedziałam, po co mam się w to ubrać, przez moją głowę przeszło tysiące myśli, ale żadne z nich nie wydawało się prawdopodobne. W końcu postanowiłam ją nałożyć, cokolwiek się stanie. I tak nie mam nic do stracenia, a poza tym gorzej już być nie mogło. Leniwie wstałam z łóżka i skierowałam swoje kroki do pierwszych lepszych drzwi znajdujących się w pokoju.

Otworzyłam je powoli, zapalając przy tym światło. Jak się okazało, była to łazienka. Nie duża, ale przytulna. Ściągnęłam swoją czarną sukienkę z wczorajszej imprezy, której w ogóle nie pamiętałam, próbowałam sobie coś przypomnieć, ale w mojej głowie panowała pustka. Byłam niemal pewne, że gdybym sobie coś przypomniała, na pewno mogłabym wysnuć jakąś teorie na temat tego, dlaczego się tu znalazłam. Odkręcając kran z ciepłą wodą, wanna zaczęła się powoli napełniać. Nie czekając na to, aż się napełni, weszłam do środka, czując niemal od razu ból wokół nadgarstków. Gdy się umyłam, owinęłam swoje nagie ciało ręcznikiem i podeszłam do lustra. Byłam cała blada, a na moim policzku widniał duży siniak. Cicho wzdychając, wyszłam z łazienki, a mój wzrok od razu przykuła, biała suknia leżąca na łóżku.

Podeszłam do niej i mimo woli nałożyłam ją na siebie. Nie chciałam tego robić, nie chciałam robić czegokolwiek. Jedyne, o czym pomyślałam, gdy chłopak wyszedł, to, aby zrobić mu na złość, nie ruszając się z miejsca, a mimo wszystko, posłuchałam się go, robiąc to, co kazał. Odwróciłam się w stronę okna, w którym nie widziałam nic prócz swojego odbicia. Dopiero teraz wszystkie emocje mną zawładnęły. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, nogi miałam niczym z waty, a moja dolna warga zaczęły drżeć, w końcu nie wytrzymałam i upadłam na kolana, chowając twarz w dłonie, rozpłakując się na dobre.

O co w tym wszystkim chodziło? Co się wydarzyło wczorajszej nocy? Nie wiedziałam nic, kompletnie nic i to sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej, ta nie wiedza, gdzie się znajduję i co się ze mną stanie. Gdzie jest Richard? Nie zauważył, że nie wróciłam do domu? W mojej głowie krążyło tysiące pytań, ale na żadne z nich nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moich plecach, przez co podskoczyłam ze strachu, odwracając się za siebie. Moim oczom ukazał się ten sam chłopak, który przyniósł mi rano jedzenie.

- Idziemy, limuzyna już czeka, panno młodo — zaśmiał się i złapał mnie za rękę, prowadząc różnymi korytarzami, aż w końcu schodząc w dół schodami, wyszliśmy z owego budynku. Nie miałam nawet szansy obejrzeć się za siebie, żeby chociaż zobaczyć gdzie jestem, ponieważ zostałam brutalnie wepchnięta do limuzyny. Obok mnie usiadł brunet, podając kierowcy jakiś adres.

- W ogóle jak masz na imię? — spytałam, mimo że nie specjalnie mnie to interesowało. Miałam jedynie nadzieję, że uda mi się od niego wyciągnąć jakąkolwiek informacje, która pomoże mi załatać dziury w mojej pamięci.

- Mam na imię Mike, ale sądzę, że jest to zbyteczne — to wszystko z każdą chwilą stawało się coraz bardziej skomplikowane. Chciałam zadać kolejne pytanie, ale samochód zatrzymał się, a Mike wysiadł, podając mi dłoń, próbując stłumić w sobie śmiech. Przewróciłam oczami i ignorując go, wysiadłam z pojazdu. Moja szczęka opadła w dół, gdy zobaczyłam przed sobą kościół.

- Zadanie wykonane szefie — powiedział, Mike salutując przy tym, jak zawodowy żołnierz, śmiejąc się przy tym. Nie widziałam, do kogo mówi, ponieważ stałam za nim, a osoba, do której się zwracał stała naprzeciwko niego. Odchyliłam lekko głowę w bok i ujrzałam Richarda.

- Mike ogarnij się — mruknął niezadowolony. Zaraz na jego ustach uformował się duży uśmiech, a jego oczy spotkały moje — Kochanie, wyglądasz obłędnie — podszedł do mnie i chciał mnie pocałować, ale ja odwróciłam głowę w przeciwną stronę — Co jest skarbie? - pogłaskał mnie po policzku, a następnie złapał mnie za pod brudek, zmuszając mnie, abym patrzyła prosto w jego oczy — Wolisz innego? Dajcie go tu — ostanie słowa wykrzyknął, a po chwili dwóch facetów prowadziło jakiegoś człowieka z workiem na głowie. Podeszli do nas, a Richard zdjął mu worek, ukazując zmasakrowaną twarz. Nie to, nie może być. Przed oczami zaczęły pojawiać się jakieś obrazy.

To był chłopak, z którym wczoraj tańczyłam, a niektóre elementy układanki zaczęły układać się w całość. Richard, widząc moją reakcję, domyślił się, że przypomniałam sobie wszystko i wiem co to za chłopak i co z nim robiłam. Podszedł do mnie i objął mnie od tyłu, opierając się brodom o moje ramie.

- I co przypominasz sobie teraz? Zdradziłaś mnie Angelo. Zabolało mnie to, ale nie martw się, wybaczam ci, bo wiem, że tego nie chciałaś zrobić — wyszeptał mi do ucha, a następnie machnął ręką, aby zabrali go tu stąd. Byłam coraz bardziej przerażona tym wszystkim — Chodź skarbie, przecież dziś nasz wielki dzień. To dzisiaj będziesz moja — zadowolony, złapał mnie za rękę i siłą zaprowadził do kościoła.

W środku nikogo nie było oprócz księdza, który stał przy ołtarzu. Stanęliśmy przed księdzem, a Richard miał na twarzy wręcz wymalowany uśmiech, natomiast ja stałam tam jak osłupiała.

- Dobrze, a więc zaczynajmy — powiedział ksiądz, po czym otworzył swoją małą książeczkę, zaczynając coś z niej czytać. Nie usłyszałam nawet jednego słowa, które przeczytał, ponieważ byłam pogrążona w swoich własnych myślach. On chciał zmusić mnie do ślubu.

- A czy ty Angelo Evans, bierzesz sobie Richarda White za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz go, dopóki śmierć was nie rozłączy? — dopiero te słowa księdza obudziły mnie z moich rozmyślań.

- Nie — pokręciłam przecząco głową — Nie, nie tak — odwróciłam się i już chciałam wyjść z kościoła, gdy nagle poczułam, jak silne ręce oplatają mnie mocno w talii. Odwróciłam wzrok, był to Richard. Przerzucił mnie sobie przez ramię, zaprowadzając mnie z powrotem do ołtarza. Nie wiadomo skąd nagle pojawił się Mike, który postawił przed księdzem krzesło, a w ręku trzymał grubą linę. Richard posadził mnie na krześle, ale ja od razu się z niego podniosłam, chcąc stąd uciec, ale nic to nie dało, ponieważ przykuł mnie do krzesła, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

Mike przywiązał mnie do krzesła tak mocno, że aż zawyłam z bólu. Próbowałam się wyrwać, kręciłam się, szarpałam, ale nie przeniosło to żadnych rezultatów. Ksiądz dokończył swoją mowę, a Richard wyciągnął z czarnej marynarki dwie obrączki. Jedną nałożył mi na palec, a drugą nałożył sobie, muskając moje usta.

- Mike, rozwiąż ją, tylko nie pozwól, aby poczuła się zbyt swobodnie — bez słowa, rozwiązał mnie, po czym z powrotem mnie związał, ale tym razem tylko moje dłonie. Złapał mnie mocno za rękę i wyprowadził z kościoła. Po piętnastu minutach byliśmy z powrotem w budynku, do którego zostałam porwana, tylko tym razem był z nami Richard.

- Mike, wyjdź na chwilę. Chce porozmawiać z moją żoną — w odpowiedzi przytaknął i wyszedł bez słowa. Moje serce nagle zaczęło szybciej bić, ponieważ jego ton głosu już nie był taki miły. Jego oczy nagle z brązowych stały się czarne, przez co mój strach był jeszcze większy. Podszedł do mnie i z całej siły z otwartej ręki uderzył mnie w twarz. Automatycznie złapałam się za silnie piekący policzek, a w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam rację, stary Richard wrócił.

- Może to cię czegoś nauczy — warknął, po czym uderzył mnie jeszcze raz i jeszcze raz, aż w końcu upadłam na podłogę, czując w ustach metaliczny posmak krwi. Miałam już dość. Wszystko mnie bolało i ledwo mogłam się ruszyć. Po moich policzkach zaczęły spływać morze łez, bojąc się tego, co dopiero morze się stać.

- Czemu mi to robisz? — wychlipałam, sycząc z bólu, gdy chciałam podnieść się i oprzeć się o łóżko.

- Bo cię kocham...

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 4 (she's gone)

Powoli otworzyłam swoje oczy, a do moich nozdrzy wdarł się zapach naleśników. Z uśmiechem na twarzy wstałam z łóżka i na swoje nagie ciało zarzuciłam koszulę Richarda. Wolnym krokiem wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni. Na sam widok Richarda w samych spodniach smażącego naleśniki zagryzłam lekko dolną wargę. Po cichu na palcach skradłam się do niego i rękoma objęłam go w pasie, przytulając się do jego pleców.

- Dzień dobry księżniczko — odwrócił się do mnie, przerywając tym samym swoje zajęcie i uśmiechnął się szeroko, całując mnie w czoło.

- Dzień dobry — odpowiedziałam, z powrotem wtulając się w jego plecy.

- Głodna? — spytał, zerkając na mnie kątem oka.

- Bardzo — mruknęłam, z przymkniętymi oczami wdychając jego cudowny zapach.

- Usiądź, zaraz będą gotowe — z niechęcią odsunęłam się od jego ciała i usiadłam przy stole. Czekając na pełen talerz naleśników, uważnie obserwowałam jego poczynania i nie mogłam się powstrzymać od tego, aby nie przegryźć swojej dolnej wargi.

Richard był bardzo umięśniony, więc przy prawie każdym jego ruchu, jego mięśnie się napinały, w dodatku podniecał mnie widok półnagiego mężczyzny, który przyrządzał dla mnie śniadanie. W duchu przyznałam, że chciałabym, widzieć go takiego każdego ranka. Po zjedzonym wspólnie, śniadaniu, włożyłam pusty talerz do zlewu, czując nagle, jak Richard oplata swoje dłonie wokół mojej tali.

- Czy mi się zdaje, czy moja księżniczka nie ma nic na sobie pod moją koszulą? — wyszeptał, seksownie do mojego ucha przegryzając go, przez co po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Nic a nic — również, szepnęłam i odwróciłam się do niego przodem, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku.

***

- Kochanie wychodzę! - krzyknęłam, w korytarzu zakładając na nogi czarne szpilki. Właśnie wychodziłam z dziewczynami do klubu, gdzie odbędzie się mój wieczór panieński. Miałam zamiar dobrze się bawić i po prostu upić się do nieprzytomności.

Czas leciał, a ja z każdym mijającym dniem, uświadamiałam sobie, że ja nie potrafiłabym żyć bez niego. Próbowałam sobie jakoś to wszystko poukładać i zrobić coś, co nie robiłoby ze mnie wariatki, którą byłam, ale za każdym razem, po prostu nie potrafiłam. Serce i rozum kłóciły się ze sobą, ale to serce zawsze wygrywało i to, że byłam do niego bardzo przyzwyczajona. Do bijącego od niego ciepła, zapachu i tych cudownych chwil, kiedy po moim ciele, co chwilę przechodziły dreszcze. Nim się obejrzałam, data naszego ślubu, była już na wyciągnięcie ręki i nie czułam nic niepokojącego. Tak jakbym tego chciała, mimo że gdzieś tam z tyłu głowy, myślałam o tym, co stosunkowo niedawno chciałam zrobić.

Po chwili poczułam, jak Richard obejmuje mnie od tyłu, na co ja od razu odwróciłam się do niego przodem, wieszając swoje dłonie na jego szyi.

- Baw się dobrze kochanie — powiedział, całując mnie krótko w usta.

- Ty też i mam nadzieje, że z chłopakami nie wywrócicie tego domu do góry nogami — zdążyłam poznać przyjaciół mojego narzeczonego i mogę śmiało powiedzieć, że z nimi wszystko jest możliwe.

- Bardzo śmieszne kochanie. Idź i baw się dobrze, a już jutro będziesz cała moja — przy ostatnich słowach pochylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, na co cicho zachichotałam.

- Do zobaczenia przy ołtarzu — uśmiechnęłam się i ostatni raz go całując, wyszłam z domu. Na dworze czekała na mnie już limuzyna, weszłam do niej, a w środku były już dziewczyny. Każda trzymała w ręku szklankę wypełnioną alkoholem, jedna z nich-Anastasia, która siedziała koło mnie, nałożyła na moją głowę biały welon, podając mi szklankę z bursztynową cieczą. Od razu wzięłam parę łyków, czując przyjemne pieczenie w środku.

Przez całą drogę śmiałyśmy się i rozmawialiśmy, wlewając w siebie drink za drinkiem. Po trzydziestu minutach byłyśmy już na miejscu i mimo że to był dopiero początek, od wypitego alkoholu huczało mi już w głowie. W dobrych humorach weszliśmy do klubu, gdzie muzyka grała w najlepsze, a w powietrzu dało się wyczuć zapach alkoholu, pomieszanego z dymem papierosowym.

Skierowałyśmy się w kierunku wykupionej wcześniej loży, gdzie czekała na nas spora ilość alkoholu i różnych przekąsek. Wieczór panieński trwał w najlepsze, a ja naprawdę świetne się bawiłam, gdy nagle w głośnikach rozbrzmiał głos didżeja.

- Proszę o chwilę uwagi — kiedy ludzie odwrócili się w jego kierunku, kontynuował — Dzisiaj w naszym klubie mamy jedną wyjątkową dziewczynę, która jutro wychodzi za mąż! - wykrzyczał do mikrofonu, a ludzie zaczęli wiwatować i klaskać. Na moich policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce, a usta wygięły się w dużym uśmiechu. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw — Zapraszamy do nas — posłusznie wstałam z sofy i chwiejnym krokiem weszłam na parkiet, gdzie didżej wręczył mi kwiaty.

- Ale od kogo te kwiaty? — spytałam niewyraźnie, ponieważ od wypitego alkoholu język zaczynał mi się plątać.

- Narzeczony kazał mi to pani wręczyć — wytłumaczył, wracając za konsolę, a ja wróciłam do dziewczyn.

- Od kogo dostałaś kwiaty? — od razu zaatakowała mnie pytaniem Sharon.

- Od Richarda — uśmiechnęłam się, patrząc na pokaźnych rozmiarów bukiet. Nagle obok mnie, pojawił się kelner, który dał mi kufel wypełniony wodą, abym mogła wsadzić tam kwiaty na dzisiejszą noc. Podziękowałam i włożyłam tam kwiaty, stawiając je na stoliku.

***

Była już trzecia nad ranem, a ja się tym w ogóle nie przejęłam. Pijąc ze szklanki kolejnego drinka, tańczyłam z dziewczynami, gdy nagle podszedł do mnie jakiś chłopak.

- Mogę prosić do tańca? - spytał, a ja tylko pokiwałam lekko głową. Wziął mnie za rękę i zaprowadził na środek parkietu. Gdy już się tam znaleźliśmy, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam seksownie wkręcić swoim tyłkiem do zmysłowej piosenki, która wydobywała się z głośników.

Nie panowałam nad swoim ciałem, czułam, że odlatuję. Czułam się jak po narkotykach, tak błogo i beztrosko. Chłopak objął mnie wokół mojej talii, jęcząc mi do ucha. Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas ocierałam swoim tyłkiem o jego krocze. Nic sobie z tego nie robiąc, zachichotałam i przybliżyłam się jeszcze bardziej do niego. Jego dłonie błądziły po moim ciele, a kiedy znalazły się pod moją sukienką, po moim ciele przeszedł dreszcz.

Opróżniłam do końca swojego drinka, po czym rzuciłam gdzieś szklankę i zawiesiłam swoje dłonie, na jego szyi przylegając jeszcze bardziej, swoim ciałem do niego. Jedną dłonią zaczął delikatnie ściskać moją pierś, natomiast drugą zbliżał się do mojej kobiecości. Nie mogłam się doczekać, aż włoży rękę pod moje kuse majtki, byłam spragniona i chciałam, aby objęły mnie męskie dłonie.

Gdy miał już to zrobić, nagle przestałam czuć jego klatki piersiowej na swoich plecach ani jego rąk na swoim ciele. Nie wiedziałam, co się dzieje. Odwróciłam się, rozglądając się, ale nie dostrzegłam go.

Po chwili poczułam, jak ktoś kładzie mi na usta, rękę z jakąś szmatką, a drugą trzyma mnie mocno w talii. Nie miałam siły się bronić, moje ciało błyskawicznie zrobiło się słabe, a obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać, aż w końcu nie widziałam nic oprócz ciemności, ale przed tym usłyszałam, jak ten ktoś szepcze mi do ucha.

- Nie lubię, jak ktoś próbuje, bawić się moimi uczuciami...

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 3 (she's gone)

Powoli otwierając swoje oczy, poczułam niewyobrażalny ból głowy. Krzywiąc się z bólu, podniosłam się do pozycji siedzącej, cicho wzdychając. Przetarłam dłońmi twarz i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował półmrok, jednak zza rolet wydostawały się pojedyncze smugi porannego światła. Narzucając na swoje nagie ramiona koc, którym byłam przykryta, powoli wstałam z kanapy i gdy miałam już postawić pierwszy krok, moją uwagę przykuła poruszająca się klamka. Po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął Richard odświeżony i ubrany w czysty garnitur.

- Jak się spało kochanie? — spytał z uśmiechem na twarzy i podszedł do mnie, zaczynając głaskać mnie po policzku. Gdy jego opuszki palców zetknęły się z moją skórą, wspomnienia z wczorajszego wieczoru wróciły i przypomniały, jak bardzo nienormalna byłam.

- Nie dotykaj mnie — szepnęłam, przez łzy, odsuwając się od niego.

- Przepraszam. Ja naprawdę nie wiem, co wtedy, mną kierowało. Strasznie żałuje tego, co zrobiłem. Proszę, wybacz mi, kocham cię skarbie — na chwilę mnie zamurowało, jednak po chwili przypomniałam sobie, że wcale nie jestem lepsza.

Jednego dnia mnie bił i poniżał, a drugiego dnia zachowywał się, jakby naprawdę tego żałował, pomimo tego, że był świadom tego, co robił, ponieważ w jego żyłach nie krążył, chociaż łyk alkoholu. Natomiast ja zawsze mu wybaczałam, zawsze. Dotąd nie potrafię sobie wyjaśnić, dlaczego taka jestem, dlaczego tak się zachowuje. Nic do niego nie czuję i nie chcę z nim być, a mimo to robię wszystko, aby być u jego boku, bo tak naprawdę się do niego przywiązałam. Ja i on byliśmy tak samo nienormalni i to właśnie mnie do niego przyciągało i odpychało jednocześnie. Nie chciałam z nim być, ale wiedziałam, że jak bym od niego odeszła to moje serce zapragnęłoby wrócić. Jego wzrok i postawa mówiły same za siebie. Żałował tego, co zrobił, a moje głupie serce już mi podpowiadało co mam zrobić, mimo że rozum go nienawidził. Głośno westchnęłam, po czym schowałam kosmyk włosów za ucho, zauważając, że na mojej ręce coś błysnęło. Zmarszczyłam lekko brwi i po chwili uświadomiłam sobie, że to zaręczynowy pierścionek od Richarda.

- Wybaczam ci, tylko proszę, obiecaj, tu i teraz, że już nigdy mnie nie uderzysz i sprawisz, że w przyszłości nie będę żałowała, że zgodziłam się zostać twoją żoną — powiedziałam, patrząc prosto w jego smutne oczy.

- Obiecuje — szepnął, po czym delikatnie wpił się w moje usta. Niewiele myśląc, od razu oddałam pocałunek i objęłam go wokół klatki piersiowej, czując, jak koc zsuwa się w dół, po moim nagim ciele.

***

Wchodząc do domu, zdjęłam swoje szpilki i od razu poczułam niewyobrażalną ulgę. Nie lubiłam ich nosić, a mimo to w mojej garderobie widniała niemała kolekcja owych butów, poukładanych równo na półkach. Po ciężkim dniu w pracy miałam ochotę ubrać się w piżamę i wskoczyć do wygodnego łóżka, zapominając o bożym świecie. Miałam tylko nadzieję, że nikt ani nic nie zmieni moich planów na czyste lenistwo.

Weszłam do sypialni i od razu skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się do naga i weszłam pod ciepły strumień wody. Wzięłam truskawkowy żel pod prysznic i nalałam go sobie na dłoń, rozsmarowując go po całym moim ciele. Umyłam jeszcze włosy, opłukałam się i wyszłam z kabiny na zimne kafelki, wzięłam biały, puszysty ręcznik i zaczęłam dokładnie wycierać swoje ciało. Mokre włosy zawinęłam ręcznikiem i stanęłam przed lustrem, opierając się o umywalkę.

Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie, podniosłam głowę do góry i ujrzałam w lustrze uśmiechniętą twarz Richarda.

- Przepraszam — mruknął, mi cicho do ucha, jeżdżąc opuszkami palców po moim policzku.

- Wybaczyłam ci już, więc na mamy już, o czym mówić, stało się, trudno, czasu nie cofniemy. Nie musisz mnie wciąż przepraszać — wyszeptałam z łamiącym się głosem. Moje oczy się zaszkliły, ale nie pozwoliłam łzą wydostać się spod moich powiek.

- Kochanie — złapał mnie lekko za pod brudek tak, abym spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy — Nie płacz, proszę, nie mogę znieść, gdy płaczesz, a zwłaszcza gdy to jest moja wina, przyrzekam, że zrobiłbym wszystko, aby tylko cofnąć ten cholerny czas. Wybacz, naprawdę żałuję tego, co zrobiłem — jego oczy również się zaszkliły, a z jego głosu można było wywnioskować, że żałuje tego, co zrobił i czuję się z tym cholernie źle — Wybacz mi księżniczko, powiedz tylko słowo, a zrobię wszytko, abyś tylko mi wybaczyła — Pękł. Nie wytrzymał. Po jego policzku spłynęła jedna samotna łza, a wraz z tą łzą pękło mi serce.

Otarłam jego łzę kciukiem, uśmiechając się do niego. Złapałam go za policzki po obu stronach i zmusiłam go, aby spojrzał prosto w moje oczy.

- Nie przepraszaj już i nie musisz nic robić. Widzę, że żałujesz tego, co zrobiłeś, wybaczam ci i w sumie jedyne co możesz zrobić w tej kwestii, to po prostu zapomnij, dobrze? — kiwnął lekko głową, a ja wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę piersiową.

- Wiesz co? — spytał.

- Hm? — mruknęłam.

- Ja to naprawdę mam wyczucie czasu — Zaśmiał się, głaszcząc mnie po głowie. Podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi, dopiero gdy spojrzałam na jego cwany uśmieszek, wiedziałam już o, co mu chodziło. Byłam naga i wnioskując po jego minie, bardzo mu się to podobało.

Odsunęłam się od niego i sięgnęłam po ręcznik, owijając nim swoje ciało na wysokości piersi, robiąc mu w ten sposób na złość, jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać. Podszedł do mnie i objął mnie wokół pasa, kładąc swój pod brudek, na moim ramieniu.

- Nie raz widziałem cię nagą, jednak za każdym razem robisz na mnie tak samo dobre wrażenie — uśmiechnął się lubieżnie i oblizał swoje pełne wargi. Sięgnął po róg ręcznika i zaczął powoli zdejmować go z mojego ciała. Chciałam zaprotestować, ale uciszył mnie namiętnym pocałunkiem. Kontynuując swoje zajęcie, cały czas patrzył prosto w lustro, na którym widniało nasze odbicie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Gdy już pozbył się ręcznika z mojego ciała.

- Masz cudowne ciało — szepnął, a jego ciepły oddech sprawił, że moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zaczął powoli składać delikatne pocałunki na mojej szyi, ramieniu, a gdy odwrócił mnie przodem do siebie, zaczął całować moje piersi. Z moich ust zaczęły uciekać ciche jęki, odchyliłam lekko głowę do tyłu, napawając się przyjemnością, jaką mi dawał.

- Chodźmy do sypialni — wiedział, jak mnie rozpalić, doskonale wiedział co potrzeba kobiecie, żeby była cała jego. Znał każdy zakamarek mojego ciała i bezlitośnie to wykorzystywał, abym bez słowa sprzeciwu po prostu mu się oddała.

Po chwili podniósł mnie do góry, a ja owinęłam nogi wokół jego bioder, zarzucając dłonie na jego szyję. Wpiłam się w jego usta, od razu wślizgując swój język, między jego malinowe usta. Zaniósł mnie do sypialni i delikatnie położył na łóżku, zwisając nade mną.

- Kocham cię — wyszeptał, do mojego ucha delikatnie sczepiając nasze ciała...

środa, 5 marca 2014

Rozdział 2 (she's gone)

- Angelo Evans, wyj­dziesz za mnie? — słysząc jego pytanie, moje serce zabiło szybciej, czując, jak niemal podchodzi mi do gardła. Biłam się w myślach sama ze sobą. Z jednej strony nie chciałam się zgodzić, bo to sprawi, że jeszcze bardziej zaplącze się w nasz dziwny związek, a z drugiej, pół firmy wyczekiwało na moją odpowiedź razem z klękającym przede mną mężczyzną.

Owszem przyzwyczaiłam się do tego wszyst­kiego i mogłabym udawać dalej, ale ja nie chce, żeby moje życie tak wła­śnie wyglą­dało. Chce kochać, chce czuć te pie­przone motylki w brzu­chu, chce czuć dresz­cze, gdy dotknie mnie mój uko­chany, chce, żeby na jego widok moje serce zaczy­nało bić szyb­ciej. Ja nic takiego nie czuje, gdy całuje się z Richar­dem bądź się z nim kocham, a nie mam odwagi powiedzieć mu prawdę, ponie­waż boję się, jak on na to zareaguje. Kiedyś myślałam, że te wszystkie uczucia przyjdą z czasem, ale nie umiałam się dla niego zmienić.

- Tak — powiedziałam mimowolnie, a po pomiesz­cze­niu rozległo się kla­ska­nie i gło­śne okrzyki. Spoj­rza­łam się na Richarda, a na jego twa­rzy wid­niał sze­roki uśmiech szczę­ścia. Wycią­gnął pier­ścio­nek, wziął moją rękę i powoli wło­żył pier­ścio­nek na mój palec ser­deczny. Wstał, po czym mocno mnie poca­ło­wał, na początku nie oddawałam poca­łun­ków, dopiero gdy poczu­łam, jak przy­ciąga mnie do sie­bie, trzy­ma­jąc swoje dło­nie na moich ple­cach, ocknęłam się z zaist­nia­łej sytu­acji i zaczę­łam oddawać poca­łunki. Chciało mi się płakać, czułam się taka bez­silna. W końcu się ode mnie ode­rwał, posła­łam mu swój wymu­szony uśmiech, a on uśmie­chał się od ucha do ucha.

- Kocham cię — powie­dział, cału­jąc mnie w poli­czek.

- Ja też — odpar­łam od nie­chce­nia. Mia­łam już dość tego wszyst­kiego. Chcia­łam się położyć, zasnąć i obudzić się z myślą, że był to tylko bez­na­dziej­nych sen.

Gdy najbliższe mi osoby złożyły mi życzenia i podarowały prezenty, wspólnie usiedliśmy przy jednym stole, zajadając się czekoladowym tortem z aromatyczną kawą. Po niecałej godzinie każdy poszedł w swoją stronę, aby w końcu zacząć pracę. Ja również nie tracąc czasu, poszłam do swojego gabinetu, gdzie od razu zabrałam się do pracy.

Próbując stworzyć dom marzeń dla kolejnego klienta, nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Krzycząc, aby owa osoba weszła, w końcu się poddałam i odłożyłam ołówek na bok. Miałam dość niezdecydowanych ludzi, którzy zmieniają zdanie co wyglądu ich domu, by po chwili wrócić do starego pomysłu.

- Hej — usłyszałam, na co w końcu podniosłam głowę do góry, widząc przystojnego mężczyznę, który trzymał w ręku dokumenty. Był mojego wzro­stu ze śniadą skórą, brą­zo­wymi wło­sami i tego samego koloru oczami. Był bar­dzo przy­stojny.

- Cześć Travis — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. Uwielbiałam z nim pracować, bo samą swoją obecnością sprawiał, że się uśmiechałam bez większego powodu.

- Mam to, o co mnie prosiłaś — powiedział, kładąc dokumenty na moim biurku.

- Dziękuje — mruknęłam pod nosem, zaczynając przeglądać kartkę za kartką.

- Wszyst­kiego naj­lep­szego, mam nadzieję, że będziesz miała udane mał­żeń­stwo — jego słowa sprawiły, że oderwałam wzrok od zapisanych tuszem kartek i spojrzałam się na niego, nie wiedząc do końca, czy mu podziękować, czy się rozpłakać mówiąc mu prawdę.

- Dzię­kuje — odpowiedziałam, po czym wstałam z obrotowego krzesła i podeszłam do niego, dając mu część dokumentów.

- To możesz zabrać z powrotem — powiedziałam, pokazując na kartki w jego dłoni — A resztę wezmę — odparłam, widząc po chwili, jak Richard wchodzi do pomieszczenia, bez pukania.

Travis, będąc nieco zmieszany, pożegnał się ze mną i wyszedł z mojego gabinetu, zostawiając mnie z moim narzeczonym. Poczu­łam, jak oplata swoje dło­nie wokół mojej tali i kładzie brodę na moim ramie­niu. Odw­ró­ciłam głowę i ujrza­łam twarz Richarda, która nie mówiła nic dobrego, był zły i jed­no­cze­śnie zazdro­sny, bo Travis stał najwyraźniej zbyt blisko mnie.

- Co chciał? — powie­dział, przez zaci­śnięte zęby.

- Zło­żył mi życze­nia jak każdy inny i dał mi dokumenty, o które go prosiłam, nic wię­cej — odwróciłam się do niego przo­dem i zaczę­łam gładzić kciu­kiem po jego policzku, patrząc pro­sto w jego oczy, chcąc tym go choć tro­chę uspo­koić. Po chwili jego napięte mię­śnie roz­luź­niły się, a ja odetchnę­łam z ulgą.

- Wię­cej z nim nie rozmawiaj, teraz będziesz moja i nikogo wię­cej — wyszep­tał mi do ucha ostrym i zde­cy­do­wa­nym tonem. Po moim krę­go­słu­pie prze­szedł nie­przy­jemny dreszcz, a serce zaczęło bić szyb­ciej ze stra­chu, jaki we mnie pano­wał.

- Richard my pracujemy razem — nie chciałam, aby mną kierował. Nie byłam tego typu osobą, która potrafi się komuś podporządkować bez słowa sprzeciwu.

Od pewnego czasu, nasze relacje są jeszcze dziwniejsze niż były. Richard raz był spełnieniem marzeń dla każdej kobiety, a raz zachowywał się w stosunku do mnie tak, jakbym była tylko przedmiotem w jego rękach. Nie raz chciał mnie zdominować i pokazać kto tu rządzi, ale zawsze potrafiłam jakoś się wybronić. Choć czasem nie było to nic dobrego.

- To od dziś nie będziecie już razem pracować, bo nie pozwolę, żeby jakiś inny facet dotknął cię choćby pal­cem — wark­nął ostro, po czym zanu­rzył swoją doń w moje włosy i mocno pocią­gnął je do tyłu, na co gło­śno syk­nę­łam. Jak na zawołanie po moich policz­kach zaczęły spływać łzy, nie mogąc się powstrzymać od cichego szlochania. To była kolejna chwila, o którą sama się prosiłam.

- Doprowadź się do porządku — syk­nął jado­wi­cie i rzu­cił mnie jak jakąś szma­cianą lalką tak mocno, że aż upa­dłam. Odw­ró­cił się i wyszedł z mojego gabinetu, głośno trzaskając drzwiami.

Podniosłam się z podłogi i z głową spusz­czoną w dół poszłam do łazienki. Opar­łam dło­nie po obu stro­nach umywalki, mając głowę nadal skie­ro­waną ku dołowi. Pod­nio­słam ją powoli, a w lustrze zoba­czy­łam, że mia­łam roz­ma­zany maki­jaż, potar­gane włosy i czer­wone oczy od pła­czu, szybko odkrę­ci­łam zimną wodę, po czym nabra­łam ją w dło­nie i kilka razy prze­my­łam swoją twarz. Wytar­łam się ręcz­ni­kiem, po czym jakoś dłońmi uło­ży­łam swoje włosy.

Patrząc na swoje odbicie w lustrze, zastanawiałam się, dlaczego musiałam mieć takiego pecha w życiu. Richard, owszem zapowiadał się na wspaniałego partnera, ale w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że z tego nic nie będzie, było już za późno, bo on się we mnie zakochał, a ja z niewiadomych mi przyczyn nie umiałam powiedzieć mu prawdy. W dodatku dzisiejszy dzień pokazał mi, że sama pcham się na ostrze. Do tej pory zastanawiałam się, dlaczego się zgodziłam, aby zostać jego żoną.

Głośno wzdychając, wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego gabinetu. Usiadłam przy biurku i gdy chciałam już kontynuować rysowanie, coś mnie tknęło, aby odłożyć go na blat. Mój wzrok od razu przeniósł się na szafkę, w której trzymałam coś, co powinno mi w tym momencie pomóc. Wyciągając mały kluczyk ze swojej torebki, otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej butelkę whiskey. Nie kwapiąc się do tego, aby wyciągnąć szklankę, odkręciłam butelkę i pociągnęłam spory łyk, czując po chwili, jak całe moje gardło płonie.

Gdy na dworze zrobiło się już ciemno, a moja butelka była już pusta, stałam przed ogromną szybą, wpatrując się w oświetlone miasto. Nie miałam ochoty się stąd ruszać ani iść gdziekolwiek z Richardem, ale i tak wiedziałam, że jak tylko skończy pracę, przyjdzie tutaj i nie będę miała nic do gadania, zwłaszcza że byłam pijana.

W pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka, ale i tak nie odwróciłam się za siebie, bo doskonale wiedziałam kto to, zwłaszcza w momencie, kiedy owa osoba, objęła mnie w pasie, przyciągając moje ciało, jak najbliżej swojego.

- Coś się stało? — spytał, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.

- Nic się nie stało. Ty mnie tylko potraktowałeś jak jakąś rzecz — szepnęłam, czując, jak łzy napływają do moich oczu.

- Przepraszam — szepnął, a przez jego ciepły oddech na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Co się ze mną działo?

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 1 (she's gone)

- Kochanie wstawaj — czując, jak ktoś składa pocałunki na mojej szyi, powoli otworzyłam swoje oczy i ujrzałam uśmiechniętą twarz Richarda.

- Która godzina? — spytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Ósma rano, szykuj się, a śniadanie masz na stoliku — pocałował mnie w policzek, a następnie wyszedł z sypialni. W przeciwieństwie do mnie Richard był już gotowy i miał na sobie swój nienaganny garnitur, a ja miałam na sobie piżamę i wyglądałam, jak siedem nieszczęść mając rozczochrane włosy. Leniwie wstałam z łóżka i poszłam do garderoby, biorąc z niej ubranie na dzisiejszy dzień.

Po odprężającym prysznicu wytarłam swoje mokre ciało ręcznikiem, a następnie włożyłam na siebie sukienkę. Włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone w naturalnych lokach. Zrobiłam jeszcze makijaż, popsikałam się perfumami i byłam gotowa do kolejnego dnia udawania, że jestem szczęśliwa. Richard nie jest złym mężczyzną. Jest mi z nim dobrze, jednak bywają takie momenty, że mam ochotę usiąść w kącie i zacząć płakać z bezsilności. Uważałam, że każda inna dziewczyna byłaby z nim bardzo szczęśliwa, ponieważ mężczyzna, którego nie kocham, ma złote serce. Zrobiłby wszystko dla swojej ukochanej.

Kilka tygodni temu chciałam powiedzieć Richardowi prawdę. Zbierając się na odwagę kilka dni, w końcu to zrobiłam, jednak nie przypuszczałam, że ten dzień skończy się dla mnie boleśnie. Słysząc, że chcę od niego odejść, uderzył mnie w twarz, a ja wtedy zrozumiałam, że Richard oprócz swojego dużego serce ma też równie dużą wadę. Po tym, co zrobił, zaczął mnie od razu przepraszać. Powtarzał, że mnie kocha i nie chciał mnie uderzyć, że sam nie wie, dlaczego to zrobił. Od tamtego dnia zaczęłam uważnie obserwować Richarda i jego zachowanie, mając nadzieję, że dowiem się, dlaczego taki jest.

Wyszłam z sypialni i skierowałam się do kuchni, po której roznosił się zapach świeżo mielonej kawy. Richard stał właśnie przy kuchence i zalewał dwa kubki czarną cieczą. Podeszłam do niego i położyła dłoń na jego ramieniu, na co on od razu odwrócił wzrok na mnie.

- Zjadłaś śniadanie? - spytał z uśmiechem na twarzy i podał mi kubek z napojem. Biorąc od niego naczynie, od razu wzięłam jeden łyk, czując przyjemne ciepło w środku.

- Mhm — mruknęłam, delektując się cudownym smakiem kawy.

- W takim razie jedźmy już — powiedział i wziął z blatu kuchennego kluczyki do auta, kierując się w stronę wyjścia.

Zostawiając pusty kubek w zlewie, poszłam śladami Richarda, po drodze zakładając na swoje stopy buty. Będąc już na zewnątrz, poczułam, jak ciepły wiatr otula moje ciało, a śpiew ptaków przyjemnie drażnił moje uszy. Lato było zdecydowanie moją ulubioną porą roku.

Zamykając dom na klucz, włączyłam jeszcze dodatkowo alarm i wsiadłam do auta, gdzie czekał już na mnie Richard. Zapinając pasy bezpieczeństwa, po chwili włączyliśmy się w poranny ruch drogowy. W tle leciało cicho radio, a w powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę, ponieważ żadne z nas nie odzywało się ani słowem.

- Kochanie stało się coś? - odwróciłam głowę w kierunku szatyna, który wzrok miał skupiony na drodze, a jego prawa ręka spoczywała na moim udzie.

- Nic się nie stało — mruknęłam pod nosem, cicho wzdychając. Przez reszty drogi nie odzywaliśmy się do siebie, a gdy byliśmy już na miejscu, wysiadłam z samochodu jako pierwsza, idąc w kierunku naszej firmy. Prowadzimy razem firmę architektoniczną, która została stworzona z dwóch naszych małych firm, sprawiając, że teraz dysponujemy czymś naprawdę potężnym.

Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z numerem mojego piętra, w którym pracuje ja i moi pracownicy. Po kilku minutach wyszłam z windy i skierowałam się do mojego gabinetu, otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka.

- Co jest do cholery — szepnęłam sama do siebie. W pomieszczeniu było strasznie ciemno, a nie przypominałam sobie, żebym zasłaniała okna żaluzjami.

- Wszystkiego najlepszego! - nagle rozbłysło światło. Ludzie, z którymi pracowałam, uśmiechali się od ucha do ucha, niektórzy trzymali w rękach różne ciasta, albo sypali konfetti. Wyglądali przezabawnie, ponieważ każdy miał na głowie kolorową czapeczkę.

- Nie wiem, jak wam mam dziękować — do moich oczu napłynęły łzy szczęścia, a na ustach pojawił się szczery uśmiech.

- Nie musisz nam dziękować. To jego zasługa — odezwała się jedna z dziewczyn, kiwając głową na znak, żebym odwróciła się za siebie. Robiąc to, zobaczyłam Richarda, który trzymał w ręku małe pudełeczko i bukiet czerwonych róż. Podszedł do mnie i musnął moje usta, na co pracownicy naszej firmy zareagowali głośnym wiwatem.

- Wszystkiego najlepszego Angelo — podał mi bukiet kwiatów, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Wzięłam od niego kwiaty, patrząc prosto w jego oczy. Jednak nie zapomniał.

- Dziękuje — w podzięce pocałowałam go w policzek, uśmiechając się równie szeroko, jak on.

- To jeszcze nie koniec — nagle, moje serce zaczęło szybciej bić, gdy spojrzałam na małe czarne pudełeczko, które nadal trzymał w dłoni.

- Proszę wszystkich o uwagę! - krzyknął na cały gabinet, dzięki czemu ludzie od razu odwrócili się w naszym kierunku, wyczekując na dalszy ciąg wydarzeń. Klęknął przede mną na jedno kolano i otworzył przede mną pudełeczko. W środku znajdował się śliczny pierścionek zaręczynowy. Wszyscy nabrali powietrza z zachwytu, a żeńska część miała już łzy w oczach.

- Angelo Evans, wyjdziesz za mnie?

piątek, 14 lutego 2014

Prolog (she's gone)

Czy nie powinnaś dać mi szansy powiedzenia przepraszam? Też jestem człowiekiem, też 
czuję winę, moje wspomnienia są zamazane. 
Znikasz, nie mogę znieść tego niełatwego uczucia.
Chodźmy gdzieś, gdzie nie ma ludzi, chcę tylko być z tobą sam,
teraz nie możesz iść już nigdzie.
Jedyny grzech jaki mam, to miłość do ciebie.


Zwiastun