poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 8 (she's gone)

Szłam cały dzień. Wszystko mnie bolało, a najbardziej noga, która zdążyła mi już spuchnąć. Słońce grzało niemiłosiernie, a ja nadal nie wiedziałam końca drogi. Z czoła spływały krople potu, a w gardle czułam wyobrażalną suchość. Nie wiedziałam, ile tak jeszcze, będę musiała iść.

Ani razu nie zrobiłam postoju, bałam się, że on mnie znajdzie. Strach wygrywał za każdym razem, a ja szłam dalej. Miałam już dosyć, chciałam się poddać, ale powtarzałam sobie, że nie mogę się poddać, gdy tak daleko zaszłam. Nagle moim oczom zaczęły pojawiać się domy. Myślałam, że mam przewidzenia, ale potem zaczęłam dostrzegać jakichś ludzi.

Na moich ustach od razu pojawił się ogromny uśmiech i gdybym tylko mogła, zaczęłabym skakać z radości. Jakiś chłopak, który robił coś przy samochodzie, gdy tylko na mnie spojrzał, rzucił klucz, który miał w ręku i zaczął biec w moim kierunku.

- Co ci się stało? — chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, przez suchość, jaka panowała w moim gardle — Dasz radę iść, jeszcze kawałek? - spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. W tym momencie nie miałam już siły, a moje nogi uginały się pode mną. Po chwili poczułam, jak bierze mnie na ręce i w ślubnym stylu niesie mnie do swojego domu.

Był to mały domek jednorodzinny. Pomieszczenia były przytulne i ładnie urządzone. Położył mnie delikatnie na, jak podejrzewam swoim łóżku i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą, jednak po chwili wrócił, a w dłoni trzymał dwie butelki wody. Podał mi jedną, a ja wręcz wyrwałam mu ją z dłoni i wypiłam całą duszkiem. Chłopak stojący przede mną zaczął się śmiać z mojej zachłanności, gdy wyrwałam mu drugą butelkę wody, ale miałam to w dupie, najważniejsze było to, że właśnie zaspokoiłam swoje pragnienie.

- Tam masz łazienkę — wskazał palcem na białe drzwi, które znajdowały się w pomieszczeniu — Idź, weź letnią kąpiel, a ja przy drzwiach położę ci jakieś ciuchy, dobrze? - kiwnęłam twierdząco głową i z pomocą chłopak weszłam do łazienki.

Rozebrałam się z podartej już sukienki i wyrzuciłam ją do kosza. Powoli podeszłam do wanny i odkręciłam najpierw ciepłą wodę, a potem zimną. Gdy wanna było do połowy pełna, zakręciłam oba kurki i weszłam powoli do niej. Z moich ust uciekł pomruk zadowolenia, gdy moje ciało zanurzyło się w letniej wodzie.

Wzięłam gąbkę oraz jakiś żel do kąpieli. Otworzyłam go i nalałam go trochę na gąbkę. Był męski, ale nie przeszkadzało mi to, uwielbiałam takie zapachy. Gdy umyłam swoje ciało, zaczęłam myć włosy. Spłukałam się cała, słuchawką z powstałej piany, a następnie po dwóch upadkach do wody wyszłam z wanny i sięgnęłam po biały puchowy ręcznik, który zawiązałam sobie wokół piersi.

Otworzyłam drzwi i poczułam, jak na coś nadeptuje. Swój wzrok skierowałam w dół i jak się okazało, były to ciuchy, które miał dla mnie zostawić chłopak. Całkowicie o tym zapomniałam. Schyliłam się i wzięłam je do ręki, kierując się do dużego łóżka. Zdjęłam z siebie ręcznik, a następnie nałożyłam na siebie białe spodenki do koszykówki oraz czarną koszulkę. Wszystko było dla mnie o kilka rozmiarów za duże, ale teraz ani trochę mi to nie przeszkadzało.

Lubiłam od czasu do czasu nałożyć coś luźniejszego, a to było niemożliwe. Wszystkie sukienki były obcisłe i przylegały do mojego ciała. Gdy tylko pomyślałam o Richardzie. W moich oczach pojawiły się łzy i już po chwili utorowały sobie drogę po moim policzku, aż do brody, kapiąc na spodenki. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się, a w progu stanął chłopak, który mi dzisiaj pomógł. Do końca życia będę jego dłużniczką.

- Chcesz pogadać? — spytał, wyraźnie zmartwiony moim aktualnym stanem, ale ja tylko kiwnęłam przecząco głową, wymuszając na swoich ustach uśmiech — Dobrze. Chodź, pewnie jesteś głodna — podszedł do mnie i po raz drugi tego dnia wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju.

Zszedł ze mną po schodach, a potem otworzył drzwi i skręcił w lewo. Posadził mnie na jednym z krzeseł przy stole, a sam poszedł do kuchni i przyniósł stos naleśników i różnego rodzaju dżemy i sok pomarańczowy.

- Nie wiedziałem, jakie lubisz najbardziej, wiec wziąłem wszystkie, jakie miałem — powiedział, kładąc to wszytko na stole naprzeciwko mnie. Zaśmiałam się tylko krótko, co odwzajemnił i wzięliśmy się za jedzenie. Po skończonym posiłku chłopak wziął brudne naczynia i zaczął je myć. Chciałam mu pomóc, ale stanowczo zaprzeczył, mówiąc, że sobie poradzi. Gdy skończył zmywać, wziął szmatkę i zaczął w nią wycierać ręce, podchodząc do mnie.

- Trzeba zająć się twoją nogą — wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę w salonie. Podsunął jedną z puf i delikatnie położył moją nogę na niej.

- Jest złamana, ponadto przeszłaś zapewne szmat drogi, dzięki czemu, zamiast nosić gips cztery tygodnie, będziesz nosiła dwa miesiące — jęknęłam, niezadowolona odchylając głowę do tyłu, ale zaraz usiadłam prosto, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę.

- Skąd to wszystko wiesz? — spytałam, uważnie mu się przyglądając. Dopiero teraz zauważyłam jego czarne jak smoła włosy, brązowe oczy oraz dobrze zbudowane ciało.

- Studiuje medycynę — zaśmiał się i podszedł do jakiejś małej szafeczki, po czym wyciągnął z niej jakieś pudełko. Położył je na stoliku, po czym otworzył je, na sam widok tego, co znajdowało się w środku, myślałam, że zaraz zemdleje.

- Nie lubisz igieł, prawda? — spytał, domyślając się po moim wyrazie twarzy, że mimo tego, że jestem już dużą dziewczynką, wciąż tkwi we mnie ta mała, która boi się igieł. Kiwnęłam tylko twierdząco głową, przyglądając się dalszym poczynaniom chłopaka. Gdy rozpakował igłę i nabrał do niej jakiegoś przezroczystego płynu, zrobiło mi się słabo.

- Rozmawiajmy, wtedy nie będziesz o tym tak intensywnie myślała — kolejny raz pokiwałam głową, rozmyślając nad jakimiś pytaniami.

- Więc, jak masz na imię? — od czegoś trzeba było zacząć, a to pierwsze wpadło mi do głowy, gdy zauważyłam, jak kieruje igłę do mojej nogi.

- Nie bój się, to znieczulenie. Mam na imię Oliver, a ty? — nagle poczułam ukłucie, a na mojej twarzy wymalował się grymas.

- Angela — mruknęłam, pod nosem, czując niewyobrażalny ból, który rozprzestrzeniał się po mojej nodze.

- Spokojnie, nic nie będziesz czuła, kiedy będę nastawiał ci nogę — na ostanie słowa, moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Patrzyłam się na niego, jak na jakiegoś kosmitę, a on zaczął się śmiać, jakby dostał głupawki.

- Zabawna jesteś — stwierdził, kiedy wierzchem dłoni wycierał kąciki oczu z resztki łez.

- Bardzo zabawne. Ja tu cierpię, a ty się ze mnie nabijasz — oburzona, oparłam się plecami o kanapę, czekając na najgorsze.

- Nie gniewaj się na mnie — spojrzał na mnie oczami niczym kot z Shreka, na co zaśmiałam się głośno — Dobra, a teraz najlepiej zamknij oczy — zrobiłam to, o co mnie poprosił i czekałam na najgorsze, ale nic nie poczułam. Otworzyłam powoli jedno oko, a potem drugie i spojrzałam na Olivera, który bandażował mi nogę.

- I już? — spytałam głupio, a ten po raz kolejny zaśmiał się ze mnie.

- Tak, już — gdy owinął bandażem moją nogę, aż nad kolanem, przygotował jakąś białą maź, którą zaczął nakładać na moją nogę. Jak skończył, pochował wszystko na swoje miejsce i poszedł umyć ręce. Z ciekawości dotknęłam palcem wskazującym nogi, a owa maź zaczęła już powoli twardnieć — Pewnie po jakże bolesnym zabiegu, chcesz odpocząć co? — podniosłam głowę do góry, napotykając uśmiechniętą twarz Olivera.

- Bardzo śmieszne, wiesz? Nie chce leżeć, masz piwo? — miałam serdecznie dość wszystkiego i chciałam, choć na chwilę zapomnieć o tym całym gównie. Spojrzał na mnie w szoku, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Wiesz, pierwszy raz spotykam się z dziewczyną, która lubi piwo. Wiesz większość kobiet woli jakieś wymyślne drinki — odparł na jednym tchu, nadal mając oczy w wielkości pięciu złotówek.

- Nie znasz mnie i nie jestem taka jak reszta dziewczyn, więc mogę liczyć na to piwo? — spytałam, unosząc wysoko jedną brew. Potrząsnął lekko głową, po czym poszedł do kuchni. Ja w tym czasie podniosłam się i utykając, poszłam na tył domu.

Było tam naprawdę pięknie. Mnóstwo kwiatów, małe oczko wodne i w momencie, gdy mój wzrok zatrzymał się na huśtawce, od razu skierowałam się w jej stronę. Uwielbiałam je. Wtedy czuję się, jak bym miała z pięć lat i nie wiedziała nic o Bożym świecie, a to jest najpiękniejsze w tym wszystkim. Usiadłam na niej, po czym lekko się odepchnęłam, odchylając swoją głowę do tyłu. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w to, co mnie otaczało.

Moją błogą chwilę przerwał czyiś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Olivera, który trzymał w dłoniach dwie butelki piwa. Podał mi jedną i usiadł koło mnie na drugiej huśtawce. Oboje otworzyliśmy butelki, pozwalając, aby bursztynowa ciecz spłynęła do naszego żołądka. Również się odepchnął i obaj huśtaliśmy się, nie odzywając się do siebie ani słowem.

- Nie powiesz mi nic, prawda? - spytał, a ja pokiwałam przecząco głową, domyślając się, o co mu chodzi — Szkoda, twoja historia musi być cholernie ciekawa — westchnął, biorąc kolejnego łyka alkoholu — Nie codziennie ratuję na ulicy takie piękne kobiety jak ty — na ostanie słowa zakrztusiłam się piwem, które miałam w buzi, po czym się zaśmiałam.

- Jaka? To złudzenie optyczne, poza tym dawno nie słyszałam tak dennego tekstu — zaśmiał się z moich słów, nie odzywając się już więcej. Słońce właśnie zachodziło, dzięki czemu na niebie widniał przepiękny widok — Mógłbyś mi pomóc? Wiem, że już wystarczająco dużo mi pomogłeś, ale.... - niedane było mi dokończyć, ponieważ przerwał mi w połowie zdania.

- Nie przesadzaj. Mów czego potrzebujesz — westchnęłam, głośno i odwróciłam się w jego stronę.

- Mógłbyś mnie zawieść do domu? — spytałam, zagryzając dolną wargę.

- Jasne — odparł, od razu się zgadzając.

- Ale na prawdę? — wolałam się upewnić.

- Tak, na prawdę, a teraz, choć, bo robi się zimno, a jutro czeka nas podróż — kiwnęłam głową i wstałam pomału z huśtawki. Poczułam, jak Oliver kładzie swoją rękę na moim boku, chcąc mi tym sposobem pomóc dojść do domu. Położyłam swoją rękę na jego i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Weszliśmy do jego sypialni i położył mnie na łóżku.

- A ty? — czułam się niezręcznie, gdy zajmowałam jego łóżko.

- Spokojnie, prześpię się na kanapie — chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zdążył wyjść z pokoju. Przykryłam się kołdrą i rozmyślając, nad wszystkim, zasnęłam...

Na następny dzień zostałam obudzona przez Olivera.

- Wstawaj. Jest dziesiąta, a przypuszczam, że do twojego domu nie jedzie się pięć minut -kiwnęłam twierdząco głową, podnosząc się do pozycji siedzącej — Chcesz jakieś ciuchy? -pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam myśleć o ubraniach, chciałam być już w drodze do mojego domu, do rodziców — Dobrze, w takim razie chodźmy — pomógł mi zejść na dół, po czym wyszliśmy przed dom, kierując się do samochodu. Otworzył przede mną drzwi i pomagając mi wsiąść do środka, zatrzasnął drzwi, sam siadając na miejscu kierowcy.

Droga minęła nam w dobrej atmosferze. Dużo rozmawialiśmy, na wszystkie tematy, śmialiśmy się i nawet śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Zatrzymał się tuż przed moim domem, odpinając pas, co również i ja uczyniłam.

- Dziękuje, na prawdę, za wszystko. Gdyby nie ty.... -— nie dał mi dokończyć, ponieważ zatkał moje usta pocałunkiem, który nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłam. Ten pocałunek był naprawdę przyjemny. Nie taki jak Richarda. Na myśl o nim oderwałam się od chłopaka, uśmiechając się sztucznie.

- Nie ma za co. Mam nadzieje, że kiedyś się jeszcze spotkamy — uśmiechnął się, po czym opierają głowę o siedzenie, patrzył na mnie uważnie, chowając kosmyk moich włosów za ucho.

- Ja też mam taką nadzieję — odparłam, całkowicie szczerze. Chciałam go jeszcze spotkać na swojej drodze.

- Pomóc ci? — spytał, a ja podziękowałam, wysiadając z samochodu. Schyliłam się do otwartego okna, patrząc na jego uśmiechniętą twarz. Czy ten jego uśmiech zejdzie kiedyś z twarzy?

- Do zobaczenia — Oliver odpowiedział mi tym samym, a ja zamknęłam drzwi, po czym patrzyłam, jak odjeżdża, machając mu na pożegnanie. Gdy znikł mi z pola widzenia, odwróciłam się w kierunku budynku, głośno wzdychając.

Witamy w domu tak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz