- Angelo Evans, wyjdziesz za mnie? — słysząc jego pytanie, moje serce zabiło szybciej, czując, jak niemal podchodzi mi do gardła. Biłam się w myślach sama ze sobą. Z jednej strony nie chciałam się zgodzić, bo to sprawi, że jeszcze bardziej zaplącze się w nasz dziwny związek, a z drugiej, pół firmy wyczekiwało na moją odpowiedź razem z klękającym przede mną mężczyzną.
Owszem przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego i mogłabym udawać dalej, ale ja nie chce, żeby moje życie tak właśnie wyglądało. Chce kochać, chce czuć te pieprzone motylki w brzuchu, chce czuć dreszcze, gdy dotknie mnie mój ukochany, chce, żeby na jego widok moje serce zaczynało bić szybciej. Ja nic takiego nie czuje, gdy całuje się z Richardem bądź się z nim kocham, a nie mam odwagi powiedzieć mu prawdę, ponieważ boję się, jak on na to zareaguje. Kiedyś myślałam, że te wszystkie uczucia przyjdą z czasem, ale nie umiałam się dla niego zmienić.
- Tak — powiedziałam mimowolnie, a po pomieszczeniu rozległo się klaskanie i głośne okrzyki. Spojrzałam się na Richarda, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech szczęścia. Wyciągnął pierścionek, wziął moją rękę i powoli włożył pierścionek na mój palec serdeczny. Wstał, po czym mocno mnie pocałował, na początku nie oddawałam pocałunków, dopiero gdy poczułam, jak przyciąga mnie do siebie, trzymając swoje dłonie na moich plecach, ocknęłam się z zaistniałej sytuacji i zaczęłam oddawać pocałunki. Chciało mi się płakać, czułam się taka bezsilna. W końcu się ode mnie oderwał, posłałam mu swój wymuszony uśmiech, a on uśmiechał się od ucha do ucha.
- Kocham cię — powiedział, całując mnie w policzek.
- Ja też — odparłam od niechcenia. Miałam już dość tego wszystkiego. Chciałam się położyć, zasnąć i obudzić się z myślą, że był to tylko beznadziejnych sen.
Gdy najbliższe mi osoby złożyły mi życzenia i podarowały prezenty, wspólnie usiedliśmy przy jednym stole, zajadając się czekoladowym tortem z aromatyczną kawą. Po niecałej godzinie każdy poszedł w swoją stronę, aby w końcu zacząć pracę. Ja również nie tracąc czasu, poszłam do swojego gabinetu, gdzie od razu zabrałam się do pracy.
Próbując stworzyć dom marzeń dla kolejnego klienta, nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Krzycząc, aby owa osoba weszła, w końcu się poddałam i odłożyłam ołówek na bok. Miałam dość niezdecydowanych ludzi, którzy zmieniają zdanie co wyglądu ich domu, by po chwili wrócić do starego pomysłu.
- Hej — usłyszałam, na co w końcu podniosłam głowę do góry, widząc przystojnego mężczyznę, który trzymał w ręku dokumenty. Był mojego wzrostu ze śniadą skórą, brązowymi włosami i tego samego koloru oczami. Był bardzo przystojny.
- Cześć Travis — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. Uwielbiałam z nim pracować, bo samą swoją obecnością sprawiał, że się uśmiechałam bez większego powodu.
- Mam to, o co mnie prosiłaś — powiedział, kładąc dokumenty na moim biurku.
- Dziękuje — mruknęłam pod nosem, zaczynając przeglądać kartkę za kartką.
- Wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że będziesz miała udane małżeństwo — jego słowa sprawiły, że oderwałam wzrok od zapisanych tuszem kartek i spojrzałam się na niego, nie wiedząc do końca, czy mu podziękować, czy się rozpłakać mówiąc mu prawdę.
- Dziękuje — odpowiedziałam, po czym wstałam z obrotowego krzesła i podeszłam do niego, dając mu część dokumentów.
- To możesz zabrać z powrotem — powiedziałam, pokazując na kartki w jego dłoni — A resztę wezmę — odparłam, widząc po chwili, jak Richard wchodzi do pomieszczenia, bez pukania.
Travis, będąc nieco zmieszany, pożegnał się ze mną i wyszedł z mojego gabinetu, zostawiając mnie z moim narzeczonym. Poczułam, jak oplata swoje dłonie wokół mojej tali i kładzie brodę na moim ramieniu. Odwróciłam głowę i ujrzałam twarz Richarda, która nie mówiła nic dobrego, był zły i jednocześnie zazdrosny, bo Travis stał najwyraźniej zbyt blisko mnie.
- Co chciał? — powiedział, przez zaciśnięte zęby.
- Złożył mi życzenia jak każdy inny i dał mi dokumenty, o które go prosiłam, nic więcej — odwróciłam się do niego przodem i zaczęłam gładzić kciukiem po jego policzku, patrząc prosto w jego oczy, chcąc tym go choć trochę uspokoić. Po chwili jego napięte mięśnie rozluźniły się, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Więcej z nim nie rozmawiaj, teraz będziesz moja i nikogo więcej — wyszeptał mi do ucha ostrym i zdecydowanym tonem. Po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a serce zaczęło bić szybciej ze strachu, jaki we mnie panował.
- Richard my pracujemy razem — nie chciałam, aby mną kierował. Nie byłam tego typu osobą, która potrafi się komuś podporządkować bez słowa sprzeciwu.
Od pewnego czasu, nasze relacje są jeszcze dziwniejsze niż były. Richard raz był spełnieniem marzeń dla każdej kobiety, a raz zachowywał się w stosunku do mnie tak, jakbym była tylko przedmiotem w jego rękach. Nie raz chciał mnie zdominować i pokazać kto tu rządzi, ale zawsze potrafiłam jakoś się wybronić. Choć czasem nie było to nic dobrego.
- To od dziś nie będziecie już razem pracować, bo nie pozwolę, żeby jakiś inny facet dotknął cię choćby palcem — warknął ostro, po czym zanurzył swoją doń w moje włosy i mocno pociągnął je do tyłu, na co głośno syknęłam. Jak na zawołanie po moich policzkach zaczęły spływać łzy, nie mogąc się powstrzymać od cichego szlochania. To była kolejna chwila, o którą sama się prosiłam.
- Doprowadź się do porządku — syknął jadowicie i rzucił mnie jak jakąś szmacianą lalką tak mocno, że aż upadłam. Odwrócił się i wyszedł z mojego gabinetu, głośno trzaskając drzwiami.
Podniosłam się z podłogi i z głową spuszczoną w dół poszłam do łazienki. Oparłam dłonie po obu stronach umywalki, mając głowę nadal skierowaną ku dołowi. Podniosłam ją powoli, a w lustrze zobaczyłam, że miałam rozmazany makijaż, potargane włosy i czerwone oczy od płaczu, szybko odkręciłam zimną wodę, po czym nabrałam ją w dłonie i kilka razy przemyłam swoją twarz. Wytarłam się ręcznikiem, po czym jakoś dłońmi ułożyłam swoje włosy.
Patrząc na swoje odbicie w lustrze, zastanawiałam się, dlaczego musiałam mieć takiego pecha w życiu. Richard, owszem zapowiadał się na wspaniałego partnera, ale w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że z tego nic nie będzie, było już za późno, bo on się we mnie zakochał, a ja z niewiadomych mi przyczyn nie umiałam powiedzieć mu prawdy. W dodatku dzisiejszy dzień pokazał mi, że sama pcham się na ostrze. Do tej pory zastanawiałam się, dlaczego się zgodziłam, aby zostać jego żoną.
Głośno wzdychając, wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego gabinetu. Usiadłam przy biurku i gdy chciałam już kontynuować rysowanie, coś mnie tknęło, aby odłożyć go na blat. Mój wzrok od razu przeniósł się na szafkę, w której trzymałam coś, co powinno mi w tym momencie pomóc. Wyciągając mały kluczyk ze swojej torebki, otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej butelkę whiskey. Nie kwapiąc się do tego, aby wyciągnąć szklankę, odkręciłam butelkę i pociągnęłam spory łyk, czując po chwili, jak całe moje gardło płonie.
Gdy na dworze zrobiło się już ciemno, a moja butelka była już pusta, stałam przed ogromną szybą, wpatrując się w oświetlone miasto. Nie miałam ochoty się stąd ruszać ani iść gdziekolwiek z Richardem, ale i tak wiedziałam, że jak tylko skończy pracę, przyjdzie tutaj i nie będę miała nic do gadania, zwłaszcza że byłam pijana.
W pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka, ale i tak nie odwróciłam się za siebie, bo doskonale wiedziałam kto to, zwłaszcza w momencie, kiedy owa osoba, objęła mnie w pasie, przyciągając moje ciało, jak najbliżej swojego.
- Coś się stało? — spytał, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Nic się nie stało. Ty mnie tylko potraktowałeś jak jakąś rzecz — szepnęłam, czując, jak łzy napływają do moich oczu.
- Przepraszam — szepnął, a przez jego ciepły oddech na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Co się ze mną działo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz