piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 20 (kochaj i nie udawaj)

Powoli otwierając swoje oczy, usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka, a materac ugina się pod czyimś ciężarem. Powoli się podnosząc, odwróciłam głowę w prawą stronę, widząc mojego Pana.

- Dzień dobry Panie — powiedziałam cicho, mając głowę spuszczoną w dół. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Dziwnie się czułam i nie wiedziałam, co teraz przystoi mi robić i mówić, a co nie.

- Dzień dobry — odpowiedział głosem pozbawionym uczuć, a moje serce zaczęło szybciej bić - Jak się czujesz? — spytał, a ja podniosłam głowę do góry, widząc jego przystojną twarz. Był ubrany w elegancki czarny garnitur, a na jego białej koszuli jak zwykle spoczywał czarny krawat ze złotą spinką.

- Dobrze, Panie — odpowiedziałam cicho, przegryzając lekko swoją dolną wargę. Po chwili poczułam, jak moje policzki robią się czerwone, co nie sprawiło, że czułam się pewniej.

- Nie będzie mnie cały dzień. Do twojej dyspozycji będzie dzisiaj Roger — powiedział i wstał z naszego łóżka, kierując się w stronę wyjścia - Możesz go poprosić o wszystko, co będziesz chciała — jego słowa sprawiły, że byłam w lekkim szoku, a gdy chciałam coś powiedzieć, mój Pan mi przerwał - Ale wie, kiedy ci odmówić — dopowiedział i z uśmiechem na twarzy wyszedł z naszej sypialni, zostawiając mnie samą.

Głośno wzdychając, wstałam z łóżka i skierowałam się od łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Czułam się trochę dziwnie, mając na sobie bieliznę, a zwłaszcza ubrania, które nie składały się tylko z koszuli mojego Pana. Po raz pierwszy miałam zasłonięte nogi, obcisłymi spodniami, a bluzka na długi rękaw nie odsłaniała całego mojego dekoltu.

Ostatni raz patrząc na swoje odbicie w lustrze, wyszłam z łazienki i zeszłam na dół, gdzie na korytarzu czekał na mnie starszy mężczyzna, ubrany w garnitur.

- Dzień dobry — powiedział z uśmiechem na twarzy i ukłonił się lekko, co równało się, z tym że moje oczy znacznie się rozszerzyły, będąc w szoku.

- Dzień dobry — odpowiedziałam dosyć nieśmiało, nie wiedząc jak się do końca zachowywać i na co mogę sobie pozwolić.

- Śniadanie już na Panią czeka — odparł i zaprowadził mnie do jadalni. Była ogromna, co równało się, z tym że i stół był duży, będący w stanie pomieścić aż dwanaście osób.

Siadając przy jego szczycie, czułam się dziwnie, zwłaszcza że byłam sama, w ogromnym pomieszczeniu. Mimo wszystko zjadłam w ciszy, przygotowany dla mnie posiłek, po czym wyszłam z jadalni, chcąc znaleźć Rogera. Słysząc dobiegające dźwięki z kuchni, od razu skierowałam tam swoje kroki, widząc Rogera i starszą panią, z którą zawzięcie o czymś rozmawiał.

- Coś się stało Panno Lily? — spytał od razu, gdy tylko zauważył, że nie są sami. Kobieta, której nie znałam, aż się podniosła z barowego krzesła i składając ze sobą ręce z tyłu, ukłoniła mi się lekko, widząc po niej, że jest nieco przestraszona. Nie powiem. Podobało mi się to na swój sposób.

- Nie, nic się nie stało — odpowiedziałam, starając się, aby mój głos był przyjazny dla ucha - Chciałabym wyjść na spacer, więc... — powiedziałam, przegryzając lekko swoją dolną wargę, będąc nieco nieśmiała, prosząc go o cokolwiek.

- Och, tak oczywiście — opowiedział i poszedł ze mną w stronę drzwi wyjściowych, gdzie ubrałam na siebie ciepły płaszcz i kozaki. Gdy byliśmy gotowi, wyszliśmy z domu, a na dworze przywitał nas zimny podmuch wiatru. Mimo to nie zrezygnowałam ze spaceru, ponieważ myślałam o tym, jak tylko zobaczyłam śnieg za szybą, na lotnisku. Chciałam pójść na długi spacer, podziwiając spadające płatki śniegu.

Idąc wolnym krokiem po parku, rozglądałam się na wszystkie strony, będąc szczęśliwa jak małe dziecko. Roger, natomiast szedł kilka kroków za mną, nie będąc ani trochę wzruszony czymkolwiek. Jego mina nie wyrażała żadnych emocji, ani nawet z jego oczu nie można było nic wyczytać.

- Roger — zaczęłam, odwracając się w jego stronę, na co posłał mi pytające spojrzenie - Czy twój szef płaci ci za bycie takim ponurakiem? — spytałam, uśmiechając się przy tym lekko.

- Płaci mi za bycie jego lokajem, a nie dawno za pilnowanie ciebie. Chociaż uważam, że to bez sensu — odpowiedział, patrząc cały czas na mnie. Widać było, że mimo wszystko czuł się nieco swobodnie, w mojej obecności.

- Jak to bez sensu? — spytałam.

- Jesteś jego narzeczoną, poza tym nie masz piętnastu lat — wyjaśnił, na co zaśmiałam się krótko.

- Nie jestem jego narzeczoną. Jestem po prostu warta miliard dolarów i nie wybaczyłby sobie tego, gdyby coś mi się stało — powiedziałam z rozbawieniem i nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się do niego tyłem, co zapewne przyczyniło się to tego, że ominęła mnie jego zszokowana mina.

Po dwóch godzinach spaceru wróciliśmy do domu, gdzie został przygotowany dla mnie ciepły napój. Z gorącą cieczą w kubku, wspięłam się po schodach na sam szczyt, idąc do pokoju, w którym mój Pan trzymał mnóstwo książek. Wybierając jedną z nich, która mnie zaciekawiła, usiadłam na dużym fotelu i stawiając kubek obok na stoliku, otworzyłam książkę na pierwszej stronie.

Nim się obejrzałam, na dworze było już ciemno, a połowę książki miałam już za sobą. Była to cudowna historia dwójki ludzi, którzy stawiali swoją miłość na pierwszym miejscu. Bez reszty się w nią wciągnęłam, jednak gdy tylko usłyszałam głośny trzask drzwi, odłożyłam książkę na stolik i wyszłam z domowej biblioteki.

Stojąc na szczycie schodów, zdołałam usłyszeć, czyjeś ciężkie kroki oraz to jak niemal krzyczy, z kimś rozmawiając. Będąc ciekawa, zaczęłam schodzić w dół, jednak zatrzymałam się w połowie drogi, widząc mojego Pana, który rozmawiał przez telefon. Patrząc na niego, od razu można było zobaczyć, że był bardzo zły i nie podobały mu się słowa jego rozmówcy.

Mimo że wiedziałam, że nie powinnam tego robić, zeszłam najciszej, jak potrafiłam na sam dół, uważnie obserwując mojego Pana, który chodził w te i wewte po kuchni zdenerwowany tak jak jeszcze nigdy.

- Nie obchodzi mnie to. Zapłaciłem za nią miliard dolarów! — wywrzeszczał do telefonu, po czym rozłączył się i rzucił go na kuchenną wysepkę.

Co chwilę ciągnął za końcówki swoich włosów, chodząc zdenerwowany po całej kuchni, aż w końcu wyciągnął z lodówki butelkę przezroczystej cieczy i z drżącymi rękami próbował nalać sobie ją do szklanki. Wychodziło mu to nieudolnie, ponieważ nie mógł się uspokoić, co sprawiło, że rozlewał ją wszędzie wokół, tylko nie do przezroczystego szkła.

- Cholera — warknął pod nosem, po czym odstawił butelkę na blat, sięgając po ścierkę, którą zaczął wycierać rozlany alkohol.

Wychodząc z ukrycia, podeszłam do niego powoli i położyłam swoją dłoń na jego, sprawiając, że jego wzrok od razu powędrował na moją osobę. Bez żadnych słów, wytarłam za niego blat i nalałam trochę alkoholu do szklanki, widząc kątem oka, jak przez cały ten czas, nie spuszczał ze mnie swojego wzroku.

- Proszę — powiedziałam i podałam mu szklankę. Wziął ją ode mnie, a ja podeszłam do niego i biorąc jego oba policzki pokryte lekkim zarostem, w swoje dłonie, złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Gdy odsunęłam się od niego, przytuliłam się do jego klatki piersiowej, czując po chwili jedną jego ręka na moich plecach.

Zawartość szklanki wypił na raz i odstawił ją, po czym objął mnie i drugą ręką, przyciągając mnie do siebie, jak najbliżej się dało.

- Lily — zaczął, a ja odsunęłam się od niego lekko, uważnie mu się przyglądając.

- Tak? — spytałam cicho, patrząc prosto w jego oczy.

- Czy kiedykolwiek wcześniej widziałaś, tego mężczyznę, który cię wołał, albo tę kobietę, którą spotkaliśmy w parku? — spytał, na co pokręciłam przeczącą swoją głową - Na pewno? — zadał mi pytanie po raz drugi, jakby chciał mieć stuprocentową pewność, że mówię prawdę.

- Tak Panie. Nigdy ich przedtem nie widziałam — odpowiedziałam, z powrotem przykładając swoją głowę do jego klatki piersiowej. Przyjemnie było czuć, bijące od niego ciepło - Czy stało się coś poważnego? — spytałam, mając zamknięte oczy.

- Sądzę, że będziemy musieli na jakiś czas gdzieś wyjechać. Gdzieś, gdzie będziesz bezpieczna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz