piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 6 (she's gone)

Nie wiedziałam, czy minęło dopiero kilka dni, czy może kilka tygodni. Straciłam rachubę czasu. Byłam całkowicie odcięta od świata, więc nawet nie wiedziałam, jaka jest godzina. Siedziałam na łóżku, a nogi miałam podkulone, a całe moje ciało trzęsło się ze strachu. Miałam dość, nie wiedziałam ile jeszcze będę w stanie wytrzymać. Miałam na sobie ciągle tą pieprzoną suknię ślubną, która mi o wszystkim przypominała.

Byłam cała posiniaczona i obolała, nie miałam nawet siły się ruszyć. Richard codziennie mnie bił, nie mając nade mną najmniejszej litości. Nie ważne było to, czy krzyczałam, czy milczałam i tak każdego dnia przychodził i mnie bił bez żadnego powodu. Chwilami czułam się, jak tresowane zwierzę, które w pewnym momencie zacznie się bać i jednocześnie szanować swojego właściciela. Na samo wspomnienie z moich oczu poleciały łzy, torując sobie drogę przez moje policzki, na których widniał duży siniak.

Było mi zimno, cała się trzęsłam, a jedyne czym mogłam się przykryć, był cienki koc, którym nie mogłam w ogóle się ogrzać. Pościel oraz poduszki zostały zabrane przez Richarda, więc leżałam na samym materacu. Czułam, że zamarzam i mogłabym, przysiądź, że w pomieszczeniu było co najmniej jeden stopień na minusie. Nagle do pomieszczenia wszedł Richard z ohydnym uśmieszkiem na twarzy. Po tym, co mi zrobił, nie mogłam nawet na niego patrzeć. Czułam do niego wstręt i obrzydzenie. Moje uczucia do niego, moja nadzieja, wszystko runęło w przepaść. Jednak w moim sercu tliło się coś, jakieś uczucie, które nie powinno się tam znaleźć. Bałam się tego.

- Witaj kochanie — ze spokojnym głosem i uśmiechem na twarzy podszedł do mnie i usiadł koło mnie, głaszcząc jedną ręką mój policzek. Na sam jego dotyk wzdrygnęłam się, po czym z ledwością podniosłam rękę i zrzuciłam jego rękę z mojego policzka.

- I jak? Nauczyłaś się czegoś? — spytał, z wyraźnym niezadowoleniem w głosie, przez moje zachowanie.

- Richard... Ja — nie mogłam wydusić z siebie, choćby jednego sensownego zdania, mówienie sprawiało mi ogromną trudność.

- Spokojnie kochanie — przyłożył palec do moich ust na znak, żebym już nic nie mówiła. Nie miałam siły na nic. Czułam, że jestem wrakiem człowieka pozbawioną jakichkolwiek uczuć. Czułam się, jak by ktoś wyciągnął ze mnie, moją duszę.

- Sądzę, że jednak czegoś się nauczyłaś. Przygotowałem dla ciebie miejsce. Jest ciepłe i wygodne. Na pewno ci się spodoba — chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, czułam się, jakby ktoś, zabrał mi mój głos — Nawet się nie odzywasz, ale jest dobrze kochanie. To mi nie przeszkadza — pogłaskał mnie po włosach, po czym położył mnie na materacu, kładąc się koło mnie.

Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, a ja mogłam poczuć w końcu jakiekolwiek ciepło. W tej chwili nie obchodziło mnie, że jest jego, liczyło się tylko to, że poczułam się trochę lepiej. Byłam głupia, wtulając się w jego ciepły sweter który miał na sobie, ale ja już dłużej tak nie mogłam. Oplatając swoje dłonie, wokół jego klatki piersiowej, przymknęłam swoje oczy i na chwilę zapomniałam o tym, co się stało. Pragnęłam, aby wrócił do mnie Richard, w którym tak bardzo się zauroczyłam i wyjaśnił mi to swoje zachowanie, bo byłam niemal pewna, że jest jakaś tego przyczyna, a ja bym mu po prostu wybaczyła. Tak po prostu.

- Jestem szczęśliwy, wiesz? — wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz przez jego ciepły oddech — Bo jesteśmy razem. Już niczym się nie martw. Zostanę przy tobie. Wiecznie będę cię chronił — pogłaskał mnie po włosach, po czym wziął mój pod brudek, podnosząc go do góry tak, żebym patrzyła prosto w jego oczy — Uśmiechnij się — poprosił, jednak ja nie byłam w stanie tego zrobić. Sądzę, że już nigdy na moich ustach nie pojawi się uśmiech. Nie po tym, co przeszłam. Tylko on był w stanie mi pomóc — Proszę, uśmiechnij się dla mnie. Uśmiechnięta jesteś najładniejsza — Kłamał, wiedziałam to. Nie miałam pojęcia skąd przyszła mi taka myśl, ale byłam tego pewna. Moje oczy nagle zwilgotniały, a po chwili po moim policzku spłynęła pierwsza łza -Płaczesz? Dlaczego płaczesz? — nie odpowiedziałam, tylko jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nie mogłam się uspokoić, wpadłam w histerię. Po pewnym czasie trochę się uspokoiłam. Moje policzki były całe czerwone, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Po chwili obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, aż w końcu nie widziałam nic oprócz ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz