Zbierając odłamki szkła, zmarszczyłem lekko swoje brwi, widząc, jak kawałek czegoś białego, wystawało spod łóżka. Odkładając szkło z powrotem na dywan, sięgnąłem za ową rzecz, która okazała się dużą białą kopertą, adresowana do mojej żony. Widząc mały zielony znaczek w rogu kartki, moje serce na moment przestało bić. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mieściło mi się to w głowie, to musiała być jakaś pomyłka, moja żona nie zrobiłaby mi czegoś takiego.
Z drążącymi rękoma, zacząłem otwierać kopertę, która była już raz otwierana. Klej już tak mocno nie trzymał, poza tym była nieco podarta przy otwarciu. Wyciągnąłem pomału białą kartkę, jakby była tykającą bombą. Kiedy odłożyłem kopertę na dywan, rozłożyłem złożoną na pół kartkę, a moje przypuszczenia potwierdziły się w stu procentach. Miałem minimalną nadzieję, jednak oszukiwałem sam siebie. Stempel, jak treść listu mówił sam za siebie.
Ze łzami w oczach schowałem kartkę do koperty i odłożyłem ją na miejsce, tak jakby nic się nie stało, jakbym właśnie nie przeczytał najgorszej rzeczy w moim życiu. Pociągając cicho nosem, zacząłem na nowo zbierać odłamki szkła, mając w głowie cały czas ten cholerny list. Ona nie mogła tak po prostu to zrobić. Moja Grace była silną kobietą, przez całe życie miała pod górkę, więc dlaczego poddawała się w chwili kiedy powinna dawać z siebie wszystko i się nie poddawać?
Kiedy po potłuczonej lampce nocnej nie było śladu, wyrzuciłem odłamki szkła do kosza i uprzednio wycierając wierzchem dłoni, łzy, wyszedłem z sypialni, wracając do dziewczyn, których nie zastałam w salonie. Marszcząc swoje brwi, mój wzrok po chwili padł na otwarte drzwi balkonowe i na widok jaki zastałem na naszym ogródku. Widziałem moją żonę, która dzięki pomocy mojej siostry, stawiała pomału krok za krokiem, szeroko się przy tym uśmiechając. Zawzięcie o czymś rozmawiały, a na moje usta wkradł się uśmiech, widząc coś, co od dawna chciałem zobaczyć.
Nie chcąc im przeszkadzać, wziąłem małego Kevina i poszedłem z nim do góry, gdzie, zanim wszedłem do pokoju, do którego dawno nie wchodziłem, wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym nacisnąłem klamkę, wchodząc do środka. Stojąc w drzwiach i patrząc na łóżeczko, które stało niemal na środku pomieszczenia, do moich oczu zaczęły napływać łzy. Kiedyś był to pokój mojej małej córeczki, jednak gdy pewnego dnia odeszła z tego świata, moja żona, będąc w rozpaczy, większość jej rzeczy po prostu się pozbyła i wyniosła wszystko na strych. Jedyne co zostało to łóżeczko i meble oraz trochę zabawek. Twierdziła, że tak będzie najlepiej, bo inaczej pewnego dnia by zwariowała, trzymając cały czas w swoich dłoniach jej ubranka. Chciała, jak najszybciej pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia, który nie dawał jej spokoju.
Nosidełko położyłem na podłogę i wziąłem Kevina na ręce, po czym włożyłem go do łóżeczka i przykryłem kołdrą, na co tylko cicho zamruczał, będąc nadal pogrążony we śnie. Uśmiechnąłem się do niego i ostatni raz na niego zerkając, wyszedłem z pokoju i wróciłem do salonu, gdzie akurat moja siostra z żoną, wracały do środka. Zdając sobie sprawę z mojej obecności, obie zachichotały na mój widok, na co ja jedynie przewróciłem oczami z uśmiechem na twarzy, bo domyślałem się, że musiały mnie obgadywać. Nie przeszkadzało mi to dopóki moja siostra wykorzystywała to, aby Grace była uśmiechnięta i nie myślała ciągle o tym, co ją spotkało. Rachel zawsze potrafiła wygrzebać z przeszłości jakieś kompromitujące zdarzenia z mojego dzieciństwa.
Gdy nastał wieczór, moja siostra poszła do Kevina, a ja z moją żoną poszliśmy do sypialni, gdzie pomogłem jej wejść do łazienki i usiąść na brzegu wanny. Mając swoje dłonie nadal wokół jej pasa, cały czas wpatrywałem się w jej piękne błękitne oczy, które mimo wszystko nie straciły tego tajemniczego blasku. Uśmiechałem się i po prostu patrzyłem prosto w jej oczy, czując się przez chwilę tak, jakby moja żona nie miała raka. Nowotworu, który nie długo mi ją zabierze.
- Kocham cię — szepnąłem i na chwilę przymknąłem swoje oczy, opierając swoje czoło o jej czoło.
- Też cię kocham Christianie — odpowiedziała, niemal, że szeptem, kładąc swoją chudą dłoń na mój policzek.
- Pomóc ci? — spytałem, całując ją delikatnie w nos.
- Dam sobie radę — odpowiedziała, będąc pewna swoich słów.
- Na pewno? — dopytałem, na co w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową.
Odkręciłem kurek z ciepłą wodą, a następnie zacząłem pomału zdejmować z niej piżamę. W momencie, kiedy pozbyłem się jej górnej części, nie mogąc się oprzeć, naparłem na jej wargi swoimi, mocną ją całując. Po chwili oddała mój pocałunek, czując, jak się uśmiecha. Składając jeszcze kilka pocałunków na jej ustach, odsunąłem się od niej i po omacku zakręciłem korek, nie odrywając od niej wzroku. Uśmiechała się, a jej oczy wręcz błyszczały. Ściągając z niej również i dolną część piżamy, złapałem ją w pasie, jak i pod kolanami i ostrożnie włożyłem do wanny, całując ją jeszcze w policzek.
- Zostawię cię samą, ale zostawię otwarte drzwi, jakbyś potrzebowała pomocy, po prostu mnie zawołaj, dobrze? - w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową, a ja wyszedłem z łazienki, kierując się do kuchni, gdzie biorąc napój dla Grace, wróciłem do sypialni. Usiadłem na łóżku, a napój postawiłem na nocną szafkę, po czym położyłem się na plecy, głośno wzdychając. Patrząc się w biały sufit, mój w miarę dobry humor dzisiejszego dnia ot, tak po prostu zniknął...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz