W mojej głowie panowała istna walka o to, czego chciałam a czego się, bałam. Oddawałam jego pocałunki, bo tego chciałam, ale moja podświadomość mówiła mi jak chore, jest to co właśnie, robię. Na początku przeżywałam coś strasznego. Te cienie i głosy były nie do wytrzymania. Z każdym kolejnym dniem wariowałam coraz bardziej, nie kontrolując tego i mając przed oczami to, co działo się ze mną przez te wszystkie lata.
Pewnego dnia poczułam coś bardzo dziwnego i chciałam zmienić wszystko, aby nie żyć w ten sposób, gdy jestem wolna od potwora. Przez cały rok Jason jeszcze bardziej starał się mi pomóc niż na początku. Codziennie przychodziła do mnie Pani psycholog, która mi pomagała i byłam tego bardzo pewna, co sprawiało, że przez chwilę czułam się naprawdę szczęśliwa, aż do pewnego dnia, kiedy to wszystko do mnie powróciło.
Dostałam szału i skrzywdziłam Jasona, z czym źle się później czułam. Trafiłam do szpitala psychiatrycznego, gdzie uświadomiłam sobie, że tak będzie już zawsze. Raz będę chciała pozbyć się demona, który we mnie siedzi, a raz będę chciała go pobudzić, aby zabić każdego, kto chciałby mnie skrzywdzić, choć tak naprawdę nie będzie miał takiego zamiaru.
Ostatni raz całując mnie w policzek, przytulił mnie i po krótkim czasie wyszedł z pokoju, życząc mi dobrej nocy. Gdy tylko drzwi się zamknęły od razu, poszłam do łazienki, gdzie umyłam dokładnie swoje ciało kilka razy z trzęsącymi się rękoma. Wiedziałam jedno. Musiałam z tym walczyć, mimo że wiedziałam, że nie dam rady, że jestem na przegranej pozycji. Choć tak naprawdę moja walka o cokolwiek jest gówno warta. Nigdy nie będzie dobrze.
Gdy się umyłam, nałożyłam na siebie piżamę i wyszłam z łazienki od razu, zakopując się pod kołdrę, niemal od razu zasypiając. Słowa, szepty, i te ciężkie kroki prześladowały mnie dzisiejszej nocy. Czułam wręcz jakby mój potwór, był w tym samym pomieszczeniu co ja i robił to, co ostatniej nocy w moim prawdziwym domu.
Nagle obudziłam się ze stłumionym krzykiem, głośno oddychając. Gdy tylko złapałam oddech, moje usta wygięły się w małym uśmieszku. Jak gdyby nigdy nic wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Starając się być jak najciszej, wyszłam z pokoju, a potem zeszłam po schodach i wyszłam z domu, po drodze biorąc niezbędną dla mnie rzecz w tej chwili.
Idąc ciemnymi uliczkami miasta, zmierzałam do obranego przeze mnie celu i wiedziałam, że to będzie długa noc, która sprawi, że zrobię krok ku przepaści, z której nie będzie już powrotu.
***
Leżąc na łóżku i opierając się o ścianę za nim, miałem przed sobą dokumenty ze szpitala, a nad nimi list. Czytałem chyba setny raz zgrabne pismo Pani psycholog, jakby to miało w czymś pomóc. Prawda była nieco brutalna, a ja nie mogłem się z nią pogodzić. Może i posłuchałbym się tej kobiety, ale w tamtym momencie nie wyobrażałem sobie, abym zrobił coś innego niż zabranie Alice do siebie.
Przykro mi Jason, ale Alice ma rozdwojenie jaźni, lecz nieco inne niż u większości przypadków. Będzie pamiętała to, co zrobiła, będąc pod wpływem swojego drugie ja, ale nie będzie w stanie kontrolować swoich czynów. Będzie jej się wydawać słuszne, a zarazem dobre to, co będzie robić, jednak gdy wróci do siebie prawdopodobnie, dopadną ją wyrzuty sumienia nie, rozumiejąc, dlaczego tak postąpiła, a nie inaczej. Będzie chciała walczyć, próbować nad tym zapanować, ale nie będzie w stanie tego zrobić. Będzie musiała nauczyć się z tym żyć, a ty jako osoba, która podjęła się opieki nad nią, będziesz, musiał starannie dobierać słowa i myśleć nad tym, co będziesz chciał zrobić, nawet jeśli będziesz chciał tylko ją dotknąć. Pamiętaj, że nawet gdy jest normalna i wydaje ci się, że dobrze robisz w każdej chwili jej drugie ja, może się ujawnić. Życzę ci dużo szczęścia Jason. Przyda ci się, chociaż nadal uważam, że powinna zostać pod opieką lekarzy, którzy się na tym znają, nawet jeśli będzie musiała być w szpitalu do końca życia. Nic dobrego nie wyniknie z twojej upartości. Kiedy zdarzy się coś złego, przypomnij sobie moje słowa. Pewnego dnia będziesz żałował, że podjąłeś taką, a nie inną decyzję, bo wiem, jakie jest jej drugie ja. I to nie jest ta biedna przestraszona dziewczynka, która chowa się po kątach. Jest z niej niezła suka i radzę ci uważać...
***
Stojąc przed budynkiem, który był średniej wielkości, uważnie przyglądałam się jednemu z wielu okien, w którym widać było zapalone w środku światło. Po chwili zgasło, a ja wiedziałam, że mogę w końcu wejść do środka. Wejście do tego budynku było tak banalnie proste, że aż chciało mi się śmiać. Wystarczyło tylko pchnąć lekko drzwi.
Będąc już w środku, od razu weszłam na górę po schodach, wchodząc do jednego z wielu pokoi. Rozglądając się po pomieszczeniu, zaczęłam szukać po szufladach i półkach interesujących mnie rzeczy. Gdy w końcu miałam to, co chciałam, stanęłam przed dużym lustrem i uśmiechnęłam się lekko, zaczynając się rozbierać.
Stojąc w samej bieliźnie, sięgnęłam po przygotowaną wcześniej krótką falowaną spódniczkę i nałożyłam ją na siebie tak jak i bluzkę z dużym dekoltem i pończochy z koronką. Następnie biorąc dwie czarne gumki do włosów, zrobiłam sobie dwie kitki po bokach i mocny makijaż, będąc w pełni zadowolona ze swojego dzieła. Nakładając jeszcze na swoje stopy szpilki, wyszłam z pomieszczenia, zmierzając do innego pokoju.
Nawet nie myśląc nad tym, aby zachować ciszę, weszłam do środka i podeszłam do łóżka, mając nadzieję, że stukot butów obudzi osobę leżącą na łóżku. Stojąc przed łóżkiem, cierpliwie czekałam, aż oczy tej osoby się otworzą, aż w końcu to się stało.
Uśmiechając się, najładniej jak umiałam, wolnym krokiem podeszłam jeszcze bliżej mebla, by móc w pełni zobaczyć twarz mężczyzny, który na mój widok uśmiechnął się lubieżnie, badając swoim wzrokiem całe moje ciało.
-Widzę, że w końcu zmądrzałaś - powiedział, na co zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Stęskniłeś się za mną tatusiu? - spytałam niewinnym głosem i zaczęłam wodzić ręką po jego niezakrytym przez kołdrę ciele.
-Tatuś się za tobą bardzo stęsknił. Był bardzo samotny przez ten rok - widząc, że chciał wstać, powstrzymałam go, kładąc rękę na jego klatce piersiowej.
-Spokojnie tatusiu. Twoja córeczka się tobą zajmie i przeprosi za to, że była tak bardzo niegrzeczna - wyszeptałam i mocniej pchnęłam jego ciało, aby w końcu się położył. Następnie usiadłam na nim okrakiem, patrząc prosto w oczy - Podoba ci się, jak wyglądam, tatusiu? - spytałam, przypominając sobie, jak kiedyś kazał mi nakładać to, co chciał i robić różne obrzydliwe rzeczy.
-Och, bardzo mi się podoba to, jak wyglądasz córeczko - odpowiedział, niemal śliniąc się na mój widok - Mam przez to ochotę zabawić się z moją małą córeczką - powiedział i oblizał swoje usta, jakby już sobie wyobrażał to, co ze mną zaraz zrobi.
-Masz ochotę mnie zerżnąć tatusiu? - spytałam niewinnie, mimo że doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Chciał znowu mi to zrobić, ale tym razem będzie inaczej.
-Tak i to bardzo - odpowiedział i jęknął, gdy tylko lekko poruszyłam swoimi biodrami.
-Zamknij oczy tatusiu i rozluźnij się trochę. Twoja córeczka zaraz się tobą zajmie - wyszeptałam wprost do jego ucha, a on grzecznie mnie się posłuchał i zamknął oczy.
Błądząc rękoma po jego ciele, w międzyczasie rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co może mi się teraz bardzo przydać. W końcu dostrzegłam na szafce nocnej obok łóżka butelkę po alkoholu, od razu po nią sięgając. Trzymając w ręku butelkę, drugą ręką nadal błądziłam po jego ciele, aby niczego się nie domyślił, aż w końcu złapałam butelkę dwoma rękoma i zamachnęłam się najmocniej, jak potrafiłam, uderzając go w głowę. W efekcie butelka rozbiła się, ale mój kochany tatuś stracił przytomność.
Wstałam z łóżka i złapałam go za nogi, zwalając go na podłogę. Ciągnąc go na korytarz, ułożyłam jego ciało na szczycie schodów i ot, tak po prostu go zepchnęłam, nie kwapiąc się do tego, aby go schodek po schodku zaciągnąć na sam dół. Schodząc na dół, ponownie złapałam go za nogi i zaciągnęłam prosto do piwnicy.
Zostawiając jego ciało na zimnym i wilgotnym betonie, zaczęłam szperać w kartonach. Wyciągnęłam z nich kilka haków oczkowych i gruby, długi sznur. Znajdując jeszcze odpowiednie narzędzie, zaczęłam montować haki w odpowiednich miejscach. Gdy skończyłam, wyciągnęłam spod spódniczki nóż, który wzięłam z domu Jasona i ucięłam sobie kilka kawałków sznura. Biorąc je, podeszłam do jakże kochanego tatusia, który przez całe swoje pierdolone, życie wspaniale zajmował się swoją córeczką i związałam mu ręce nad jego głową.
Chciałam jeszcze związać mu nogi, ale stwierdziłam, że jeszcze na to nie pora. Ciągnąc go bliżej haka, którego przymocowałam w suficie, związałam jeszcze raz jego ręce sznurem, jaki mi został po odcięciu kilku kawałków i przełożyłam go przez dosyć duże oczko haka. Gdy sznur znajdował się po drugiej stronie, zaczęłam mocno ciągnąć za sznur, aby ciało najlepszego pod słońcem tatusia swobodnie mogło zwisać.
Wiążąc sznur na zamocowanym w podłodze haku, odetchnęłam z ulgą, bo sukinsyn ważył chyba kilka ton za dużo. Biorąc zostawione kawałki sznura, związałam jego nogi do kolejnych dwóch haków zamontowanych w podłodze w taki sposób, że jego nogi były teraz w rozkroku. Będąc zadowolona ze swojego dzieła, zaczęła rozglądać się za jakimś krzesłem, które po chwili znalazłam, jak i niewielkiej wielkości stół.
Wszystko było stare i spróchniałe, ale w tamtym momencie wcale mnie to nie obchodziło. Na stół położyłam nóż, a obok niego duże nożyce do strzyżenia żywopłotu, które użyje, jeżeli moja wyobraźnia na to pozwoli. Uważając jednak, że mam zbyt mało narzędzi po raz kolejny zaczęłam grzebać w kartonach.
Z niemałym uśmieszkiem na twarzy przyglądałam się narzędziom, jakie leżały równo koło siebie na stole, nie mogąc się wręcz doczekać, kiedy ich użyje. Każde po kolei. Siadając na krześle, cierpliwe czekałam na to, aż się obudzi, przyglądając się bardzo uważnie. Po zaledwie pięciu minutach moja cierpliwość się skończyła i nalałam do starego wiadra wodę z kraniku zamocowanego w ścianie. Następnie podeszłam do tatusia i wylałam całą zawartość na niego.
W efekcie stało się to, czego oczekiwałam. Obudził się, będąc, w dużym szoku. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, a gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że jest przywiązany, zaczął się mocno szarpać, jakby miało mu to w czymś pomóc. W końcu jego wzrok padł na mnie, kiedy postanowiłam wygodnie rozsiąść się na krześle.
-Cześć tatusiu. Wygodnie ci? - spytałam z udawanym przejęciem, że jednak może być mu niewygodnie.
-Rozwiąż mnie szmato! - wrzasnął, patrząc na mnie z mordem w oczach.
-Teraz jestem szmatą? - spytałam, jakby nie dowierzając - Już nie jestem twoją córeczką? - spytałam i wstałam z krzesła, zaczynając do niego podchodzić - I co? Nadal masz ochotę mnie zerżnąć? - zadałam kolejne pytanie, ale mój tatuś nie był na tyle inteligenty, aby na nie odpowiedzieć, tylko na nowo zaczął na mnie wrzeszczeć, że aż biedaczek się opluł.
-Jesteś chora! Masz mnie puścić, rozumiesz?! - na jego słowa zaśmiałam się głośno i podeszłam do niego, jak najbliżej się dało.
-Podobno po rodzinie nic nie ginie tatusiu. To twoja wina. Nie jesteś ze mnie dumny, że jestem taka jak ty? - nigdy nie był ze mnie dumny, nigdy też nie był ze mnie zadowolony, jakby żałując, że w ogóle mnie spłodził i pojawiłam się na tym świecie. Zawsze byłam dla niego małym robakiem, którego mógł sobie przez przypadek cały czas deptać. Kiedy mama jeszcze żyła, nie było tak źle. Zawsze mnie broniła, ale i tak bolało to, jak traktował mnie jak zło ostateczne. Pamiętam, jak pewnego dnia chciał mnie zabić, ale mu się to nie udało, ponieważ moja matka obroniła mnie swoją własną piersią. Od tamtego momentu wszystko się zaczęło.
-Zemsta jest moja - wyszeptałam prosto do jego ucha, po czym podeszłam do stolika, mając w dupie jego wrzaski i przekleństwa skierowane do mojej osoby. Patrząc na te wszystkie narzędzia, nie mogłam się zdecydować, które najpierw wybrać - Jak myślisz tatusiu? Od czego powinnam zacząć? - spytałam, ale po raz kolejny nie dostałam sensownej odpowiedzi.
Wypowiadając pod nosem wyliczankę, w końcu zdecydowałam się na nóż. Wzięłam go i podeszłam do niego, zaczynając delikatnie wodzić ostrzem po jego policzku, w którym w końcu mocno wbiłam ostrze, zaczynając powoli robić głębokie i długie cięcie.
Wrzeszczał i szarpał się, co przynosiło mi ogromną ulgę. Patrzałam, jak cierpiał i błagał o litość, co było wspaniałym widokiem. Gdy jego policzek był wystarczająco poharatany, zjechałam nożem nieco niżej i tym razem rozcięłam jego brzuch, a potem zajęłam się jego nogami.
-Sprawie, że będziesz wyglądał ślicznie tatusiu. Tak jak twoja córeczka - odłożyłam nóż i sięgnęłam po jakąś puszkę z jedzeniem w środku i wsmarowałam je w jego rany. Wrzasnął na całe gardło, na co jedynie się zaśmiałam. Nie musiałam czekać długo na to, aby jego nogi spuchły i były dwa razy grubsze.
-Ty pierdolona szmato - wysapał, na co prychnęłam i ponownie podeszłam do stolika, tym razem biorąc w swoje ręce łom. Gdy to zobaczył, zaczął wzywać pomoc.
-Nikt cię nie usłyszy tatusiu. Zaufaj mi. Kiedyś próbowałam, pamiętasz? - gdy byłam naprzeciwko niego, włożyłam łom w jego ranę, na co zaczął po raz kolejny wrzeszczeć - Jesteś nudny tatusiu. Nic tylko wrzeszczysz z bólu, a przecież to tak nie boli, nie? Dla odmiany powiedź, jak bardzo kochasz swoją córeczkę - powiedziałam, oczekując odpowiedzi, jednak nic takiego nie usłyszałam -No powiedź! - wrzasnęłam.
-Kocham cię córeczko - wysapał, nie mogąc wciąż pozbierać się z bólu. Cały się trząsł, a zarazem próbował się wydostać, szarpiąc za liny.
-Grzeczny tatuś, chociaż nie wcale taki grzeczny. Wydostałeś się z więzienia, prawda? Nie wolno jest tak uciekać. Trzeba cię teraz za to ukarać - rzucając łom na podłogę, podeszłam po raz kolejny do stolika, tym razem wybierając duże nożyce do strzyżenia żywopłotu - Co powiesz na małą kastrację? - moje słowa sprawiły, że od razu jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a on sam cały się miotał, chcąc za wszelką cenę się wydostać.
-Błagam, nie. Przepraszam cię córeczko - jego żałosne błagania i przeprosiny nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
-Nie uważasz, że za późno jest już na przeprosiny? Było pomyśleć dwa razy, zanim mnie zgwałciłeś i biłeś, torturowałeś przez te wszystkie lata - ostatnie słowa wyszeptałam i podeszłam do jego wiszącego ciała, bez jakichkolwiek zahamowań obcinając najpierw jego bieliznę, a potem jego kochanego przyjaciela. Rzucając nożyce na podłogę, podniosłam jego penisa i włożyłam go do jego buzi.
Stojąc, ze stoickim spokojem patrzyłam, jak krew tryska na wszystkie strony, jak miota się i jak wrzaskiem próbował coś wskórać. W pewnym momencie wypluł kawałek swojego przyjaciela, na co mimowolnie się zaśmiałam.
-Co? Nie smakuje ci? - spytałam przez śmiech.
-Wal się suko! - na jego słowa przekręciłam teatralnie oczami. Przez ostatnie pół godziny nie umiał wymyślić nic innego, aby mnie obrazić.
-Mam już dość. Poza tym jesteś okropnie nudnym tatusiem. Nie umiesz bawić się ze swoją córeczką. Do zobaczenia w piekle tatusiu - mówiąc to, odwróciłam się na pięcie i wolnym krokiem zaczęłam wychodzić z piwnicy, po drodze zabierając ze sobą nóż z domu Jasona.
Zamykając drzwi od piwnicy, ruszyłam schodami na górę, po chwili znajdując się na korytarzu, zamykając kolejne drzwi prowadzące na dół. Z uśmiechem na ustach, przeszłam przez salon, aż w końcu wyszłam z domu, idąc w stronę domu Jasona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz