Byłem istnym kłębkiem nerwów. Nie mogłem się uspokoić i zacząć myśleć nad tym, jak znaleźć Alice, aby chociaż dowiedzieć się co Pani psycholog chcę z nią zrobić. Próbowałem różnych sposobów, ale żadne moje starania nie przyniosło rezultatów. W mojej głowie siedziała tylko ta śliczna dziewczyna o czarnych jak smoła włosach i uśmiechem, który roztopiłby każde serce pokryte lodem. Źle czułem się, z tym że była z dala ode mnie. Chciałem mieć ją przy sobie, aby nie czuć już tego nieprzyjemnego uczucia. A czas, jaki płynął, wcale mi nie pomagał. Z każdym kolejnym dniem czułem się coraz gorzej, a te dni przerodziły się w tygodnie. Aż w końcu minął równy miesiąc, a na ekranie mojego telefonu pojawiła się wiadomość, która sprawiła, że nie chciałem zwlekać ani sekundy dłużej. W końcu dowiedziałem się, gdzie jest Alice.
Nie powstrzymywałem się od coraz to szybszej jazdy samochodem. Nie obchodziła mnie sygnalizacja świetlna czy znaki drogowe. Jechałem tak, jakby specjalnie dla mnie zamknęli wszystkie drogi prowadzące do Alice. Nie wiedząc, nawet kiedy, znalazłem się przed dużym białym budynkiem, do którego niemal natychmiast wszedłem, gdy tylko zgasiłem silnik samochodu.
Wspiąłem się po schodach na trzecie piętro. Nie chciałem tracić czasu na windę, ponieważ wierzyłem, że ten sposób będzie znacznie szybszy i nie sprawi, że zniszczę coś na mojej drodze z frustracji. Idąc różnymi korytarzami, jak w prawdziwym labiryncie w końcu stanąłem przed ogromną szybą, za którą na łóżku leżała Alice, za którą tak cholernie tęskniłem.
Leżała spokojnie, wpatrując się w jedną ze ścian, jakby było na niej coś bardzo interesującego. Ubrana była w szpitalną piżamę, a jej ciało było przykryte białą pościelą. Mojej uwadze nie uszło to, że na jej rękach znajdowały się liczne bandaże, a na nadgarstku miała wenflon, który był podłączony do jednej z wielu kroplówek. Na sam jej widok do moich oczu napłynęły łzy, nie wierząc w to, że to dzieje się naprawdę, że w końcu ją widzę.
Niepewnym krokiem podszedłem do szklanych drzwi, które wykrywając ruch, automatycznie otworzyły się, a ja od razu wszedłem do środka, idąc w stronę łóżka. Gdy byłem już niemal koło niej, odwróciła głowę w moim kierunku i uśmiechnęła się szeroko na mój widok. Odwzajemniłem jej uśmiech i usiadłem na krzesełku, który znajdował się obok łóżka.
-Jak się czujesz Alice? - spytałem, czując, jak zaraz zacznę po prostu najzwyczajniej w świecie, ryczeć jak małe dziecko.
-Nie gniewaj się na Panią psycholog Jason. Ona mi pomogła - odpowiedziała swoim słabym głosem, a ja próbowałem powstrzymać łzy, które za wszelką cenę chciały spłynąć.
-Już się na nią nie gniewam, bo wiem, że dobrze zrobiła. Chciała dla ciebie jak najlepiej i... - chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale łzy, które w końcu wygrały walkę, spłynęły po moich policzkach, nie mogąc uwierzyć w to, że mazgaję się teraz przy Alice.
-Nie płacz Jason - szepnęła i swoją zimną i bladą ręką starła moje łzy - Nie warto dla dziewczynki z zepsutą psychiką - wyszeptała, a mnie na moment zatkało. Gdy już chciałem coś powiedzieć, do sali weszła Pani psycholog.
-Jason, musimy porozmawiać - oznajmiła i wyszła z sali, co zaraz i ja uczyniłem. Wyszedłem z sali i poszedłem razem z kobietą do jej gabinetu.
-Dziękuję za to, że jej Pani pomogła - powiedziałem, na wstępie siadając na krześle po drugiej stronie biurka.
-Wcale jej aż tak bardzo nie pomogłam - odpowiedziała, na co zmarszczyłem brwi, nie wiedząc co, ma na myśli.
-Ale jak to? - spytałem - Rozmawiałem z Alice i sama stwierdziła, że jej pomogłaś - wyjaśniłem.
- Sprawiłam tylko, że na jakiś czas będzie dobrze się czuła. Z czasem wszystko do niej powróci. Z każdym kolejnym razem coraz bardziej - nie wierzyłem w jej słowa. To nie mogła być prawda. Przez cały czas żyłem nadzieją, że teraz wszystko będzie dobrze.
-Rozumiem - powiedziałem, dziwiąc się samemu sobie, że zachowuję się w tej chwili tak spokojnie - Pomoże mi Pani? Chcę wiedzieć jak postępować w przypadku kiedy znowu dostanie napadu. Chcę wiedzieć jak się zachowywać, żeby jej nie skrzywdzić...
Kiedy wyszedłem z gabinetu, dopiero wtedy wszystkie emocje mnie opuściły, a do moich oczu napłynęły łzy, starając się, aby nie wypłynęły.
-Będzie dobrze - szepnąłem, sam do siebie, do końca nie wierząc w te słowa. Uspokajając się nieco, wszedłem do sali Alice, gdzie w ubraniach siedziała na brzegu łóżka gotowa do wyjścia.
-Chodź. Jedziemy do domu - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej i razem ruszyliśmy do wyjścia.
W domu przygotowałem dla nas obiad i zanim go zjedliśmy i posprzątałem trochę w kuchni, był już wieczór. Nieco zmęczony dzisiejszym dniem, poszedłem na górę do swojej sypialni, gdzie zaczęło się moje piekło. Zacząłem rzucać, czym popadnie, po całym pomieszczeniu mając w dupie to, czym w danym momencie rzucałem. W dodatku po moich policzkach lały się hektolitry łez, którymi niemal się dusiłem i za nic w świecie nie mogłem ich powstrzymać. To teraz ja potrzebowałem pomocy.
Będąc całkowicie bez sił, opadłem na podłogę tuż obok łóżka i schowałem twarz w drżące dłonie. Nie miałem pojęcia co się ze mną działo, ale podświadomie czułem, że po prostu tego potrzebowałem. Musiałem dać upust temu wszystkiemu, co we mnie siedziało, bo inaczej bym zwariował. Po chwili usłyszałem czyjeś zbliżające się kroki, domyślając się, że należą do Alice. Szybko otarłem swoją twarz dłońmi i wziąłem kilka głębszych oddechów, aby nieco się uspokoić. Jak gdyby nic się nie stało, zacząłem sprzątać wszystko to, co udało mi się rozwalić. W tym samym czasie usłyszałem ciche pukanie, po czym do środka weszła dziewczyna.
-Wszystko w porządku Jason? Usłyszałam jakiś hałas - powiedziała spokojnym tonem głosu, niepewnie wchodząc do środka.
-Tak, wszystko w porządku. Po prostu wziąłem się za porządki - odpowiedziałem, co było kompletną bzdurą i każdy głupi wiedziałby, że kłamie, ale mimo wszystko miałem nadzieję, że dziewczyna będzie udawała, że mi wierzy, a ja, że wcale nie zdemolowałem sobie sypialni.
-Wiem, że to przeze mnie. Tylko pytanie brzmi dlaczego? - wraz z jej kolejnymi słowami, moja cicha nadzieja stała się tylko niespełnionym marzeniem.
-Nie wiem Alice. Po prostu nie wiem. Sam bym chciał to wiedzieć - wyznałem szczerze i rzuciłem z powrotem kawałek szkła na podłogę, dając sobie w ten sposób spokój ze sprzątaniem. Westchnąłem cicho i usiadłem na łóżku, co zaraz uczyniła dziewczyna, siadając tuż obok mnie.
-Ja wiem Jason - szepnęła cicho.
-Co takiego Alice? - spytałem równie cicho.
-Znam prawdę. Ja nigdy nie będę zdrowa, prawda? - spytała, jakby w mojej odpowiedzi, chciała mimo wszystko usłyszeć coś, co zaprzeczy jej słowom.
-Tak Alice... To się nigdy nie skończy - szepnąłem, czując, jak z ledwością przeszły mi te słowa przez gardło. Nie było sensu kłamać. Ona już i tak znała całą prawdę. Gdybym to zrobił, sprawiłbym, że jeszcze bardziej by cierpiała - Ale nie martw się. Pomogę ci - dodałem, mówiąc to całkowicie poważnie. Nie miałem zamiaru spocząć na laurach. Chciałem dać z siebie jeszcze więcej.
-Nie Jason. Ty mi dość pomogłeś, a przecież byłam dla ciebie nikim, gdy mnie wtedy znalazłeś - słysząc jej słowa, od razu odwróciłem się w jej stronę.
-To nie miało znaczenia. Chciałem ci pomóc i to zrobiłem. I chcę robić to dalej - wyznałem.
-I co? Będziesz mi tak do końca mojego życia pomagał? Nie chcę zmarnować ci życia. Ty masz o co walczyć, masz po co żyć. Masz pracę, dom, pieniądze. Z łatwością znajdziesz swoją przyszłą żonę i ułożysz sobie z nią życie. Nie chcę stać ci na przeszkodzie. Nie chcę, abyś marnował czas na takie coś jak ja. Ja nie mam nic i nie będę miała. Mój ojciec wszystko mi odebrał i nigdy tego nie odzyskam - słuchałem jej uważnie i z każdym wypowiedzianym jej słowem, moje serce pękało. Ona chciała ode mnie odejść. Chciała mnie zostawić. Samego.
-Nie zmarnujesz mojego życia. Ono i tak jest nic niewarte. A ja naprawdę chcę, abyś tu ze mną została. Twój ojciec to przeszłość. I nie musisz się o nic martwić, rozumiesz? Tylko mnie nie zostawiaj - patrzyłem prosto w jej oczy, a ona w moje, jakbyśmy oboje chcieli dowiedzieć się co jedno myśli o drugim.
-I jak ty to sobie wyobrażasz Jason? - szepnęła - Teraz jestem normalna, ale co będzie jutro? Jestem zepsuta i nie warto nade mną siedzieć i naprawiać po godzinach. Nie jestem tego warta. Mój ojciec sprawił, że jestem bezwartościowa - jej słowa tak cholernie mnie raniły. Nie chciałem, aby tak myślała.
-Nie mów tak, proszę, bo to nie prawda. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Sprawię, że będziesz tak szczęśliwa, jak przez ostatni rok. I nie obchodzi mnie, co będzie jutro - ostatnie słowa wyszeptałem i przybliżyłem się do niej na tyle blisko, że nasze usta niemal się stykały ze sobą.
-To ty chyba teraz potrzebujesz specjalisty, bo nie wiesz, co mówisz - szepnęła w moje usta, nie odsuwając się ode mnie nawet o milimetr.
-O mnie się nie martw - powiedziałem cicho i patrząc na jej pełne usta, w końcu złapałem jej dolną wargę w moje wargi, tym sposobem łącząc nasze usta. Następnie po krótkiej chwili odsunąłem się od niej nieco, czując się w tej chwili niesamowicie.
Oparłem swoje czoło o jej czoło, przyglądając się jej twarzy, która tak naprawdę nic nie wyrażała. Nie była zła, przestraszona, czy zawstydzona. Po prostu patrzyła w moje oczy i po chwili sama złączyła nasze usta, co mnie mile zaskoczyło. Tym razem nie pozwoliłem na to, aby nasz pocałunek trwał zaledwie kilka sekund.
Całowałem jej słodkie usta i całowałem jakby, były najlepszą słodyczą na świecie. Swoje ręce położyłem na jej talię i przybliżyłem jej ciało do swojego, tak, że siedziała teraz na moich nogach okrakiem. To była cudowna chwila i nie chciałem, aby się kiedykolwiek skończyła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz