czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 9 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

- Zawsze byłaś moją ulubienicą, jednak dla mnie liczy się tylko zysk kochana — odpowiedział i puszczając mi oczko, odwrócił się do mnie plecami i wyszedł z mojego domu, zostawiając mnie z setką pytań, które krążyły w mojej głowie.

Biorąc głęboki wdech i wydech, na chwilę przymknęłam swoje oczy, aby choć trochę uspokoić bicie mojego serca. Miałam nadzieję, że w momencie, kiedy David do mnie wrócił wszystko, co przyprawiało mnie o ból głowy, odejdzie. Jednak wraz z przyjściem Richarda i dziwnym zachowaniem Davida wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało. Miałam wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy byłam sama, zalana łzami każdego dnia. Miałam już dość tych wszystkich dziwnych sytuacji i tego, że ani przez chwilę nie mogę być szczęśliwa, nie myśląc wciąż o przeszłości.

Moja ciekawość wierciła dziurę w moim sercu od momentu, kiedy drzwi zamknęły się za Richardem. Poszłam do kuchni i od razu wzięłam teczkę z kuchennej wysepki, od razu kierując się w stronę salonu. Siadając na skórzanej kanapie, ostrożnie położyłam teczkę, na szklanym stoliku, jakby była czymś bardzo wartościowym. Otwierając na pierwszej stronie, mój wzrok łaknął każdą informację, jaka znajdowała się w środku. Nie pominęłam żadnego zdania, żadnego zdjęcia, gdzie była cała moja przeszłość.

Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, po moich policzkach zaczęło spływać mnóstwo łez, które uniemożliwiały mi dalsze czytanie. Moje serce biło znacznie szybciej, a oddech miałam nierówny. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, tego było dla mnie za dużo. Gdzieś głęboko w sercu wierzyłam w każde napisane słowo i byłam niemal pewna, że to wszystko, co było napisane o mojej przeszłości, jest prawdą. Przez szok o wszystkim musiałam zapomnieć.

- Nie, nie, nie! — zaczęłam krzyczeć, uderzając pięściami w stół. Wzięłam wszystkie dokumenty i rzuciłam je na podłogę, sprawiając, że wszystkie kartki porozsypywały się po pomieszczeniu.

Zaczęłam demolować cały salon. Nie zwracałam uwagi na nic, po prostu wszystko tłukłam, niszczyłam i zrzucałam na podłogę. W pewnym momencie całe pomieszczenie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, jednak mi to nie wystarczało. Nadal czułam się wściekła i jednocześnie cholernie smutna. To mi nie wystarczało, aby choć trochę się uspokoić. Musiałam coś zrobić.

Dając ponieść się chwili, wybiegłam z domu, mając bose stopy i zaczęłam biec prosto przed siebie. Nic mnie w tej chwili nie obchodziło. Liczyło się dla mnie tylko to, aby być z dala od wszystkiego i wszystkich. Po moich policzkach nadal spływały łzy, przez co nawet za bardzo nie wiedziałam, gdzie biegnę, aż nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie mocno za rękę i ciągnie w swoją stronę.

Czując zimno sztucznej skóry, swoją głowę podniosłam do góry i ujrzałam czarnoskórego mężczyznę, który trzymał mnie mocno w talii.

- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Wiem, że jesteś w szoku, ale nie krzycz dobrze? — w odpowiedzi jedynie nieśmiało pokiwałam głową, po chwili czując, jak jego ręce opuszczają moje ciało.

- Kim jesteś? — spytałam, uważnie mu się przyglądając.

- Znamy się dłużej, niż myślisz — odpowiedział - James i Richard nieźle namieszali, więc musiałem wziąć sprawę w swoje ręce. Przez nich cały plan za chwilę poszedłby do kosza. Chciałem z tobą porozmawiać, ale sama wpadłaś w moje ręce.-nie wiedziałam kompletnie, o czym ten mężczyzna do mnie mówi, ale coś mi podpowiadało, że mogę mu zaufać, tylko dlaczego ?

- Jak to możliwe? — spytałam.

- Nie mam czasu teraz na pogawędki, więc posłuchaj mnie uważnie — złapał mnie za moje ramiona, a jego oczy intensywnie wpatrywały się w moje - Gdy byłaś małą dziewczynką, która mieszkała u Richarda, marzyłaś tylko o wolności. W tajemnicy przed innymi postanowiłem dać ci to, o czym tak bardzo marzysz, jednak w zamian miałaś trafić do Davida. On miał być twoją przepustką do wolności, ale jego tajemnicza śmierć wszystko zniszczyła, a ty zapomniałaś, dlaczego do niego trafiłaś. Całą sytuację skomplikował James. Sprawił, że ma teraz nad tobą kontrole i... — nie mogłam go dłużej słuchać, nie wierzyłam mu w ani jedno słowo. Odepchnęłam go od siebie i odwróciłam się do niego plecami, jednak nie pozwolił mi na to, abym odeszła - Nie ufaj mu, rozumiesz?! — ponownie złapał mnie za ramiona, tym razem mocno mną potrząsając i krzycząc na mnie - Davida nie ma, rozumiesz? Sam nie wiem, co się z nim stało. James próbuje to wykorzystać, nie ufaj mu. Musisz mi uwierzyć, a to, co było napisane w dokumentach, to czysta prawda. Nie pozwól, aby miał nad tobą władzę. Oboje stoimy po tej dobrej stronie, pamiętasz? — nie wiedziałam co się ze mną dzieje, miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam już co, jest prawdą, a co kłamstwem. Cały czas ktoś mieszał mi w głowie, bawił się mną jak marionetką i miałam już tego wszystkiego powoli dosyć. Pragnęłam jedynie spokoju i mojego Davida przy mnie. Gdy o nim wspomniał, łzy na nowo zaczęły spływać po moim policzku. Nie miałam już siły na nic.

- Proszę, daj mi spokój — wyszeptałam płaczliwym głosem.

- Spójrz — powiedział, a ja mimowolnie spojrzałam na jego dłoń, w której trzymał mały medalik na łańcuszku - Dałaś mi to w obawie, gdy coś pójdzie nie tak. Powiedziałaś, że to załatwi sprawę — spojrzałam na niego załzawionymi oczami i pokręciłam głową. Wzięłam medalik z jego ręki i wyrwałam się z jego uścisku, zaczynając biec najszybciej, jak potrafiłam, musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Gdy tylko przekroczyłam jego próg, od razu swoje kroki skierowałam do salonu, gdzie zaczęłam sprzątać najszybciej, jak umiałam. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie tak jak wcześniej jednak musiałam pozbyć się tego bałaganu. Odstawiając na miejsce ostatnią książkę, którą podniosłam z podłogi, czym prędzej weszłam po schodach na górę, idąc od razu do sypialni. Schowałam medalik w bezpieczne miejsce, a sama weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie czyste ubrania.

Schodząc na dół, wróciłam do salonu i usiadłam na skórzanej kanapie, czekając, aż właściciel tego domu wróci do domu. Nie musiałam długo czekać. Po pewnym czasie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a potem stukot jego pantofli. Wszedł do salonu i z uśmiechem na ustach, podszedł do mnie i usiadł obok, całując mnie w policzek.

- Coś się stało? — spytał, lekko marszcząc swoje brwi.

- Nie — zaprzeczyłam - dlaczego pytasz?

- Wydajesz mi się jakaś dziwna — odpowiedział.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku.-odparłam i uśmiechnęłam się do niego — Zjemy dzisiaj na kolacje moje ulubione carnitas?

- Oczywiście kochanie — odparł wesołym tonem głosu i po raz kolejny całując mnie w policzek, wstał z kanapy i poinformował mnie, że idzie na górę się odświeżyć.

Prawdziwy David wiedziałby, że kuchnia meksykańska nie przypadła mi do gustu, mimo że starał się, abym ją pokochała. Teraz wiedziałam już co mam robić i jaka jest prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz