- A ty? — spytała - Dopiero teraz James cię kupił? — kręcąc głową, po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, zaczynając jej opowiadać o Davidzie.
- Nie wiem co mam powiedzieć, tak dużo przeszłaś, mimo że twoje dzieciństwo było jeszcze gorsze — Rachel miała smutną minę i nie potrafiła mi spojrzeć prosto w oczy, ale ja ją rozumiałam. Sama nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić, a jej nastawienie wobec mojej osoby uległy zmianie, mimo że mamy wspólną historię.
- Nic nie mów, nie musisz — mruknęłam pod nosem, słysząc nagle jakiś hałas.
- Rachel! — krzyk Jamesa sprawił, że podskoczyłam ze strachu, a dziewczyna ze stoickim spokojem wyszła z pokoju.
Kładąc z powrotem swoją głowę na poduszki, przykryłam się kołdrą, chcąc ponownie zasnąć. Nadal nie czułam się zbyt dobrze po tych wszystkich zastrzykach. Nie dane było mi jednak zasnąć w spokoju, ponieważ po chwili usłyszałam przeraźliwy krzyk Rachel. Wiedziałam, że nie powinnam się wtrącać, jednak wstałam z łóżka i po cichu wyjrzałam za drzwi. Nikogo nie było, więc wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę schodów. Będąc prawie w połowie drogi na dół, zakryłam sobie usta dłonią, widząc, jak James bije Rachel, po czym wywala ją z domu, nie dając jej żadnych rzeczy. Było mi jej cholernie szkoda. Chciałam jej jakoś pomóc, jednak wiedziałam, że nie miałam na to najmniejszych szans, gdy James był blisko mnie.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć, a gdy w końcu chciałam uciec na górę, mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Jamesa i już nie było odwrotu. Z uśmiechem na twarzy zaczął iść w moim kierunku, a ja czułam, jak niewidzialna gula w moim gardle robi się coraz to większa. Będąc bardzo blisko mojego ciała, wziął mnie na ręce i zaniósł mnie z powrotem do sypialni, gdzie rzucił mnie bestialsko na łóżko.
- Będziesz teraz tylko moja i będziesz taka, jak zechce — moje serce zaczęło znacznie szybciej bić, a mój oddech stał się nie równy, obserwując Jamesa.
- Nie — powiedziałam cicho, czując, że więcej słów nie przejdzie przez moje gardło.
Nim się obejrzałam, zostałam brutalnie przywiązana do łóżka, a igła znalazła się w mojej skórze, sprawiając, że w moich żyłach zaczęła krążyć przezroczysta ciecz.
- Wybacz kochana, musiałem wziąć sprawę w swoje ręce. Tym razem Richard się nie postarał — wyszeptał wprost do mojego ucha, po chwili mnie rozwiązując, gdy to zrobił, przytulił mnie do siebie, patrząc prosto w moje oczy.
Robiło mi się coraz słabiej, a moje oczy pomału same się zamykały, nie mogąc tego kontrolować. Czułam, że opadam z sił, a morfeusz pomału zabiera mnie do swojej krainy. Czułam się strasznie. Było mi niedobrze i chciałam w końcu zasnąć, ale nie mogłam. Po moim czole zaczęły spływać kropelki potu, a moje ciało robiło się zimne.
- Co...Co mi zrobiłeś? — wyszeptałam ledwo słyszalnym głosem.
- Nic nie mów — wyszeptał, całując mnie w czoło - Wszystko będzie dobrze. Twój David jest przy tobie.
- Naprawdę?
- Tak, jestem tutaj Lily i już cię nie opuszczę.
- To dobrze. Nie chcę, żebyś mnie zostawiał.
- Nie zrobię tego...
***Kilka tygodni później***
-Będę tęsknić - powiedziałam z uśmiechem na twarzy, po czym zarzuciłam mu na szyje swoje dłonie.
-Wrócę wieczorem, nie zdążysz zatęsknić - mruknął w moje usta, na chwilę je złączając ze swoimi.
-Zdążę - odpowiedziałam krótko, całując namiętnie jego usta.
-Do zobaczenia ślicznotko - powiedział, gdy tylko oderwał się od moich ust. Uśmiechnął się i odwrócił się do mnie plecami, po chwili znikając z mojego pola widzenia.
-Do zobaczenia Davidzie - szepnęłam, mimo że nie było go już w domu.
Od pewnego czasu byłam szczęśliwa tak jak nigdy przedtem. Mój David znowu był ze mną i teraz wiem, że już nigdy mnie nie zostawi. Nie będę już cierpiała, a moje łzy będą spływać po moim policzku tylko ze szczęścia. Nareszcie osiągnęłam to, o czym tak długo marzyłam. Byłam niemal pewna, że teraz będzie już tylko lepiej. Miałam cudowny dom, wspaniałego mężczyznę u swojego bogu i wiedziałam, że w dalekiej przyszłości w końcu nie będę dla niego tylko uległą. Tylko kimś więcej. Nie raz chciałam poruszyć pewne tematy, jednak zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nie czas to. Pewnego dnia dowiem się, czy David naprawdę mnie kocha tak jak ja jego.
Chcąc iść do salonu, nagle stanęłam w pół kroku, słysząc dźwięk dzwonka, jaki rozbrzmiał po całym budynku. Z cichym westchnieniem swoje kroki skierowałam do wejściowych drzwi. Gdy je otworzyłam, moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a moje serce na chwilę przestało bić.
-Nie tak szybko kochana - chcąc zamknąć szybko drzwi, Richard w odpowiednim momencie postawił nogę tuż przy framudze, uniemożliwiając mi zamknięcie drzwi, tuż przed jego nosem.
-Idź stąd - warknęłam, próbując wciąż zamknąć drzwi, jednak marnie mi to szło, ponieważ Richard był znacznie silniejszy ode mnie.
-Nie ma mowy - powiedział i jednym ruchem ręki sprawił, że drzwi otworzyły się na rozcież, a ja upadłam na podłogę.
Ku mojemu zaskoczeniu podszedł do mnie i wystawił do mnie swoją dłoń, chcąc mi w ten sposób pomóc wstać. Po chwili wahania przyjęłam jego dłoń i wstałam, będąc całkowicie zbita z tropu.
-Dlaczego tu przyszedłeś? - spytałam, patrząc, jak idzie w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam jego śladami, po chwili siadając na barowym stołku tuż przy kuchennej wysepce.
-Chciałem dać ci to - powiedział i rzucił na blat wcześniej trzymaną teczkę.
-Co to jest? - spytałam, nawet jej nie dotykając.
-Będziesz zadowolona - odpowiedział, puszczając mi oczko - Swoją drogą myślałem, że ten debil nigdy stąd nie wyjdzie. Nawet nie wiesz, ile się naczekałem! - poskarżył się, siadając naprzeciwko mnie.
-Masz na myśli tego debila, który wypełnij twój portfel? - spytałam, będąc zdziwiona jego odważnymi słowami. Owszem Richard był kimś w tym kraju, jednak David mógłby zgnieść go jednym ruchem, jak robaka. Byłam tego pewna.
-Proszę cię - prychnął.- To było zalewie kilkaset milionów - jego znudzony ton głosu doprowadzał mnie do szaleństwa.
-Jakie kilkaset milionów? On zapłacił za mnie okrągły miliard! - niemalże krzycząc, wstałam z krzesła i nalałam sobie wody do szklanki.
-Wygląda na to, że cię okłamał. Po tym, jak David cię rozdziewiczył, nie byłaś już taka drogocenna - jego słowa sprawiły, że zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z pytającą miną - Nie wierze!- krzyknął po chwili z uśmiechem na twarzy.- James to jednak umie się bawić - stwierdził z uznaniem.
-Jak to James? - szepnęłam, będąc w dużym szoku. Z jednej strony chciałam go wyśmiać, a z drugiej chciałam mu uwierzyć, ponieważ coś mi mówiło, że dzisiaj postanowił mówić tylko prawdę.
-Zapomnij o tym dla własnego dobra - wstał z krzesła i zaczął kierować się w kierunku wyjścia. Widząc to, podbiegłam do niego, łapiąc go za ramię.
-Dlaczego mi to dałeś? - spytałam.
-Zawsze byłaś moją ulubienicą, jednak dla mnie liczy się tylko zysk kochana - odpowiedział i puszczając mi oczko, odwrócił się do mnie plecami i wyszedł z mojego domu, zostawiając mnie z setką pytań, które krążyły w mojej głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz