Gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi, od razu pobiegłam po schodach na górę, kierując się do sypialni. Padając na kolana tuż przed łóżkiem, wyciągnęłam spod materaca medalik oraz brązową teczkę. Z wyciągniętymi rzeczami, usiadłam po turecku na łóżku i od razu otworzyłam teczkę, chcąc dokończyć czytanie.
Do moich oczu ponownie napłynęły łzy, gdy przewróciłam kilka kartek. Tym razem nie pozwoliłam im wypłynąć, tylko czytałam dalej, znajdując na końcu przyklejoną małą kartkę.
Po pierwsze, nie martw się o Rachel. Zabrałem ją do siebie i mimo że jestem zimnym draniem, wiem, że James nie odwzajemniłby jej uczuć. On woli cię. Po drugie, postanowiłem nieco uzupełnić tę jakże dramatyczną historię. Skorzystałem z tego, że prawie zabiłaś mojego najlepszego przyjaciela i zabrałem cię do siebie. Dałem mu trochę pieniędzy, żeby się zamknął, ale mimo to on nadal cię szuka Lily. Jest mu ciężko, ponieważ wszyscy chcą cię chronić. Masz coś w sobie takiego ślicznotko, że nawet ja w małym stopniu chcę ci pomóc.
Richard
Ps.Twoi rodzice żyją.
Czytając ostatnie słowa napisane przez Richarda, wzięłam głęboki wdech i wydech, czując, jak łzy zaczynają napływać do moich oczu, a serce zaczyna szybciej bić.
- Nie Lily, nie możesz. Musisz wziąć się w garść — powiedziałam sama do siebie, wycierając dłonią łzy, które zdążyły spłynąć po moim policzku - Musisz teraz wziąć życie w swoje ręce —czułam się teraz pełna siły i byłam pewna, że mogę dokonać wszystkiego, dając kres wszystkiemu. Pragnęłam w końcu odetchnąć z ulgą, nie czuć już tego ciężaru na moim sercu...
Nastał wieczór, a do domu wrócił James o zaskakująco wczesnej porze. Zazwyczaj wracał o wiele później.
Z nieco szybciej bijącym sercem, schowałam pod materac teczkę oraz medalik i wyszłam z sypialni, przybierając na swoje usta niewinny uśmiech. Zeszłam na dół i zobaczyłam, jak James rozmawia z kimś przez telefon. Jak tylko zdał sobie sprawę z mojej obecności, rozłączył się i z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie, obejmując mnie w talii.
- Ubierz na siebie coś ładnego — wyszeptał tuż przy moich ustach, po chwili składając na nich krótki pocałunek.
- Dobrze — odpowiedziałam cicho i odwróciłam się do niego plecami, idąc w kierunku schodów. Nie chciałam, aby po raz kolejny mnie pocałował, bo i tak czułam się już brudna i zeszmacona. W dniu, kiedy wydawało mi się, że David do mnie wrócił, przespałam się z Jamesem, wymawiając imię mężczyzny, którego kocham. Do dziś nie mogę sobie tego wybaczyć i na każdym kroku ta noc nie daje mi spokoju. Wmawiam sobie, że to nie moja wina, że gdybym tylko choć odrobinę była świadoma swoich czynów, nie zrobiłabym tego. Mimo to nadal czuję na swoim sercu ciężar, którego nie mogę się pozbyć. Miałam tylko nadzieję, że David, gdzieś tam na górze, wie, że nic dla to nie znaczyło.
Będąc w sypialni, weszłam do garderoby i wzięłam pierwszą lepszą sukienkę z wieszaka. Nie obchodziło mnie to, czy będzie pasować do okazji i czy będzie na mnie dobrze leżeć. Chciałam tylko pójść, zapewne do drogiej restauracji i wrócić, jak najszybciej, żeby mieć to z głowy. Gdy nałożyłam na swoją czarną bieliznę, sukienkę, uczesałam włosy w zwykłego koka, zostawiając kilka kosmyków włosów po bokach mojej twarzy. Dla Davida siedziałabym godzinami przed lustrem i wybierała równie długo sukienkę, jednak to nie dla niego to robiłam. Dla Jamesa miałam ochotę pójść w zwykłych dresach, upokarzając go tym publicznie. Ludzie i tak mieli mnie za wariatkę, więc nie robiło mi to różnicy. Dowiedzieli się, że dosyć szybko znalazłam pocieszenie w ramionach innego mężczyzny. Nie przeszkadzały mi ich komentarzy na mój temat, ponieważ tylko ja znałam prawdę i tylko ona trzymała mnie na duchu.
Nakładając jeszcze na swoje stopy czarne szpilki, wyszłam z sypialni i zeszłam na dół, gdzie czekał mnie James. Uśmiechając się do niego sztucznie, pozwoliłam mu, aby złapał mnie za rękę i zaprowadził mnie do wyjścia. Na dworze czekał już na nas szofer, który otworzył nam drzwi, zamykając je, gdy tylko weszliśmy do środka. Podczas jazdy James cały czas składał pocałunki na mojej szyi i odkrytych ramionach, a ja czułam się jeszcze gorzej z każdą mijającą chwilą. Do moich oczu napływały łzy, ale robiłam wszystko, aby tylko nie spłynęły po moich policzkach. Czułam się zagubiona i nie wiedziałam co mam zrobić, aby uwolnić się od niego. Z jednej strony było mi wszystko jedno, ale z drugiej wolałam być sama niż do końca moich dni znosić towarzystwo Jamesa.
W momencie, kiedy samochód się zatrzymał, od razu wyszłam z auta pierwsza, mając dosyć jego nachalności. Będąc już naprawdę blisko wejścia, do jak przypuszczałam wcześniej, drogiej restauracji, poczułam, jak ktoś mocno łapie mnie za rękę i szarpie w swoją stronę.
- Zachowuj się — wysyczał w moją stronę James, będąc na mnie naprawdę łzy.
- Przepraszam — wyszeptałam, nie chcąc mu się więcej narażać, bo i tak pokazałam mu zbyt dużą niechęć do jego osoby. Nie mogłam mu pokazać, że o wszystkim wiem. Gdyby się o tym dowiedział, straciłabym moją ostatnią szansę na wolność.
James jedynie westchnął na moje słowa i wziął mnie pod rękę, prowadząc prosto do wejścia. Ku mojemu zaskoczeniu, w środku restauracji odbywał się bankiet. Było mnóstwo elegancko ubranych ludzi, a wokół nich panował przepych i bogactwo w postaci różnych ozdób.
Przez większość wieczoru poznawałam różnych ludzi, którzy nie szczędzili mi surowych spojrzeń, a podczas rozmowy, wychwytywałam ich drobne uwagi dotyczące mojej osoby. Nie miałam im tego za złe, gdybym była na ich miejscu też nie ukrywałabym swojego oburzenia, jednak nie zachowywałabym się tak, jak oni. Raczej zachowałabym te uwagi dla siebie. Mimo mojej twardej postawy czułam, jak z każdą mijającą chwilą rozsypuję się, czując łzy napływające do moich oczu. To wszystko przypominało mi o Davidzie, a on był moim słabym punktem.
- Przepraszam, za chwilę wrócę — wyszeptałam do ucha Jamesa, a on jedynie pokiwał głową, na chwilę na mnie zerkając, był zbyt zajęty rozmową z mężczyzną o siwych włosach.
Wykorzystując fakt, że James nie będzie mnie śledzić wzrokiem, swoje kroki od razu skierowałam w kierunku dużych schodów, które od samego początku, jak tylko weszłam do tej restauracji, przyciągnęły moją uwagę. Gdy znalazłam się na samej górze, odetchnęłam z ulgą, ponieważ tutaj nie było słychać tej okropnej muzyki, a ja mogłam odpocząć od Jamesa.
Rozglądając się po ogromnej sali, na której było mnóstwo krzeseł i stolików, nagle moją uwagę przykuł ogromny fortepian. Na jego widok od razu na moich ustach zagościł szeroki uśmiech. Pokonując drogę prowadzącą do instrumentu, weszłam na niewielką scenę i od razu usiadłam na krzesełku tuż naprzeciwko fortepianu. Czując pod opuszkami palców zimno klawiszy, moje usta wygięły się w jeszcze większym uśmiechu, po chwili zaczynając po kolei przyciskać odpowiednie klawisze. Tylko Richard o tym wiedział.
Gdy minęło dosłownie kilka sekund, z moich ust zaczęły wydobywać się słowa piosenki, która przypominała mi o Davidzie.
Zostaliśmy dla siebie stworzeni
Tutaj, na wieki
Wiem, że tak było
I wszystko, czego chciałam, to żebyś Wiedział,
Że we wszystko, co robię, wkładam swoje serce i duszę
Ledwie oddycham, muszę poczuć, że jesteś tu ze mną.
Zakryj me oczy
Zakryj me uszy
Powiedz mi, że te słowa są kłamstwem
To nie może być prawda,
Że ciebie traciłam
Słońce nie może spaść z nieba.
Słyszysz, jak niebo płacze łzami anioła ?
Zatrzymaj każdy zegar
Gwiazdy są w szoku
Rzeka będzie wpływać do morza
Nie pozwolę Ci odlecieć
Nie powiem żegnaj
Nie pozwolę Ci uciec daleko ode mnie.
Więc trzymaj się
Bądź silny
Każdego dnia nadzieja będzie wzrastała,
Jestem tutaj, nie bój się.
Ten jeden raz nie odchodź,
Nie odchodź,
Nie odchodź.
Zakryj me oczy
Zakryj me uszy
Powiedz mi, że te słowa są kłamstwem.
Śpiewając ostatnie słowa, czułam, jak dławię się łzami, które niczym strumyk spływały po moich policzkach. Już po raz drugi w moim życiu tak mocno płakałam. Nie miałam na nic siły i czułam się, jakbym się poddała i oddała się w ręce Jamesowi, na resztę moich dni. Jakby byłby to już koniec, jakbym nie wierzyła już w lepsze jutro.
Mając swoje dłonie nadal ułożone na klawiszach fortepianu, moje łzy plamiły moją sukienkę, a moje ciało całe się trzęsło, gdy nagle poczułam w sobie ogromną złość. Wstałam z krzesełka i zaczęłam rozwalać stoły i krzesła, po chwili upadając na podłogę. Zwinęłam się w kłębek i po prostu płakałam. Nie wiem ile czasu, spędziłam na wylewaniu łez, ale mnie to nie obchodziło. Wolałam spędzić całą noc na tej zimnej podłodze, niż spędzać ją z tym draniem.
Pociągając nosem, wstałam z podłogi i wytarłam dłońmi łzy z moich policzków. Poprawiłam po omacku włosy i zaczęłam iść w kierunku schodów jak gdyby nigdy nic. Na szczęście nie malowałam się przed wyjściem, więc jeszcze nie wyglądałam jak potwór. Będąc na parterze restauracji, wzrokiem szukałam Jamesa po całej sali, aż w końcu go znalazłam, od razu do niego podchodząc.
- Davidzie, czy możemy wrócić już do domu? — spytałam, a mi momentalnie zrobiło się niedobrze, gdy wymówiłam to imię w jego stronę.
- Nie podoba ci się tutaj? Sądziłem, że lubisz ze mną chodzić na różne przyjęcia — na jego słowa miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymałam. Owszem, lubiłam chodzić na takie przyjęcia, czy po prostu iść na romantyczną kolację, ale to nie z nim lubiłam robić takie rzeczy.
- Podoba się, tylko jestem zmęczona i chciałabym już wrócić do domu — odpowiedziałam, skutecznie omijając jego wzrok, który zapewne chciał wychwycić moje czerwone od płaczu oczy.
- Wszystko w porządku? — spytał, a ja pokiwałam twierdząco głową.
James pożegnał się z ludźmi, z którymi wcześniej rozmawiał i oboje ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Podczas podróży, cały czas wpatrywałam się w widoki za szybą, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Miałam już dość tego wieczoru i najchętniej zapomniałabym o wszystkim, ale wiedziałam, że to nie takie proste.
Gdy samochód się zatrzymał, od razu wyszłam z samochodu, mając tym razem w gdzieś to, że James może być na mnie zły. Jedyne czego chciałam to szybko wspiąć się po schodach na górę do pokoju gościnnego i się w nim zamknąć do końca moich dni. Moje plany jednak runęły niczym domek z kart, kiedy to będąc w środku, wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Dzięki jego dobremu refleksowi, w odpowiednim momencie złapał mnie w talii, nie pozwalając mi na to, abym upadła na podłogę.
- Dziękuje — wyszeptałam, spuszczając swoją głowę nieco w dół.
- Nie ma za co ślicznotko — odpowiedział i gdy już miałam się od niego odsunąć, do domu wszedł James.
- Co ty tu robisz? — jego ton głosu nie wróżył nic dobrego, więc czym prędzej odsunęłam się od nieznajomego i mówiąc, że nie będę im przeszkadzać, wspięłam się na górę po schodach, od razu idąc do pokoju gościnnego. Nawet nie zdejmując z siebie sukienki, czy butów, położyłam się na dużym łóżku, głośno wzdychając z ulgą.
Czując, że morfeusz pomału zabiera mnie do swojej krainy, nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka, co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Naprzeciwko mnie stał nieznajomy mi mężczyzna, na którego wpadłam, wchodząc do domu.
- Pozwól, że od razu przejdę do rzeczy — powiedział i usiadł obok mnie na łóżku - Wiem kochana, kim jesteś, więc nie próbuj mi wmawiać, że tamten gówniarz to miłość twojego życia. Jest u mnie zadłużony na naprawdę dużą ilość pieniędzy i jakoś nigdy nie miał ochoty mi ich oddać, więc postanowiłem, że to ja go odwiedzę. Z racji tego, że niestety, ale nie śmierdzi groszem, w zamian poprosiłem o ciebie. Co ty na to? — spytał, a ja byłam w szoku, nie wiedząc co mam powiedzieć. Po chwili jednak pokiwałam głową i przyjęłam jego dłoń, którą wysunął w moją stronę, dając się zaprowadzić aż do jego samochodu.
- Dobrze, że się zgodziłaś, przynajmniej nie musiałem wyciągać cię stamtąd siłą — powiedział, po chwili śmiejąc się ze swoich słów. Nalał sobie do przezroczystej szklanki bursztynowej cieczy i kazał kierowcy ruszać.
- Zgodziłabym się, nawet jeśli chciałbyś mnie zabić — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, patrząc mu prosto w oczy.
- Czyżby twój właściciel nie przypadł ci do gustu? — spytał.
- Można tak powiedzieć — odparłam.
- Mogłabyś nieco rozwinąć swą myśl?
- Wiem o wszystkim, wiem, że James chcę się zemścić na nieżyjącym już Davidzie. Wiem również, że wszędzie indziej będzie mi lepiej niż u niego, dlatego się zgodziłam. Zrobiłam krok naprzód — miałam w gdzieś to, czy moje wyjawienie prawdy obcemu mężczyźnie przyniesie negatywne skutki. Było mi już naprawdę wszystko jedno.
- Ale z niego idiota, jesteś mądrzejsza od niego — powiedział, śmiejąc się niemalże do rozpuku.
Mnie samej kąciki ust, nieco podniosły się do góry. Może wcale nie będzie tak źle, tylko lepiej? Może będę miała większe szanse na ucieczkę? Albo pogodzę się ze swym losem? Tego nie wiedziałam, ale miałam dobre przeczucia. Coś mi mówiło, że moja decyzja pchnie mój plan, do przodu co sprawiało, że byłam z tego powodu bardzo zadowolona.
Sądziłam, że nieznajomy jest nieco inny od reszty mężczyzn, a zwłaszcza od Jamesa. Przez myśl mi nawet przeszło, że w jakiś sposób się z nim dogadam i wszystko pójdzie znacznie łatwiej, niż przypuszczałam. Moje pozytywne myśli ulotniły się niczym bańki mydlane, gdy tylko przekroczyliśmy próg jego sypialni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz