piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 7 (Zepsuta psychika)

Rok później...

Boję się zbliżyć, a nienawidzę być sama. Tęsknię za tym stanem, by nie czuć nic. Im wyżej się wespnę, tym niżej upadnę. Nie mogę utopić swoich demonów, one wiedzą jak pływać. Czy możesz usłyszeć ciszę? Czy możesz zobaczyć ciemność? Czy możesz naprawić co zniszczone? Czy potrafisz pomóc beznadziei? Bo, błagam na kolanach, czy potrafisz ocalić moją duszę ? Zaczekasz na mnie?

I wtedy zrozumiałam, jak trudno jest się zupełnie zmienić, kiedy się zadomowisz. Nawet piekło wydaje się miłym miejscem. Po prostu chciałam, aby moje wewnętrzne odrętwienie odeszło. Nieważne jak bardzo masz przejebane, słońce powróci, a ty wrócisz na ziemię.

Każdy chciałby iść do Nieba, lecz nikt nie chce umierać. Nie mogę dłużej bać się śmierci, umierałam tysiące razy. Po co odkrywać wszechświat skoro nie znamy samych siebie? W naszych głowach jest pustka, nad którą nikt nie odważy się zastanowić.

Krusi, załamani...

Siedzimy w kręgach i milczymy.

Jesteśmy bezsilni...

Dotąd pamiętam tę chwilę. Tę chwilę, kiedy wyszła z pokoju. To był dzień jak co dzień. Byłem w kuchni i przygotowywałem posiłek dla dziewczyny, którego i tak nie będzie chciała zjeść. Mimo to nie poddawałem się, zastanawiając się nad tym, dlaczego tak bardzo się staram i jeszcze się nie poddałem, nie widząc swoich wymarzonych efektów. Zeszła na dół po schodach cała zapłakana. Zmartwiłem się, bo nigdy tak się nie zachowywała, gdy zacząłem pytać, co się stało, ona odpowiedziała mi, że chciałaby, abym jej pomógł, że będzie się starać, ale nie chciała żyć już w ciągłym strachu. Nie widzieć tych cieni nie słyszeć szeptów i nie czuć palców na jej gardle.

Na jej słowa ucieszyłem się jak małe dziecko. Od tamtej pory codziennie przychodziła do niej Pani psycholog, której dawałem grube pieniądze za milczenie. Sam bym nie dał sobie rady, nie byłem specjalistą, więc musiałem podjąć jakieś kroki. Tak bardzo się tym wszystkim zamartwiałem, a wystarczyło tylko poczekać. Minął rok, a ja w końcu mogłem zobaczyć na jej twarzy uśmiech. To była dla mnie największa nagroda, jaką mógłbym dostać.

-Jason udało się! - słysząc głos dziewczyny, automatycznie odwróciłem się w jej stronę.

-Ale co się udało? - spytałem, nie wiedząc, o co jej chodzi.

-Jak to, co się stało?! Ważę w końcu tyle, co normalna kobieta - powiedziała cała w skowronkach, że aż nie mogłem uwierzyć w to, że przede mną stoi ta sama dziewczyna, która rok temu nie wychylała nosa z pokoju.

-Wiesz to trochę dziwne - stwierdziłem i wróciłem do zaparzania sobie kawy - Z tego, co wiem, żadna kobieta nie cieszy się z tego, że przytyła - powiedziałem w miarę poważnym tonem głosu, ale zaraz się zaśmiałem razem z dziewczyną. Oboje usiedliśmy na kanapie w salonie i zaczęliśmy oglądać jakiś film.

-Dziękuje - powiedziała, a ja odwróciłem się w jej stronę, nie wiedząc, za co mi dziękuje - Za to, co dla mnie zrobiłeś - dopowiedziała, jakby czytała mi w myślach i uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłem.

-Nie ma za co Alice - odpowiedziałem, a ta znienacka przybliżyła się do mnie i mocno mnie przytuliła. Nie wiedziałem co mam zrobić albo powiedzieć. Całe moje ciało było sparaliżowane, a ja sam byłem w szoku. Tak długo na to czekałem, że to aż bolało, a gdy w końcu to się stało, nie wiedziałem, jak się zachować. W końcu uśmiechnąłem się pod nosem i przytuliłem się do dziewczyny równie mocno, jak ona do mnie. Ten jej cudowny zapach, bijące od niej ciepło, sprawiały, że mogłem czekać na to jeszcze jeden rok, a i tak za każdym razem stwierdziłbym, że było warto czekać.

-Nie boisz się? - spytałem, szepcząc jej do ucha, podczas gdy my nadal byliśmy do siebie przytuleni.

-Nie - odszepnęła i wtuliła głowę w moją szyję - Nie, z tobą...

Ubierając się w wygodne ciuchy, wyszedłem ze swojej sypialni i poszedłem prosto do pokoju dziewczyny. Uprzednio pukając w drzwi, wszedłem do środka, gdzie zobaczyłem jak Alice siedzi po turecku na środku łóżka i trzyma w dłoni jakąś książkę. Podszedłem do niej i usiadłem na brzegu łóżka, uważnie się jej przyglądając.

-Chciałabyś może, gdzieś ze mną pojechać? - spytałem.

-Pewnie - odpowiedziałam niemal od razu, uśmiechając się do mnie przy tym.

-W takim razie widzimy się za pięć minut na dole - powiedziałem, na co dziewczyna w odpowiedzi pokiwała głową i wyszedłem z jej pokoju.

Zszedłem na dół po schodach i wziąłem przygotowane wcześniej rzeczy, aby zanieść je do bagażnika mojego samochodu. Chciałem, aby Alice w końcu wyszła z domu. Od ponad roku go nie opuszczała, więc pomyślałem sobie, że skoro ma się już znacznie lepiej, dobrze zrobi jej taka mała wycieczka poza miasto. Zamknąłem bagażnik i poszedłem z powrotem do domu, gdzie czekała już na mnie Alice ubrana w śliczną letnią sukienkę, w której wyglądała naprawdę dobrze.

-Ładnie wyglądasz - powiedziałem, jednak chyba zawstydził ją mój komplement, ponieważ zarumieniła się niemiłosiernie i próbowała zakryć swoje czerwone policzki swoimi długimi włosami. Była tak cholernie urocza.

Trochę niepewnym krokiem poszła razem ze mną do mojego samochodu. Zapieliśmy pasy bezpieczeństwa, odpaliłem silnik i po chwili włączyłem się w ruch. Podczas jazdy żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Między nami panowała cisza, ale była ona przyjemna, jedynie grające radio dawało o sobie znać. Po prawie godzinie byliśmy już na miejscu. Odpiąłem pas i wyszedłem z auta, co również uczyniła Alice.

-I jak, podoba ci się tutaj? - spytałem, patrząc na dziewczynę, która z zachwytem przyglądała się miejscu, w którym byliśmy. Było tu ogromne jezioro, soczyście zielona trawa, mnóstwo drzew i otwarta przestrzeń, a to wszystko zapierało dech w piersiach każdemu człowiekowi.

-Jest tu pięknie - odpowiedziała, a ja wyciągnąłem z bagażnika samochodu, duży wiklinowy kosz oraz koc, który rozłożyłem na trawie, a obok postawiłem pełny koszyk z jedzeniem.

Leżąc, oboje zajadaliśmy się różnymi smakołykami, jakie przygotowałem. Co chwilę rozśmieszałem dziewczynę do łez. To było coś niezwykłego, widząc ją taką roześmianą. Rozmawialiśmy, śmieliśmy i opróżniliśmy cały koszyk, aż w końcu zaczęło robić się ciemno.

-Nie wierzę, że spędziliśmy tutaj cały dzień - powiedziała Alice, gdy odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę domu.

-Podobało Ci się? - spytałem.

-Zdecydowanie tak - odpowiedziała radośnie, na co uśmiechnąłem się zadowolony z tego, że postanowiłem zabrać ją dzisiaj nad rzekę.

Gdy byliśmy na miejscu, na dworze było już całkowicie ciemno, i zbliżała się godzina dwudziesta trzecia. Niosąc ze sobą koszyk, szliśmy razem kamienną ścieżką w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłem je i idąc prosto do kuchni, postawiłem koszyk na kuchennym blacie i zgasiłem światło, od razu idąc na górę za dziewczyną.

-Dobranoc Alice - powiedziałem, gdy odprowadziłem ją pod same drzwi od jej pokoju.

-Dobranoc Jason - odpowiedziała i gdy już miała się odwrócić, aby wejść do środka, nie wytrzymałem i przybliżyłem się do niej jeszcze bardziej i przytuliłem ją do swojej klatki piersiowej. Na nowo poczułem jej ciepło i mogłem rozkoszować się jej zapachem, jednak po chwili pożałowałem tego, że ją przytuliłem. Nie minęła nawet minuta, a dziewczyna z przeraźliwym krzykiem odepchnęła mnie od siebie i zaczęła uciekać wzdłuż korytarza.

Nie wiele myśląc, ruszyłem za nią i dopiero dogoniłem ją na końcu korytarza, gdzie nie miała żadnej drogi ucieczki. Patrząc na mnie przerażonym wzrokiem, zaczęła płakać i usiadła w kącie, tuląc do siebie swoje nogi.

-Wszystko w porządku? - spytałem i podszedłem do niej wolnym krokiem.

-Odejdź! Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęła, a ja aż podskoczyłem, będąc w kompletnym szoku. Nie miałem pojęcia co się z nią dzieje. Przecież jeszcze niedawno uśmiechała się, była taka spokojna, a teraz jakby na nowo zaczęła się mnie bać. To nie miało tak wyglądać. Nie tak.

Siedziała skulona i przeraźliwie płakała, a ja wręcz wyrywałem sobie włosy z głowy, nie wiedząc co mam zrobić, jak ją uspokoić. Byłem przerażony, zdenerwowany, a zarazem czułem się zawiedziony, ponieważ już było tak dobrze. A teraz wychodziło na to, że wróciliśmy do pieprzonego początku.

W końcu do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Od razu wyciągnąłem z kieszeni moich spodni telefon i zadzwoniłem do kogoś, kto mi na pewno teraz pomoże. Czekając na ową osobę, robiłem wszystko, aby jakoś uspokoić dziewczynę. Jednak wszystkie moje starania szły na marne, aż w końcu usłyszałem upragniony dzwonek do drzwi. Od razu zszedłem na dół i otworzyłem drzwi Pani psycholog.

-Przepraszam, ale tylko Pani może jej pomóc - powiedziałem na wstępie, aby jakoś się usprawiedliwić, przed tym, że dzwoniłem do niej o tak późnej porze.

-Nic się nie stało - odpowiedziała - Gdzie ona jest? - spytała, a ja wskazałem na schody, gdzie od razu poszła, a ja za nią - Pan zaczeka na dole - chciałem coś powiedzieć, ale poddałem się, widząc minę Pani psycholog, nieznoszącej sprzeciwu. Pokiwałem głową i ruszyłem do salonu, gdzie rozpocząłem prawdziwą walkę z czasem.

-Zabieram ją - słysząc słowa psychologa, niemal od razu poderwałem się z kanapy i podszedłem do kobiety.

-Ale jak to?! Przecież ona nie może i dobrze Pani o tym wie! - nie panowałem już nad sobą. Nie mogła jej zabrać ode mnie. Nie po to dałem jej tyle pieniędzy, żeby w końcu ją zabrała, zrywając przy tym naszą umowę.

-Proszę się uspokoić. Nasza umowa jest wciąż aktualna, ale ona tego potrzebuje i właśnie w tej chwili zabieram ją ze sobą - powiedziała i tak po prostu, na moich oczach, zabrała Alice ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz