Słyszałam wszystko. Za każdym razem. Nawet dzisiaj, gdy przyszedł do mnie po interesującej wizycie jego siostry. Po jednym moim wypowiedzianym zdaniu, gdy ona cały czas nawijała, wyszła niczym błyskawica z pokoju. Gdy tak siedział, chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam, nie miałam na tyle siły. Moje sekrety wypalają moje serce na wylot. Lustra zaczynają szeptać. Cienie zaczynają obserwować. Zaczęłam wariować. W każdym śnie ktoś próbuje mnie zabić. Przystawiałam ostrze do swoich nadgarstków, pomijałam posiłki. Spróbujemy dzisiaj czegoś nowego.
Gdy wstałam z łóżka, swoje kroki od razu skierowałam w stronę dużego lustra, jakie stało w pokoju. W lustrze odbijało się moje chude ciało, za chude. Blizny i rany zaczynały powoli znikać. Było znacznie lepiej niż wtedy kiedy zwymiotowałam, widząc swoje ciało. Miałam czarne, długie, aż do pasa włosy, które opadały falami. A moje dłonie całe poranione i zniszczone dotykały moich widocznych kości policzkowych, by potem przejechać po materiale koszuli nocnej, jaką miałam na sobie, by móc wyraźnie poczuć swoje żebra. Z każdym dniem chudłam coraz bardziej. Zanim tu się znalazłam, nie było jeszcze z moim ciałem tak źle, jak teraz, ale mnie to nie obchodziło.
Zeszłam na dół, a na blacie kuchennym zauważyłam żółtą kartkę, na której było napisane, że chłopak musiał pojechać gdzieś w jakiejś pilnej sprawie i nie będzie go do wieczora. Podpisał się. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza i wyszłam z kuchni, idąc do salonu, gdzie opuszką palca zaczęłam jeździć po licznych płytach, jakie znajdowały się na sporej półce.
Widząc pewną płytę, uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam ją, by następnie móc włożyć ją do odtwarzacza. Po kilku sekundach mogłam usłyszeć najpierw ten cudowny dźwięk skrzypiec, potem dołączyła perkusja, a na sam koniec ten cudowny głos. Nadal, uśmiechając się lekko, podeszłam tym razem do półki z książkami, gdzie czytając grzbiety książek, wzięłam tą, która najbardziej mnie zainteresowała. Otwierając książkę w połowie, usłyszałam nagle, jak wokalista śpiewa mój ulubiony fragment. Zaczęłam go śpiewać razem z nim.
-But you already know too much. And you're not going anywhere. *- To były ostatnie słowa piosenki, którą lubiłam najbardziej, więc reszta, jaka zaczęła lecieć, zbytnio mnie nie interesowała.
***
Zmęczony, wszedłem do domu i rozebrałem się z marynarki i butów. Biorąc ze sobą teczkę, wszedłem w głąb domu i zmarszczyłem brwi, słysząc dobiegającą z salonu muzykę. Poszedłem tam, ale nikogo nie było. Płyta, jaka znajdowała się w odtwarzaczu, powtarzała w kółko jeden fragment: „But you already know too much. And you're not going anywhere „
Wyłączyłem sprzęt, co sprawiło, że muzyka ucichła. Byłem nieco zdziwiony tym, że płyta się zacięła i byłem jeszcze bardziej zdziwiony, gdy zobaczyłem co to za płyta. Nie przypominałem sobie, żebym ją kupował, a wokalista był mi kompletnie nieznany. Odłożyłem płytę na szklany stolik, a teczkę zostawiłem na fotelu i poszedłem na górę, aby zobaczyć, czy u dziewczyny jest wszystko w porządku.
Będąc przy jej drzwiach, zmarszczyłem po raz kolejny brwi, słysząc jej głos. Nie wiele myśląc, otworzyłem drzwi i byłem w niemałym szoku, ponieważ z dziewczyną nikogo nie było. A ona sama klęczała przed łóżkiem i mając splecione ze sobą dłonie jak do modlitwy, wypowiadała te słowa:
-Boże, wybacz mi, za wszystkie moje grzechy. Boże, wybacz mi, za wszystko. Boże, wybacz mi, za wszystkie moje grzechy. Boże, wybacz mi. Boże, wybacz mi...
*Ale ty już wiesz zbyt dużo i nigdzie stąd nie pójdziesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz