piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 6 (Zepsuta psychika)

Słyszałam wszystko. Za każdym razem. Nawet dzisiaj, gdy przyszedł do mnie po interesującej wizycie jego siostry. Po jednym moim wypowiedzianym zdaniu, gdy ona cały czas nawijała, wyszła niczym błyskawica z pokoju. Gdy tak siedział, chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam, nie miałam na tyle siły. Moje sekrety wypalają moje serce na wylot. Lustra zaczynają szeptać. Cienie zaczynają obserwować. Zaczęłam wariować. W każdym śnie ktoś próbuje mnie zabić. Przystawiałam ostrze do swoich nadgarstków, pomijałam posiłki. Spróbujemy dzisiaj czegoś nowego.

Gdy wstałam z łóżka, swoje kroki od razu skierowałam w stronę dużego lustra, jakie stało w pokoju. W lustrze odbijało się moje chude ciało, za chude. Blizny i rany zaczynały powoli znikać. Było znacznie lepiej niż wtedy kiedy zwymiotowałam, widząc swoje ciało. Miałam czarne, długie, aż do pasa włosy, które opadały falami. A moje dłonie całe poranione i zniszczone dotykały moich widocznych kości policzkowych, by potem przejechać po materiale koszuli nocnej, jaką miałam na sobie, by móc wyraźnie poczuć swoje żebra. Z każdym dniem chudłam coraz bardziej. Zanim tu się znalazłam, nie było jeszcze z moim ciałem tak źle, jak teraz, ale mnie to nie obchodziło.

Zeszłam na dół, a na blacie kuchennym zauważyłam żółtą kartkę, na której było napisane, że chłopak musiał pojechać gdzieś w jakiejś pilnej sprawie i nie będzie go do wieczora. Podpisał się. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza i wyszłam z kuchni, idąc do salonu, gdzie opuszką palca zaczęłam jeździć po licznych płytach, jakie znajdowały się na sporej półce.

Widząc pewną płytę, uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam ją, by następnie móc włożyć ją do odtwarzacza. Po kilku sekundach mogłam usłyszeć najpierw ten cudowny dźwięk skrzypiec, potem dołączyła perkusja, a na sam koniec ten cudowny głos. Nadal, uśmiechając się lekko, podeszłam tym razem do półki z książkami, gdzie czytając grzbiety książek, wzięłam tą, która najbardziej mnie zainteresowała. Otwierając książkę w połowie, usłyszałam nagle, jak wokalista śpiewa mój ulubiony fragment. Zaczęłam go śpiewać razem z nim.

-But you already know too much. And you're not going anywhere. *- To były ostatnie słowa piosenki, którą lubiłam najbardziej, więc reszta, jaka zaczęła lecieć, zbytnio mnie nie interesowała.

***

Zmęczony, wszedłem do domu i rozebrałem się z marynarki i butów. Biorąc ze sobą teczkę, wszedłem w głąb domu i zmarszczyłem brwi, słysząc dobiegającą z salonu muzykę. Poszedłem tam, ale nikogo nie było. Płyta, jaka znajdowała się w odtwarzaczu, powtarzała w kółko jeden fragment: „But you already know too much. And you're not going anywhere „

Wyłączyłem sprzęt, co sprawiło, że muzyka ucichła. Byłem nieco zdziwiony tym, że płyta się zacięła i byłem jeszcze bardziej zdziwiony, gdy zobaczyłem co to za płyta. Nie przypominałem sobie, żebym ją kupował, a wokalista był mi kompletnie nieznany. Odłożyłem płytę na szklany stolik, a teczkę zostawiłem na fotelu i poszedłem na górę, aby zobaczyć, czy u dziewczyny jest wszystko w porządku.

Będąc przy jej drzwiach, zmarszczyłem po raz kolejny brwi, słysząc jej głos. Nie wiele myśląc, otworzyłem drzwi i byłem w niemałym szoku, ponieważ z dziewczyną nikogo nie było. A ona sama klęczała przed łóżkiem i mając splecione ze sobą dłonie jak do modlitwy, wypowiadała te słowa:

-Boże, wybacz mi, za wszystkie moje grzechy. Boże, wybacz mi, za wszystko. Boże, wybacz mi, za wszystkie moje grzechy. Boże, wybacz mi. Boże, wybacz mi...

*Ale ty już wiesz zbyt dużo i nigdzie stąd nie pójdziesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz