czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 7 Cz.3 (Kochaj i nie udawaj)

- A właśnie, że to zrobię — warknął tuż przy mojej twarzy, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku - Powinna poznać swojego prawdziwego ojca, prawda? — nie kontrolując tego, co robię, zamachnęłam się i uderzyłam go w policzek z taką siłą, że aż odwrócił swoją głowę w drugą stronę. Jego słowa wyprowadziły mnie z równowagi, byłam wściekła i chciałam zabić go tu i teraz, jednak z drugiej strony nie miałam prawa być zła za to, co powiedział. To ja byłam wszystkiemu winna.

- Rose nigdy nie będzie twoja — powiedziałam, słabym głosem, stawiając jeden krok do tyłu.

- Zapomniałaś już, jak przyszłaś do mnie cała zapłakana? — spytał, masując swój pewnie obolały policzek.

- To już jest przeszłość — odparłam, wiedząc doskonale, że teraz wyciągnie wszystkie moje słabości na wierzch, aby potem je wykorzystać przeciwko mnie.
- A jednak ta przeszłość zostawiła po sobie ślad w postaci Rose — ze łzami w oczach pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam uwierzyć w to, że byłam taka głupia, że przez chwilę dałam się omotać negatywnym myślą. Mogłam wtedy nie wychodzić z domu, tylko na spokojnie porozmawiać z Davidem, ale świadomość, że Richard jest blisko mnie, wygrała.
- Mam tego dość. Rose nigdy nie będzie twoja, a ja nigdy nie będę twoją własnością. Kocham Davida i to z nim będę do końca swoich dni — powiedziałam, płaczliwym tonem głosu czując, jak łzy spływają po moich policzkach.
- David, David, ciągle tylko on się liczy! Niby tak bardzo cię kocha, a jednak cię skrzywdził! Nawet obronić cię nie potrafi, gdyby nie jego matka, nawet nie wiedziałby gdzie cię szukać. Żaden z niego bohater ani mężczyzna, który potrafiłby zadbać o swoją rodzinę! — był wściekły tak jak jeszcze nigdy. David działał na niego jak płachta na byka.
- Jesteś od niego gorszy, więc nie porównuj go do siebie i pamiętaj, że oszczędził ci życie! — krzyknęłam, bojąc się, że zaraz powiem coś, czego będę żałować. Byłam na tyle zła, że swoimi słowami mogłam jedynie dodać oliwy do ognia, co nie wyszłoby mi na dobre.
- Zrobiłby to, nawet gdybyś go o to nie prosiła! A wiesz dlaczego? Bo jest zwykłym tchórzem! - ze strachu, aż podskoczyłam, patrząc prosto w jego oczy, w których wymalowana była wściekłość. Ja również byłam zła, ale na samą siebie i swoją głupotę.
- Kiedy w końcu odpuścisz? — spytałam, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzków. Nie miałam już siły, na nic. Miałam w tej chwili ochotę cofnąć się w czasie i wszystko odkręcić, a myśl, że jest to nie możliwe, dołowała mnie jeszcze bardziej.
- Nigdy tego nie zrobię. Będę pierwszy raz w życiu, walczył o to, na czym mi zależy i nie mam zamiaru odpuścić. Czekam cierpliwie, jak pies, a ty tylko od czasu do czasu rzucisz mi jakiś marny ochłap mięsa, żebym miał na chwilę czym zaspokoić głód — mówiąc to, wcale nie ułatwiał mi dosłownie niczego.
- Przestań, nie mów tak. To nie prawda. Proszę cię, odpuść i przestań się starać, bo nic tym nie wskórasz. Nie zależy ci na mnie, wmawiasz to sobie, bo nie jestem już twoją własnością. Twoja ulubiona zabawka stała się już samodzielna — chciałam, żeby to wszystko skończyło się bez rozlewu krwi, ale były to marne szanse. Znając go, będzie robił wszystko, żeby dopiąć swego, zwłaszcza że Rose jest jego córką.
- Wiesz o mnie wszystko, a mimo to potrafisz powiedzieć coś takiego? Rozumiesz mnie i wiesz, jaki jestem. Jesteśmy tacy sami i nie raz ci to mówiłem. Mogłem cię nie ratować i zostawić cię Johnowi. Żebrałabyś dla niego jeszcze przez parę lat, a potem gwałciliby cię kilka razy dziennie — jego słowa w pewien sposób mnie zabolały, ale zaraz w mojej głowie pojawiła się myśl, że tak byłoby lepiej dla wszystkich.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś?! Może gdybym tam została, każdy z nas wiódłby spokojne życie! — nie wiem, dlaczego zadałam to pytanie, skoro doskonale znałam na nie odpowiedź.
- Bo cię kocham! — krzyknął i łapiąc moją dłoń, przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie namiętnie, a ja oddałam jego pocałunek, kładąc swoje dłonie na jego klatce piersiowej.
Nie wiedziałam, dlaczego wtedy to zrobiłam. Może dlatego, że kiedyś przez pewien malutki moment coś nas łączyło. On zakochał się w zwykłej małolacie, a ja czułam się kimś, będąc w ramionach dużo starszego mężczyzny. Tam, gdzie spędziłam większość swojego życie, panowała rywalizacja. Każda dziewczyna była pogodzona z tym, gdzie jest, ale bycie tam nie było takie proste. Żeby jakkolwiek normalnie funkcjonować, każda z nich robiła, co mogła, aby mieć lepiej. Być lepiej traktowaną, mieć lepsze warunki, czuć się choć trochę jak normalna dziewczyna. Ja nie miałam zamiaru robić tego, co one, a mimo to byłam częściej nagradzana niż one wszystkie razem wzięte. To Richard zawsze lepiej mnie traktował i faworyzował, co sprawiało, że inne dziewczyny były zazdrosne i marzyły, abym najlepiej zniknęła z tego świata. Jego pracownicy nie byli już tacy mili, a on sam miewał słabsze dni, kiedy wyżywał się na mnie za swoje niepowodzenia. Mimo wszystko rozumiałam go i nigdy nie byłam na niego naprawdę zła. Zaopiekował się mną, wychował mnie, dał dach nad głową. Jego przeszłość zostawiła po sobie ślad na jego psychice. Oboje byliśmy na swój sposób psychopatami, którzy zawsze myśleli inaczej i postrzegali inaczej świat. Byłaby z nas dobrana para, której nikt by nie rozumiał.
- Tęskniłem za tym — szepnął tuż przy moich ustach, kiedy powoli odsunął swoje wargi od moich.
- Richard, do cholery jasnej — płaczliwy ton głosu po raz kolejny przedostał się przez moje gardło - Jestem żonata i mam dziecko. Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że...— niedane było mi dokończyć, ponieważ Richard kolejny raz pocałował mnie mocno i namiętnie. Ja jedynie cicho jęknęłam w jego usta, oddając się pokusie. Na własnej skórze przekonałam się, że zakazy owoc smakuje najlepiej, jednak szybko traci swój cudowny smak.
Kładąc obie dłonie na jego klatce piersiowej, odepchnęłam go od siebie, by po chwili móc spojrzeć w jego oczy, w których można było dostrzec te cholerne iskierki radości. Nie chciałam mu robić nadziei, ale sama nie umiałam stosownie się zachować, aby nie pogarszać całej tej sytuacji jeszcze bardziej. Oparł swoje czoło o moje i z dużym uśmiechem na twarzy, zaczął delikatnie głaskać mnie po policzku.
- Wyobrażam sobie jedynie ciebie i Rose przy moim boku — odpowiedział, na co moje serce zabiło szybciej - Mogę ją zobaczyć? Chciałbym na nią spojrzeć choć raz z bardzo bliska i móc dotknąć choćby jej małej rączki. Proszę, zgódź się, to w końcu moja córka — wiedziałam, że mu cholernie zależy, zwłaszcza że był typem człowieka, który dla rodziny zabiłby każdego, byleby ochronić ważne osoby w jego życiu.
- David jest w domu, nie mogę tak ryzykować, przykro mi — odpowiedziałam.
- Kiedy pozwolisz mi ją dotknąć, już więcej mnie nie zobaczysz — na jego słowa otworzyłam szeroko oczy, będąc w niemałym szoku - Umowa stoi? — spytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
Razem poszliśmy do mojego i Davida domu, gdzie od razu zaprowadziłam go do pokoju Rose. Moje serce pękało na małe kawałeczki, kiedy z uniesionymi go góry kącikami ust, patrzał się na swoją córkę i głaskał ją tak, jakby była czymś bardzo kruchym. Nie mogąc na to patrzeć, wyszłam z pokoju i oparłam się o ścianę, biorąc głęboki wdech i wydech. Słysząc, że wychodzi z pomieszczenia, szybko otarłam swoje policzki z łez. Kiedy zamknął za sobą drzwi najciszej, jak potrafił, podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i bez słowa odszedł, zostawiając mnie samą z mętlikiem w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz