piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 5 (Zepsuta psychika)

Nie chciałem tego robić, ale wziąłem urlop, nie chcąc chodzić do pracy w kratkę. Źle by to wszystko wyglądało, będąc szefem tak bardzo znanej firmy. Poza tym miałem pewność, że dziewczyna nie zaprzestałaby na jednym wybryku z żyletkami pod moją nieobecność. Ona potrzebowała od kogoś pomocy. I tym kimś byłem ja.

Postanowiłem mieć ją na oku przez cały czas, dbając o nią najlepiej, jak potrafię. Obiecałem sobie, że zajmę się nią, ponieważ nie chcę uciekać do ostateczności, jakim jest szpital. Zrobię wszystko, aby to w domu poczuła się lepiej. Dochodziła już godzina trzynasta, a dziewczyna wciąż spała, oczywiście zerkałem do niej regularnie co pół godziny, bojąc się, że znowu chcę sobie coś zrobić. Tak bardzo się o nią martwiłem.

Stwierdzając, że mój popisowy sos jest tak samo dobry, jak zawsze, polałem nim niewielką ilość makaronu znajdującego się w małej miseczce. Od wczorajszego wieczoru dotąd nic nie jadła i chciałem, aby zjadła choć trochę, nawet jeśli dojdzie do tego, że będę ją musiał karmić siłą.

Idąc na górę po schodach, usłyszałem nagle, jak ktoś dzwoni do drzwi. Wzdychając cicho, wróciłem się z powrotem na dół. Zostawiając po drodze na blacie kuchennym jedzenie, skierowałem się w stronę drzwi i otworzyłem je, widząc w nich jakiegoś mężczyznę, którego pierwszy raz widziałem na oczy.

-Dzień...- nie dane mi było dokończyć, ponieważ facet stojący naprzeciwko mnie wrzasnął na mnie z czystą furią.

-Gdzie ona jest?! - nie potrzebowałem dużo czasu, aby zrozumieć, kim jest ten mężczyzna i o kim mówi.

-Przepraszam, ale nie wiem, o czym Pan mówi - mimo wszystko postanowiłem grać idiotę, który nie wie, o co chodzi. Nie chciałem robić niepotrzebnego zamieszania.

-Nie kłam! Wiem, że ją tam trzymasz! - jego ponowny wrzask niemal mnie ogłuszył. Mężczyzna, będąc zdenerwowany do granic możliwości, chciał siłą wejść do domu, jednak sprawnie mu to uniemożliwiłem, wypychając go i szybko zamykając drzwi na wszystkie możliwe zamki.

Odetchnąłem z ulgą, ale facet nadal nie dawał za wygraną i walił w drzwi najmocniej, jak potrafił, wrzeszcząc przy tym, jak opętany. Chcąc zadzwonić na policję, odwróciłem się i zamarłem. Na schodach stała dziewczyna i patrzyła się na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, jak i strachem, mając łzy w oczach.

-Spokojnie. Już wszystko jest w porządku. Nie masz...- nie dane mi było dokończyć, ponieważ dziewczyna wbiegła z powrotem na górę po schodach co po chwili i uczyniłem ja, doganiając ją dopiero w pokoju - Proszę, nie rób nic sobie, dobrze? - powiedziałem spokojnym tonem głosu i podszedłem do niej, przyglądając się jej twarzy - Zadzwonię tylko na policje i zaraz do ciebie wrócę, dobrze? - w odpowiedzi jedynie pokiwała głową twierdząco, a ja dziękowałem Bogu w duchu, że tym razem obejdzie się bez większych dramatów.

Zszedłem na dół z szybkością światła i wziąłem telefon leżący na wysepce, od razu wybierając numer alarmowy. Nie musiałem czekać długo na interwencje policji. Przyjechali po zaledwie dwóch minutach i go zabrali, a ja oczywiście skłamałem w zeznaniach, mówiąc, że to po prostu jakiś szaleniec próbował dostać się do mojego domu.

Zamykając za policjantami drzwi, od razu wszedłem na górę, pokonując co drugi schodek. Wszedłem do jej pokoju i usiadłem obok niej, mogąc jedynie wsłuchiwać się w jej cichy szloch. Czułem się źle, wiedząc, że nie mogę jej nawet teraz przytulić, bo bym tylko pogorszył sprawę. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że miała odrazę do mężczyzn, a po dzisiejszej sytuacji wiedziałem już przez kogo, bała się mojego dotyku.

-Chciałbym ci jakoś pomóc - wyznałem, gdy dziewczyna nieco się uspokoiła.

-Nie możesz mi pomóc. Nikt mi nie jest w stanie pomóc - wyszeptała swoim łamliwym głosem i weszła pod kołdrę, szczelnie się nią przykrywając.

-Chciałbym cię, chociaż przytulić na pocieszenie, ale wiem, że to nie będzie dobry ruch. Wiem, że boisz się dotyku mężczyzn i wiem, że ten facet, który dobijał się do mojego domu, był twoim ojcem. To on ci to wszystko zrobił prawda? - spytałem, choć znałem odpowiedź na to pytanie.

-Też tego chcę, ale za bardzo się boję. Potrzebuje czyjejś bliskości, ale ona niszczy mnie od środka. Jest czymś dobrym, a zarazem czymś, co by sprawiło, że bym umarła ze strachu - boże. Jej głos. Jej łzy. Nie mogłem dłużej wytrzymać i sam zacząłem płakać, karcąc siebie w duchu za to, że pokazuję przy niej, jak słaby jestem - Nie mogę powiedzieć ci prawdy. Nie potrafię - dodała tak cicho, że ledwo zdołałem ją usłyszeć.

-Dlaczego? - spytałem, ocierając swoje łzy, które zdążyły spłynąć po moim policzku.

-Jeśli powiem ci prawdę, będziesz walczył o kłamstwo.

Ona miała rację. Gdybym dowiedział się prawdy, walczyłbym o kłamstwo. Nie dopuszczałbym do siebie tej prawdy. O niej, o jej życiu i o tym, co przeżyła. Nigdy tego nie zrobię, ponieważ nigdy nie dowiem się prawdy. W pewnym momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, że ona nigdy się nie uśmiechnie. Nigdy tego nie zobaczę, ponieważ jest to niemożliwe. Nie zdołam jej naprawić. Mogę jedynie sprawić, że będzie miała to mimo wszystko z tyłu głowy.

Po tych wszystkich emocjach dziewczyna po prostu zasnęła, a ja siedząc przy niej parę minut dla pewności, że śpi, wyszedłem cicho z jej pokoju. Zszedłem na dół i po prostu siedziałem jak ten ostatni debil, mając w swojej głowie mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Zbliżał się wieczór, a jak zwykle szykowałem posiłek dla dziewczyny, którego i tak pewnie nie zje. Dobrze, że chociaż coś piła.

Niosąc kolację na górę, wszedłem do jej pokoju i usiadłem na brzegu łóżka, stawiając na stoliku nocnym jedzenie.

-Proszę, zjedz chociaż jeden posiłek dzisiaj - powiedziałem, widząc, że dziewczyna nie śpi. Ta jednak nie raczyła w żaden sposób odpowiedzieć na moją prośbę. Cicho wzdychając, wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, dochodząc do wniosku, że siedzenie tam i czekanie na cud byłoby bez sensu.

I tak było każdego dnia. Ja, zanosiłem jej jedzenie i wychodziłem, a ona je zjadała, a potem przychodziłem znowu, aby zabrać naczynia. Ja mówiłem, prosiłem, a czasem nawet błagałem, a ona nie odzywała się do mnie nawet słowem. Powoli traciłem grunt pod nogami. Poddawałem się, bo nie miałem już pomysłów jak, chociaż w najmniejszym stopniu jej pomóc. Aby chociaż wyszła z tego pieprzonego łóżka... Aż pewnego dnia zadzwoniłem do pewnej osoby, na którą mogłem liczyć o każdej porze dnia i nocy.

Czekając, niecierpliwie krzątałem się po całej kuchni, próbując, choć na chwilę nie myśleć o dziewczynie, która od tygodni leży w łóżku. Powoli brakowało mi zajęć. Kuchnia, jak i inne pomieszczenia, wręcz śliniły czystością.

Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka, co sprawiło, że od razu swoje kroki skierowałem do drzwi wejściowych, które od razu otworzyłem, widząc w nich moją siostrę.

-Hej braciszku - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie promiennie, od razu mnie przytulając na powitanie. Odwzajemniłem jej uścisk, a z moich oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy, które torowały sobie drogę przez mój policzek, by na koniec mogły skapnąć z mojego podbródka - Co się stało? Zazwyczaj nie potrzebujesz mojej pomocy - powiedziała i odsunęła się ode mnie, uważnie przyglądając się mojej, już zapłakanej twarzy. To niedorzeczne, aby dorosły facet płakał jak dziecko z powodu jakiejś dziewczyny, której próbuje pomóc.

-Ja już nie daję rady - powiedziałem płaczliwym głosem, patrząc na moją zszokowaną moim zachowaniem siostrę.

-Nigdy cię nie widziałam w takim stanie - skomentowała i wzięła mnie za rękę, ciągnąc do środka, a następnie do salonu, gdzie razem usiedliśmy obok siebie na kanapie. Tam powiedziałem jej o wszystkim, co wiem, nie wiedząc do końca czy to dobry pomysł.

-Pójdę do niej - powiedziała nagle, a mnie aż zszokowało to, co usłyszałem. Chciałem jakoś zaprotestować, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, jej już nie było ze mną. Siedziałem i czekałem aż zejdzie na dół, myśląc cały czas o tym wszystkim. Tak bardzo się starałem. Myślałem, że zdołam zrobić to sam.

-Jason! - słysząc swoje imię, od razu wstałem z kanapy i poszedłem w kierunku schodów, widząc moją wystraszoną, a zarazem wściekłą siostrę.

-Co się stało ?- Spytałem, będąc całkowicie zbity z tropu.

-Co się stało?! - wrzasnęła, a ja aż podskoczyłem, nie mając pojęcia, co się mogło stać, że jest aż taka zła - Wywal ją z tego domu, póki jeszcze czas! - dodała i odwróciła się na pięcie, chcąc wyjść z domu, ale w odpowiednim momencie udało mi się złapać ją za rękę, co sprawiło, że odwróciła się w moim kierunku.

-Dlaczego? - nadal nic nie rozumiałem. Niby czemu miałbym ją wyrzucać z domu ? Nigdy bym tego nie zrobił. Tylko osoba bez serca byłaby w stanie.

-Bo powiedziała, że jeśli pójdziesz za nią, tylko się zgubisz! Martwię się o ciebie! Ona nie jest normalna! Ten jej ton głosu, gdy to mówiła i te jej blizny, rany...- ostatnie słowa, wręcz wyszeptała i wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i wyszła czym prędzej z mojego domu.

Gdy wszedłem do jej pokoju, nic nadzwyczajnego, ani nienormalnego się nie działo. Dziewczyna leżała spokojnie na łóżku, a w pokoju panował półmrok. Podchodząc bliżej, ujrzałem jej zamknięte powieki. Spała. Usiadłem na brzegu łóżka i patrząc się na jedną ze ścian, zacząłem mówić szeptem, chcąc podświadomie, aby to wszystko usłyszała.

-Narysuj obrazek. Na którym będziesz wyglądać tak, jak byś chciała. Może wtedy będą w stanie poczuć, choć odrobinę twojego bólu. Skup się. Wyjdź z cienia. To beznadziejna walka. Nie ma potrzeby się wstydzić. Oni cię nawet nie znają. Wszystko, co widzą, to blizny. Nie widzą anioła żyjącego w twoim sercu. Pozwól im odnaleźć prawdziwą ciebie. Ukrytą głęboko wewnątrz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz