piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 4 (Zepsuta psychika)

Pod wieczór, nie mając już siły na nic, wziąłem szybki prysznic i do razu położyłem się spać, nie mając tym razem już z tym żadnych trudności. Musiałem położyć się wcześnie spać, bo inaczej nie wstałbym rano do pracy. Słysząc nienawidzony przez wszystkich ludzi budzik, wyłączyłem go i od razu wstałem z łóżka, idąc w stronę garderoby, gdzie nałożyłem na siebie czarny dopasowany garnitur, a do tego białą koszulę na koniec zawiązując krawat.

Wziąłem jeszcze potrzebne mi dokumenty i zszedłem na dół, gdzie ku mojemu zdziwieniu siedziała już dziewczyna, na stołku barowych pijąc jakąś gorącą ciecz.

-Hej - przywitałem się i uśmiechnąłem się do niej, kładąc teczkę z dokumentami na blacie.

-Hej - odpowiedziała słabym głosem, co mnie miło zaskoczyło, że w ogóle się do mnie odezwała. Zrobiłem sobie kawę z ekspresu i usiadłem o jeden stołek dalej od dziewczyny.

-Muszę dziś iść do pracy, opuściłem już dwa dni. Zostanie z tobą moja gosposia, która za niedługo powinna być. W porządku? - nie chciałem zostawiać jej samej, dlatego pomimo tego, że dałem wolne, starszej kobiecie poprosiłem, aby wyjątkowo dzisiaj przyszła do pracy, wyjaśniając jej z grubsza całą sytuację. Oczywiście, pominąłem pewne fakty. Powiedziałem po prostu, że nie chcę, aby została sama w domu, ponieważ bardzo się o nią martwię.

-Tak - odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie, po raz drugi mnie tym zaskakując. Ciekaw byłem, czym jeszcze mnie zaskoczy, ale jeszcze nie wiedziałem, że w tamtym momencie za dużo sobie myślałem.

-To do wieczora - powiedziałem i biorąc dokumenty ze sobą, wyszedłem z domu i wsiadłem do swojego czarnego auta, po chwili włączając się w poranny ruch uliczny.

Po jakiś piętnastu minutach byłem już na miejscu, od razu kierując swoje kroki do swojego gabinetu, który znajdował się na szczycie budynku mojej firmy. Na dzień dobry, zrobiłem małe zebranie i pozbyłem się paru pracowników. Byłem w tamtym momencie bezdusznym sukinsynem, ale mało mnie to obchodziło. Nie miałem zamiaru mieć kogoś, kto nie potrafi niczego dobrze zrobić.

Potem miałem kilka umówionych spotkań, trochę papierkowej roboty i nim się obejrzałem, dochodziła już godzina dziewiętnasta, a większość pracowników już dawno poszła do domu. Jako właściciel firmy nie mogłem sobie pozwolić, na to, aby wychodzić z pracy szybciej od innych pracowników.

Pisząc ważną wiadomość do jednego z naszych stałych klientów, który sprawiał, że zarabialiśmy niemałe pieniądze, po pomieszczeniu nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Odrywając się od pracy, sięgnąłem po telefon i aż na moment stanęło mi serce, widząc, że dzwoni do mnie moja gosposia. Umówiłem się z nią, że ma dzwonić tylko w sytuacjach alarmowych, więc z góry wiedziałem, że coś musiało się stać z dziewczyną.

-Tak? - powiedziałem, odbierając połączenie z drżącym nieco głosem.

-Musi Pan jak najszybciej przyjechać. Ja...- nie dałem jej dokończyć, tylko powiedziałem, że zaraz będę i rozłączyłem się, niemal wybiegając z firmy. Jadąc niecałe dwieście kilometrów na godzinę, w dosłownie parę minut byłem już na miejscu, wychodząc z auta jak poparzony. Biegłem ile sił w nogach do domu, od razu zaczynając gorączkowo rozglądać się za gosposią.

W końcu usłyszałem jej wołanie, gdy zdała sobie sprawę, że już zdołałem przyjechać do domu. Idąc za jej głosem, wszedłem na górę, od razu kierując się do pokoju gościnnego dziewczyny. W pomieszczeniu nikogo nie zastałem, więc swoje kroki od razu skierowałem do łazienki i na sam widok myślałem, że zwymiotuję na krew, która spływała w szczelinach kafelek z ciała dziewczyny.

Nie myśląc długo, zadzwoniłem do mojego prywatnego lekarza, informując, co się właśnie stało, mówiąc mi, że będzie najszybciej, jak tylko będzie mógł. Nie chciałem dzwonić po karetkę, mimo że w takiej sytuacji powinienem, ale nie chciałem dokładać jej zmartwień. Wiedziałem, że tym narobiłbym jej niemałych kłopotów. Zadawaliby jej za dużo pytań, a jej życie mogłoby się stać jeszcze gorsze, gdyby wysłaliby ją do jakiegoś ośrodka. Wolałem, żeby została ze mną.

Podszedłem do dziewczyny i powiedziałem gosposi, aby zeszła na dół i napiła się jakichś ziółek, ponieważ cała się trzęsła, patrząc na leżące ciało dziewczyny. Odpowiadając ciche „dobrze", wyszła z łazienki, zostawiając mnie samego z dziewczyną. Byłem bardzo zdenerwowany i jednocześnie czułem się tak bardzo bezradny, ponieważ kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Chciałem coś zrobić, zanim przyjedzie lekarz, aby przytrzymać ją przy życiu.

Biorąc głęboki wdech i wydech, czym się nieco uspokoiłem, od razu zerknąłem na jej nadgarstki, które jak się spodziewałem, były rozcięte. Nie tracąc ani chwili ściągnąłem marynarkę i rzuciłem ja gdzieś w kąt, rozrywając rękawy mojej koszuli. Białym materiałem owinąłem mocno jej nadgarstki, aby choć trochę powstrzymać krwawienie. Jeden i jak i drugi kawałek rękawa mojej koszuli w ekspresowym tempie stał się czerwony. Nie miałem zielonego pojęcia co robić dalej, ale na szczęście do łazienki wparował mój lekarz, na co odetchnąłem głośno z ulgą, ponieważ wiedziałem, że teraz wszystko będzie dobrze.

-Zanieś ją na łóżko - powiedział, a ja od razu spełniłem jego rozkaz, biorąc ciało dziewczyny na ręce i położyłem na łóżku - A teraz stąd wyjdź - powiedział, spokojnym tonem głosu, zaczynając wyciągać ze swojej torby różne potrzebne mu teraz rzeczy.

-Ale jak to? - spytałem, osłupiały nie wiedząc, o co mu chodzi.

-Tak to. Ręce trzęsą ci się jak galareta. Tak zdenerwowany do niczego mi się nie przydarz - wyjaśnij, a ja, mimo że chciałem jakoś pomóc, posłuchałem się swojego lekarza i wyszedłem z pokoju. Stawiając stopy na najwyższym stopniu schodów, usiadłem na podłodze, mając nadzieję, że obejdzie się bez wzywania karetki.

Nawet nie zerkając na zegarek, wiedziałem, że siedzę tutaj bardzo długo, co sprawiało, że byłem jeszcze bardziej zdenerwowany i zmartwiony stanem zdrowia dziewczyny. Miałem tylko nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. W moim życiu zawsze towarzyszył mi tylko stres na początku mojej kariery biznesmena, aż po pewnym czasie pozbyłem się go, zastępując go pewnością siebie, która pomagała mi w pracy. Nie czułem smutku, niczym się nie przejmowałem czy zamartwiałem. Natomiast teraz, gdy w moim życiu pojawiła się ta dziewczyna, w ciągu zaledwie dwóch dni zdążyłem poznać wszystkie uczucia towarzyszące człowiekowi.

Nagle usłyszałem, jak drzwi się otwierają, co sprawiło, że z szybkością światła podniosłem z twardej i niewygodnej podłogi i dwoma krokami znalazłem się naprzeciwko lekarza.

- I co z nią? - spytałem od razu, nie mogąc się doczekać jego odpowiedzi.

-Na początku to ty się uspokój i choć na dół - powiedział i zaczął schodzić na dół, a ja chcąc nie chcąc zrobiłem to samo. Gdy znaleźliśmy się w salonie, usiedliśmy koło siebie, a ja nerwowo wyczekiwałem na jego odpowiedź.

-Z dziewczyną jest wszystko w porządku. Zadbałem o wszystko i zostawiłem parę leków, które powinna brać rano i wieczorem. Powinna również teraz dużo odpoczywać, a co najważniejsze jeść regularnie wszystkie posiłki i pić - na jego słowa wypuściłem głośno powietrze, ciesząc się w duchu na jego słowa - Ale nie ciesz się przed wcześnie - dopowiedział, czym mnie na nowo załamał - Moim zdaniem powinna trafić do szpitala na kilka dni - stwierdził, patrząc na mnie z całkiem poważną miną.

-Ona nie może - odpowiedziałem cicho, chowając twarz w dłonie.

-Dlaczego? - spytał.

-Bo by miała przez to kłopoty, a chciałbym tego uniknąć - wyjaśniłem.

-O czym ty mówisz? - zadał kolejne pytanie, patrząc uważnie na moją twarz.

-O tym, że nawet nie znam jej cholernego imienia, nie wiem, kim jest, skąd pochodzi, nie wiem nic! Wiem tylko, że przeżyła coś strasznego i chcę jej pomóc! Rozumiesz!? - wykrzyczałem, nerwowo wstając z kanapy i zaczynając chodzić w te i wewte. W sumie sam nie wiedziałem, dlaczego tak zareagowałem. Jakby to miało w czymś pomóc.

-W coś ty się wpakował - powiedział jakby sam do siebie, patrząc się gdzieś w dal - Ale nie możesz ryzykować przez to jej życiem. Ona potrzebuje fachowej opieki lekarzy. Przemyśl to -powiedział i tak po prostu wyszedł z mojego mieszkania, zostawiając mnie samego w salonie.

Po kilku minutach postanowiłem pójść na górę do dziewczyny. Z lekkim wahaniem nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka, gdzie przywitał mnie półmrok panujący w pokoju. Powoli podszedłem do jej łóżka i usiadłem na jego brzegu. Powstrzymywałem się przed tym, aby nie złapać jej zabandażowanej dłoni. Chciałem, aby poczuła się w końcu bezpiecznie. Nagle jej powieki zaczęły podnosić się do góry, na co ucieszyłem się jak małe dziecko w boże narodzenie.

-Hej - szepnąłem - Jak się czujesz? - spytałem, nie spuszczając jej z oka.

-Po co mnie uratowałeś? - powiedziała słabym głosem, gdy zorientowała się, co się stało.

- A dlaczego miałbym tego nie robić? Nie chcę, abyś umierała - wyznałem.

-Bo chciałam to zrobić, rozumiesz? - powiedziała nieco ostrzejszym tonem głosu - Mam dość tych pieprzonych głosów, które siedząc mi w głowie. To tak jakby małe igiełki, próbowały dostać się do mojej głowy - jej głos był teraz niemal, że płaczliwy, przez co czułem, jak moje serce łamie się na pół.

-Wszyscy mamy swoje koszmary i nasze demony, które musimy pokonać - powiedziałem, sam do końca nie wiedząc, dlaczego takie coś przeszło mi przez gardło.

-Ale jak mogę je pokonać, gdy jestem tak bardzo bezbronna? Wczołgują mi się do łóżka, oplatają mi palce dookoła gardła. Czy są to właśnie skutki mojej decyzji? - jej cichy głos z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem łamał się coraz to bardziej, aż w końcu po jej policzku spłynęła jedna samotna łza, którą nie odważyłem się otrzeć, mimo że tak bardzo chciałem to zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz