- W końcu będziesz tylko moja — powiedział i z uśmiechem na twarzy, podszedł do mnie i łapiąc za moje oba policzki swoimi dłońmi, złożył na moich ustach namiętny pocałunek, a ja go oddałam, czując się z tym naprawdę źle. Nie mogłam samej sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to zrobiłam, ale po prostu czułam, że muszę to zrobić, jakby zależało od tego moje życie.
Gdy oderwał się ode mnie, uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę, prowadząc mnie do wyjścia. Tuż przed drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, nałożył na moje nagie ramiona swoją czarną marynarkę i wziął mnie na ręce. Zarzucając ręce na jego ramiona, schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, nie chcąc już nic widzieć. Czułam się taka bezradna, że w pewnym momencie było mi wszystko jedno i chciałam, aby i dla mnie nadszedł koniec świata, jak dla mojego Pana. Nic nie powstrzyma mojego uczucia, jakim obdarzałam Davida.
Słysząc, jak otwiera drzwi od samochodu, po chwili znalazłam się w środku, mogąc podziwiać elegancie wnętrze auta. Mnie jednak nic nie interesowało i miałam wszystko w gdzieś, mając ochotę zaszyć się w jakimś ciemnym miejscu, na resztę swojego życia. Czułam się jakbym, z rezultatem wpadała w coraz to większą depresję.
Słysząc po chwili trzask drzwi, poczułam, jak James przyciąga moje ciało do swojego, każąc kierowcy jechać do domu. Nie protestowałam w żaden sposób ani nie odzywałam się nawet słowem, czując, że zaraz zasnę. Było mi tak słabo. Wiedziałam, że Jamesowi podoba się to, że te wszystkie trucizny tak na mnie działają, bo mógł swobodnie robić ze mną, co tylko chciał, nie narażając się na żadnego sińca pod okiem. Byłam wściekła, mając jednocześnie wszystko w dupie.
- Nie martw się Lily, będzie ci ze mną naprawdę dobrze i będziesz miała koleżankę, więc nie będziesz aż tak strasznie się nudziła — powiedział, prosto do mojego ucha, kreśląc niewidzialne wzorki opuszkami palców po mojej skórze.
- Dlaczego? — spytałam sennym głosem.
- Skarbie, myślisz, że uwierzyłem w to, że David tak nagle, zakochał się i oświadczył się kobiecie ? Proszę, cię. Znam go aż nazbyt dobrze i nie uwierzyłem w te brednie. Dosyć szybko odkryłem prawdę. Jesteś naprawdę piękna, a ja zawsze dostaję to, czego chcę. Od dziecka taki byłem — odpowiedział, patrzał cały czas prosto w moje oczy z uśmiechem na twarzy.
- Nie lubili cię w piaskownicy? — powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy, nie kontrolując słów, jakie przeszły przez moje gardło.
- Dawałem radę — odparł, cicho się śmiejąc pod nosem - Ale nie podoba mi się twoje zachowanie — powiedział już nieco poważniejszym tonem i posadził mnie sobie na swoje kolana.
- Już kolejny raz słyszę, że komuś coś się we mnie nie podoba, a przecież jestem ponoć taka idealna — czułam się coraz gorzej, jednak nadal nie kontrolowałam tego, co mówię, mając zniesmaczony wyraz twarzy.
- Za dużo sobie pozwalasz kochana — z jego głosu można było wyczytać, że był wściekły, ale mnie to zbytnio nie obchodziło. Gdyby nie to, że brutalnie mnie pocałował, zapewne odgryzłabym się, rzucając jakąś kąśliwą uwagę.
Całował mnie namiętnie, a zarazem bardzo brutalnie, obmacując jednocześnie moje ciało. Gdy oderwał się od moich ust, swoje żarliwe pocałunki przeniósł na moją szyję, a mi zachciało się wymiotować.
- Nie — Powiedziałam głośno i wyraźnie co kosztowało mnie sporo wysiłku, ponieważ czułam się coraz to gorzej. Mimo to James nadal mnie całował, a ja czułam, że zaraz nie wytrzymam - Powiedziałam nie — kolejny wysiłek i kolejne moje słowa, które nie zrobiły na nim żadnego wrażenia - Zostaw mnie - powiedziałam już ledwo słyszalnie, siląc się, aby nie zwymiotować. Przy nim czułam się jak worek gówna. James był dla mnie obrzydliwy i obleśny, a każdy jego dotyk sprawiał, że mój wstręt do niego wzrastał z każdą chwilą coraz bardziej.
Odsuwając się ode mnie, spojrzał na mnie z wyraźnym zdenerwowaniem, ale miałam to w gdzieś, bo w końcu przestał mnie całować i obmacywać. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, jednak umilknął słysząc kierowcę, który poinformował nas, że jesteśmy już na miejscu. Uśmiechając się chytrze, wyszedł z samochodu, po chwili wyciągając mnie z niego na rękach.
Zaprowadzając mnie prosto do jego domu, od razu zaniósł mnie na górę, gdzie znajdowała się, jak mniemam jego sypialnia. Kładąc mnie na miękkim materacu, zaczął na nowo mnie całować i dotykać mojego półnagiego ciała swoimi łapskami. Nie miałam siły, by go od siebie odepchnąć, więc jedyne co mi pozostało to sprawić, aby dzięki moim słowom, wkurzył się i w końcu mnie zostawił.
- Nie dotykaj mnie. Brzydzę się tobą — wyszeptałam, prosto do jego ucha, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ niemal od razu poczułam silne uderzenie na swoim policzku.
- Nie będziesz się tak do mnie odzywać — warknął i gdy chciał mnie po raz drugi uderzyć, uśmiechnął się i wstał z łóżka, wracając do mnie z kawałkiem jakiegoś materiału - Nie lubię, kiedy kobieta tak się zachowuję wobec mnie. Normalnie zostałabyś przeze mnie ukarana, jednak szkoda mi takiej kobiety, jak ty - powiedział i usiadł na mnie okrakiem, zawiązując kawałek materiału wokół mojej głowy, zakrywając przy tym moje oczy.
- Proszę, rozwiąż mnie — szepnęłam, czując, jak mój nastrój po raz kolejny się zmienia. Czułam się bezsilna, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy, których nie mogłam powstrzymać.
- Zakochałaś się w nim, prawda? — szepnął do mojego ucha, gdy tylko podniósł moje ciało, trzymając mnie za plecy.
- Tak, ale nigdy go już ze mną nie będzie — szepnęłam płaczliwym głosem, nie wiedząc, dlaczego mu to mówię.
- Ależ jest z tobą — odpowiedział spokojnym tonem głosu, głaszcząc mój policzek, który wciąż mnie bolał.
- Jak to? — spytałam.
- Jestem tutaj ślicznotko — szepnął wprost do mojego ucha, a ja syknęłam z bólu, trzymając się za głowę. Czułam się znacznie gorzej niż na początku. Strasznie kręciło mi się w głowie, a senność jeszcze bardziej mi doskwierała. Czując, jak coś spływa z mojego nosa, automatycznie dotknęłam go swoją dłonią, czując coś mokrego.
- Co to jest? — spytałam słabym głosem.
- Ty tylko krew, ślicznotko. Zaraz przestanie — Jego głos był tak miły dla ucha, niemal czując, jak w niewielkim stopniu lepiej się poczułam.
- Dlaczego tak do mnie mówisz? Tylko David tak do mnie mówił — spytałam, ledwo wypowiadając słowa.
- To ja jestem twoim Davidem, ślicznotko — słysząc jego słowa tuż przy moim uchu, nabrałam głośno powietrza, po chwili je wypuszczając. Z drżącą ręką zaczęłam po omacku szukać jego twarzy, jednak po chwili poczułam jego dłoń na mojej, którą przyłożył do swojego policzka.
- David to ty? Ty żyjesz? — spytałam, czując jak kolejna porcja łez, spływa po moich policzkach.
- Oczywiście skarbie. Dlaczego miałbym nie żyć? — spytał, mając nieco żartobliwy ton głosu - Ja cię nigdy nie opuściłem. Zawsze byłem z tobą i będę, Lily — szepcząc moje imię do mojego ucha, poczułam te cudowne dreszcze, a moje kąciki ust uniosły się lekko do góry.
- Naprawdę? — spytałam, nie dowierzając.
- To był tylko zły sen, Lily — odpowiedział, całując mnie w czubek mojej głowy.
- W taki razie, ten sen był straszny. Wydawało mi się, że umarłeś i nie widziałam cię tak długo, tęskniłam za tobą, a moje serce, łamało się z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej — powiedziałam i objęłam go mocno, wtulając swoją głowę w zagłębienie jego szyi.
- Odkąd cię kupiłem, nie opuściłem cię nawet na krok. Pamiętasz, co mi powiedziałaś? Już na zawsze będziesz moją uległą — wyszeptał to wszystko wprost do mojego ucha, a ja od razu poczułam się znacznie lepiej, czując, że krew przestaje już lecieć z mojego nosa. Czyli to wszystko było tylko głupim snem ? Jednak istnieje takie coś jak szczęście, nawet dla mnie.
- Tak, Panie — powiedziałam sennym głosem, czując, jak morfeusz powoli zabiera mnie do swojej krainy. Zanim to jednak nastało, usłyszałam ostatnie słowa mojego Pana:
- Ludzka psychika jest taka słaby Lily, ale nie martw się. Jesteśmy pod tym względem tacy sami, nie jesteś sama...
Nobody's POV
Był zestresowany tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Bycie złym i służenie komuś, jako broń, którą ktoś mógł użyć w każdej chwili, było dla niego pestką. Robił to do lat. Na swoich dłoniach miał mnóstwo krwi, jednak ani razu nie dopadły go wyrzuty sumienia, ani nawet się nie bał. Ani razu nie poczuł tego, aż do dzisiaj.
Miał za zadanie przekazać dosyć kiepskie wieści, komuś, kto odważyłby się go zabić, za samo dostarczenie złych nowin. To był jedyny człowiek w jego życiu, którego tak bardzo się bał. Był nieobliczalny, bezlitosny, a zarazem był kimś, kto dopina wszystko na ostatni guzik, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Był również jedyną osobą w tym kraju, której wszyscy się bali i mieli do niego szacunek, bojąc się robić z nim interesy, ponieważ od razu myśleli tylko o tym, że coś pójdzie nie tak, a ich los od razu zostanie przesądzony. Podobno, on sam, został jeden jedyny raz w życiu podparty do muru. Chciałby poznać tego człowieka, który odważył się na taki krok. On by nigdy tego nie zrobił.
Biorąc głęboki wdech i wydech, zapukał kilka razy w ogromne i drzwi i słysząc męski głos po ich drugiej stronie, złapał za klamkę i dosyć nieśmiałym krokiem wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Więc? Czego się dowiedziałeś dzisiaj? — spytał poważnym tonem głosu, a to wystarczyło młodemu chłopakowi, aby w jego gardle pojawiła się niewidzialna gula.
- Nie mam dobrych wieści — odpowiedział, bojąc się z każdą chwilą, coraz to bardziej, jednak mimo to kontynuował - Jej już tam nie ma. Ktoś ją zabrał — dopowiedział, zamykając mocno swojego oczy, jakby czekając na strzał z pistoletu wymierzonego w jego stronę. Jednak nic takiego się nie stało, a umięśniony mężczyzna, nadal stał odwrócony tyłem do młodego chłopaka, wpatrując się w widoki, jakie rozpościerały się przez ogromne okno.
- Jak to już jej tam nie ma? — spytał, będąc wyraźnie zdenerwowany.
- Z tego, co udało nam się ustalić, zabrał ją Richard z powrotem do siebie — odpowiedział, przełykając głośno ślinę.
- Jakim cudem? — zadał kolejne pytanie, a młody chłopak zaczynał się zastanawiać, dlaczego wciąż żyję.
- Jej powszedni właściciel zmarł, więc zgodnie z umową, wraca tam, skąd ją kupiono — odpowiedział, bojąc się, że zaraz w jego ciele znajdzie się metalowy pocisk.
- Co się stało z nią potem? — spytał, nieco odwracając się w stronę chłopaka.
- Ktoś ją kupił — odpowiedział drżącym głosem.
- Ktoś?! — wrzasnął, a chłopak podskoczył ze strachu - Macie się dowiedzieć kto to i gdzie teraz przebywa, mając ją cały czas na oku, zrozumiano?! — wykrzyczał, a chłopak jedynie pokiwał posłusznie głową twierdzącą, niemal od razu wychodząc z pomieszczenia. Będąc po drugiej stronie drzwi, mógł swobodnie odetchnąć z ulgą, jednak to nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Czuł, że to dopiero początek i w końcu jego serce przestanie bić, gdy nadal będzie działo się coś złego z tajemniczą dziewczyną o imieniu Lily.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz