czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 4 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

- Richard — szepnęłam pod nosem i niemal od razu odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam uciekać na górę najszybciej, jak potrafiłam.

- I tak przede mną nie uciekniesz! — krzyknął, a moje serce podskoczyło mi do gardła. Nie chciałam tam wracać. On nie mógł mi tego zrobić. David jest mój, a ja jego. Kupił mnie i już nie ma odwrotu, prawda?

- Proszę, zostaw mnie — poprosiłam go, gdy tylko poczułam, jego mocno naciśniętą dłoń na moim nadgarstku, tuż przed drzwiami do sypialni, gdzie chciałam się zamknąć. W tym samym momencie po moim policzkach zaczęły spływać łzy, błagając w myślach Boga, aby mi tego nie robił. Tak bardzo tego nie chciałam.

- Nie podoba mi się to, jak cię zepsuł — warknął i szarpnął mocno za mój nadgarstek, sprawiając, że znalazłam się tuż naprzeciwko niego - Oddałem mu swój ideał, moje najlepsze dzieło sztuki, a on zniszczył lata mojej pracy w ciągu sześciu miesięcy — nie obchodziły mnie jego słowa. Ja uważałam inaczej. Było wręcz przeciwnie. David mnie naprawił, nie zepsuł. Jednak w tej chwili najbardziej skupiona byłam nad moją niedaleką przyszłością. Na samą myśl, że będę musiała to wszystko na nowo przeżywać, po moich policzkach spływało coraz to więcej łez, a moje ciało trzęsło się ze strachu.

- Proszę, zostaw mnie — szepnęłam błagalnym tonem głosu, jednak to nic nie dało. Mogłam błagać do woli, a on i tak by zrobił swoje.

- Nie mam zamiaru Lily i nie podoba mi się to, jak się właśnie zachowujesz, ale nie martw się, sprawię, że na nowo będziesz moim jedynym dziełem, z którego będę tak dumny — powiedział i pociągnął mnie w stronę schodów, jednak ja zaparłam się mocno nogami, nie mogąc się pogodzić z tym, że on jednak nie podda się nigdy.

- On mnie kupił. Nie masz prawa mnie zabierać — powiedziałam już nieco odważniejszym tonem głosu, patrząc prosto w jego oczy, w których wymalowana była wściekłość.

- Lily — zaczął spokojnym tonem głosu i z uśmiechem na ustach podszedł do mnie najbliżej, jak tylko mógł - To ja cię stworzyłem, to ja spędziłem lata, abyś była idealna. To ja uratowałem ci życie, pamiętasz? — w odpowiedzi jedynie lekko pokiwałam twierdząco głową, mając ją nieco spuszczoną w dół - Poza tym, zgodnie z umową, David mógł mieć cię do końca swoich dni, a jak każdy z nas wie, jego tu już nie ma i nie będzie — ostatnią część zdania wyszeptał do mojego ucha, a mi zrobiło się jeszcze gorzej.

Nie czekając na żadną reakcję bądź odpowiedź z mojej strony, ponownie pociągnął mnie za nadgarstek. Będąc mu już całkowicie posłuszna, niczym cień zeszłam z nim po schodach na sam dół, gdzie stał Roger ze zdezorientowaną miną.

- Nie martw się. Wszystko jest w porządku — powiedziałam do niego szeptem, gdy przechodziłam obok niego.

Nie chcąc patrzeć, dłużej na jego smutny, wyraz twarzy, odwróciłam się, idąc cały czas za Richardem. Gdy znaleźliśmy się na dworze, wepchnął mnie do swojego samochodu, trzaskając za mną drzwiami. Po chwili sam wsiadł do środka, zajmując miejsce kierowcy i ruszył, włączając się w ruch uliczny.

Siedząc cały czas z podkulonymi nogami pod brodą, płakałam najciszej, jak potrafiłam, uświadamiając sobie, że to się dzieje, że to nie sen, a rzeczywistość. W pewnym momencie zaczęłam myśleć o tym, że wspomnienia z przeszłości za niedługo staną się teraźniejszością i przeżyje to wszystko jeszcze raz. Z drugiej strony, to wszystko nie było, aż wcale takie złe. Richard miał rację, mój Pan w pewnym sensie mnie zepsuł. Sprawił, że zaczęłam czuć, a teraz Richard to naprawi dzięki czemu, może o nim zapomnę i nie będę czuła już tego bólu.

Gdy zatrzymał się przed dosyć nowoczesnym budynkiem, wyszedł z auta i otworzył drzwi z mojej strony, wyciągając mnie z samochodu siłą. Cały czas wmawiałam sobie, że to się nie dzieje, jednak z każdą chwilą załamywałam się coraz to bardziej. Ciągnąc mnie do środka, już po chwili znaleźliśmy się w windzie i po kilku minutach mogłam zobaczyć te czerwone ściany, dywany i czuć tę atmosferę, której w głębi duszy zawsze nienawidziłam.

Zaprowadził mnie do mojego dawnego pokoju i rzucił mnie na łóżko. Chcąc do mnie podejść i być jeszcze bliżej mojego ciała, po pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania. Z wyraźną irytacją wymalowaną na twarzy podszedł do drzwi i zdenerwowany otworzył drzwi, widząc dziewczynę ubraną w białe ubrania, jak u pielęgniarki.

- Przepraszam, ale nasz klient chcę ją już dzisiaj wieczorem — powiedziała i spuściła swoją głowę nieco w dół, okazując mu w ten sposób szacunek.

- Ale jak to?! — wrzasnął, a dziewczyna wyraźnie podskoczyła ze strachu.

Miałam na wszystko doskonały widok, ponieważ łóżko znajdowało się naprzeciwko drzwi, jednak nie mogłam już tego dłużej oglądać, ponieważ przypominały mi się moje chwile. Odwróciłam głowę w bok i skuliłam się na brzegu mebla, pragnąc, aby jakimś sposobem znaleźć się w domu Davida.

- Przekaż, że będzie gotowa — odpowiedział po chwili ciszy z głośnym westchnieniem.

Słysząc głośny trzask drzwi, domyśliłam się, że dziewczyna musiała już odejść, a on sam zaczął do mnie podchodzić, słysząc skrzypienie podłogi. Mimo że bałam się tego, co będzie chciał ze mną zrobić, podniosłam głowę do góry i nieco odetchnęłam z ulgą, widząc, jak jest odwrócony do mnie tyłem i rozmawia z kimś przez telefon.

Po zakończonej rozmowie odwrócił się w moją stronę, a do pokoju tuż po chwili weszło dwóch umięśnionych mężczyzn, którzy zmierzali w moją stronę. Nie zdążając zejść z łóżka, oni już trzymali mnie za ręce i nogi, a ja robiłam, co mogłam, aby im się wyrwać. Moje starania nadawały się do kosza, jednak gdy weszły do pokoju jeszcze dwie kobiety ubrane również na biało, całe moje ciało znieruchomiało, wiedząc, co mnie czeka.

- Wstrzyknąć jej jeszcze antykoncepcje? — spytała Richarda, napełniając strzykawkę przezroczystym płynem.

- Nie. Biedak nawet roku z nią nie wytrzymał, bo posłała go do grobu — powiedział z uśmiechem na twarzy, a ja na nowo chciałam wyrwać się dwóm mężczyzną, jednak nie trwało to długo.

Nim się obejrzałam, w moją skórę została wbita cienka igła, a w moich żyłach zaczęła krążyć substancja, która sprawiała, że zaczynałam tracić władzę nad własnym ciałem, a przed oczami zaczynałam widzieć jedynie czarne plamy.

- A teraz cię naprawimy, prawda Lily? — spytał mnie Richard, siadając obok mnie na łóżku.

- Tak Panie — odpowiedziałam mimowolnie, a moje oczy z każdą mijającą chwilą zamykały się coraz to bardziej, nie pamiętając co się ze mną działo potem....

Czując niewyobrażalny ból głowy, od razu się za nią złapałam, zaczynając powoli otwierać swoje oczy. Nie znajdowałam się już w pokoju ani na miękkim materacu. Leżałam w samej bieliźnie na drewnianej podłodze, a wokół mnie znajdowała się ogromna szyba, za którą widniały puste fotele.

- Licytacja — szepnęłam, sama do siebie, po chwili słysząc czyjąś rozmowę, którą z każdą chwilą słyszałam coraz to wyraźniej.

- Jest taka, jak była przedtem?

- Miałem niestety niespełna jeden dzień, aby podratować sytuację. Jest znacznie lepiej, jednak nie jest idealnie. Takiego dzieła nie da się powtórzyć.

- Rozumiem, a co z jej pamięcią i zachowaniem?

- Będzie ci posłuszna, jednak będzie pamiętała o Davidzie i o tym, co się stało.

- Tyle dobrego.

- Pamiętaj również o tym, że nie jest już dziewicą i przyjdź do mnie z nią za półtora roku. Pamiętaj.

- Trudno, ale warto było na nią czekać. Jasne, będę pamiętać. Dzięki.

- Nie ma za co, baw się dobrze.

Potem nie słyszałam już nic, jedynie czyjeś zbliżające się kroki zdradzały, że będę miała towarzystwo na najbliższe lata. Wstałam z podłogi i z zamkniętymi oczami, odwrócona tyłem czekałam, na mojego nowego właściciela.

- Witaj Lily — słysząc głos mężczyzny, zmarszczyłam lekko brwi, będąc pewna, że skądś go znam.

Odwróciłam się przodem do niego, a moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości.

- James — szepnęłam.

- W końcu będziesz tylko moja — powiedział i z uśmiechem na twarzy, podszedł do mnie i łapiąc za moje oba policzki swoimi dłońmi, złożył na moich ustach namiętny pocałunek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz