Kiedy byliśmy przy bazie mojego gangu, przesiedliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do domu. Kiedy zaparkowałem auto na podwórku, żadne z nas nie wysiadło. Nawet podczas jazdy nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Panowała między nami niezręczna cisza. Cieszyłem się, jak głupi, że z powrotem mam swoją żonę u swojego boku, ale z drugiej strony w mojej głowie wciąż krążyły jej słowa. Ona naprawdę chciała, abym tego nie robił. Przez to, co powiedziała, czułem, jak coś kuje mnie w serce. Nie znałem powodu, jednak nie był on mi potrzebny. Wystarczyła mi świadomość, że chciała darować życie człowiekowi, który zrobił z jej życia piekło.
- Dlaczego? — spytałem cicho, odwracając głowę w jej stronę.
- Jest złym człowiekiem, ale to nie jego wina — szepnęła, niepewnie na mnie zerkając.
- Nie jego wina?! On zniszczył ci życie, miał wszędzie wtyki, zaplanował twoje życie! Zniszczył je, ale ja sprawiłem, że zła passa się skończyła! Jak możesz mówić takie rzeczy?! — krzyczałem na nią, a moje serce łomotało w mojej piersi. Widząc, jak poskoczyła ze strachu, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy, żałowałem tego, że na nią nakrzyczałem.
- Ale on mnie kocha! — tym razem to ona krzyknęła ze łzami w oczach, a ja aż zaniemówiłem. Teraz przestałem żałować czegokolwiek.
Nagle poczułem, jak robi mi się gorąco i słabo jednocześnie. Ledwo otwierając drzwi od strony kierowcy, wyszedłem na zewnątrz i zamknąłem je, zaraz się o nie opierając. Nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą powiedziała. Teraz wiedziałem, dlaczego nie chciała, abym go zabijał.
- Nie, to nie może być prawda — szepnąłem sam do siebie, chowając swoją twarz w dłoniach. To tylko chory żart, ona go nie kocha. Wiedziałbym, gdyby coś było między nimi, gdyby nasz związek byłby przykrywką, a ona sama byłaby kimś, z kim nie powinienem się wiązać.
Słysząc trzask drzwi, swój wzrok od razu skierowałem w tamtą stronę, widząc, jak Lily ze smutkiem wymalowanym na twarzy podchodzi do mnie i staje naprzeciwko mnie. Złapała mnie za oba policzki swoimi dłońmi, zmuszając mnie w ten sposób, abym spojrzał jej prosto w oczy. Cholernie ją kochałem, ale nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Związałem się z nieodpowiednią kobietą, ale nie żałuję tego, że to zrobiłem. Ona potrzebowała mnie, a ja potrzebowałem jej w swoim życiu. Dopełnialiśmy się nawzajem.
- Kocham tylko ciebie Davidzie, pamiętaj o tym — szepnęła, opierając swoje czoło o moje - Wiem, że nie powinnam mieć dla niego litości, ale znam go bardziej niż on sam siebie — po jej policzkach zaczęły spływać łzy, które od razu starłem kciukami, patrząc się cały czas prosto w jej oczy - Przepraszam cię kochanie, nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło. Nie zrozumiesz tego i nie chcę ciągnąć tego tematu — jej dolna warga drżała od płaczu, a ja nie mogłem już dłużej patrzeć na to, jak moja żona płaczę - Chcę teraz tylko zestarzeć się z tobą i nie myśleć już więcej o tym całym syfie — przez jej słowa moje kąciki ust powędrowały nieco do góry.
- Dla ciebie zrobiłbym wszystko — szepnąłem, po czym zachłannie wpiłem się w jej usta, za którymi bardzo się stęskniłem.
Oddając mój pocałunek, swoje dłonie zarzuciła na moją szyję, a ja łapiąc ją w talii, przyciągnąłem jej ciało do swojego, jak najbliżej się dało. Brakowało mi jej całej i nie mogłem uwierzyć w to, że jest tu ze mną, cała i zdrowa. Przez te kilka dni naprawdę myślałem, że straciłem ją już na zawsze, że nigdy nie nastąpi moment, kiedy ujrzę jej piękny uśmiech i nie poczuję bijącego od niej ciepła. Gdyby nie nasza córka, prawdopodobnie postąpiłbym lekkomyślne, odbierając sobie życie. Jednak ta mała istotka sprawiła, że nie chciałem tego robić. Dzięki temu, że Richard nie pokazał swojego profesjonalizmu, mogłem z powrotem trzymać swoją żonę w swoich ramionach.
Odsuwając się nieco od jej pełnych warg, próbowałem unormować swój przyśpieszony oddech tak, jak Lily. Uśmiechając się, skradłem jej jeszcze jeden krótki pocałunek, po którym mocno ją do siebie przytuliłem, kładąc swoją brodę na jej ramieniu. Słońce już powoli zachodziło, przez co z niewiadomych mi przyczyn poczułem się tak beztrosko. Przymykając na chwilę swoje oczy, zatopiłem swój nos w jej włosy, po chwili całując ją w czubek głowy.
- Kocham cię — szepnąłem, wciąż mając na swoich ustach delikatny uśmiech.
- Kocham cię, Davidzie — odpowiedziała, odpychając mnie lekko od siebie. Spojrzeliśmy się na siebie i po raz kolejny pocałowaliśmy się, czując pewien niedosyt.
- Idźmy już, bardzo stęskniłam się za Rose — w odpowiedzi jedynie pokiwałem twierdząco głową i zaczęliśmy iść w kierunku wejściowych drzwi od naszego domu, gdy nagle przypomniałem sobie o czymś.
- Kochanie, Alice jest u nas. Poprosiłem ją, aby zajęła się Rose — widząc Lily w nieco podartych ubraniach, zadawałaby za dużo pytań, a my nie byliśmy gotowi, aby udzielić odpowiedzi.
- Masz rację — stwierdziła - Nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Wejdę tylnymi drzwiami — tak jak powiedziała, tak i zrobiła, a ja wszedłem do domu, gdy tylko Lily zniknęła mi z oczu.
Dziękując Alice za pomoc, zaprowadziłem ją do wyjścia, po chwili zamykając za nią drzwi. Oddychając nieco z ulgą, nagle poczułem, jak czyjaś para rąk oplata mnie wokół pasa. Wiedząc doskonale, do kogo należą z uśmiechem na twarzy, odwróciłem się w stronę Lily i namiętnie ją pocałowałem.
- Rose jest w naszej sypialni — powiedziałem, kiedy tylko przerwałem pocałunek, a Lily czym prędzej pobiegła w tamtym kierunku. Uśmiechając się szeroko, poszedłem śladami swojej żony i oparłem się o framugę drzwi od naszej sypialni, skąd miałem doskonały widok na dwie najważniejsze kobiety w moim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz