czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 3 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

Patrząc się na jeden wyraz i podpis mojego Pana na kartce, moje serce biło znacznie szybciej, a moje ręce trzęsły się, czując, że zaraz wybuchnę ze złości. Miałam dość tych ciągłych podchodów i różnych sytuacji, których nikt nie mógł mi wyjaśnić. Wszystko działo się tak szybko, a moje pytania zostawały gdzieś daleko w tyle. Miałam wrażenie, że tylko ja nie wiem co się tak naprawdę teraz dzieje. Czułam się, jak ostatnia idiotka, ale nie zamierzałam się tak łatwo poddać.

- Myśl Lily. Myśl. Kto może coś wiedzieć? — spytałam samą siebie pod nosem, gniotąc lekko kartkę, jaką miałam w dłoniach.

W pewnym momencie moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a moje usta lekko się rozwarły, wiedząc już, z kim mogłabym porozmawiać. Wstając z podłogi, biegiem zeszłam na sam dół, rozglądając się za pewną osobą.

- Roger?! — krzyknęłam, rozglądając się na wszystkie strony.

- Jestem w kuchni! — słysząc jego głos, pobiegłam w tamtym kierunku, widząc, że mimo późnej pory, lokaj mojego Pana wciąż pracował.

- Roger, nie musisz. Jego tutaj nie ma, a ja nie wymagam wiele. W sumie to nie mam żadnych wymagań — powiedziałam cicho, łapiąc go za ramię.

- Wiem Lily, ale jakoś tak nie mogę inaczej. Już się przyzwyczaiłem, poza tym cały czas myślę o tym, że już go z nami nie ma. Bądź co bądź, pamiętam, jak jeszcze biegał z samą pieluchą po całym domu, kiedy to jego rodzice jeszcze tu mieszkali — jemu tak, jak i mi nie było łatwo z tym, co się stało. Tak, jak resztom pracownikom, którzy pracowali tu od długich lat.

- Roger jest gdzieś zapisany numer telefonu do Alison? — spytałam.

- Tak, jest zapisana pod trójką — odpowiedział, a ja od razu poszłam do domowego telefonu i biorąc go do ręki, wcisnęłam odpowiedni przycisk z cyfrą, mając nadzieję, że Alison jeszcze nie śpi.

- Halo? — słysząc przez słuchawkę jej zaspany głos, zacisnęłam na chwilę mocno swoje oczy, karcąc siebie za swoją niecierpliwość.

- Przepraszam cię Alison, ale chciałabym z tobą o czymś porozmawiać — skoro już ją obudziłam, nie miałam zamiaru się wycofać i przekładać tego na jutro.

- Lily? Coś się stało? — spytała.

- Ty o wszystkim wiesz, prawda? — spytałam, nie zamierzając owijać w bawełnę.

- Tak. Wiem o wszystkim Lily i nie martw się. I tak nie patrzałam na to, kim jesteś, tylko patrzałam, jak mój syn uśmiechał się na twój widok — jej słowa sprawiły, że do moich oczu napłynęły łzy, jednak nie mogłam się teraz rozklejać - Poza tym, jak się o tym dowiedziałaś? — spytała.

- Widziałam go, jak czytał moje dokumenty, potem usłyszałam urywki waszej rozmowy w kuchni — wyjaśniłam - Ja mam te dokumenty Alison, jednak mam pewien... — nie dane było mi dokończyć, ponieważ matka mojego Pana od razu mi przerwała.

- Jakim sposobem je masz?! — spytała, słysząc, jak jej głos drży ze strachu.

- Znalazłam je w jego gabinecie, jednak mam pewien problem. Są puste, a w środku znalazłam wiadomość od niego. Napisał, że mnie przeprasza — gdy skończyłam mówić, usłyszałam jedynie, jak Alison głośno wzdycha, jakby z ulgą, że jednak niczego się nie dowiedziałam.

- Zdziwiłam się, że je masz, ponieważ chciał je zabrać ze sobą, jednak w ostatniej chwili mi je oddał. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił — słysząc jej słowa, w mojej głowie od razu narodziło się pytanie.

- Masz je? — spytałam, chcą, jak najszybciej uzyskać odpowiedź.

- Nie mam ich Lily i ich nie dostaniesz. Przykro mi, ale nie mogę tego dla ciebie zrobić — moja nadzieja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, gdy usłyszałam jej odpowiedź - Uważaj na siebie — dodała.

-Co masz na myśli? - spytałam, marszcząc brwi.

-Gdybyś miała te dokumenty w swoich dłoniach, byłoby nieciekawie, jednak sądzę, że pewna osoba już wie o tym, że ich szukasz. Nie wydawało ci się dziwne, że w dniu śmierci mojego syna, było tak czysto i dziwnie? - na chwilę całe moje ciało znieruchomiało, a serce zaczęło szybciej bić.

- Skąd o tym wiesz? — zadałam kolejne pytanie z drżącym głosem.

- Czasem chciałabym wiedzieć mniej Lily — odpowiedziała - Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to powiedzieć ci, że nie jesteś bezpieczna — gdy chciałam już coś powiedzieć, jedyne co usłyszałam to sygnał zakończający rozmowę.

- To się nie dzieje naprawdę — szepnęłam i odłożyłam telefon na swoje miejsce, chowając twarz w swoje dłonie.

Cicho wzdychając z bezradności, odwróciłam się w stronę Rogera i uśmiechnęłam się do niego lekko, widząc, jak intensywnie poleruję szkło znajdujące się w kuchni. Odwracając się, ruszyłam w kierunku schodów, idąc na samą górę, gdzie swoje kroki skierowałam do sypialni. Zamykając za sobą drzwi, od razu poszłam w stronę łóżka i przykrywając się kołdrą po samą szyję, próbowałam zasnąć, jednak jak każdej nocy, sprawiło mi to trudność. Nie wiedząc, ile czasu poświęciłam na kręceniu się po całym łóżku, w końcu zasnęłam, śniąc o moim Davidzie.

- Lily obudź się, proszę — słysząc czyiś głos blisko mojego ucha i czyjąś rękę na moim ramieniu, zaczęłam powoli otwierać swoje zaspane oczy, widząc po chwili, pochylonego nade mną Rogera.

- Coś się stało? — spytałam sennym głosem.

- Ktoś czeka na ciebie na dole — odpowiedział, a ja od razu poderwałam się do góry, marszcząc brwi.

- Ale kto? Przecież ja nikogo nie znam, żeby przychodził do mnie z wizytą — odparłam nieco zdezorientowana.

- Ja również nie wiem, kto to jest, jednak powiedział, że cię zna i ty go też — odpowiedział.

- Powiedział? — spytałam.

- Tak, to mężczyzna — odpowiedział.

- Powiedz mu, że zaraz zejdę — odparłam, a Roger pokiwał głową i wyszedł z sypialni.

Bałam się, przypominając sobie słowa Alison, jednocześnie będąc niesamowicie ciekawa, kto to może być. W pewnym sensie, matka mojego zmarłego Pana, przerażała mnie, myśląc o tym, że jednak faktycznie za dużo wie. Cicho wzdychając, podniosłam się z łóżka i ubrałam na siebie spodnie i jakąś bluzkę, aby nie zejść w samej koszuli mojego Pana. Schodząc schodami w dół, moje serce nieco przyśpieszyło, jednak moja ciekawość to zagłuszyła.

Będąc na samym dole, swoje kroki skierowałam do salonu, gdzie siedział dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w czarną koszulę. Podchodząc do niego coraz to bliżej, w pewnym momencie, odwrócił się do mnie przodem, a moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości.

- Richard — szepnęłam pod nosem i niemal od razu odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam uciekać na górę najszybciej, jak potrafiłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz