czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 2 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

Wychodząc z łazienki owinięta wokół piersi, jedynie białym puchatym ręcznikiem, na chwilę stanęłam bez ruchu, wpatrując się w łóżko, jakie stało naprzeciwko mnie. Jeszcze niedawno w takiej sytuacji zobaczyłabym mojego Pana leżącego i uśmiechającego się do mnie, ale już tak nie będzie. Każda noc była dla mnie torturą. Nie mogłam spać, wierciłam się na całym łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji do spania. Brakowało mi przede wszystkim jego ciepła i świadomości, że leży obok mnie. Teraz gdy nie ma go ze mną, jest mi trudniej ze wszystkim.

Pierwsze dni były najgorsze, jednak po kilku tygodniach nieco oswoiłam się z zaistniałą sytuacją. Już tak często nie płakałam, ale od pewnego czasu zaczynam coraz to bardziej wariować. Słyszę jego głos niemalże przez cały czas jak starą, zdartą płytę. W dodatku, kiedy budzę się w nocy albo nie mogę spać i wpatruję w przestrzeń przede mną, za każdym razem zdaję mi się, że stoi niedaleko mnie i mi się przygląda. To jest straszne, ponieważ ani trochę nie pomaga mi w tym, abym zaczęła choć trochę radzić sobie z tym wszystkim. Tak bardzo chciałabym już tego wszystkiego nie czuć.

Ściągając z siebie ręcznik, rzuciłam go na pufę stojącą naprzeciwko łóżka i poszłam do garderoby. Ubrałam na siebie dolną część bielizny, nakładając na to białą koszulę mojego Pana. Nie potrafiłam w niczym innym spać, mimo że nie powinnam tego robić, ponieważ to sprawiało, że było mi jeszcze trudniej. Jednak nie potrafiłam z niej zrezygnować. Podświadomie chciałam, mieć na sobie jego rzeczy cały czas, jednocześnie mówiąc sobie, że nie powinnam tego robić.

Zapinając ostatni guzik koszuli, spojrzałam na wszystkie ubrania mojego Pana, starannie ułożone na półkach oraz na te wiszące na wieszakach. Do moich oczu automatycznie napłynęły łzy, po chwili czując, jak spływają po moich policzkach. Wycierając je wierzchem dłoni, moją uwagę przykuła jasnobrązowa teczka, którą położyłam na jednej z wielu półek, kilka tygodni temu. Niepewnie pochodząc do tamtego miejsca, wzięłam teczkę i patrząc na nią i napisane na niej moje imię i nazwisko, zastanawiałam się, czym mam na tyle odwagi, by ją otworzyć.

Po kilku chwilach w końcu zdecydowałam się ją otworzyć i wyszłam z garderoby, siadając wygodnie na dużym łóżku. Z trzęsącymi się rękoma, zaczęłam otwierać teczkę, w pewnym momencie zamykając mocno swoje oczy. Bałam się tego, co może być tam napisane. Nie chciałam jeszcze bardziej cierpieć, dowiadując się, jak bardzo drastyczna była moja przeszłość. Na pewno nie była usłana różami. Tego byłam pewna. Może być tam zapisane dosłownie wszystko i to było najgorsze. Ta niewiedza. Chciałam poznać prawdę, jednocześnie się jej bojąc, dzięki czemu nie chciałam otwierać tej teczki.

Gdy z zamkniętymi oczami otworzyłam teczkę, zaczęłam powoli otwierać swoje oczy, bojąc się jeszcze bardziej. Mając już lekko otwarte oczy, zmarszczyłam brwi i otworzyłam oczy szerzej, widząc przed sobą pustą kartkę. Z trzęsącymi się rękoma zaczęłam przewracać kartkę po kartce, widząc jedynie niezapisane białe kartki. W pewnym momencie moje serce zaczęło szybciej bić, a moje dłonie zaczęły coraz mocniej zaciskać brązową teczkę z nerwów. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś mógł mnie w ten sposób oszukać. Miałam mnóstwo pytań, będąc jednocześnie wściekła, ponieważ miałam nadzieję, że znajdę tam informację, które zaspokoją moją ciekawość. Tymczasem w środku nie było nic. Nie było nawet jednego zapisanego zdania, czy słowa.

Będąc w połowie przewracanych kartek, ze złością rzuciłam teczkę prosto przed siebie, sprawiając, że wszystkie porozwalały się po całej sypialni. Moja złość automatycznie zaczęła ze mnie uchodzić, a moje oczy na nowo zaczęły robić się wilgotne. Chowając twarz w swoje dłonie, zaczęłam płakać, jak małe dziecko. Po chwili kręcąc głową, wstałam i ocierając swoje łzy dłonią, podeszłam do rozwalonych kartek i na kolanach zaczęłam wszystkie zbierać do kupy.

- Dlaczego mnie opuściłeś? — spytałam płaczliwym głosem, wciąż nie mogąc opanować swoich łez - Dlaczego zostawiłeś mnie samą? — po raz kolejny z moich ust wydobyło się pytanie, mając nadzieję, że mój Pan, tam gdzieś na górze, słyszy mnie i odpowie mi na frustrujące mnie pytania - Ja nie daje już sobie rady. Próbuję, ale za każdym razem, gdy jest już choć trochę lepiej, jak za pstryknięciem palcami, wszystko się wali. Cały mój wysiłek, aby choć przez pół dnia o tobie nie myśleć. Łzy i tak każdego dnia spływają po moich policzkach, mimo że, czasem potrafię nie płakać przez cały dzień, w zamian przepłakuje całe noce. Kocham cię, Panie — szepnęłam płaczliwym głosem, nie mogąc powstrzymać tego, jak z każdą chwilą moich łez jest coraz to więcej - Ty też mnie kochasz, prawda? Przecież powiedziałeś mi to kiedy byliśmy u twoich rodziców. To ty pierwszy wypowiedziałeś te słowa. Nie wierzę w to, że nie żyjesz, po prostu nie wierzę. Z twoim sercem było wszystko w porządku. To się po prostu nie mogło stać - płakałam coraz to bardziej i bardziej, nie mogąc w pewnym momencie wypowiedzieć kolejnych słów. Przestając zbierać kartki, zaczęłam ocierać swoje łzy, jednak to i tak nic nie dało, ponieważ za nic w świecie nie mogłam się uspokoić. Chciałam oszukać rzeczywistość i samą siebie, jednak to jeszcze bardziej ciągnęło mnie na dno.

Biorąc głęboki wdech i wydech, przetarłam swoimi dłońmi twarz, czując się po kilku minutach znacznie lepiej. Kontynuując zbieranie kartek, moją uwagę przykuła kartka, która w porównaniu do innych była w kratkę, w dodatku było coś na niej napisane. Sięgając po nią, moje oczy rozszerzy się do granic możliwości, zapoznając się z jej treścią.

Przepraszam.

David

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz