czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 23 Cz.3 Epilog (Kochaj i nie udawaj)

- Dlaczego jesteśmy na cmentarzu? Lily, o co tu chodzi? To nie jest to, o czym myślę, prawda? - zadawał pytania, jedno za drugim patrząc na mnie z wymalowanym na twarzy szokiem.

- Rose nie żyje — wyszeptałam, odwracając wzrok od niego. Nie mogłam patrzeć w jego oczy. Mnie samej powoli napływały łzy, bo brutalne wspomnienia wracały.

- Nie wierzę — wyszeptał, po czym gorączkowo rozpiął pasy bezpieczeństwa i wyszedł z samochodu, głośno trzaskając drzwiami.

Minął rok od jej śmierci, a ja nadal nie mogłam się po tym pozbierać i pewnie długo jeszcze nie zdołam tego zrobić. Rose w końcu była moim jedynym dzieckiem i miała zaledwie sześć lat. Próbowałam różnych sposobów, aby zacząć w końcu normalnie funkcjonować, ale z każdym kolejnym dniem miałam wrażenie, że jest coraz gorzej. Dzisiejszego dnia nie miałam już siły i chciałam w pewien sposób sobie ulżyć. Gdyby nie jeden z ludzi Davida, przestałabym w końcu cierpieć.

Współczułam mojemu mężowi. Rose nie była jego córką, ale kochał ją jak swoją własną i po tak długim czasie, gdy miał nadzieję się z nią zobaczyć, dowiedział się, że nie żyję. Cierpiał, bo nie była jego, a teraz jego cierpienie wzrosło, bo dziewczynka, którą kochał, już nie żyję.

Rozpięłam pasy i również wyszłam z auta, od razu idąc w stronę Davida. Podeszłam do niego i mocno go do siebie przytuliłam, czując niemal od razu, jak drży w moich ramionach, czując po chwili, jak moje ramie robi się mokre. Nic się nie odzywając, po prostu go do siebie przytulałam, głaszcząc jego plecy. W pewnym momencie odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczami.

- Co się stało? Dlaczego ona nie żyję? - spytał, a ja złapałam go za rękę, zaczynając, ciągnąc go w tylko mi znanym kierunku. Po chwili znaleźliśmy się naprzeciwko małego grobu, pomiędzy dwoma dużymi. Usiedliśmy na drewnianej ławeczce, a ja wzięłam głęboki wdech, po chwili wypuszczając go ze świstem.

- Nie wiem jak to ci powiedzieć — zaczęłam — Minął rok, a do tej pory nie przyjmuje tego do świadomości, po prostu nie wierzę w to, co się stało — na samo wspomnienie, zamknęłam oczy, czując, jak po moim policzku zaczynają spływać łzy.

- Po prostu mi to powiedz — wyszeptał, patrząc się na grób Rose.

- Rose, ona — zaczęłam, nie umiejąc tego z siebie wydusić — Ona została zgwałcona i to brutalnie — wyszeptałam, zaraz po tym zanosząc się głośnym płaczem. David przez dłuższą chwilę nic się nie odzywał, tylko nadal wpatrywał się w grób Rose, a ja zaczynałam bać się jego reakcji.

- Kto to zrobił? - spytał, zimnym i opanowanym tonem głosu.

- Nie wiem — przyznałam — To się stało, gdy wylądowaliśmy na ulicy. Jacyś ludzie mi ją porwali, a znalazłam ją, wtedy gdy ci sami ludzie zostawili mi wskazówki jak ją znaleźć. Próbowałam ją uratować, ale było już za późno. Gdy ją znalazłam, ona była już martwa — każde kolejne słowo, jakie wypowiadałam, sprawiało mi ogromny ból w sercu i nie mogłam powstrzymać płaczu.

- Powiedz mi, wszystko, co wiesz. Jak wyglądali, gdzie to się stało, wszystko, a obiecuję ci, że ich znajdę i zabiję — był pewny swoich słów, a jego ton był opanowany i zimny. Chciał zemsty, to było jasne, ale uważałam, że to nie tędy droga.

- Davidzie, ale to nie przywróci jej życia. Zabijesz ich i co wtedy? Myślisz, że poczujesz się lepiej, że to coś zmieni? Nie, tak nie będzie, nie poczujesz się lepiej, bo nadal będziesz cierpiał z powodu, że jej już nie przy nas nie ma — starałam się go przekonać, aby nie szedł tą drogą, ale wiedziałam, że moje słowa nic tu nie wskórają, bo on i tak zrobi to, co zamierza.

Po pewnym czasie nic się nie odzywając, wstał z ławki i po prostu mnie zostawił samą. Nie poszłam za nim, tylko dalej siedziałam na ławce, słysząc potem ryk silnika.

***

Minął miesiąc, odkąd ostatni raz widziałam Davida. Było mi z tym jeszcze gorzej, ponieważ spędzając z nim tamtego dnia czas, poczułam, że nie wszystko jest jeszcze stracone i jak zwykle przepełniła mnie nadzieja. Czułam się okropnie z powodu odejścia Rose z tego świata, ale jeszcze gorzej się poczułam, jak i David mnie opuścił. To był ostatni gwóźdź do mojej trumny. Nie byłam w stanie żyć z jeszcze większym bólem serca, nie po tym, jak go spotkałam.

Rachel naprawdę robiła wszystko, co w jej mocy, aby choć trochę postawić mnie na nogi, ale ja już nie miałam siły, ani ochoty, by to robić. Nie miałam dla kogo ani nie miałam żadnego powodu, aby się starać. Nie poddałam się już na starcie, więc nie miałam wyrzutów sumienia i nie zadawałam sobie pytania, co by było, gdybym wzięła się w garść. Próbowałam, ale ja po prostu nie miałam już siły na dalsze życie. Z jednej strony zawsze uważałam, że moje życie jest do niczego i że nie ma już dla mnie ratunku, aż pewnego dnia w moim życiu pojawił się David. Nie żałuję ani jednej chwili z nim spędzonej. Cieszę się, że mogłam z nim to wszystko przeżyć, nawet te złe chwile. To było dla mnie cudowne, że mogłam z nim przeżyć cokolwiek. Szkoda tylko, że to wszystko musiało skończyć się w ten sposób, ale nie robiłam sobie zbytnio dużej nadziei na inne zakończenie. Mimo wszystko cieszę się, że mogłam być jego uległą. To, że trafiłam na Davida i miałam dziecko, było moim jedynym szczęściem w życiu. Marzenia czasem się nie spełniają, a to wszystko, o czym marzyłam, nie miało prawa się udać.

Podpisując się na małej karteczce w prawym dolnym rogu, złożyłam ją na pół i podałam barmanowi z uśmiechem na twarzy. Podziękowałam mu i wyszłam z klubu, idąc ponownie do miejsca, w którym chciałam wszystko zakończyć i tym razem mi się to udało. Na kartce napisałam:

Przepraszam. Kocham cię Davidzie.

Lily

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz