czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 1 Cz.4 (Kochaj i nie udawaj)

Biegałem ile sił w nogach, kiedy tylko zatrzasnąłem drzwi od samochodu. Biegałem w stronę ogromnego budynku, w którym była jedyna osoba w moim życiu, która potrafiła mnie zmienić i nauczyć czegoś ważnego, mimo że ona wcale nie była inna. Była taka sama jak ja. Oboje byliśmy zagubieni, mając w sobie resztki świadomości i poczucia własnej wartości. Pojawiła się w moim życiu w ostatnim momencie, w ostatniej chwili kiedy miałem już upaś.

Kiedy tylko drzwi rozsunęły się przede mną, zacząłem gorączkowo rozglądać się po całym pomieszczeniu. Gdy mój wzrok zatrzymał się niewielkiej ladzie, od razu tam podszedłem, aby zdobyć potrzebne mi informacje. Słysząc tylko pewną liczbę od razu, idąc korytarzem, zacząłem uważnie przyglądać się każdym drzwiom. Gdy w końcu znalazłem te odpowiednie, bez zastanowienia pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka, niemal od razu nabierając do płuc powietrza.

Leżała tam, taka bezbronna, pozbawiona jakichkolwiek sił. Była cała blada, a na jej ciele widniał liczne rany, natomiast do jej ciała było podłączone tak dużo urządzeń, że aż poczułem, jak do moich oczu napływają łzy.

Podchodząc do jej łóżka, wolnym krokiem, powoli usiadłem na nim tuż obok jej ciała, nie mogąc oderwać wzroku od jej twarzy. Unosząc swoją dłoń do góry, delikatnie, opuszkami palców, dotknąłem jej policzka, czując jednocześnie, jak zaczynam się rozsypywać.

Nagle usłyszałem, jak ktoś wchodzi do środka. Odwracając się za siebie, ujrzałem mężczyznę w białym kitlu. Widziałem jego surowy wzrok i wiedziałem, że nie podoba mu się to, że ot, tak po prostu tu wszedłem, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło, a on sam odpuścił, stając naprzeciwko łóżka. Wziął do ręki niewielkiej wielkości, tabliczkę i zaczął coś po niej pisać.

- Co z nią? Wyjdzie z tego? Obudzi się? — zdawałem pytanie za pytaniem, patrząc na niego z mokrymi już policzkami.

- Jest Pan jej mężem? — spytał, na co w odpowiedzi pokiwałem twierdząco głową — W porę jacyś ludzie wyciągnęli ją z rzeki. Udało nam się ją uratować, jednak zapadła w śpiączkę i nie jestem w stanie stwierdzić, czy się obudzi, a jeśli to zrobi, to być może nie będzie nic pamiętać. Czas pokarze — jego głos był pozbawiony emocji i gdy tylko odłożył tabliczkę na swoje miejsce, wyszedł z pomieszczenia.

Patrząc chwilę na miejsce, w którym przed chwilą stał lekarz, po chwili spojrzałem się na moją żoną, słysząc w głowie pozbawione uczuć słowa mężczyzny. Przyglądając się jej spokojnej twarzy, po chwili usiadłem na brzegu jej łóżka i trzymając ją za rękę, poczułem, jak do moich oczu napływają łzy. To wszystko było takie skomplikowane i jednocześnie tak bardzo popaprane. Nie chciałem jej nigdy zostawiać samą, nie chciałem zrobić niczego, co mogłoby sprawić, że stanie się jej coś złego. Kochałem ją i nadal ją kocham, mimo wszystko. Mimo tego, kim była, co zrobiła i co wydarzyło się później, a to wszystko dlatego, że ja sam nie byłem idealny i robiłem gorsze rzeczy. Z mokrymi policzkami, ułożyłem się tuż obok jej ciała, przytulając się do jej boku.

- Nie każ mi długo czekać, bo mam zamiar w końcu spędzić z tobą resztę swojego życia. W spokoju, bez żadnych niespodzianek — wyszeptałem i pocałowałem jej blady policzek. Gdy schowałem swoją głowę w zagłębieniu jej szyi, zamknąłem swoje oczy i sam nie wiedząc kiedy, zasnąłem wtulony w ciało Lily.

Ze snu wyrwało mnie lekkie poszarpywanie mojego ramienia. Powoli otworzyłem swoje oczy i odwracając się, ujrzałem stojącą nade mną Rachel.

- Hej — przywitała się cichym głosem — Jedź do domu, weź prysznic, wyśpij się, zrób cokolwiek. Siedzenie tutaj nic ci nie da — na jej słowa cicho westchnąłem i podnosząc się do pozycji siedzącej, schowałem swoją twarz w dłonie.

- Dzięki za telefon — powiedziałem, patrząc na nią z dołu.

- To twoja żona David — odpowiedziała, uśmiechając się do mnie lekko.

- Ale i tak ci dziękuje, za wszystko — była moim jedynym źródłem informacji na temat Lily.

- Nie dziękuj mi już, tylko idź i zrób coś ze sobą, bo spanie na szpitalnym łóżku ci nie służy — na jej słowa przewróciłem oczami, ale posłuchałem się jej i wyszedłem z sali, ostatni raz zerkając na śpiącą dziewczynę.

Wróciłem do klubu. To teraz był mój dom. Nie chciałem kupować domu ani wynajmować apartamentu. Bez Lily do szczęścia potrzebne mi było niewielkie pomieszczenie z łóżkiem i łazienka. Nie chciałem i nie potrzebowałem wiele, bo czułem w środku pustkę, która sprawiała, że nie miałem motywacji do zrobienia czegokolwiek. Żeby nie zwariować całkiem, zacząłem kontynuować to, co kiedyś zacząłem. Nie było to najlepsze posunięcie w moim życiu, ale przynajmniej czymś się zajmowałem.

Po prysznicu i paro godzinnym śnie, wróciłem do szpitala, na nowo siadają na brzegu łóżka szpitalnego. Uśmiechając się, złapałem jej dłoń w swoje i pocałowałem jej wierzch. Patrząc się na jej spokojną twarz, moje serce nagle przyśpieszyło, gdy zauważyłem, jak jej powieki delikatnie drgają. Gdy ujrzałem jej oczy, po prostu się w nie wpatrywałem, nie wiedząc co robić, czy powiedzieć, moim ciałem zawładnęło zbyt dużo emocji.

- Kim jesteś? — spytała słabym głosem, uważnie się mi przyglądając. Otwierając nieco swoje wargi, aby coś powiedzieć, po chwili je zamknąłem, uśmiechając się szeroko. Byłem przerażony, że mnie nie pamięta, ale szybko zdałem sobie z czegoś sprawę.

- Mam na imię David i jestem twoim mężem — odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, myśląc o tym, że Lily dostała od życia ogromną szansę. Szansę na normalne, życie ze mną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz