czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 20 Cz.3 (Kochaj i nie udawaj)

- David — szepnęłam, nie mogąc uwierzyć, że osoba, która stała kilka metrów ode mnie to właśnie on. Mężczyzna, którego wciąż kocham.

Nie mogłam uwierzyć w to, że stał naprzeciwko mnie i wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy. W mojej głowie krążyło tysiące myśli. Zastanawiałam się, czy przez te wszystkie lata dostawał codzienny raport, o tym, co robiłam i gdzie, czy to, co się działo było zaplanowane przez niego i czy po raz kolejny nie jestem pionkiem w jego grze. Byłam niemal pewna, że moje przypuszczenia się sprawdzą. Bałam się jedynie tego, że mężczyzna, którego mimo wszystko kocham całym sercem, on nie postąpi tak, jak ja. Nie wybaczy mi tak, jak ja wybaczyłam mu już dawno jemu. Poza tym widziałam jak na tacy, że wrócił do bycia człowiekiem, z którym nie warto zadzierać.

- Dobrze cię widzieć — odparł, robiąc kilka kroków w moją stronę.

- David, co tutaj się dzieje, co ty planujesz? - przerażało mnie to, że jak podchodził do mnie, moje ciało negatywnie na to reagowało. Serce kochało, a rozum nienawidził.

- Nic nie planuje i to nie jest tak, jak myślisz. Nie kazałem cię śledzić i to, że jesteś tu dzisiaj, jest czystym przypadkiem — z jednej strony nieco mi ulżyło, a z drugiej jego głos sprawił, że do moich oczu napłynęły łzy.

- Chcę stąd wyjść — szepnęłam, płaczliwym tonem głosu, gdy znalazł się tuż naprzeciwko mojego ciała.

- Proszę cię, chociaż porozmawiajmy — poprosił, czując jego ciepły oddech na moim policzku.

- O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać? Nie ma, o czym David. Już straciliśmy swoją szansę, zmarnowałam ją ja i ty również, a życie nie jest takie łaskawe, by dać nam drugą. Minęło zbyt dużo czasu i zbyt dużo się wydarzyło przez te pięć lat — od początku, gdzieś tam z tyłu głowy, cały czas krążyła mi myśl, że to nigdy nie powinno się udać, nawet gdy wydawało nam się, że jednak udało nam się oszukać przeznaczenie. Przestałam już marzyć i mieć nadzieję. Richard jednak nie nauczył mnie złych rzeczy. Miał rację, nic nie jest tak, jak sobie to wyobrażamy. Nie dla takich osób jak ja.

- Lily my wciąż jesteśmy małżeństwem. Nie przypominam sobie, abyśmy brali rozwód, nadal dużo nas łączy i mamy o czym rozmawiać, zwłaszcza teraz. Dlaczego chciałaś się zabić? -na samą myśl o powodzie, łzy, które zbierały się do moich oczu, w końcu spłynęły po moich policzkach.

- Nie chcę — szepnęłam — proszę, zostaw mnie w spokoju — to wszystko zaczynało mnie przerastać. Nie umiałam sobie z tym wszystkim poradzić, a poczucie winy pomału zaczynało pożerać mnie całą. Miałam dość.

Moje prośby nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. W momencie, kiedy po raz kolejny odmówiłam, złapał mnie za kolana i w pasie, po czym podniósł mnie do góry, zaczynając nieść mnie w nieznanym mi kierunku. Nie miałam siły w dalszym ciągu się z nim spierać, a przez myśl mi przeszło, że nic jeszcze nie jest stracone, chociaż z drugiej strony doskonale wiedziałam o tym, że próbowałam oszukać samą siebie.

Niosąc mnie przez parkiet, prawie na jego końcu znajdowały się schody, po których zaniósł mnie na samą górę. Pokonując jeszcze kilka metrów, w końcu znaleźliśmy się przed drzwiami, które były nieco uchylone. Na ten widok David zmarszczył swoje brwi, po chwili przybierając poważny wyraz twarzy. Stawiając mnie powoli na nogi, nie spuszczał wzroku od drzwi, co zaczynało mnie nieco niepokoić. Coś było nie tak i teraz mogłam spodziewać się najgorszego, bo prawdopodobnie ktoś niepożądany postanowił odwiedzić Davida.

- Trzymaj się blisko mnie, dobrze? - wyszeptał tuż przy moich wargach, a ja mechanicznie pokiwałam głową — Nic ci się nie stanie, obiecuje — powiedział cichym głosem, jednocześnie wyciągając broń, zza spodni. Przeładował ją i zaczął pomału otwierać drzwi. Kiedy oboje mieliśmy wystarczający dobry widok na wnętrze pomieszczenia, niemal czułam, jak zawładną nim szok, tak samo, jak mnie.

- Myślałam, że będę musiała sama do ciebie iść — powiedziała, wyciągając w naszym kierunku broń. Gdy tylko padł pierwszy strzał, miałam wrażenie, że cała reszta potoczyła się bardzo szybko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz