Było mi tak ciepło i wygodnie. Moje ciało było otulone przez ciepłą i pachnącą kołdrę, która tylko w pewien sposób sprawiała, że czułam się lepiej. Nie czułam żadnego bólu, co było wspaniałe. Było mi tak błogo i cudownie, że aż wydawało to się nierealne. Jakby mój umysł płatał mi figle. To nie mogłoby być prawdziwe. Czyżbym znalazła się w raju, o którym tak bardzo marzyłam ?
Nagle z bijącym sercem podniosłam się do pozycji siedzącej, przestraszona zaczęłam, rozglądając się wokół po pomieszczeniu. Nie znałam tego miejsca, nie wiedziałam, gdzie jestem, ani kto mnie zabrał z parku. W mojej głowie zaczęły pojawiać się najczarniejsze scenariusze, bojąc się coraz to bardziej. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a mój chwilowy dobry nastrój i nastawienie odeszły tak szybko, jak przyszły. Zaczęłam się bać tak, jak nigdy przedtem, bo mój koszmar, tak naprawdę może się dopiero zacząć.
Znajdowałam się w sypialni, która była bardzo przytulnie urządzona, jednak to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Moje serce podeszło mi do gardła, gdy drzwi nagle się otworzyły, a w nich pojawił się jakiś chłopak. Od razu zasłoniłam się kołdrą i odsunęłam w kąt mebla, mimo że miałam na sobie męską koszulkę, która zakrywała moje ciało.
-Hej - powiedział i uśmiechnął się do mnie, podchodząc coraz bliżej łóżka, na którym leżałam.
-Nie zbliżaj się - odparłam z drżącym ze strachu głosem, chcąc uciec jeszcze dalej, jednak łóżko nie było na tyle duże, przez co nie miałam dalszej drogi na ucieczkę.
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię - chciał mnie jakoś przekonać, jednak ja nie wierzyłam w żadne jego słowo. Byłam pewna, że chcę zrobić mi krzywdę, że na pewno zna mojego ojca, który zaraz znienacka wyskoczy i ukarze mnie tak, jak zawsze, kiedy próbowałam uciec.
W obronnym geście podniósł swoje ręce do góry i trzymał je, dopóki nie usiadł na fotelu, który stał kilka metrów od łóżka. Patrzył się na mnie ze spokojem wymalowanym na jego twarzy, a ja na niego ze strachem i zdezorientowaniem. Przez myśl mi przeszło, że może faktycznie chcę mi pomóc, jednak szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. On na pewno czegoś ode mnie chciał. Byłam tego pewna. Na pewno nie zrobił tego bezinteresownie. Nie mógł być dobrą duszą.
-Proszę cię, nie bój się mnie, ja naprawdę ci nic nie zrobię. Obiecuje - mówił spokojnie i cicho patrząc się wciąż w moją stronę - Nie chcę zrobić ci krzywdy. Leżałaś naga, cała brudna i posiniaczona. Nie mogłem postąpić inaczej. Musiałem cię stamtąd zabrać. Nie dzwoniłem ani na policje, ani nawet po pogotowie, bo wiedziałem, że byś tego nie chciała. Na pewno przeszłaś przez coś, co mój telefon sprawiłby, że byłoby jeszcze gorzej - z każdym jego kolejnym słowem, coraz bardziej chciałam uwierzyć w to, że on jednak chcę mi pomóc, że nic złego mi nie zrobi. Niestety za każdym razem, gdy chciałam to zrobić, w mojej głowie pokazywały się sceny, kiedy cierpiałam, w ten sposób nie zapominając o tym, że ludzie są jednak nieobliczalni i tym razem mogę się przeliczyć. Nie stać mnie było na takie ryzyko. Nie mogłam mu zaufać. W tej sytuacji słowa nie wystarczały.
-Błagam, powiedz coś. Nie wiem co mam robić. Pomogłem ci, opatrzyłem rany, umyłem cię i ubrałem, kiedy ty byłaś nieprzytomna. Spałaś aż dwa dni i strasznie się o ciebie bałem. Nie jestem z zawodu lekarzem, więc nie zmrużyłem nawet oka z myślą, że coś może ci się stać - dopiero teraz przyglądając się bardziej jego twarzy, zauważyłam jego podkrążone oczy, które były niezbitym dowodem na to, że mówi prawdę. Jednak to i tak nic nie zmieniało. Nadal byłam niemalże pewna, że nie zrobił tego w dobrej intencji.
Minęło trochę czasu, a ja nadal się nie odzywałam, nie mając po prostu na to odwagi. W domu milczałam, zawsze i nie umiałam tego teraz ot, tak po prostu zmienić. Ilustrując go od góry do dołu, mogłam stwierdzić, że był bardzo przystojny i wysoki. Miał krótkie czarne i gęste włosy oraz lekki zarost, który dodawał mu tylko męskości. Jego oczy były niebieskie niczym ocean, w których widoczny był smutek i troska. Widać było, że strasznie się tym wszystkim przejął, ale nie potrzebnie. Jestem przecież nikim. Jego wysiłek można by było zaliczyć do niepotrzebnych starań.
-Nie wiem, boże - mówił, jakby do siebie, z frustracji ciągnąc się za swoje włosy - Wiem! - krzyknął, jakby odkrył coś, nad czym pracował przez długie lata - Na pewno jesteś głodna. Musisz coś zjeść, jesteś bardzo chuda i to może źle się skończyć - powiedział i wstał z miejsca, a ja od razu się wzdrygnęłam, co nie uszło jego uwadze.
-Nie bój się, proszę - odparł i podszedł jeszcze bliżej, będąc już przy samym łóżku. Ze strachu przeniosłam się na drugi koniec mebla, aby być jak najdalej od niego, mimo że na chwilę obecną nie mogłam nigdzie dalej pójść. Bycie jednak o te parę centymetrów dalej od niego sprawiały, że czułam się znacznie lepiej.
-Nie zmienisz tego - szepnęłam cicho, wciąż nie spuszczając z niego swojego wzroku. Dopiero po krótkiej chwili dotarło do mnie, że w końcu coś powiedziałam. Byłam tym faktem zaskoczona, ale od razu na nowo stałam się czujna na każdy jego ruch.
-Może i nie, ale chciałbym ci jakoś pomóc - odpowiedział, siadając na brzegu łóżka.
-Mnie się nie da pomóc - powiedziałam, spuszczając swoją głowę nieco w dół.
-Słuchaj. Wiem, że dużo przeszłaś i nie umiem sobie wyobrazić jak wiele, ale skąd wiesz? Może nie wszystko jeszcze stracone? - na jego słowa podniosłam głowę do góry, patrząc się na niego z taką miną, jakbym miała zaraz się roześmiać. Ten facet nawet nie wiedział, o czym mówił. Mimo to, miał u mnie plusa za to, że sprawił, że zachciało mi się śmiać. Tylko jednej osobie, czasem udawało się to sprawić.
-A gdybyś stłukł szklankę? Myślisz, że gdybyś ją ładnie przeprosił, ona by się pozbierała? - spytałam z ironicznym uśmiechem na twarzy.
-Mówisz tak, bo już w siebie nie wierzysz. Każda cząstka twojej psychiki została zniszczona, prawda? - spytał, mimo że doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Patrząc się na mnie, przez jeszcze parę krótkich chwil wstał i wyszedł, a ja od razu odetchnęłam głęboko z ulgą, czując, jak całe napięcie na chwilę mnie opuszcza.
Po jakimś czasie wrócił, mając tacę z jedzeniem i parującym napojem. Nie jadłam tyle dni ani nie piłam, że nie odrywałam wzroku od tacki. Wręcz śledziłam ją do momentu, kiedy ten mężczyzna położył ją na łóżku. Czułam, jak zaraz ślina zacznie, cieknąc mi z ust.
-Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Zjedz wszystko, to ci dobrze zrobi. Gdybyś potrzebowała pomocy, jestem na dole - powiedział i tak po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą z tym cudownie pachnącym jedzeniem. To sprawiło, że na chwilę zapomniałam o wszystkim i nie mając żadnych zahamowań, wręcz rzuciłam się na jedzenie, zjadając wszystko w ekspresowym tempie. Gdy na tacy nie było nawet okruszka, a na dnie kubka nie było nawet kropelki herbaty, czując się po raz pierwszy w życiu tak dobrze, położyłam głowę na poduszce i nie wiedząc, kiedy zasnęłam.
W momencie, kiedy się obudziłam, nie mogłam uwierzyć, że pozwoliłam sobie na takie coś. Byłam taka głupia. Przecież on mógł wtedy ze mną zrobić wszystko. A jednak cała leżałam na łóżku, a w sypialni nie było żywej duszy. Mimo wszystko nadal nie czułam się spokojnie. W mojej głowie nadal szalały czarne scenariusze dotyczące mojej osoby i jej końca.
Zrzucając z siebie kołdrę, wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do drzwi, otwierając je najciszej, jak potrafiłam. Nie chciałam, żeby wiedział, że wstałam. Chciałam stąd za wszelką cenę uciec. Nie chciałam wsparcia czy współczucia. Mimo wszystko nie chciałam tu zostać ani minuty dłużej. Byłam pewna, że jakoś sobie poradzę, że coś wykombinuje i nie będę potrzebowała pomocy chłopaka, nie wiedząc, czy przypadkiem nie zrobił tego z jakiegoś nikczemnego powodu. W końcu nie wiedziałam o nim nic. Mogłam właśnie przebywać pod jednym dachem z jakimś gangsterem.
Stawiając pierwsze kroki na korytarzu, ucieszyłam się w duchu, że podłoga nie skrzypiała ani odrobinę, dzięki czemu mogłam swobodnie po niej iść aż do schodów, po których schodziłam równie wolno co przez całą drogę od sypialni. Będąc w połowie schodów, wystarczyło, że się wychyliłam, a mogłam ujrzeć niemal cały salon i całą kuchnię.
Pech chciał, że w kuchni urzędował chłopak, co pokrzyżowało całe moje plany. Teraz pozostało mi czekać na odpowiedni moment, który nadejdzie jak najszybciej. Biorąc głęboki wdech i wydech, zeszłam na sam dół, będąc cholernie niepewna tego, co właśnie robiłam. To tak jakby pchać się do paszczy lwa. Czyste szaleństwo.
-Hej - na sam dźwięk jego głosu niemal podskoczyłam ze strachu. To było takie beznadziejne. On uśmiechał się do mnie i był kompletnie wyluzowany, gdy ja nie byłam pewna niczego i bałam się kolejnych mijających minut i tego, co one przyniosą. Chociaż gdyby przyniosły śmierć...
-Hej - odpowiedziałam cicho i usiadłam na jednym z barowych krzeseł stojących w kuchni.
-Jesteś głodna? - spytał, a ja pokręciłam głową przecząco - A może chciałabyś ubrać się w coś wygodniejszego? Pożyczyłem od siostry trochę ubrań. Mam nadzieję, że będą na ciebie pasować. Są na kanapie, jeśli chcesz się teraz przebrać - swój wzrok od razu skierowałam w tamtą stronę, widząc dosyć sporą torbę, która zapewne wypełniona jest ubraniami.
-Dziękuje - wyszeptałam niepewnie, wracając wzrokiem w jego kierunku.
-Nie masz za co - odpowiedział niemal od razu, znowu się uśmiechając, co mnie niesamowicie irytowało i wkurzało. A dlaczego? Odpowiedź była prosta. Sama chciałam być taka, ale już nigdy nie będę. Nie po tym, co przeszłam - Co zamierzasz teraz zrobić? - to pytanie nieco mnie zszokowało. On mi dawał wybór ?
-Nie wiem - wyznałam szczerze, ponieważ miałam istny mętlik w głowie. Nie wiedziałam tak naprawdę co robić. Jeszcze niedawno chciałam uciec, teraz myślę, że ten mężczyzna jest w porządku, a na początku bałam się tego, że chciał mnie dotknąć.
-Możesz u mnie zamieszkać, jeśli chcesz. Nabierzesz siły, a potem będziesz mogła zrobić, co chcesz - powiedział, uważnie mi się przyglądając.
-Ja... ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł - byłam pewna obaw. Teraz był dla mnie miły, mimo że mnie kompletnie nie znał. Oferował mi pomoc, nie chcąc nic w zamian, ale skąd mogę wiedzieć, co będzie za kilka dni ? Nie znałam go, mógł nie być taki zawsze. Przecież mój tata też, był kiedyś kochającym mężem i wspaniałym ojcem... Kiedyś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz