czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 2 Cz.4 (Kochaj i nie udawaj)

- Kim jesteś? — spytała słabym głosem, uważnie się mi przyglądając. Otwierając nieco swoje wargi, aby coś powiedzieć, po chwili je zamknąłem, uśmiechając się szeroko. Byłem przerażony, że mnie nie pamięta, ale szybko zdałem sobie z czegoś sprawę.

- Mam na imię David i jestem twoim mężem — odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, myśląc o tym, że Lily dostała od życia ogromną szansę. Szansę na normalne, życie ze mną.

- Na prawdę? — spytała, nie dowierzając.

- Tak — potwierdziłem, uśmiechając się do niej.

- Co się stało? Dlaczego cię nie pamiętam? — na to pytanie mój dobry humor nieco się pogorszył, ale tłumaczyłem to sobie, że muszę ją okłamać dla jej dobra. Ona zasługiwała na lepsze życie bez tych wszystkich wspomnień.

- Miałaś nieszczęśliwy wypadek, przez który straciłaś pamięć — wytłumaczyłem, patrząc na nią z uśmiechem na ustach — Pójdę poinformować twojego lekarza kierującego o tym, że już się obudziłaś — stwierdziłem i całując ją w policzek, wyszedłem z sali, po chwili przyprowadzając mężczyznę w białym kitlu, którego napotkałem na korytarzu.

- Nie przepuszczałem, że tak szybko się Pani obudzi, ale to tylko na plus — podszedłem do łóżka i usiadłem obok na krzesełku, pozwalając zbadać Lily — Pamięta Pani cokolwiek, wiesz, jak masz na imię? — spytał, na co pokręciła przecząco głową — Zostanie Pani w szpitalu jeszcze na dwa dni. Jeżeli wszystko będzie w porządku, przygotuje dla Pani wypis, a z pamięcią będzie musiał pomóc Pani mąż — powiedział, chowając małą latareczkę do kieszonki, po czym wyszedł z pomieszczenia.

- Ty naprawdę jesteś moim mężem — powiedziała jakby do siebie, na chwilę zamykając swoje oczy.

- Jestem i zrobię wszystko, abyś, mimo twojej utraty pamięci, na nowo mnie pokochała — złapałem ją za rękę, patrząc prosto w jej oczy.

- Przed chwilą dowiedziałam się, że miałam wypadek i straciłam pamięć, a już chcę mi się płakać, że cię nie pamiętam. Nie pamiętam, jak mam na imię, nie pamiętam nawet dnia z naszego życia — z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, do jej oczu napływało coraz to więcej łez, aż w końcu, samotna łza spłynęła po jej policzku.

- Zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży — powiedziałem, ścierając z jej policzka łzę.

- Po prostu mi pomóż — wyszeptała.

- Pomogę skarbie — odpowiedziałem.

- Opowiedz mi coś o mnie — poprosiła, wygodniej opierając się plecami na poduszkę.

- Masz na imię Lily i jak już wiesz, jesteś moją żoną. Tylko spójrz — wziąłem jej prawą dłoń i wskazałem na jej złotą obrączkę, pokazując również swoją — Jesteśmy małżeństwem już parę lat. Wcześniej mieszkaliśmy w Kalifornii, ale teraz mieszkamy w Nowym Jorku. Nasze małżeństwo nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jesteśmy po prostu szczęśliwi, mając siebie — kuło mnie serce, ale robiłem to dla niej. Dla nas. Miałem tylko nadzieję, że już nigdy nie odzyska pamięci, że będę mógł stworzyć dla niej nowe wspomnienia, te lepsze.

- Kim jestem? W sensie mam jakąś pracę? Czymś się zajmuję? — spytała, marszcząc przy tym swoje brwi.

- Tak — odpowiedziałem — Zajmujesz się byciem moją cudowną żoną — zbliżyłem się do niej, siadając na łóżku i pocałowałem wierzch jej dłoni.

- A tak naprawdę? — spytała, nie wierząc mi na słowo.

- A tak naprawdę to mamy wystarczająco dużo pieniędzy, że nie musisz pracować — odparłem.

- Będę musiała to zmienić — stwierdziła, jakby do siebie, odwracając ode mnie wzrok.

- Masz przyjaciółkę. Nazywa się Rachel i ma otworzone kilka restauracji, parę razy jej pomagałaś, może wciągnie cię do swojego biznesu — zaproponowałem.

- A ty czym się zajmujesz? — zadała kolejne pytania, na które z niewiadomych mi przyczyn, miałem ochotę cicho się zaśmiać.

- Kiedyś prowadziłem firmę budowlaną, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nigdy tego nie lubiłem. Zależało mi, ale to nie było to. Wróciłem na stare śmieci i mamy otworzonych kilka działalności — odpowiedziałem.

- Mamy dzieci? — moje serce na chwilę stanęło.

- Mieliśmy. Jedno. Miała na imię Rose — wyszeptałem, czując niewidzialną gulę tworzącą się w gardle.

- Co się stało? — jej głos drżał, a ja miałem sam się rozpłakać.

- Zmarła na wadę serca, już po narodzinach występowały pewne komplikacje, to była tylko kwestia czasu — prawda nie wchodziła w grę. Nie mogłem powiedzieć, jej co tak naprawdę się stało. Wolałbym powiedzieć jej, że jestem złym człowiekiem niż to, co się stało z naszą córką. Miałem tworzyć jej wspomnienia bez skazy, ale w tym wypadku nie mogłem postąpić inaczej. Pewnego dnia, sama odkryłaby prawdę.

- O boże — szepnęła, roniąc łzy — Chcę jechać z tobą do naszego domu — załkała.

- Spokojnie kochanie, muszą mieć pewność, że nic ci nie dolega. Spróbuj zasnąć — poleciłem, nie mogąc patrzeć na ból, jaki miała wymalowany na swojej twarzy. Pokiwała twierdząco głową i układając się wygodnie, zamknęła swoje oczy.

Gdy morfeusz zabrał ją do swojej krainy, wyszedłem ze szpitala i wsiadając za kierownice, wybrałem odpowiedni numer na liście i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Przed wyjściem Lily ze szpitala, musiałem wszystko przygotować. Musiałem przede wszystkim znaleźć jakieś mieszkanie, a później przenieść tam wszystkie swoje i jej rzeczy. To było okropne, ale dla jej szczęścia byłem gotów zrobić wszystko.

- Rachel. Musisz mi pomóc — powiedziałem, słysząc znajomy głos w słuchawce.

- Co się stało?

***

Przez ostatnie kilka dni, kiedy Lily leżała w szpitalu, udało mi się kupić mieszkanie i zacząłem pomału przenosić tam wszystkie nasze rzeczy, w czym pomagała mi Rachel oraz kilka chłopaków, którzy byli ochroniarzami w moim klubie. Wszystko szło całkiem sprawnie, aż w końcu nastąpiła ta chwila, kiedy wszystko znajdowała się na swoim nowym miejscu. Miałem jedynie nadzieje, że wszystko potoczy się po mojej myśli.

W dniu, kiedy moja żona miała zostać wypisana ze szpitala, z uśmiechem na twarzy wziąłem kluczyki do samochodu ze szklanej misy, by z jeszcze większym uśmiechem usiąść za kierownice i pojechać prosto do szpitala. Będąc już na miejscu, wyłączyłem silnik i zamykając za sobą samochód, ruszyłem w stronę budynku. Pokonując te same schody i korytarz, które odwiedziłem już nie raz, wszedłem do pomieszczenia, w którym przez ostatnie kilka dni leżała Lily.

Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się nie pewnie, a ja nie przejmując się jej zmieszaniem, pocałowałem ją w policzek na powitanie i wręczyłem jej małą torbę, w której miała swoje ubrania. Wzięła ją ode mnie i weszła do łazienki, aby się przebrać ze szpitalnej piżamy. Kiedy była już gotowa, bez zastanowienia splotłem nasze dłonie i razem wyszliśmy ze szpitalnego pokoju. W drodze do wyjścia Lily jedynie odebrała wypis i już po chwili znaleźliśmy się przed samochodem, którym przyjechałem.

- Przez te kilka dni zdążyłam znienawidzić szpitalny klimat — powiedziała, napawając się ciepłymi podmuchami wiatru. Na jej słowa jedynie cicho się zaśmiałem, chowając torbę do bagażnika samochodu.

Będąc w kupionym przez mnie mieszkaniu, uważnie obserwowałem Lily i to jak z uśmiechem na twarzy rozgląda się wokół siebie. Z jej uśmiechniętej twarzy, wywnioskowałem, że podobało jej się tutaj, ale jednocześnie była przerażona tym wszystkim. Wcale jej się nie dziwiłem, sam nie wiem, jak bym postąpił na jej miejscu, jednak mimo wszystko miałem nadzieję, że nie zbuduję wokół siebie muru, przed w tej chwili, obcym jej człowiekiem.

- W porządku? — podszedłem do niej i położyłem swoją dłoń na jej plechach, widząc, jak łzy zbierając się do jej oczu.

- Dopóki nie odzyskam pamięci, nic nie będzie w porządku — szepnęła — Czuję się w tej chwili, jakbym została uprowadzona — kilka łez spłynęło po jej policzku, a z ust wydostał się cichy szloch. Nic się nie odezwałem. Nie wiedziałem co mam powiedzieć ani zrobić. Po prostu stałem tam i patrzyłem, jak kobieta którą kocham, płaczę przeze mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz