czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 1 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

Stojąc przed ogromnym wieżowcem, cały czas myślałam, dlaczego to zrobił. W dokumentach, które dostałam od jego matki, było wyraźnie napisanie, że wszystko, co posiadał mój Pan. Teraz należy do mnie. Jego firma dom i konto bankowe z pokaźną sumą pieniędzy. Cały jego majątek był teraz mój. Głośno nabierając powietrza i wypuszczając go ze świstem, weszłam do oszklonego budynku, czując, jak ręce z każdą chwilą trzęsą mi się coraz bardziej.

W środku nikogo nie było, oprócz ochroniarza, który zaprowadził mnie do gabinetu mojego Pana. Patrząc na wszystkie jego rzeczy, do moich oczu po raz kolejny napłynęły łzy, zastanawiając się, dlaczego wciąż mogę płakać, mimo że ostatnie kilka dni nie robiłam nic innego jak wylewanie hektolitrów łez. A to wszystko się działo przez jednego mężczyznę, który zostawił mnie samą.

Wszystkie jego rzeczy, czy dokumenty były idealnie poukładane na półkach i biurku, jakby nic się nie stało, jakby był nadal ze mną wśród żywych. Podchodząc do biurka, usiadłam na dużym czarnym fotelu, a mi zachciało się jeszcze bardziej płakać, myśląc o tym, że to on niedawno na nim siedział. W pewnym momencie moją uwagę przykuły kartki wystające spod biurka. Wysuwając ciemnobrązową szufladę, moje serce na chwile szybciej zabiło, widząc imię mojego Pana, wypisane na środku pierwszej kartki.

Wertując kartkę po kartce, moje ręce się trzęsły, a serce mocno biło. Do moich oczu po raz milionowy zaczęły napływać łzy, mając tego powoli dość. Nie mogłam ciągle płakać, chociaż wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe. Kilka miesięcy temu nie uroniłabym nawet łzy, a teraz codziennie płacze, jak małe dziecko. To było nie do pomyślenia, jednak wiedziałam, że pewnego dnia po moim policzku nie spłynie nawet jedna łza. Ten dzień będzie musiał kiedyś nadejść. Inaczej bym zwariowała i pragnęła dołączyć do niego.

- To dlatego cię nie ma przy mnie? — szepnęłam sama do siebie, śledząc wzrokiem każde literki, które w całości ujawniały badania lekarskie moje Pana. Mojego Davida. Nie ogarnął mnie jeszcze większy smutek, a złość, ponieważ ani trochę nie wierzyłam w te wszystkie wypisane brednie. Z drugiej strony, zanim to się stało, zachowywał się bardzo dziwnie, ponadto był blady, jak ściana i nie wyglądał za dobrze. Nie, nawet tak nie myśl Lily — Skarciłam się w myślach, postanawiając w końcu zrobić to, co chciałam, przyjeżdżając tutaj.

Wstałam i wzięłam niewielki karton, do którego zaczęłam pakować wszystkie jego rzeczy znajdujące się na biurku. Zmykając karton, ostatni raz obejrzałam się po pomieszczeniu i wyszłam z niego, czując się jakbym, zostawiała tam cząstkę siebie. Minęło dopiero kilka dni, jednak wiedziałam, że nawet za rok nie dotrze do mnie to, że nie ma go przy mnie i nie będzie. Po prostu w to nie wierzę i nie mogę się z tym pogodzić, mimo że chciałabym to zrobić niemal od razu. Nie wiedziałam, że utrata bliskiej ci osoby może tak boleć. To było moje pierwsze i zarazem najgorsze doświadczenie.

Wychodząc z budynku, przekazałam karton Rogerowi, który od razu schował go do bagażnika samochodu. Cicho wzdychając, zamknęłam na trzy spusty wejście prowadzące do firmy mojego Pana i obróciłam się na piętach, nie chcąc dłużej patrzeć na to wszystko, ponieważ czułam, jak kolejna porcja łez próbuje wydostać się na moje policzki.

-Dlaczego to zrobił? Wiedział, że to się stanie? - spytałam Rogera, gdy miałam już wsiadać do auta, przy otwartych przez niego drzwiach.

-Nie mam pojęcia, ale jeśli to zrobił, to musiał wiedzieć, że niedługo zabraknie go na tym świecie. Poza tym uważam, że musiał coś do ciebie czuć - jego ostatnie zdanie sprawiło, że moje serce szybciej zabiło, a oczy lekko się rozszerzyły. Tak bardzo pragnęłam, aby to okazało się prawdą, że mój Pan mnie kocha równie mocno, jak ja. To takie zabawne. Jeszcze niedawno nie wiedziałam, co to jest miłość, a teraz byłam niemal pewna, że obdarzam tym uczuciem mojego Pana.

- Tak myślisz? — zadałam kolejne pytanie, chcąc jak najszybciej usłyszeć twierdzącą odpowiedź.

- Oczywiście. Byle komu nie przekazałby całej swojej ciężkiej pracy. Nikt nie dałby tego w obce ręce. Myślę, że chciał przekazać je tobie, żeby to nad czym pracował przez większość swojego życia, nie trafiło w niepowołane ręce. Nie planował tak szybkiej śmierci, więc przekazanie firmy potomkowi nie wchodziło w grę. Zostałaś mu tylko ty — wyjaśnił.

- W niepowołane ręce? — spytałam, będąc nieco zszokowana tym, że mój Pan może mieć na tyle paskudnych wrogów.

- Każdy ma swoich wrogów Lily — powiedział i wskazał ręką, abym już wsiadła do środka. Robiąc to, o co mnie w pewien sposób poprosił, po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Sam Roger wsiadł na miejsce kierowcy i ruszył do domu Davida, który w sumie jest już mój. Jeśli chciał, zapewnić mi jakąkolwiek przyszłość, oddając mi swój majątek to, to nie miało żadnego sensu, ponieważ tylko z nim wiązałam swoją przyszłość. Bez niego byłam nikim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz