Nikt się nie odwrócił, nie mruknął pod nosem choćby cichego „pomocy", gdy dwóch mężczyzn zabrało nieprzytomne ciało Jasona. Ja natomiast patrzyłam na to wszystko i również nic nie zrobiłam. Bo nie mogłam. Patrzyłam na to, a po moich policzkach spływały łzy, jakby miało to w czymś pomóc. To niewiarygodne ile można zdziałać, jeśli ma się wystarczająco dużo pieniędzy.
Siedziałam na drewnianej podłodze, mając nogi podkulone pod brodą i patrzyłam się na nieprzytomne ciało Jasona. Nie budził się już od dobrych dwóch godzin, a ja coraz bardziej zaczynałam się o niego martwić. Łzy same spływały, gdy patrzyłam na sznury, jakimi został związany.
-To go boli. Proszę, nie róbcie mu tego - mój cichy i płaczliwy głos odbił się echem po pomieszczeniu, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka.
-Alice, proszę cię, wstań z tej podłogi i chodź ze mną - Amanda po raz kolejny próbowała mnie przekonać do tego, abym poszła z nią na górę, gdzie było ciepło, a na stole czekało na mnie jedzenie, które sama przygotowała.
-Nie - odpowiedziałam - Nigdzie stąd nie pójdę. Zostanę z nim.
-Alice nie wygłupiaj się do cholery! Tu nie jest zbyt ciepło, możesz się rozchorować. Nie będziesz się poświęcać w żaden sposób dla tego gwałciciela, którego o zgrozo niby tak bardzo kochasz! - jej krzyki już nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Od tamtej chwili na plaży nadal trzymałam się swojej wersji zdarzeń. Nie wierzyłam słowom Amandy. On chciał dla mnie dobrze i byłam tego cholernie pewna. Chyba.
-Zostaw mnie - mruknęłam cicho pod nosem, chowając głowę między kolanami.
-Jak sobie chcesz, nie mam już do ciebie siły. Nie mam pojęcia, jak on wytrzymywał te twoje humorki. Zawołaj mnie, jak się obudzi - powiedziała i wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
Podnosząc z powrotem głowę do góry, spojrzałam się na drzwi i na kolanach podeszłam do ciała Jasona. Kładąc się tuż obok niego, przytuliłam się mocno do jego zimnego ciała, zamykając na chwilę oczy.
-Zaraz będzie ci cieplej. Obiecuje - szepnęłam i zdjęłam z siebie swoją bluzę i przykryłam go nią, mając nadzieję, że to coś pomoże - Przepraszam cię Jason. Nie chciałam, aby to wszystko tak wyszło. Zrobiłeś dla mnie tyle dobrego, a ja w zamian robię coś takiego - wtulałam się mocno w jego klatkę piersiową, czując jak po raz kolejny, łzy wydostawały się spod moich powiek - Zobaczysz, wszystko dobrze się ułoży. Nie pozwolę na to, aby Amanda zrobiła ci krzywdę. Zaraz stąd wyjdziemy, zobaczysz. A wtedy pójdziemy na romantyczny spacer, dobrze? Pamiętam, jak zabrałeś mnie nad rzekę. Bardzo mi się tam podobało i chciałabym tam z tobą wrócić. Gdy wrócimy do domu, to pojedziemy tam? - spytałam, ale nie dostałam odpowiedzi, co sprawiło, że zaczęłam płakać jeszcze bardziej - To nie może się tak skończyć. Po prostu nie może. Nie pozwolę na to - było mi coraz trudniej mówić, przez wciąż nasilający się płacz - Tak bardzo cię kocham Jason - moje słowa zmieszały się z żałosnym jękiem, płacząc jeszcze bardziej, gdy nagle poczułam, jak ktoś głaszcze mnie po plecach. Automatycznie przestałam płakać i spojrzałam na Jasona, który miał otwarte oczy.
-Co się... - chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło i wpiłam się zachłannie w jego usta.
-Tak się cieszę - wyszeptałam w jego usta, patrząc się prosto w jego oczy.
-Alice gdzie my do cholery jesteśmy i dlaczego jestem związany?! - Niemal, że krzyknął, przez co zasłoniłam mu ręką usta, ale to nic nie pomogło. Po kilku chwilach do pomieszczenia weszła Amanda z uśmiechem na twarzy.
-No proszę. Ktoś tu się w końcu obudził - powiedziała i zaśmiała się, podchodząc do nas coraz to bliżej - Pamiętasz mnie drogi Jasonie ? - spytała i podeszła do niego, na co od razu zareagowałam, zasłaniając go swoim ciałem.
-Nie rób mu krzywdy - szepnęłam błagalnie, przytulając się do Jasona jeszcze bardziej - Proszę.
-Ależ ja mu nic nie zrobię. Za to ty... To już całkiem inna sprawa - na jej słowa od razu otworzyłam szeroko oczy, patrząc się na nią w szoku.
-A... ale jak to? - wyjąkałam, bojąc się tego, co może zaraz nastąpić.
-Moja droga, mam świetny plan - odparła i złapała mnie za ramię, podnosząc mnie w ten sposób do góry. Zaciągnęła mnie na starą kanapę, skąd miałam doskonały widok na szokowany wyraz twarzy Jasona.
-Co chcesz zrobić? - Spytałam.
-Zamierzam wykorzystać twoją dobrą stronę - odpowiedziała, na co zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi.
-Jason cię zgwałcił - szepnęła wprost do mojego ucha, a ja już wiedziałam, co chciała zrobić.
-Nie! - Krzyknęłam i zasłoniłam sobie uszy rękoma. Chciałam wstać, ale Amanda skutecznie mnie zatrzymała, sprawiając, że na nowo siedziałam na starej kanapie.
-Przestań siebie oszukiwać! - wrzasnęła, a ja aż ze strachu podskoczyłam. Nie. Nie wierzyłam jej. Jason jest dobrym człowiekiem.- Wybacz mi, ale tylko w ten sposób zdołam ci pomóc - powiedziała i złapała mnie za rękę, ciągnąc mnie na górę.
Krzyczałam. Zdzierałam sobie gardło, ale to nic pomogło. Ona nadal to robiła. Biła mnie. Mówiła, wszystkie te kłamstwa, prosto do mojego ucha, abym w końcu zrobiła to, co ona chciała. Nie ja. Chciała się mną wysłużyć, robiąc ze mnie drugą Alice. I w końcu jej się to udało.
Uśmiechnęłam się w tak dobrze znany mi sposób. Ten wzrok. Zachowanie. Ruchy. Byłam gotowa zrobić wszystko. I nie mogłam tego powstrzymać. Będę musiała patrzeć i cierpieć jeszcze bardziej.
-I ta właśnie Alice podoba mi się najbardziej - wyszeptała do mojego ucha, trzymając mnie za ramię - A teraz idź i zrób to, co od tak dawna chciałaś zrobić. Idź i powiedz mu prawdę. Niech cierpi tak jak ty i ja - kiwając głową, zerknęłam na nią i zeszłam na dół, gdzie nieświadomy niczego Jason, nadal siedział na ziemi związany grubym sznurem.
-Alice, co tu się dzieje? - spytał, słabym głosem będąc przerażony do granic możliwości.
-Może zacznijmy od mojej przyjaciółki - powiedziałam i podeszłam do niego razem z krzesłem, na którym usiadłam, stawiając go sobie naprzeciwko Jasona - Pamiętasz Amandę? - spytałam, patrząc się prosto w jego oczy.
-Nie znam żadnej Amandy - odparł, od razu marszcząc lekko brwi - Alice nie wygłupiaj się, proszę. Poza tym, kto ci to zrobił? - spytał, a moja ręka od razu powędrowała na moją twarz, gdzie pod opuszką palca mogłam wyczuć liczne rany.
-To ty mi to zrobiłeś - szepnęłam - Chciałeś skrzywdzić mnie tak samo, jak Amandę! - Krzyknęłam na niego wściekła. Jak mogłam być taka głupia? Z każdą mijającą chwilą, niekontrolowanie zaczynałam wierzyć w słowa Amandy.
-Nie! To nie prawda! To ona ci to zrobiła, sam widziałem, jak zaciągnęła cię na górę.- Chciał się jakoś usprawiedliwić, ale ten argument zupełnie do mnie nie przemawiał.
-Nie kłam !- Wrzasnęłam.- Zgwałciłeś ją ! Pamiętasz? - na moje słowa jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, jakby zaczynał sobie przypominać okrutną prawdę.
-Nie - szepnął pod nosem.
-Tak! To prawda. Zgwałciłeś ją w tym samym parku, gdzie mnie znalazłeś. Nie pamiętasz? - spytałam ironicznie, pochylając się nad nim- To dla tego mnie znalazłeś i dla tego mnie zabrałeś do siebie prawda ? Przypominałam ci kogoś - ostatnie słowa wyszeptałam mu do ucha, a następnie przybliżyłam swoją twarz do jego, na tyle blisko, że nasze nosy stykały się ze sobą - Sumienie nie pozwalało ci spać, prawda ? Poszedłeś tam, w nadziei, że to coś pomoże. Jednak ja sprawiłam, że jest teraz jeszcze gorzej - patrzył prosto w moje oczy, a ja uśmiechałam się złowieszczo, czując się już zwycięzcą.
-Masz rację. Zrobiłem to. Jestem potworem - powiedział, nie spuszczając swojego wzroku ze mnie. Przyznał się, a to sprawiło, że na moich ustach pojawił się jeszcze większy uśmiech - Ale to nie moja wina - szepnął - Tak naprawdę, nigdy sobie nie radziłem. Wszystko mnie przytłaczało. Jak głupiec sięgnąłem po narkotyki, które są wszystkiemu winne - na jego słowa zaśmiałam się głośno i wstałam z krzesła.
-Nie. To ty jesteś wszystkiemu winny - powiedziałam i szurając krzesłem po podłodze, odstawiłam je aż do ściany - A ja głupia jeszcze chciałam ci pomóc - na samą myśl pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć, że faktycznie chciałam to zrobić.
-Pomóc? Niby jak? - spytał, uważnie śledząc każdy mój ruch.
-A piosenka? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, uśmiechając się do niego porozumiewawczo.
-To ty? - spytał, nie dowierzając.
-Tak to ja. Jak widać, na nic się to nie zdało, bo ty i tak nic nie zrozumiałeś - robiąc kilka kroków do przodu, po chwili znalazłam się naprzeciwko niego. Kucnęłam, a swoje usta przybliżyłam do jego ucha - Ale ty już wiesz zbyt dużo i nigdzie stąd nie pójdziesz - zanuciłam prosto do jego ucha, widząc, że aż trzęsie się ze strachu.
Wstałam i odwróciłam wzrok w kierunku drzwi. Do środka weszła Amanda, trzymająca nóż w ręku. Podeszła do mnie i dała mi go z uśmiechem na twarzy.
-A teraz zrób to za nas obie - powiedziała, a ja zerknęłam na nóż. To był ten sam, który ukradłam z domu Jasona i zabiłam nim swojego ojca. Spojrzałam się na chłopaka, a on wydawał się jakby, było już mu wszystko jedno.
-Psycholog miała rację. Jest z ciebie kawał suki - powiedział i zaśmiał się tak jakby, opowiedział właśnie najlepszy dowcip. Na jego słowa, serce podeszło mi aż do gardła. Podeszłam do niego i uderzyłam go w twarz na tyle mocno, że po krótkiej chwili z jego wargi zaczęła lecieć krew.
Podeszłam do niego i uderzyłam go jeszcze kilka razy, aż w końcu na wpół przytomny leżał na podłodze niemal cały poplamiony własną krwią. Padłam przy nim na kolana i trzymając w obu rękach nóż, uniosłam go wysoko do góry, będąc gotowa zrobić ostateczny cios.
-No dalej ! Zrób to ! - krzyknęła Amanda, a mnie nagle coś powstrzymało, zatrzymując nóż tuż przy samej klatce piersiowej Jasona.
-Nie - szepnęłam - Nie mogę, nie potrafię - upuściłam nóż, który z niewielkim hałasem spadł na podłogę.
-Alice do cholery co ty wyprawiasz ? Już o wszystkim zapomniałaś ? Jak...- Jej dalsze słowa do mnie nie docierały. Nie chciałam słuchać tego dalej. Moje ręce trzęsły się niemiłosiernie, a przed oczami widziałam tylko krew, której tak naprawdę nie było.
Nagle poczułam silne uderzenie w twarz. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na Amandę. Podniosła nóż z podłogi i wręcz wcisnęła mi go do ręki, ponownie każąc mi zabić Jasona. Cała drżałam, co uniemożliwiało mi poruszanie się, jednak mimo to na nowo podnosiłam nóż do góry, aby móc zatopić ostrze w jego ciele.
-Nie. Ja nie mogę - szepnęłam płaczliwym głosem, czując po chwili, jak po moich policzkach spływają krople słonych łez.
-Możesz i zrobisz to! - wrzasnęła tak głośno, że aż wzdrygnęłam się ze strachu. Chciałam podnieść się i uciec stąd z Jasonem jak najdalej, jednak los tak nie chciał. A może Amanda tak nie chciała?
Pamiętam tylko, jak mnie pchnęła, a nóż zatopił się w jego klatce piersiowej. Potem po pomieszczeniu rozległ się mój wrzask, a na końcu płacz. W tle natomiast roznosił się zwycięski śmiech Amandy, a ja nie mogłam pogodzić się z tym, co się stało. Patrzyłam się w jego oczy, a jego powieki z każdą chwilą opadały coraz to bardziej. Patrzyłam się na nóż i na krew która była wszędzie, nie mogąc zacząć logicznie myśleć, gdy nagle poczułam jego dłoń na mojej zakrwawionej.
-Pamiętaj, że mimo wszystko kochałem cię i będę kochać. Moja pamięć twój los. To jest nieistotne. Ważne jest to, co było między nami i to, że choć przez chwilę oboje czuliśmy dobrze na tym świecie - wyszeptał, a jego powieki po chwili już opadły i już nigdy nie ujrzałam jego oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz