czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 12 Cz.2 (Kochaj i nie udawaj)

Potrząsając głową, ocknęłam się z jakiegoś dziwnego transu i przestałam w końcu patrzeć na martwe ciało Jamesa. Odwracając się, szybko wyszłam z łazienki i ubrałam na siebie, swoje wcześniejsze ubrania. Spod materaca wyciągnęłam medaliki i dokumenty, wybiegając najszybciej, jak mogłam z domu, do którego już nigdy nie wrócę.

Biegłam ile sił w nogach, chcąc być z dala od tamtego miejsca. Chciałam o wszystkim zapomnieć i zacząć od nowa. Musiałam jakoś znaleźć drogę do mojego prawdziwego domu. Nie miałam pojęcia, jak tego dokonam, jednak wiedziałam, że jakoś mi się uda.

W pewnym momencie zabrakło mi sił i stanęłam w nieznanym mi miejscu, głośno oddychając. Wokół mnie nie było prawie nic. Nie wiedziałam, gdzie biegnę, chciałam po prostu uciec jak najdalej. Nie dając się zwariować, wzięłam głęboki wdech i wydech i trzymając mocno na swojej piersi dokumenty, zaczęłam iść prosto przed siebie. Miałam nadzieję, że ta droga dokądś mnie zaprowadzi. Byłam nieco przerażona, jednak mówiłam sobie, że nie mogę się poddać, muszę być silna i zrobić to, co chciałam od dłuższego czasu.

Na dworze było już ciemno, a jedyne światło dawały lampy uliczne. Serce podchodziło mi do gardła, a każdy dźwięk sprawiał, że nerwowo odwracałam się za sobą, mając wrażenie, że zaraz ktoś mnie porwie. Nie raz przeszło mi przez myśl, że James już mnie szuka, ale on przecież nie żył. Doskonale widziałam, jak jego martwe ciało, znajdowało się pod wodą w wannie.

Nie wiedziałam, ile czasu już tak idę, ale czułam się z każdą mijającą chwilą coraz bardziej zmęczona i miałam już dość. Wokół mnie nie było żadnego domu, nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Powoli traciłam nadzieję, idąc tą pustą drogą, aż w końcu moim oczom ukazał się mały domek, w którym paliły się światła. Na ten widok uśmiechnęłam się i dziękując cicho bogu, czym prędzej ruszyłam w tamtym kierunku.

Wchodząc na podwórko, podeszłam do drzwi wejściowych i nieśmiało nacisnęłam na dzwonek, który sprawił, że śmiechy dochodzące zza drzwi nagle ucichły. Słysząc coraz to wyraźniejsze kroki, po chwili w drzwiach ujrzałam młodego chłopaka, który patrzył na mnie jak na jakąś dziewczynę, która właśnie uciekła z psychiatryka.

- Kim pani jest? — spytał, marszcząc lekko swoje brwi.

- Przepraszam, ale tak się składa, że potrzebuje pomocy — przyznałam - Nie wiem, gdzie jestem, nie mam przy sobie telefonu, ani pieniędzy. Szłam naprawdę długo i byłabym wdzięczna, gdyby w jakikolwiek sposób mi pan pomógł — uważnie przyglądając się jego twarzy, cały czas prosiłam w myślach, aby zgodził się mi pomóc. On był moją jedyną deską ratunku.

- Może na początku, niech pani wejdzie do środka i może znajdziemy sposób, żeby pani pomóc —słysząc jego słowa po dłuższym czasie milczenia, odetchnęłam z ulgą i z dosyć nieśmiałym krokiem weszłam do środka, od razu czując przyjemne ciepło, jakie panowało w środku tego domu.

Idąc za chłopakiem, po chwili ujrzałam grupkę ludzi, którzy postanowili dzisiejszej nocy nieco się rozluźnić. Na stole, jak i na podłodze, walały się butelki po alkoholu razem z opakowaniami po jedzeniu. Patrząc na nich i na to, co się dzieje wokół nich, miałam nadzieję, że nie trafiłam na jakiś niebezpiecznych ludzi.

- Chodź tędy — powiedział, dzięki czemu nieco się ocknęłam i ruszyłam za nim.

Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, w którym panowały egipskie ciemności. Słysząc ciche pstryknięcie, po pomieszczeniu rozbłysło niewielkie światło z nocnej lampki. Rozglądając się za czymś, w końcu podszedł do biurka stojącego przy ścianie i wziął z niego telefon.

- Proszę — powiedział, podając mi urządzenie - Zadzwoń, do kogo chcesz. Do przyjaciół, rodziców, na pewno się o ciebie martwią, skoro się zgubiłaś — biorąc nieśmiało telefon od chłopaka, po chwili przegryzłam swoją dolną wargę, zdając sobie sprawę z tego, że to nie będzie takie proste.

- Ale ja nie znam żadnego numeru — powiedziałam cicho pod nosem, na chwilę spuszczając swoją głowę w dół.

- Żadnego? — spytał, a ja pokręciłam przecząco głową - A może wiesz jak ich znaleźć, gdzie mieszkają, albo...

- Mógłbyś poszukać w internecie mężczyznę o imieniu David White? — spytałam, tym samym mu przerywając.

- Jasne — odpowiedział i wziął ode mnie swój telefon, po chwili znajdując to, co chciałam - To on? — spytał mnie i podał mi urządzenie, a ja pokiwałam głową, widząc zdjęcie Davida. Na sam jego widok do moich oczu napłynęły łzy.

- Czy mógłbyś znaleźć jakikolwiek numer z nim powiązany? — spytałam, tym razem bez odpowiedzi chłopak paroma kliknięciami znalazł numer i podał mi po raz kolejny telefon z nadchodzącym połączeniem.

Przykładając telefon do ucha, moje serce nieco przyśpieszyło swój rytm, mając nadzieję, że ktokolwiek odbierze połączenie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jest cholernie późno, ale miałam nadzieję, że szczęście mi dopiszę.

- Tak, słucham? — słysząc po drugiej stronie tak dobrze znany mi głos, miałam ochotę piszczeć z radości.

- Roger? — spytałam, chcąc się upewnić.

- Lily? Co się stało, gdzie jesteś? Potrzebujesz pomocy? — wyraźnie dało się wychwycić w jego głosie, że jest bardzo przejęty i, że cieszy się z mojego telefonu.

- Spokojnie nic mi nie jest. Jestem cała i zdrowa. Mógłbyś po mnie przyjechać i mnie stąd zabrać? - Roger od razu się zgodził i podając mu adres od chłopaka, powiedział, że już jedzie i będzie tutaj najszybciej za godzinę.

- Dziękuje — powiedziałam i oddałam telefon właścicielowi.-Naprawdę mi pomogłeś, ale teraz muszę już iść i tak zepsułam wam imprezę.-odwróciłam się plecami do niego i gdy miałam już pociągnąć za klamkę, poczułam jego dłoń na moim nadgarstku.

- Napij się, chociaż ze mną zwykłej herbaty. Wyglądasz jakbyś, nic nie jadła, przez tydzień, a twój przyjaciel na pewno tak szybko tutaj nie dojedzie — mimo że nie darzyłam tego chłopaka zaufaniem, pokiwałam głową, tym sposobem zgadzając się na jego propozycję.

Zeszliśmy na dół i od razu ruszyliśmy w kierunku kuchni. Usiadłam na jednym z wielu krzeseł barowych przy kuchennej wysepce, a chłopak wziął się za przygotowywanie herbaty. Po jakimś czasie oboje siedzieliśmy przy kubach wypełnionymi po brzegi gorącą cieczą.

- Jak masz na imię? — spytał.

- Lily — szepnęłam.

- Podoba mi się — odparł - Ja mam na imię Mike.

I tak przez całą godzinę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym zarazem, co było dla mnie miłą odmianą. Gdy usłyszałam podjeżdżające auto, uścisnęłam dłoń chłopakowi i jeszcze raz mu podziękowałam, niemal wybiegając z domu. Jak tylko zobaczyłam Rogera, który wyszedł z auta, podbiegłam do niego i mocno się do niego wtuliłam.

- Tęskniłam za tobą — wyszeptałam, mocząc mu górną część garderoby swoimi łzami.

- Ja za tobą też — odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego, czując się po raz pierwszy tak dobrze, widząc znajomą twarz. Weszliśmy oboje do auta i ruszyliśmy w kierunku mojego prawdziwego domu.

- Dlaczego nic nie mówisz? — spytał - Szalałem z niewiedzy i naprawdę się o ciebie martwiłem. Nie spodziewałem się telefonu od ciebie w środku nocy, że jesteś cała i zdrowa — miał rację. Byłam mu winna pewne wyjaśnienia. Opowiedziałam mu o wszystkim ze szczegółami, czując jak przy niektórych częściach mojej opowiadanej historii, łzy spływają po moich policzkach. Dowiedziałam się od Rogera, że w dosyć dużym stopniu był wtajemniczony przez nieżyjącego Davida, kim jestem i co może mi się stać. Dlatego wcale go nie zdziwił fakt, że mężczyzna, który mnie wychował, zabrał mnie z powrotem do siebie, aby mnie po raz drugi sprzedać.

Kiedy w końcu ujrzałam znajomą mi willę, uśmiechnęłam się szeroko i od razu wyszłam z auta, kierując się prosto do wnętrza tego ogromnego budynku.

- Dobrze być w domu, prawda? — spytał, a ja przyznałam mu rację.

- Mam nadzieję, że będę tutaj chociaż przez chwilę bezpieczne — odparłam, zdając sobie sprawę z tego, że narozrabiałam i mogę mieć przez to kłopoty. Pragnęłam jedynie wolności i spokoju, co nie było takie łatwe do zdobycia w moim przypadku.

- Na pewno będziesz. Nie martw się o to, a teraz idź, weź prysznic i idź spać. Na pewno jesteś zmęczona — przytulając go po raz drugi, życzyłam mu dobrej nocy i poszłam na górę do sypialni, którą kiedyś dzieliłam razem z Davidem.

Gdy weszłam do środka, uśmiechnęłam się, przypominając sobie te cudowne chwile, jakie spędziłam na tym dużym łóżku, razem z nim. Te poranki pełne śmiechu i pieszczot i noce pełne namiętności. Nigdy o tym nie zapomnę.

Biorąc szybki prysznic, ubrałam na siebie jedną z wielu koszulek Davida, których tak bardzo mi brakowało. Kiedy weszłam pod śnieżnobiałą kołdrę, na moje usta od razu wkradł się uśmiech, a morfeusz niemal od razu zabrał mnie do siebie, czując, że to właśnie tego brakowało mi do szczęścia.

Budząc się, pierwsze co zrobiłam, to zerknęłam na zegarek, który stał na nocnej szafce. Wskazywał godzinę czternastą, a ja wcale nie zdziwiłam się, że przespałam tyle godzin. Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie spodnie oraz zwykłą bluzkę, schodząc na dół do kuchni. Na kuchennym blacie zastałam żółtą karteczkę od Rogera, że będzie w domu dopiero wieczorem, a śniadanie czeka na mnie w lodówce.

Na samo wyczytane słowo „śniadanie" mój brzuch zaczął niemiłosiernie burczeć z głodu. Od razu otworzyłam lodówkę, a mój wzrok przyciągnęły apetycznie wyglądające naleśniki. Wyciągnęłam je z lodówki i od razu wzięłam się za jedzenie, zapominając już jakim dobrym kucharzem był Roger, mimo że to nie on przesiadywał całe dnie w kuchni.

Odstawiając pusty talerz do zlewu, nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Ze znacznie szybciej bijącym serce, najciszej jak mogłam, podeszłam do drzwi, pomału je otwierając. Odetchnęłam z ulgą, kiedy to zobaczyłam w progu znanego mi czarnoskórego mężczyznę.

- Niby jesteś taka niewinna, ale jak trzeba, to poradzisz sobie ze wszystkim. Jestem z ciebie dumny — powiedział na wstępie, a ja domyśliłam się, że wie już o tym, co zrobiłam.

- Dlaczego tu przyszedłeś? — spytałam.

- Musisz w końcu spełnić swoją część umowy, pamiętasz? Nie pozwolę, żeby lata mojej pracy poszły na marne. Ty zrobisz to, o co cię poproszę, a ja spełnię swoją część obietnicy. Tak była umowa — przez jego słowa ogarnęła mnie irytacja, mając dość tych ciągłych podchodów.

- Podobno stoisz po tej dobrej stornie, a teraz sławny agent FBI próbuje mi grozić?

- Posłuchaj mnie teraz uważnie — warknął, łapiąc mnie za moją bluzkę - Poświęciłem lata, aby go w końcu, wsadzić za kratki i nie pozwolę by jakaś dziewczyna, wszystko zepsuła. Podpisałaś z nami umowę, z której się nie wycofasz. Wiesz, dlaczego padło na ciebie? — spytał, a ja pokręciłam przecząco głową - Bo jako jedyna z tych wszystkich smarkul byłaś najsilniejsza i jako jedyna pragnęłaś na tyle wolności, że byłaś w stanie zgodzić się na wszystko — miał rację. Zrobiłam to, a teraz nie mogłam się z tego wycofać. Sytuacja nieco się zmieniła, jednak to nie zmieniało naszej umowy.

- Zrobię to i dasz mi spokój? Będę wolna, tak? — spytała, chcąc się tym sposobem upewnić.

- Tak będzie, wszystko zgodnie z umową. A teraz chodźmy — powiedział i wręcz zaciągnął mnie w stronę samochodu, dając mi dosłownie parę sekund na założenie butów. Będąc w środku jego auta, na tylnych siedzeniach siedział jakiś chłopak.

- Kto to? — spytałam.

- To chłopak, który dla niego pracuje. Jest tajniakiem i dzięki niemu i tobie mam znacznie ułatwioną pracę — odpowiedział, ruszając z piskiem opon.

- Miałem cię za zadanie znaleźć i do niego przyprowadzić. Będziesz naszą przynętą, masz nam dać jak najwięcej czasu, rozumiesz? — w odpowiedzi jedynie pokiwałam głową, będąc ciekawa, kto tak bardzo chciał mnie znaleźć.

Gdy byliśmy już na miejscu, razem z chłopakiem wyszliśmy z auta, kierując się do jakiegoś ogromnego budynku, który wyglądał na opuszczony. Zaprowadzając mnie przed ogromne drzwi, uderzając w nie kilka razy pięścią, kazał mi wejść do środka, zostawiając mnie samą. Wzięłam głęboki wdech i wydech i weszłam do środka, widząc odwróconego do mnie plecami, dobrze zbudowanego mężczyznę. Był oparty o brzeg drewnianego biurka i dopiero gdy głośno zamknęłam za sobą drzwi, odwrócił się w moją stronę, a mi na chwilę zaparło dech w piersiach.

- David — wyszeptałam.

- Lily.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz