Jak za mgłą, jedyne co widziałam to kolorowe migające światła i ludzi, którzy gdzieś mnie nieśli. Nie wiedziałam co się właśnie dzieje ani gdzie mnie zabierają. Moja głowa niemiłosiernie pulsowała z bólu, jak i moje plecy, czując jakby ktoś, rozsypał na nich palący się węgiel. Ktoś do mnie coś mówił, ale ja nic nie rozumiałam, słyszałam różne dźwięki, ale nie byłam, w stanie odgadnąć co to takiego, aż w pewnym momencie nie słyszałam nic.
Otwierając powoli swoje oczy, pierwsze co ujrzałam to białą pościel, na której leżałam. Chciałam się podnieść i rozejrzeć się po pomieszczeniu, jednak to nie był dobry pomysł, ponieważ od razu poczułam ogromny ból rozprzestrzeniający się po całych moich plecach. Opadając z powrotem na materac, odwróciłam swoją głowę w prawo i nieco ją podniosłam, dzięki czemu od razu zorientowałam się, że jestem w szpitalu.
Słysząc czyjąś rozmowę dobiegającą z korytarza, po chwili ujrzałam młodą pielęgniarkę, która z dość nieśmiałym uśmiechem na twarzy podeszła do mojego łóżka. Delikatnie ściągnęła ze mnie kołdrę, a następnie coś mokrego co znajdowało się na moich plecach. Gdy tylko odłożyła zakrwawiony kawałek jakiegoś materiału do metalowej miseczki, głośno nabrała powietrza. Chyba nie była doświadczoną pielęgniarką.
- Co mi się stało? — spytałam cicho - Nic nie pamiętam — odparłam, mając nadzieję, że ta pielęgniarka będzie wiedziała, co mi się przytrafiło.
- Wiesz — zaczęła nieśmiało, zdejmując następne kawałki materiału - Z tego, co mi wiadomo to jakiś mężczyzna, zadzwonił po karatekę i policję. Nie przedstawił się, więc nie wiemy, kto to był —powiedziała, zdejmując ostatni kawałek zakrwawionego materiału - A mężczyzna, który ci to zrobił, już dawno siedzi za kratkami więc nie musisz się martwić — powiedziała, wycierając ostrożnie i powoli moje plecy.
- Co mi się stało? — powtórzyłam.
- Pobił cię — powiedziała niemalże szeptem - Zrobił to prawdopodobnie pejczem. Na to wskazują twoje rany na plecach — słysząc jej słowa, na chwilę zamknęłam swoje oczy, przypominając sobie mężczyznę, na jakiego wpadłam w domu, kiedy to wracałam z Jamesem z bankietu - Podam ci teraz morfinę. Ona uśmierzy twój ból — przygotowując strzykawkę z przezroczystą cieczą, po chwili wbiła mi igłę w skórę. Gdy ją wyjęła, po chwili poczułam wyraźną ulgę.
Uśmiechając się do mnie miło, wyszła z pomieszczenia, a ja z przyjemnością zamknęłam oczy, chcąc zasnąć bez pulsującego bólu. Nie dane mi było, choć na chwilę poleżeć w ciszy, ponieważ do pokoju, w jakim się znajdowałam, po raz drugi ktoś wszedł.
- James — szepnęłam cicho, widząc, jak podchodzi do mojego łóżka.
- Co ci się stało?! — krzyknął, a moje ciało, aż się wzdrygnęło.
- Zapytaj faceta, któremu wisisz pieniądze — odpowiedziałam, odwracając głowę, aby na niego nie patrzeć.
- Niestety, ale go o to nie zapytam, bo przez ciebie siedzi w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Wszystkie jego brudy ujrzały światło dzienne, bo komuś zachciało się dzwonić na policję. To twoja sprawka? — jego pytanie naprawdę mnie rozśmieszyło.
- Zapominasz się — szepnęłam sama do siebie, przestając go już słuchać...
***Tydzień później***
Moje rany w większym stopniu zagoiły się, a ja już nie odczuwałam tak nieznośnego bólu. Po tygodniu spędzonym w szpitalu, w końcu dostałam wypis. Ku mojemu zaskoczeniu, James przychodził do mnie regularnie, jednak to było bezcelowe, ponieważ ani razu się do niego nie odezwałam. Miałam w gdzieś, co do mnie mówił i co dla mnie robił. Mógł w ogóle nie przyjeżdżać, a ja po wypisie mogłabym pójść w swoją stronę, ale nawet największy idiota nie pozwoliłby, aby jego pieniądze uciekły.
Ubierając się w ciuchy, jakie przywiózł mi James, po chwili ujrzałam go w pokoju szpitalnym z dziwnym uśmiechem na twarzy. Bez słów, minęłam go i wyszłam z pomieszczenia, chcąc, jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Czekając na niego chwilę, nic nie mówiąc, oboje weszliśmy do samochodu, jadąc prosto do jego domu.
Miałam zamiar to skończyć. Raz na zawsze. Chcę być wolna. Nie chcę już należeć do żadnego mężczyzny. Jedyny, jaki był i nadal jest w moim sercu to David, ale go już ze mną nie ma i nie będzie. Nie chcę się tak łatwo poddać, zachowując się jakby, było mi wszystko jedno. Nie, teraz gdy sobie coś uświadomiłam. Mogę wziąć sprawę w swoje ręce i lepiej spędzić czas bez Davida.
Przez cały dzień unikałam Jamesa, nie słuchałam tego, co do mnie mówił, nie odpowiadałam mu na pytania, nawet gdy krzyczał, żebym coś powiedziała. Milczałam, siedząc cały dzień na łóżku w pokoju gościnny. W końcu nadszedł wieczór, a ja wyszłam z pokoju i weszłam do sypialni, gdzie nie było nikogo. Gdy chciałam już wyjść, usłyszałam plusk wody, domyślając się, że to tam go znajdę.
Rozebrałam się do bielizny i ubrałam na siebie satynowy szlafrok, tak aby odsłaniał mój biust. W drodze do łazienki rozpuściłam włosy i jeszcze bardziej rozluźniłam zawiązany kawałek materiału wokół mojego pasa. Weszłam do środka i zobaczyłam, jak James z zamkniętymi oczami siedzi w wannie wypełnioną po brzegi wodą. Idąc w jego kierunku, niespodziewanie otworzył oczy i od razu spojrzał na mnie.
- Przyłączysz się do mnie? — spytał, uśmiechając się do mnie lubieżnie.
- Z chęcią. Może wynagrodzę ci jakoś moje paskudne zachowanie — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego kokieteryjnie - Pozwól tylko, że zwiąże włosy — powiedziałam i podeszłam, do umywali z lustrem, który znajdowała się dosyć blisko wanny.
Wiążąc włosy najdłużej, jak mogłam, zerkałam cały czas w stronę Jamesa, aż w końcu ponownie zamknął oczy. Puściłam trzymane wysoko w górze włosy i najciszej, jak potrafiłam, wyciągnęłam z szafki suszarkę do włosów. Podłączyłam ją do kontaktu i po cichu podeszłam bliżej wanny i włączyłam suszarkę, przez co James od razu otworzył oczy, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Kiedy suszarka zawisła tuż nad wodą, otworzył szeroko swoje oczy i patrzył na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, a ja nie tracąc czasu, puściłam suszarkę, która z cichym pluskiem wpadła do wody.
Krzyczał na całe gardło, a jego ciało rzucało się po całej wannie, natomiast wszystkie zapalone światła w łazience zaczęły szybko mrugać. Czułam, jak kamień spada mi z serca, czułam taki spokój...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz