piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 11 (Zepsuta psychika)

Kiedy podłoga była czysta, a moja twarz nie była już pokryta krwią, położyłam się do łóżka, czując się niesamowicie zmęczona. Nie musiałam długo czekać, zanim zasnęłam. Gdy się obudziłam, poczułam, jak ktoś trzyma swoją dłoń na moim ramieniu. Otwierając oczy, ujrzałam Jasona siedzącego na brzegu łóżka.

-Wszystko w porządku? Jesteś cała blada - w odpowiedzi jedynie pokiwałam twierdząco głową, po chwili czując jak po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Od razu znacznie odsunęłam się od chłopaka, dzięki czemu jego dłoń już nie spoczywała na moim ciele.

-Przepraszam - szepnął i wstał z łóżka, rozluźniając nieco swój krawat - Znowu czujesz, że mogę cię skrzywdzić, prawda? - na to pytanie nie musiałam odpowiadać, ponieważ odpowiedź była oczywista. Po raz kolejny czułam się jak osoba chora na klaustrofobie zamknięta w małej klatce, tęskniąc za swoją mroczną stroną, która była tak bardzo odważna. Kochałam ją i jednocześnie nienawidziłam.

-A jaka jest twoja odpowiedź? Chcesz ze mną jechać? - spytał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Widząc, że trudno jest mi się zdecydować, podszedł bliżej łóżka i kucnął przy nim, patrząc prosto w moje oczy - Posłuchaj. W hotelu, w którym się zatrzymamy, będzie tak samo, jak tutaj w domu. Z tym że całymi dniami będę poza hotelem, ale będę czuł się lepiej, gdy będziesz tam ze mną - swoimi słowami chciał mnie przekonać do tego, abym pojechała razem z nim, ale mimo wszystko nadal nie znałam odpowiedzi.

-Pojadę z tobą - z moich usta nagle, mimowolnie wydostały się te słowa, nie wiedząc, dlaczego to zrobiłam. Z niewiadomych mi przyczyn czułam się dobrze z tą decyzją.

-Cieszę się, że się zgodziłaś. W garderobie powinnaś znaleźć jakąś torbę. Gdy się spakujesz, zejdź, proszę na dół- powiedział i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Wstałam i ubrałam się w wygodne ciuchy, pakując się w małą torbę.

Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie Jason. Biorąc nasze bagaże, wyszedł z domu i wsadził je do bagażnika samochodu, po chwili wracając, aby zamknąć dom i włączyć alarm, po czym oboje wsiedliśmy do auta.

Jechaliśmy niemal cały dzień, zatrzymując się tylko dwa razy, aby coś zejść i pójść za potrzebą, aż w końcu byliśmy na miejscu. Na dworze było już ciemno, dzięki czemu dobrze oświetlony hotel robił ogromne wrażenie. Jason wziął nasze bagaże i weszliśmy do środka, aby się zameldować.

Po wszystkim pojechaliśmy windą na odpowiednie piętro i weszliśmy do apartamentu, który na dobrą sprawę mógł pomieścić co najmniej sześć osób. Był bardzo nowocześnie urządzone, a noc w takim miejscu musiała kosztować fortunę.

-Tam po prawej znajduje się twoja sypialnia - pokiwałam głową i poszłam we wskazanym przez niego kierunku. Będąc w pokoju, poukładałam na półkach wszystkie swoje rzeczy i od razu przebrałam się w rzeczy do spania, uprzednio biorąc szybki prysznic...

Rano obudziło mnie dosyć głośne pukanie Jasona do moich drzwi. Chciał tylko powiedzieć, że nie będzie go dzisiaj cały dzień i żebym czuła się jak w domu i w razie, gdyby coś się działo mam dzwonić pod numer, który zostawił na blacie w kuchni.

Gdy zostałam sama w wielkim apartamencie, od razu włączyłam telewizor, natrafiając na poranne wiadomości. Ubierając się, w pewnym momencie stanęłam w bezruchu, słysząc pewne imię i nazwisko. Powolnym, lecz niepewnym ruchem odwróciłam się w stronę telewizora, widząc na ekranie telewizora mojego ojca. Na początku po moim ciele przeszedł nieprzyjemny, dreszcz jakby się bojąc, mimo że z niewiadomych mi przyczyn pokazali tylko jego martwą twarz. Po krótkiej chwili z uśmiechem na twarzy do końca ubrałam swoją bluzkę, będąc w świetnym humorze.

-Już mnie nie skrzywdzisz tatusiu - powiedziałam i wzięłam pilota, wyłączając telewizor. Nie miałam zamiaru dalej słuchać beznadziejnej prezenterki, która mówiła o tym, jak bardzo mój ojciec był biedny i że musiał ktoś to zrobić bez serca. Ona nie miała o niczym pojęcia. Nikt nie miał.

Jasona w hotelu nie będzie przez cały dzień, a na zewnątrz była ładna pogoda. Nie miałam zamiaru zmarnować takiej okazji. Ubierając jeszcze na stopy buty, wyszłam z apartamentu, zamykając go specjalną kartą. Gdy tylko opuściłam mury hotelu, odetchnęłam głęboko, czując, jak ciepły wiatr delikatnie muska moją skórę. Słysząc szum fal, od razu wiedziałam, gdzie najpierw pójdę.

Po kilku minutach ściągnęłam buty, a moje stopy mogły zanurzyć się w ciepłym piasku. Idąc powolnym krokiem brzegiem oceanu, napawałam się tą cudowną beztroską chwilą. Przez całe życie nie mogłam sobie na takie coś pozwolić, ale wreszcie nadszedł ten czas. Nie musiałam niczym się martwić, nie myśleć o niczym, ani się bać. Jedyne co musiałam to mieć wszystko w gdzieś.

Nagle mój wzrok przykuła pewna dziewczyna. Marszcząc lekko brwi, podeszłam do dziewczyny nie zbyt blisko, aby móc się jej lepiej przyjrzeć. Gdy w pełni ujrzałam jej twarz,moje usta wygięły się w dużym uśmiechu. Już bez jakichkolwiek zahamowań podeszłam do niej i usiadłam obok niej na stołku barowym, przed jakimś barem.

-Cześć Amanda. Pamiętasz mnie?

***

Podczas spotkania, które trwało wieczność musiałem użyć całej swojej wiedzy, jak i zdolności w negocjowaniu, aby wszytko poszło po mojej myśli. To było moje ostatnie spotkanie, dlatego dostawałem szewskiej pasji, ponieważ te stare pryki praktycznie na nic nie chciały się zgodzić.

Powoli zaczynałem godzić się ze swoją pierwszą w życiu porażką, gdy nagle do gry weszła moja asystentka, która kilkoma zdaniami zmiotła ich z powierzchni ziemi i zgodzili się na podpisanie kawałka kartki, co było dla mnie ogromnie ważne. Zwłaszcza że za niedługo miałem być numerem jeden na rynku. Gdy wyszliśmy z sali i wsiedliśmy do windy, nie mogłem nie zadać tego pytania.

-Nie mogłaś zrobić tego wcześniej? - spytałem z lekkim oburzeniem, mimo że byłem dzisiaj bardzo z niej zadowolony.

-Mogłam - odparła jak gdyby nic i uśmiechnęła się do mnie, uważnie mi się przyglądając - Ale wolałam najpierw popatrzeć, jak z każdą chwilą twoja porażka stawała się coraz bardziej realna - na jej słowa jedynie zaśmiałem się i pokręciłem głową, nie mając sił, aby się jakkolwiek wybronić. Moja asystentka była typem osoby, która nie bała się swojego szefa-potwora i czasem pozwala sobie, na dogryzanie mi wiedząc, że i tak jej nie zwolnię.

-W każdym razie świetnie sobie dzisiaj poradziłaś, wręcz mnie uratowałaś przed największą porażką w moim życiu. W ramach podziękowań dasz się namówić na drinka u mnie? - zaproponowałem, na co od razu się zgodziła.

Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do auta, jadąc w stronę hotelu, w którym się zatrzymałem. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu, kierując się od razu w stronę windy. Będąc na odpowiednim piętrze, weszliśmy do środka.

-Rozgość się, a ja przygotuje nam drinki - w odpowiedzi pokiwała głową i usiadła na kanapie w salonie, a ja nalałem do dwóch przezroczystych szklanek zimną bursztynową ciecz. Zanim jednak wróciłem do salonu, wstąpiłem do sypialni Alice, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Smacznie spała, więc bez słowa zamknąłem za sobą cicho drzwi.

Podając jedną z dwóch szklanek mojej asystentce, usiadłem obok niej, nieco rozluźniając swój krawat. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym co chwilę z czegoś się śmiejąc, a nasze szklanki napełniane były kilka razy. Na dworze było już ciemno, a na zegarku widniała dosyć późna godzina, gdy nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk Alice.

Czym prędzej zerwałem się z kanapy i niemal pobiegłem do jej pokoju, ignorując pytania mojej asystentki. Wparowałem do pomieszczenia i od razu podszedłem do łóżka, widząc, jak miota się niemal po całym łóżku, krzycząc przy tym przeraźliwie. Nie wiele myśląc, usiadłem na niej okrakiem i złapałem za jej nadgarstki, przyszpilając ją w ten sposób do łóżka.

-Cśśś już jest wszystko dobrze Alice. Jestem przy tobie i nic ci się nie stanie, rozumiesz? Jesteś bezpieczna - pochylając się nad nią, zacząłem szeptać do jej ucha, mając nadzieję, że to coś pomorze. Po kilku minutach dziewczyna uspokoiła się i śniąc nadal leżała już spokojnie na swoim łóżku, a ja mogłem odetchnąć z ulgą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz