Przez natłok myśli, po raz kolejny zaczęłam żałośnie płakać, co utrudniało mi prowadzenie auta. Co chwilę wycierałam wilgotne oczy i policzki, a mimo to droga wciąż mi się rozmazywała. Po pewnym czasie dotarłam do miejsca, o którym pomyślałam, zaraz po tym, jak wyszłam z domu. Tylko on był w stanie sprawić, bym poczuła się lepiej, nawet ze mną nie rozmawiając. Wystarczyło, że go obserwowałam. Zatrzymałam się po drugiej stronie ulicy, mając doskonały widok na jego firmę. Zbliżała się godzina ósma rano i wiedziałam, że w każdej chwili może podjechać pod firmę. Nie myliłam się, bo gdy minęły dosłownie trzy minuty, czarne eleganckie auto, zatrzymało się przed wejściem do budynku. Zaraz potem mogłam zobaczyć, jak wysiada z auta, a na moich ustach pojawił się uśmiech, zapominając o beznadziejnym poranku. Opierając się rękoma o kierownicę, uważnie obserwowałam każdy jego ruch, stwierdzając, że w dopasowanym granatowym garniturze, wygląda naprawdę seksownie.
Chcąc uwiecznić tę chwilę, ze schowka szybko wyciągnęłam aparat i gdy chciałam zrobić zdjęcie, cicho westchnęłam zawiedziona, widząc, jak znika za szklanymi drzwiami. Odłożyłam sprzęt na swoje miejsce i szybko rozpakowałam laptopa z etui, który leżał na siedzeniu pasażera. Włączyłam go i po pięciu minutach zdołałam włamać się do kamer firmy, przechwytując obraz. Usadawiając się wygodnie na fotelu kierowcy, położyłam sobie laptopa na kolanach, zaczynając obserwować mężczyznę moich marzeń. Nacieszyłam oko jeszcze przez dokładnie cztery minuty, a później zniknął za drzwiami swojego gabinetu, w którym niestety, nie było żadnej kamery.
Zamykając urządzenie z trzaskiem, odłożyłam go na miejsce i odpaliłam silnik, zamierzając pojechać do motelu, w którym ostatnimi czasy lubiłam przebywać najbardziej. Dojeżdżając na miejsce, zaparkowałam auto, wzięłam klucz od zaufanego recepcjonisty i wchodząc na pierwsze piętro, podeszłam do odpowiednich drzwi i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i podeszłam do komputera, włączając go tak jak inne urządzenia. Gdy na ekranie laptopa wyświetliły mi się cztery małe ekraniki z kamer, odeszłam od biurka i poszłam prosto do łóżka, na którym sama nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
Budząc się, na zegarku widniała godzina piętnasta. Tylko tu udawało mi się spać spokojnie. Gdy w domu było źle, zawsze przychodziłam tutaj, bo samej w czterech ścianach, było mi najlepiej, mimo że pragnęłam dzielić życie z pewnym mężczyzną. Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka, siadając na krześle. Gdy tylko ponownie ekran komputera rozbłysnął, zobaczyłam ich razem. Byli w kuchni i kończyli wspólne gotowanie obiadu.
Po skończonym posiłku poszli razem do salonu. Usiedli na kanapie i po wybraniu filmu, przytuleni zaczęli go oglądać. Nie było to nic szczególnego, jednak takie niewinne widoki zaczynały boleć mnie najbardziej. Jeszcze nie tak dawno, zbytnio nie przeszkadzało mi to, że się przytulają, bądź razem coś robią, jednak od pewnego czasu, wszystko zaczęło mi przeszkadzać. Nie mogłam znieść widoku ich razem, po prostu. Nie chciałam, aby go dotykała, całowała, robiła cokolwiek. Bolało mnie to i czasem roniłam łzy przy takich widokach.
Obserwowałam ich parę godzin, ale gdy zaczęli się całować, zmierzając do sypialni. Nie wytrzymałam. Wyłączyłam wszystko i wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Oddałam go pośpiesznie recepcjoniście i wyszłam z motelu, od razu wsiadając do auta. Jechałam najszybciej, jak mogłam, aby w jak najkrótszym czasie się tam znaleźć. Miałam ochotę po prostu wejść do ich domu i wykrzyczeć wszystkie swoje myśli. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że byłoby to czystym szaleństwem, dlatego, gdy znalazłam się w bezpiecznej odległości, zaparkowałam auto, a resztę drogi pokonałam pieszo, chcąc trochę ochłonąć. Na samą myśl, że oni są teraz razem w tej cholernej sypialni, moje ręce trzęsły się ze złości, a do oczu napływały łzy ze smutku i bezradności.
Gdy weszłam na ich posesję od strony, gdzie znajdowała się sypialnia, nagle usłyszałam czyjeś śmiechy i krótkie wymiany zdań. To byli oni, byłam tego pewna. Idąc kawałek dalej, schowałam się za ogromnym drzewem, widząc ich razem na tarasie na tyłach domu. Mieszkali na samym końcu miasta, gdzie wokół znajdowały się jedynie pola. Nie mieli żadnych sąsiadów, nikogo, ich dom stał jako jedyny z ogromną ilością różnorodnych roślin i kwiatów.
Słońce pomału zachodziło, przez co na dworze robiło się coraz ciemniej. Ułatwiało mi to ich obserwowanie, a mój czarny ubiór tylko mi to ułatwiał. Mogłam swobodniej się wychylić, by móc zobaczyć coś, co po raz kolejny złamie mi serce. Siedzieli razem na bujanym fotelu, a oboje przykryci byli jedynie prześcieradłem. Leżała na jego klatce piersiowej, a on przytulał ją do siebie, co jakiś czas składając na jej ciele czułe pocałunki. Uśmiechali się i niekiedy wymienili między sobą kilka słów. Miałam ochotę krzyknąć, że tu jestem, żeby ją zostawił, że boli mnie serce, ale kogo to obchodziło? Nikogo. Oni mieli siebie nawzajem, a ja nie miałam nikogo.
Stojąc tam, po moich policzkach spływały łzy, a moje serce pękło na jeszcze więcej drobnych kawałków. Byłam rozdarta i nie wiedziałam, czego w tej chwili chcę. Z jednej strony nie chciałam na to patrzeć, tylko uciec, ale moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa i patrzyłam na nich, co sprawiało mi tylko ból. Miałam ochotę powyłączać wszystkie kamery i podsłuchy, ale nie miałam na tyle odwagi, mimo że czułam się jak wrak człowieka, patrząc na nich zakochanych. To wszystko przyprawiało mnie o ból głowy i nie pozwalało normalnie funkcjonować. Czułam, że nie wytrzymam tak dłużej, że pewnego dnia zrobię coś, co nie będzie dobre. Byłam na granicy wytrzymałości, za bardzo pragnęłam znaleźć się przy jego boku.
********
Pogoda dopisywała, na niebie nie było ani jednej chmurki, a przyroda tętniła życiem. Piękne kwiaty, śpiew ptaków, było aż nazbyt pięknie. Natomiast ludzie, którzy mnie otaczali, uśmiechali się od ucha do ucha, ciesząc się z dzisiejszego dnia. Przede mną szła para, która była doskonałym przykładem. Obejmowali się, idąc jedną z wielu ścieżek w parku, a na ich twarzach gościł uśmiech. Rozmawiali, śmiali się, byli zakochani, a ja nie umiałam być taka, jak inni. Jake i jego żona Rose szli kilka metrów przede mną, nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Resztkami sił powstrzymywałam się od tego, aby nie zrobić czegoś głupiego. Jednym z wielu moich pomysłów było, zrobić coś jego żonie, coś, co by ją zabolało i zapamiętała mój zwycięski uśmiech do końca życia.
W pewnym momencie usiedli na jednej z wielu ławek, jakie znajdowały się na ogromnym trawniku. Zrobiłam to samo, siadając naprzeciwko ich ławki, będąc odwrócona tyłem do rzeki. Rozmawiali, ale nie wiedziałam o czym, byłam za bardzo do nich oddalona, nie przeszkadzało mi to. Wpatrywałam się w nich bez przerwy i mimo że ją obejmował, czasem składał krótkie pocałunki na jej szyi bądź ustach i szeptał coś do ucha, nie odrywałam od nich wzroku, nie zważając na ból w moim sercu. Po pół godziny jego telefon zaczął dzwonić. Wyciągnął urządzenie ze swoich spodni i odebrał połączenie, zostawiając swoją żonę samą. I wtedy moje i jej spojrzenie się spotkały. Nie odwróciłam wzroku, tylko uporczywie wpatrywałam się w nią, ze złością wymalowaną na mojej twarzy. Widać było po niej, że jest zmieszana, na co uśmiechnęłam się nieznacznie, poprawiłam kaptur swojej bluzy i wstałam z ławki, kierując się w stronę wyjścia z parku. Coś czułam, że nie powinnam tego robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz