Ciemność i cisza, która mnie otaczała była nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że zaraz z ciemności wyskoczy ktoś, kto mnie zabije. Moje ciało przykryte grubą kołdrą trzęsło się niemiłosiernie ze strachu, a po czole spływały kropelki zimnego potu. Bałam się, tak bardzo się bałam. Wiedziałam, że ta cisza nie znaczy nic dobrego. Nie raz się o tym przekonałam i wiedziałam, że tej nocy nie będzie inaczej. Nie będzie lepiej. Bynajmniej nie dla mnie. Mimo że nadzieja umiera ostatnia, ja już w swoim sercu jej nie miałam. Straciłam chęć do życia, do starania się o leprze jutro. Ja już dłużej tak nie mogłam żyć. Nie miałam siły, na to, aby po raz kolejny próbować wyrwać się z rąk potwora. Odkąd pamiętam, każda moja próba kończyła się niepowodzeniem. On wiedział co robić, zawsze był ostrożny i nie pozwalał na to, aby coś poszło nie tak.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam. Moje wory pod oczami były wręcz czarne, widoczne kości policzkowe i rany na całej twarzy były dla mnie ohydne. W momencie, kiedy dwa dni temu spojrzałam w lustro, zwymiotowałam samą żółcią na widok swojego paskudnego odbicia w lustrze, które potem w kawałkach leżało na podłodze w łazience.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio moje ciało było czyste, gładkie, bez żadnej skazy. Dotykając swoją dłoń, czułam pod opuszkami palców liczne strupy. To ja zbiłam lustro. Zrobiłam sobie krzywdę, bo nie chciałam, aby prawda w odbiciu do końca mnie zniszczyła. Nie chciałam się tak łatwo poddać, okłamując w ten sposób samą siebie. Ja już dawno się poddałam.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś jadłam, czy piłam. Wczoraj nie wytrzymałam i zjadłam kawałek chleba, zakradając się nocą do kuchni. Nie jadłam wtedy od dwóch dni. Gdy mój ojciec to zauważył, wpadł w furię, bijąc mnie niemal do nieprzytomności. Po tym, co się wtedy stało, nie odważę się już więcej, zrobić coś tak lekko myślnego. Ja zjadłam tylko piętkę - chciałam mu to wtedy powiedzieć, ale zabrakło mi odwagi, widząc, że niemal trzęsie się ze złości. Postanowiłam, że więcej nie zakradnę się do kuchni, tylko nadal będę błagała na kolanach czy coś mogę zjeść. Takie rozwiązanie wydaje się dla mnie lepsze, ponieważ po furii ojca dostaje te okropne drgawki. Pamiętam jak, na dworze było ciepło i pieliłam ogródek. Napiłam się wtedy wody z ogrodowego węża. Mój ojciec to zobaczył. Tego też już więcej nie zrobię. Do dziś czuje w ustach smak ziemi.
Nagle, usłyszałam ciężkie kroki, które z każdą mijającą chwilą robiły się coraz to głośniejsze. Drzwi powoli się otworzyły, a moim ciałem zawładnął jeszcze większy strach, jakby to było w ogóle możliwe. Do moich oczy napłynęły łzy. Tak bardzo tego nie chciałam, ale wiedziałam, że to mnie nie ominie, że to się po prostu nie zdarzy. W końcu jestem bardzo złą dziewczynką. A złe dziewczynki spotyka kara. Bardzo sroga kara. Nie wiedziałam już, co mam o tym myśleć. Tak bardzo się starałam, byłam posłuszna, a mimo to on ani przez chwilę, nie zachował się jak prawdziwy ojciec. Jednak, jak ktoś, kto jest mordercą, może być dobrym i przykładnym ojcem ?
Czułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem. Słyszałam jego spokojny oddech. Czułam, jak swoją ohydną ręką głaszczę mnie po policzku. Na ten gest zrobiło mi się niedobrze. Chciałam szybko pobiec do łazienki, ale wiedziałam, że to byłby duży błąd, dlatego starałam się ze wszystkich sił, aby nie zwymiotować na moją brudną już i tak pościel. Na jej całej widniały plamy krwi i ślady po wymiocinach, przez co czułam się, jakbym była jedną z tych ludzi, którzy tracąc cały swój majątek, lądują na ulicy.
Poczułam jego obślizgłe łapska na moim ciele, a z moich ust wydostał się stłumiony pisk. Z każdą mijającą chwilą moje ciało drżało ze strachu. Byłam taka beznadziejna. Taka słaba, bezradna, nieumiejąca się obronić, sprzeciwić. Nie zawsze taka byłam. Zmieniło się to wtedy kiedy dowiedziałam się, co się stało z moją mamą, gdy chciała zrobić to, co ja. Sprzeciwić się mojemu tacie, po paru długich latach. Nie chciałam podzielić jej losu, chociaż w takich momentach jak te, wręcz błagałam Boga, aby zabrał mnie do siebie. Błagałam o śmierć. Przychodziły takie chwile, kiedy czciłam Boga śmierci.
-Nie bój się kochanie - szepnął do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz przez jego ohydny alkoholowy oddech. W całym domu panował półmrok, ale ja w momencie, kiedy wyniósł mnie z mojego pokoju, zamknęłam swoje oczy najmocniej, jak potrafiłam, z nadzieją, że zaraz się obudzę, że to tylko głupi sen. Nie obudziłam się, ponieważ była to bardzo brutalna rzeczywistość. Nienawidziłam jej. Ona zawsze wszystko psuła. Całe moje marzenia o lepsze jutro.
Niósł mnie, a ja nie wiedziałam, gdzie zamierza mnie zanieść, ani tego, co chcę ze mną dzisiaj zrobić. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie bardzo boleć. Byłam głupia, zamykając oczy, ale nie chciałam nic widzieć. Nie widzieć gdzie mnie niesie, co robi, niczego. Tylko tak mogłam chociaż przez parę minut tak bardzo się nie bać.
Usłyszałam, jak otwiera drzwi, a potem je zamyka, by po chwili położyć mnie na czymś miękki. Niechętnie i ze strachem otworzyłam swoje oczy. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, że znajdowałam się w jego sypialni. Nigdy tego nie robił, a przecież minęło kilkanaście lat. Miał swoje miejsca, swoje przyzwyczajenia i rzeczy, które ze mną robił w wybranych przez niego częściach domu. Stało się coś innego, a więc stanie się coś bardzo złego ze mną, coś, co zapamiętam do końca swojego marnego życia.
Witajcie w moim świecie.
W świecie, gdzie nie ma radości, szczęścia, ani miłości. Bo te wszystkie uczucia nigdy nie były zarezerwowane dla mnie. Nie istnieją, dla takiej dziewczyny, jak ja.
Dla dziewczynki z zepsutą psychiką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz