piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 7 (kochaj i nie udawaj)

Obudziłam się w środku nocy, gdy mój Pan przyszedł do sypialni kompletnie pijany. Nie chciałam go denerwować, dlatego udawałam, że śpię. To wydawało się najbezpieczniejszym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę to, że nie wiedziałam, jaki jest mój Pan pod wpływem alkoholu. Nagle przeklął siarczyście, że aż otworzyłam oczy i ujrzałam, jak mój Pan miał trudności z pozbyciem się swojej koszuli z ciała.

- Pomóc ci? — mój głos sprawił, że od razu swój wzrok skierował na mnie, uśmiechając się przy tym.

- Moja kochana uległa chcę mnie rozebrać? — spytał, mimo że doskonale znał odpowiedź, a ja pokiwałam twierdząco głową na jego pytanie - W takim razie jestem cały twój kochana — wybełkotał i ledwo trzymając się na nogach, rozłożył lekko ręce, by po chwili mogły opaść wzdłuż jego ciała.

Wstałam z łóżka i stanęłam naprzeciwko mojego Pana, znajdując się bardzo blisko jego ciała. Najpierw zaczęłam powoli rozpinać guziki od jego koszuli, a gdy leżała już na podłodze, pchnęłam mojego Pana na łóżko, zaczynając ściągać jego spodnie. Po rozpięciu guzika i zamka zsunęłam je na wysokości jego ud, zauważyłam sporą wypukłość w jego bokserkach.

- Spokojnie. Zajmę się tym — szepnęłam kusząco, widząc, że chciał coś powiedzieć. Padając na kolana, od razu sięgnęłam za czarny materiał i zsunęłam go do kolan, od razu biorąc męskość mojego Pana do ust. Ssałam najmocniej, jak potrafiłam, lizałam, a czasem nawet lekko podgryzałam, pomagając sobie jednocześnie ręką u jego podstawy. W nagrodę za mój wysiłek, do moich uszu docierały jęki mojego Pana, które sprawiały, że robiłam się mokra między nogami.

Minęło kilka minut, a mój Pan doszedł w moich ustach, a ja wszystko ładnie połknęłam, starając się, aby nie pominąć nawet kropelki. Zanim zakryłam czarnym materiałem jego ogromną męskość, pocałowałam ją ostatni raz, co bardzo spodobało mu się spodobało. Następnie wdrapałam się na łóżko, siadając okrakiem na moim właścicielu. Chciałam pomóc Panu ułożyć głowę na poduszki, aby mógł w wygodniej pozycji pójść spać, ale zanim to zrobiłam, objął mnie w pasie i sprawił, że wylądowałam na jego klatce piersiowej. Podpierając się jedną ręką, przesunął nas na poduszki i przytulił mnie do siebie, chowając swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.

- Dobranoc — mruknął już na wpół śpiący, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową, próbując na nowo zasnąć.

- Dobranoc — odpowiedziałam sennym głosem i po chwili morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

Przez ostatnie dni strasznie dziwnie się zachowywał. Unikał mnie, nie rozmawiał ze mną. Mówił do mnie, jak zachodziła taka konieczność, aż w końcu nie mogłam dzielić z nim jego sypialni. Przez ten czas czułam się jak duch, jak przebywałam w tym samym pomieszczeniu co on, czułam się też niechciana i niczym, gdy siedziałam przez całe dnie w pokoju gościnnym. Ale tak naprawdę miałam to wszystko w gdzieś, było mi to obojętne, ponieważ zawsze byłam najlepiej wytresowaną dziewczyną w domu uległych.

W końcu nadszedł dzień moich urodzin. To nie był czas dla osób takich jak ja na świętowanie. Nawet nie wiedziałam, czy to prawdziwa data moich urodzin. Nie wiedziałam nic o sobie. A miejsce, w którym byłam, nie było miejsca na chwilę radości, czy na wyjątkowe dni, w których można by było poczuć się jak prawdziwy człowiek.

- Lily! — słysząc swoje imię, natychmiast, w samej koszuli Pana, wstałam z łóżka i zeszłam na dół po schodach, gdzie na ich początku stał on.

- Tak? — spytałam, niewinnie przegryzając przy tym swoją dolną wargę.

- Wyjeżdżamy — odpowiedział i złapał mnie za rękę i przybliżył mnie do siebie, by następnie móc mnie wziąć na ręce. W ślubnym stylu zaniósł mnie do swojego samochodu.

- Gdzie jedziemy? — spytałam, mimo że nie wiedziałam, czy powinnam w ogóle się odzywać po tym, jak przez niemal tydzień mnie unikał.

- To niespodzianka — odpowiedział, nie odrywając wzroku od jezdni. Przez resztę drogi nie odezwałam się ani słowem. Po kilkunastu minutach jazdy znaleźliśmy się przy lotnisku, a mój Pan po raz kolejny wziął mnie na ręce i wyciągnął mnie z auta, niosąc mnie prosto do budynku.

- Gdy tak dalej pójdzie, to zapomnę, jak się chodzi — powiedziałam cicho tuż przy jego uchu.

- Masz na sobie tylko moją koszulę. Nie chcę, aby coś ci się stało, albo żebyś się przeziębiła, chodząc po ziemi na bosaka — odpowiedział, gdy znaleźliśmy się już w środku, gdzie było mnóstwo osób. Wzrok niemal wszystkich ludzi był skierowany na mnie i wcale mnie to nie dziwiło. Przystojny mężczyzna, który niesie jakąś niewiastę na rękach, która ma na sobie jedynie męską koszulę. Dla wszystkich ten obrazek jest jednoznaczny, jak i trochę dziwny, ale trochę też zaskakujący, gdy mój Pan zaczął nieść mnie w zupełnie innym kierunku, niż szli inni ludzie.

Mój Pan niósł mnie do jego prywatnego samolotu, którym polecimy do jakiegoś cudownego miejsca, a tam pojedziemy do równie wspaniałego hotelu, w którym mój Pan nie da mi spać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz