piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 24 (kochaj i nie udawaj)

Siedząc na ogrodowym meblu na tarasie, trzymałem w dłoniach teczkę wypełnioną papierem. Cały czas się jej przyglądając, w końcu ją otworzyłem, zapoznając się z jej zawartością. W środku było dosyć sporo zdjęć, ale znaczna część zawartości teczki zajmowały kartki pokryte ręcznym pismem, co mnie zdziwiło, ponieważ ktoś musiał poświęcić temu dosyć dużo czasu. Jednak po co ? Nie łatwiej było to wszystko wydrukować ? Na te pytania raczej nie dostanę odpowiedzi, jednak zawsze może coś wiedzieć na ten temat moja mama.

Moje serce biło coraz to szybciej, dłonie z każdą chwilą trzęsły mi się coraz bardziej, a moje policzki były całe czerwone. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Nigdy bym nie przypuszczał, że to właśnie taka, a nie inna jest prawda o Lily. Będąc w połowie małego stosu kartek, do moich oczu napłynęły łzy, gdy zobaczyłem dołączone zdjęcia do jednej z kartek.

- Boże — szepnąłem sam do siebie pod nosem, drżącym głosem. Nie kontrolując tego, po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Przyrzekam na swoją rodzinę, że nigdy nie płakałem z powodu żadnej dziewczyny. Wszystko nasuwało się do jednego wniosku. Nie dałem zniszczyć tego w sobie. Ta część mnie wciąż żyła, mimo że odkąd pamiętam, byłem chłodnym dupkiem, bo nie umiałem inaczej.

Gdy dotarłem do ostatniej strony, po moim policzku zdążyło spłynąć wiele łez, nie mogąc nic na to poradzić. To było straszne, a w mojej głowie rodziło się pytanie: Jak ? Jak to możliwie ? Złożyłem wszystkie kartki w całość i schowałem je do teczki, głośno oddychając. Musiałem się jakoś uspokoić, ponieważ nie miałem zamiaru w żaden sposób tłumaczyć się Lily, albo mojemu rodzeństwu za mój aktualny stan psychiczny.

Czując się już znacznie lepiej, podniosłem się z fotela i poszedłem do domu, czując przyjemne ciepło. Byłem porządnie zmarznięty i dopiero kiedy wszedłem do środka, zdałem sobie z tego sprawę. Rozbierając się, od razu poszedłem do kuchni, gdzie urzędowała moja mama. Widząc mnie od razu podeszła do mnie i mnie przytuliła, a ja jedynie posłałem jej delikatny uśmiech, mając powoli dość tego wszystkiego, mimo że był to dopiero początek.

- I co teraz zamierzasz? — spytała.

- Nie mam pojęcia — przyznałem, siadając na jednym ze stołków barowych, znajdujących się tuż przy kuchennej wysepce - Na początku chciałem ją tutaj zostawić na jakiś czas, ale teraz całkiem się pogubiłem. Nie wiem co mam robić i czy w ogóle jest sens cokolwiek robić - powiedziałem, chowając na chwilę twarz w swoich dłoniach.

- Nie ważne, gdzie będzie i tak ją znajdzie — powiedziała bez żadnych emocji, wciąż krojąc tę cholerną cebulę. W sumie to nie dziwiłem jej się, że traktuję to wszystko na chłodno. Widziała i słyszała o wiele gorsze rzeczy niż to, co było zapisane na kartach o Lily.

- To prawda — przyznałem - Zostaniemy tylko do świąt, w porządku? — spytałem, na co tylko odmruknęła, zajęta robieniem obiadu - Mamo, błagam, powiedz coś — nie znosiłem, kiedy taka była.

- A co mam powiedzieć? — spytała, odwracając się w moją stronę - Myślałeś, że niczego się nie domyśle? To twoja własność rób, co chcesz, ale musisz sam przed samym sobą przyznać, że w jakiś sposób cię zauroczyła — z każdym kolejnym jej słowem, czułem się coraz gorzej. Nikt tak nie potrafi wywlec twoje poczucie winy, jak nie własna matka - Jesteście tu dopiero jeden dzień, a ja ją już polubiłam. Nie schrzań tego jasne? — na jej słowa, zaśmiałem się cicho, kiwając głową twierdzącą. Wiedziałem, że z moją mamą nie ma przelewek, dla tego musiałem wziąć jej słowa do serca.

- A wiesz, może gdzie jest Lily? — spytałem.

- W salonie z Emily i Kevinem — odpowiedziała, a ja od razu ruszyłem w tamtym kierunku, uprzednio chowając dokumenty w bezpieczne miejsce.

Widząc, jak Lily bawi się z moim rodzeństwem, na moje usta wtargnął szeroki uśmiech. Lily co chwilę śmiała się, a moje rodzeństwo było wręcz zachwycone tym, że poświęca im tyle uwagi. Stałem tak w progu drzwi i przyglądałem się im przez jakieś kilkanaście minut, aż w końcu zauważyli, że nie nią sami.

- Ubierzesz z nami choinkę? — spytała mnie Emily swoim radosnym głosem, robiąc przy tym oczy zbitego psiaka. Chciałem jakoś delikatnie wybrnąć z tej sytuacji, ale moja młodsza siostra nie dała mi wyboru.

- No dobrze — zgodziłem się, głośno wzdychając z bezsilności. Gdy tylko usłyszała, że się zgadzam, po całym salonie rozniósł się jej radosny pisk.

Mimo że moje uszy na tym ucierpiały, uśmiechnąłem się, widząc ją taką radosną. Emily jednym przyciskiem włączyła typową świąteczną piosenkę, a ja razem z Kevinem poszliśmy po wszystkie potrzebne nam ozdoby. Oczywiście Kevin dostał karton wypchany lekkimi ozdobami, a ja niosłem karton wypełniony po brzegi lampkami.

Gdy wszystko mieliśmy już przygotowane, łącznie z żywą choinką, która stała już w kącie salonu, zabraliśmy się za jej ubieranie. W pewnym momencie przestałem żałować, że się zgodziłem, ponieważ bawiłem się tak dobrze, jak jeszcze nigdy przedtem. Ze śmiechu powoli zaczynał boleć mnie brzuch, ale mimo to dzielnie ozdabiałem zielone gałązki, razem z rodzeństwem.

Lily natomiast siedząc na kanapie, przyglądała nam się z uwagę, mając na swoich ustach szeroki uśmiech. Czasem nawet, śmiała się z nas, kiedy kłóciłem się z rodzeństwem o jakieś pierdoły. Choinka była już prawie gotowa, brakowało jedynie złotej gwiazdki na czubku choinki. Wszyscy spojrzeliśmy się na Lily w tym samym czasie, jakbyśmy czytali sobie w myślach. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, nie wiedząc, o co chodzi, a ja podszedłem do niej i wziąłem ją na barana, słysząc jej pisk połączony ze śmiechem.

Podałem jej gwiazdkę, a Lily umocowała ją na czubku drzewka, dzięki czemu choinka była już gotowa. Delikatnie postawiłem ją na podłodze i gdy miałem już coś powiedzieć, Emily po raz kolejny dzisiejszego dnia pisnęła radośnie, podbiegając do dużego okna, znajdującego się w salonie.

- Patrzcie! Śnieg pada! — krzyknęła radośnie, a ja razem z dziewczyną i bratem podeszliśmy do niej, widząc, jak płatki śniegu żwawo spadają na ziemię - Ulepimy jutro bałwana? — spytała, a ja przekręciłem teatralnie oczami. Kolejna jej prośba i kolejny raz spojrzałam na mnie tym swoim wzrokiem, który przekonywał wszystkich. Oczywiście zgodziłem się, ponieważ mała wywiercała mi dziurę w brzuchu, czekając tylko, aż w końcu jej ulegnę.

- Kolacja jest już gotowa! — krzyknęła moja mama, a my niczym jej wojsko poszliśmy prosto do jadalni, gdzie wszyscy zasiedliśmy do wielkiego stołu, zajadając się pysznościami, jakie dla nas przygotowała.

Widziałem, jak Lily czuje się niezręcznie, ale mimo to starała się, aby nikt tego po niej nie poznał. Z wyjątkiem mnie, dla mnie było to widoczne gołym okiem. Po kolacji pomogliśmy mamie posprzątać ze stołu, po czym wziąłem Lily za rękę i zaprowadziłem ją prosto do naszego pokoju, gdzie staraliśmy się być najciszej, jak potrafiliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz