piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 22 (kochaj i nie udawaj)

- Witaj w domu — powtórzyła, wciąż przytulając mnie, jak najmocniej potrafiła. Kochałem tę kobietę, jednak brakowało mi już tlenu i odepchnąłem ją lekko od siebie, czując niemałą ulgę.

- Mamo, to jest Lily, moja narzeczona — powiedziałem i wskazałem na dziewczynę, która była tym wszystkim zaskoczona i nie wiedziała, jak ma się zachować, jednak tylko ja w niej to dostrzegłem, ponieważ moja mama jak gdyby nic, podeszła do niej zaczynając tym razem dusić ją, nie mnie.

- Witaj w rodzinie moja droga — powiedziała, gdy już się od niej odsunęła - Trochę widziałam cię w telewizji i muszę koniecznie poznać wybrankę mojego syna — odparła i zaprosiła nas do środka. Na zewnątrz było naprawdę zimno, więc jak tylko weszliśmy do domu, przywitało nas przyjemne ciepło.

Rozbierając się z kurtek i butów, które zostawiliśmy na korytarzu, poszliśmy za moją mamą do salonu, gdzie siedział mój tata. Gdy mnie tylko zobaczył, zerwał się z kanapy i podszedł do mnie, witając się ze mną.

- Witaj synu. Dobrze cię widzieć — powiedział, patrząc prosto na mnie, jednak po chwili jego wzrok spoczął na Lily - To twoja narzeczona? — spytał, a ja pokiwałem lekko głową, patrząc na Lily, która była zestresowana tak jak jeszcze nigdy.

- Dzień dobry. Miło Pana poznać — powiedziała nieśmiało, ściskając jego dłoń, którą do niej wyciągnął.

- Mnie również, ale nie mów do mnie pan. Mam na imię Tom — w odpowiedzi jedynie pokiwała głową na tak z uśmiechem na twarzy, zapewne nie mogąc wydusić z siebie więcej słów, niż powiedziała dotychczas - A to moja żona Alison, która zapewne na wstępie, zdążyła cię niemal udusić — mówiąc to, przygarnął mamę do swojego boku, jednak jak tylko z jego ust wydostała się końcowa część zdania, uderzyła go w ramię, na co wszyscy się zaśmiali.

- Zaraz ich zawołam. Na pewno się ucieszą, że przyjechałeś — powiedziała moja mama, na co zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi, lecz po chwili usłyszałem pewien hałas, co prawiło, że uśmiechnąłem się od ucha do ucha.

- Chyba już nie musisz — odparłem i wyszedłem z salonu, łapiąc Lily za rękę. Za nami podążyli również moi rodzice, a ja wpatrywałem się w ogromne schody, na których zobaczyłem dwie małe osóbki, które omal się nie zabiły, zbiegając z góry do mnie.

Gdy tylko zbiegli z ostatniego schodka, rzucili się na mnie, a ja wziąłem je na ręce, mocno przytulając.

- Byliście grzeczni? — spytałem patrząc na Emily i Kevina, którym wręcz świeciły się oczy na mój widok. Oczywiście oboje zgodnie pokiwali głowami, a ja zaśmiałem się, zbytnio w to nie wierząc. Moje rodzeństwo potrafiło dać nieźle w kość i zawsze było ich pełno, jednak mogłem się mylić. Nie było mnie dawno w domu, więc dużo mogło się zmienić - Na korytarzu coś na was czeka — powiedziałem i postawiłem ich na podłogę. Kochałem ich, ale swoje już ważyli, ponieważ nie byli już wcale tacy mali, jak ostatnio byłem w domu.

Jak tylko dotarło do nich, co powiedziałem, ruszyli niczym błyskawice, w poszukiwaniu prezentów, jakie dla nich tam zostawiłem.

- Pójdę do nich, bo jest podejrzliwie cicho i przy okazji wezmę nasze bagaże z samochodu — powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjściowych drzwi, zostawiając Lily samą na pastwę moich rodziców. Miałem tylko nadzieję, że sobie poradzi. Musiała to jakoś przetrwać. Dla jej dobra, bo tylko tutaj będzie bezpieczna, na jakiś czas. Poza tym to takie zabawne, że gdy tylko po raz pierwszy Lily przekroczyła próg mojego domu, ja z każdym kolejnym dniem zmieniałem się, gubiąc się we własnych postanowieniach i zasadach. Wyspa oraz to, co dla niej teraz robię i te wszystkie chwile. Przecież normalnie miałbym to w dupie i nie robił nic! Najlepiej nie pozwalałbym jej wychodzić z łóżka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz