piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 11 (kochaj i nie udawaj)

Kiedy się obudziłam, nie było już obok mnie mojego Pana. Podniosłam się i postawiłam stopy na białym puchatym dywanie, jednak gdy tylko chciałam wstać, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, czując niewyobrażalny ból tuż pod brzuchem. Niemal od razu złapałam się za to miejsce, z powrotem siadając na łóżku.

Po kilku chwilach podniosłam się znowu, tym razem z o wiele lepszym rezultatem, ponieważ mogłam już ustać na nogach. Stawiając krok po kroku, czułam jakby coś mnie, rozrywało od środka, mimo to szłam dalej w kierunku łazienki, a gdy w końcu się w niej znalazłam, a wannę napełniłam wodą, zanurzyłam się w niej po samą szyję, czując niemałą ulgę.

Ręcznik owinęłam wokół piersi, czując się już znacznie lepiej po relaksującej kąpieli. Wychodząc z łazienki, mojego Pana nadal nie było w sypialni. Postanowiłam więc, że sprawdzę w innych pomieszczeniach, jednak i nigdzie indziej go nie było.

Gdy chciałam już się odwrócić i wrócić do sypialni, moją uwagę przykuła moja mała torebka, która leżała niemal na środku korytarza. Podeszłam do niej i podniosłam ją, co sprawiło, że wyleciała z niej koperta owinięta ozdobną wstążką. Wszystkie elementy zagadki dotyczącej mojego Pana zaczęły pomału tworzyć spójną całość.

Zdjęłam wstążkę i otworzyłam kopertę, wyciągając z niej kartkę wielkości A4, czytając jej treść, miałam ochotę płakać, jednocześnie chcąc się głośno śmiać, lecz z tego wszystkiego po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, a kącik moich ust uniósł się nieznacznie do góry. Mój Pan już mnie nie chciał, jednak ja nie chciałam takiego zakończenia, ponieważ się bałam. Po prostu bałam się teraźniejszości, myśląc o tym, jaka by była moja przyszłość. Zabrał mi moje dziewictwo, więc byłam już nikim wartościowym i godnym jego uwagi.

Moje myśli przerwało pukanie do drzwi. Doskonale wiedząc o tym, że nie mogę tego robić, podeszłam do dużych brązowych drzwi i otworzyłam je, widząc w progu mężczyznę, którego pierwszy raz widziałam na oczy.

- Cześć. Mam na imię Mark i dostałem za zadanie, aby cię zawieść na lotnisko, a potem gdzie tylko zechcesz — był przystojnym blondynem o niebieskich oczach. Jego ciało było umięśnione, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, ukazujący rząd białych zębów.

- Och, no tak. Dasz mi chwilę? — spytałam, a ten pokiwał twierdząco głową, za moim zaproszeniem wchodząc do środka. Nie uszło mi uwadze to, że jego wzrok błądził po całym moim ciele, jednak nie odezwałam się nawet słowem, idąc prosto do sypialni.

Ściągając z siebie puchaty ręcznik, nałożyłam na swoje nagie ciało, białą zwiewną sukienkę i sięgnęłam po małą torbę, do której zaczęłam pakować wszystkie swoje rzeczy. W momencie, kiedy miałam włożyć do niej ostatnią bluzkę, stanęłam w bezruchu, uważnie jej się przyglądając. Nawet nie wiedziałam, kiedy po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Nie chciałam tego, za bardzo się bałam. Nie mogłam sobie wyobrazić co będzie, gdy opuszczę tę wyspę. Przerażała mnie ta perspektywa. Nawet pieniądze, które dostałam od mojego Pana, nie sprawiały, abym czuła się pewniejsza siebie.

Wycierając dłonią swój policzek, odłożyłam bluzkę obok torby i wyszłam z sypialni, kierując się do salonu, gdzie siedział chłopak.

- Gotowa? — spytał, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Daj mi jeszcze chwilę — powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się i wyszłam z mojej i mojego Pana willi, kierując się na sam dół. Będąc na holu recepcyjnym, wyszłam z hotelu, od razu rozglądając się wokół siebie.

- Gdzie jesteś? — spytałam samą siebie pod nosem, rozglądając się po całej plaży.

W końcu ruszyłam przed siebie, kompletnie nie wiedząc, gdzie mam się kierować, gdzie mogłabym go znaleźć. Po jakimś czasie moją uwagę przykuła znajoma sylwetka, na co uśmiechnęłam się lekko, idąc w tamtym kierunku. Po chwili zauważyłam, że nie był sam. Naprzeciwko niego siedział mężczyzna, ubrany w jasny garnitur. Zauważył mnie, przez co na jego ustach od razu pojawił się szeroki uśmiech. Dokładnie skanował mnie całą, w pewnym momencie oblizując swoją dolną wargę. Powiedział coś, jednak byłam zbyt daleko od niego, by cokolwiek usłyszeć. Poskutkowało to tym, że mężczyzna, którego dzisiaj szukałam, odwrócił się, a swój wzrok skierował od razu prosto na mnie. Powiedział coś do swojego towarzysza i wstał z krzesła, kierując się prosto w moją stronę.

Gdy był już wystarczająco blisko mnie, spojrzał prosto w moje oczy, a ja nie wiedziałam, od czego mam zacząć, ani jak sformułować jakiekolwiek zdanie. On też się nie odzywał, tylko przyglądał mi się uważnie, mając przy tym poważny wyraz twarzy, co mi wcale nie ułatwiało zadania. Było wręcz przeciwnie. Nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa, gdy nagle z moich ust uciekło parę słów, które od kilkudziesięciu minut chciałam mu powiedzieć.

- Mogę z tobą zostać, Panie? Tak, na zawsze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz