czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 20 Cz.2 Epilog (Kochaj i nie udawaj)

Plaża, ciepły powiew wiatru, tańczący ludzie i ulubiona piosenkarka Davida, która śpiewała specjalnie dla nas. Kosztowało go to dużo wysiłku, aby sprowadzić ją właśnie tutaj w ten jeden szczególny dzień. Nie poddał się, gdy usłyszał odmowę od jej menadżera. Wysłał po nią swój prywatny samolot i kazał dopilnować, aby dostała wszystko, czego zapragnie. W zamian chciał jedynie usłyszeć, że zgadza się na to, aby zaśpiewała na naszym weselu. Uparł się, że tego dnia wszystko musi być idealne.

Trzymając swoje dłonie na jego umięśnionych plecach, kołysaliśmy się delikatnie w rytm śpiewanego utworu. Cały czas patrzyłam prosto w jego oczy, a on w moje nie przestając się do mnie uśmiechać. Nie pozostawałam mu dłużna, odwzajemniałam jego uśmiech, co jakiś czas całując jego usta bądź policzek.

- Pięknie wyglądasz — szepnął, opierając swoje czoło o moje.

- Dziękuje — odpowiedziałam, kładąc swoją dłoń na jego policzku.

- W końcu jesteś tylko moja nawet na papierze. Nikt mi cię już nie zabierze.

- Zawsze byłam tylko twoja. Kocham cię — wyznałam.

- Ja ciebie też kocham — odpowiedział, całując delikatnie moje wargi.

Gdy chciałam oddać pocałunek, poczułam nagle, jak ktoś ciągnie za moją białą suknię. Odrywając się od Davida, spojrzałam w dół, a na moich ustach od razu zagościł uśmiech. Pochyliłam się i wzięłam małą dziewczynkę w różowej sukience na ręce, która zaśmiała się radośnie, kiedy pocałowałam ją w czoło. Mój mąż również złożył na jej główce krótki pocałunek i objął mnie jedną ręką w talii, a drugą objął małą dziewczynkę, jaką trzymałam na rękach.

- Urodziłaś mi piękną córkę — powiedział, cały czas patrząc się na małą - Dziękuje — przez jego słowa do moich oczu napłynęły łzy i kiedy chciałam coś powiedzieć podeszła do nas wystraszona Alison, po chwili oddychając z ulgą, kiedy zobaczyła naszą córkę z nami.

- Przepraszam was, ale od kiedy Rose nauczyła się chodzić, jest jej wszędzie pełno i co chwilę znika mi z oczu — nasza córka była rozpieszczana i kochana przez nas wszystkich, jednak wykorzystywała swoją słodycz i gdy tylko nabroiła, wykorzystywała to, a każdy z nas jej ulegał. Była śliczną małą dziewczynką w ciele małego diabełka.

- Nic nie szkodzi — powiedziałam, uśmiechając się do Alison - Nam też nie raz uciekła — widząc, jak mała wyciąga swoje rączki w stronę swojej babci, dałam małą mamie Davida, machając jej na pożegnanie.

Kładąc swoje dłonie z powrotem na jego umięśnione plecy, przez ramię męża zauważyłam pewną osobę, którą wydawało mi się, że znam. Nic nie mówiąc, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i przymknęłam na chwilę swoje oczy, czując, że teraz pozostaje mi jedynie zestarzeć się razem z Davidem i wychować naszą córkę. Opierając swoją brodę o jego ramię, ponownie zobaczyłam osobę, która wydawała mi się znajoma. Gdy nasze spojrzenie spotkały się, mężczyzna zaczął iść w moją stronę, a ja już nie miałam wątpliwości, kim owa osoba jest.

- Pójdę się przebrać, strasznie niewygodnie mi w tej ogromnej sukni — uśmiechnęłam się i gdy chciałam już iść, poczułam jak łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.

- Tylko wróć szybko do mnie — szepnął tuż przy moich ustach, które po chwili namiętnie pocałował. Kilka razy próbowałam odsunąć się od Davida i pójść do naszego domu, jednak on za każdym razem przyciągał mnie do siebie i całował, jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć.

- Davidzie — jęknęłam, po chwili krótko się śmiejąc.

- No już dobrze, idź — powiedział i z uśmiechem na twarzy puścił moją dłoń, cały czas patrząc się na mnie - Kocham cię Lily — wyznał, kiedy zrobiłam kilka kroków do przodu.

-Ja ciebie też kocham Davidzie — odpowiedziałam, odwracając się w jego kierunku, by po kilku sekundach na nowo odwrócić się do niego plecami.

Idąc po drewnianym podeście, po kilku minutach dotarłam do domu, gdzie od razu poszłam do sypialni mojej i Davida. Ściągnęłam z siebie ślubną suknię i niemal odetchnęłam z ulgą. Kładąc ją delikatnie na ławce tuż naprzeciwko łóżka, w samej białej bieliźnie poszłam do garderoby, gdzie nałożyłam na siebie białą zwiewną sukienkę.

Wychodząc z garderoby, moje serce omal nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy na łóżku zobaczyłam siedzącego Richarda ze spuszczoną głową i splecionymi dłońmi. Trzymając swoją rękę na piersi, wzięłam głęboki wdech i wydech, aby nieco się uspokoić, po czym wolnym krokiem podeszłam do Richarda, siadając tuż obok niego. Kiedy tylko poczuł, jak materac ugina się pod moim ciężarem, podniósł swoją głowę do góry i spojrzał się na mnie swoim smutnym wzrokiem. Bardzo się zmienił pod względem wyglądu. Na jego twarzy widać było kilka zmarszczek, a na głowie miał już kilka siwych włosów, w dodatku jego wory pod oczami i zarost dodawały mu tylko lat.

- Lily — szepnął, mając w oczach łzy.

- Richardzie co ty tutaj robisz? — spytałam, nie mogąc zrozumieć jego zachowania. Richard był, kim był i robił rzeczy, za które powinien trafić do piekła, jednak to on mnie uratował. Ocalił mi życie, wziął pod swój dach, wychował i spędził ze mną prawie całe moje życie. Nie zrobił tego, jak rodzice, którzy wychowują swoje pociechy, ale nie zostawił mnie, ani nie pozbył się mnie, kiedy byłam nie do zniesienia. Zrobił to, jak potrafił, nie umiejąc inaczej. On też nie miał szczęśliwego dzieciństwa, poza tym był zaślepiony, rządzą pieniądza. W pewnych chwilach tylko ja potrafiłam go zrozumieć.

- Tak bardzo za tobą tęskniłem Lily — szepnął, kładąc swoją dłoń na moim policzku - Wytrzymałem całe cztery lata bez ciebie — moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy usłyszałam jego słowa, widząc po chwili, jak łzy spływają po jego policzkach.

- Nie mów tak — powiedziałam, zabierając jego dłoń z mojego policzka.

- Kocham cię Lily — na chwilę wstrzymałam oddech, po czym wypuściłam go ze świstem. Z drżącymi rękoma i szybko bijącym sercem wstałam z łóżka, będąc pewna, że zaraz bym zwariowała, gdybym nadal bezczynnie siedziała na brzegu materaca.

- Nie Richard, ty mnie nie kochasz, ja cię nie kocham, moje serce należy do Davida i nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, mówiąc mi takie rzeczy — słysząc moje słowa, które zapewne wbiły nóż w jego serce, nowo spuścił swoją głowę w dół, chowając swoją twarz w dłonie.

- Kocham cię i to ja napisałem twoje dokumenty z przeszłością — wyznał, a moje serce po raz kolejny zabiło szybciej, niż powinno.

- Proszę cię, idź już stąd — poprosiłam, odwracając się do niego tyłem. Myśląc, że spełnił moją prośbę, nagle poczułam, jak wsadza mi jakiś materiał do ust i zarzuca mnie sobie przez ramię. Mój stłumiony krzyk i płacz nie sprawił, że Richard mnie zostawił...

***

Minęła godzina, a ja odchodziłem do zmysłów, nie mogąc nigdzie znaleźć mojej żony. Byłem już chyba w każdym możliwym miejscu, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Pytałem się nawet Alison, czy widziała Lily, ale jej odpowiedź była przecząca i teraz pomagała mi ją szukać z jeszcze większą paniką niż ja.

Wchodząc po raz drugi do naszej sypialni z nadzieją, że może do niej wróciła, bo czegoś zapomniała wziąć. Jednak moja nadzieja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, gdy stanąłem na środku pustej sypialni. Czując, jak łzy napływają do moich oczu, nagle moją uwagę przykuła biała kartka, która leżała na samym środku łóżka. Zabierając ją ze śnieżnobiałej pościeli, z trzęsącymi rękoma otworzyłem ją i zacząłem czytać.

Masz 48 godzin, potem już jej nie znajdziesz.

Richard

Czytając to jedno zdanie, myślałem, że moje nogi zaraz się pode mną ugną, jednak szybko wziąłem się w garść i z marynarki wyciągnąłem swój telefon, dzwoniąc do człowieka, który sprawował władzę nad moimi ludźmi. Kazałem im przeszukać, każdy kawałek tej zasranej planety, kawałek po kawałku. Mieli ją znaleźć. Nie obchodziło mnie nic, chciałem, tylko żeby Lily ponownie znalazła się tuż obok mnie. Jednak jeśli tak się nie stanie, to będzie dla mnie koniec...

Siedziałem na skórzanej kanapie w salonie i nieprzerwanie wpatrywałem się w zegar wiszący na ścianie, śledząc uważnie wskazówkę zegara.

- Trzy, dwa, jeden...żegnaj Lily.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz