czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 2 Cz.3 (Kochaj i nie udawaj)

- Straciłem moją żonę. Nic nie będzie w porządku. Mam wrażenie, że nawet Rose wie co się stało — odpowiedziałem, głaszcząc moją córeczkę po plecach, która nieco się już uspokoiła.

- Odnowiłam swoje stare znajomości — powiedziała, podchodząc do mnie i dziecka.

- I? — spytałem, patrząc jak głaszczę ją po główce.

- I jest nadzieja —odpowiedziała.

- Jak to?

- Richard skłamał, list który do ciebie napisał był jednym wielkim kłamstwem. Jest duża szansa na znalezienie jej, muszę tylko... — nie dałem jej dokończyć, ponieważ wiedziałem do czego zmierzała, a ja nie chciałem na to pozwolić.

- Nie mamo — powiedziałem, kładąc moją córeczkę na łóżko - Nie pozwolę na to, abyś z powrotem weszła do bagna z którego ledwo się wydostałaś. Wiem, że nasza rodzina nie zalicza się do tych normalnych i to już się nie zmieni, ale ty już swoje przeżyłaś — widziałem, że chciała zaprzeczyć, ale w porę do niej podszedłem i pokręciłem głową - Dziękuje ci za to, teraz wiem, że jest szansa, że nie mogę się poddać i muszę zabrać ją od Richarda — uśmiechnęła się do mnie i pokiwała głową, po chwili przytulając mnie mocno do siebie.

- Pamiętaj tylko, że o każdej porze dnia i nocy ci pomogę — wyszeptała do mojego ucha, zaczynając głaskać mnie po plecach. Odsunęła się do mnie i wzięła moją rękę w swoje dłonie dając mi małą białą karteczkę złożoną na pół.

- Idź i ją ratuj, zanim faktycznie będzie za późno — powiedziała i z uśmiechem na twarzy wyszła z pokoju.

Gdy tylko usłyszałem trzask zamykanych drzwi, od razu rozłożyłem karteczkę. Widząc treść zapisaną na karteczce uśmiechnąłem się szeroko kręcąc głową z niedowierzaniem. Zrobiła to mimo, że jej o to nie prosiłem, bo wiedziała, że zajmie mi to znacznie więcej czasu. Moja mama nabrała doświadczenia przez prawie całe swoje życie, ja natomiast byłem przy niej amatorem. Widząc do czego jest zdolna i co potrafi zrobić w każdej sytuacji, powinienem pozbyć się wszystkich ludzi którzy dla mnie pracują.

Siadając tuż obok mojej małej córeczki, wyciągnąłem ze spodni telefon wybierając numer do przyjaciółki mojej żony. Poprosiłem ją, aby zajęła się małą, na czas mojej nieobecności. Nikt oprócz mojej rodziny nie miała o niczym pojęcia i tak musiało zostać, dlatego okłamałem ją, że muszę pilnie jechać do pracy, przez co niemal od razu się zgodziła.

Nakarmiłem, przebrałem, i uśpiłem mojego aniołka kładąc ją do łóżeczka. Kiedy tylko Alice przyjechała, powiedziałem jej, że mała śpi, więc nie będzie miała z nią większego problemu. Ubrałem się i wyszedłem z domu po drodze biorąc kluczyki od auta. Wsiadłem do samochodu i gdy tylko usłyszałem ryk silnika od razu ruszyłem w kierunku dobrze mi znanego miejsca.

Parkując samochód przed dużym budynkiem, wyszedłem z auta, kierując się w stronę wejścia. Będąc w środku, swoje kroki skierowałem do największego pomieszczenia w tym budynku, gdzie prawie cała moja ekipa pochłonięta była rozmową i śmianiem się z głupich żartów. Gdy tylko zdali sobie sprawę z mojej obecności, wszystkie spojrzenia skierowane zostały na moją osobę.

- Jest robota chłopaki — na moje słowa chłopaki od razu zareagowali pozytywnym okrzykiem, dając mi tym do zrozumienia, że tylko czekali na takie słowa.

Ściągając swoją czarną skórzaną kurtkę, nałożyłem na siebie pasy na broń, którą włożyłem sobie do kabur tuż przy żebrach. Nakładając na siebie z powrotem kurtę, wziąłem ze sobą jeszcze strzelbę i razem z moimi ludźmi wyszliśmy z domu. Każdy z nas wsiadł na swój motor i ruszyliśmy do wskazanego przeze mnie miejsca.

- Już jadę po ciebie kochanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz