piątek, 13 lipca 2018

Rozdział 5 (kochaj i nie udawaj)

Nastał wieczór, a z nim czas szykowania się na przyjęcie. Mając na sobie jedynie bieliznę i nałożony satynowy szlafrok, siedziałam przed toaletką, podczas gdy dwie kobiety robiły mnie na bóstwo. Jedna zajmowała się moimi włosami, a druga makijażem. Gdy zakończyły swoją pracę po naprawdę długim czasie, wstałam i poszłam do garderoby, gdzie wisiała sukienka uszyta dla mnie przez wybitnego projektanta mody.

Ubrałam ją ostrożnie, aby nie popsuć fryzury, a potem wysokie szpilki, które ładnie podkreślały moje nogi. Będąc gotowa na dzisiejsze przyjęcie, stanęłam przed ogromnym lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Mogłam śmiało stwierdzić, że jeszcze nigdy nie wyglądałam tak ładnie. Ostry, ale zarazem delikatny makijaż, a do tego ta cudowna czarna sukienka.

- Wyglądasz przepięknie — usłyszałam i odwróciłam się w kierunku usłyszanego głosu, ujrzawszy mojego właściciela, który miał na sobie swój nienaganny garnitur, ale tym razem nie mając na sobie krawata.

- Dziękuje — odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, gdy objął mnie wokół mojego pasa.

- Jeszcze ostatni i najważniejszy element — powiedział i wyciągnął z marynarki swojego garnituru, małe czarne pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek z dużym brylantem. Wziął moją dłoń w swoją i powoli nałożył mi go na palec. W tamtej chwili czułam się tak inaczej. Czułam się ważna, wartościowa. W ciągu kilku minut nie byłam już uległą, a normalną kobietą, która znalazła miłość swojego życia, a jej przyszłość będzie można zaliczyć do tych szczęśliwych. To była jednak tylko chwila, która sprawiła, że przez chwilę zapomniałam o tym, kim jestem. Te kilka cudownych parę sekund.

Trzymając się za racę, razem wyszliśmy z sypialni, by schodząc po schodach znaleźć się przed domem, a potem w luksusowym samochodzie. Podczas drogi żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Ja patrzyłam na widok za szybą, a mężczyzna, mając ze sobą czarną teczkę, czytał jakieś dokumenty, tak jak to robił przed naszym wyjściem w domu. To musiało być coś bardzo ważnego, co wykorzysta na przyjęciu, rozmawiając zapewne z bardzo ważnymi ludźmi. Dla tego nie odważyłam się nawet głośniej oddychać, aby mu w jakikolwiek sposób nie przeszkodzić.

- Wszystko w porządku? — usłyszałam i byłam w lekkim szoku, nie myśląc ani przez chwilę, że to on się jako pierwszy odezwie.

- Tak. Dlaczego pytasz? — odpowiedziałam, odwracając swój wzrok w jego kierunku.

- Wydajesz się jakaś dziwna. Myślałem, że coś się stało — wyjaśnił, nie spuszczając swojego wzroku ze mnie.

- W sumie, to chciałabym się o coś spytać — powiedziałam, w końcu zdając się na odwagę.

-Proszę, pytaj śmiało — jego miły głos tylko sprawił, że poczułam się jeszcze bardziej pewna.

- Po co ci narzeczona? — spytałam i czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź.

- Ludzie, którym muszę dzisiaj wejść do tyłka, sięgają już wieku emerytalnego. Dla nich numerem jeden jest rodzina i nie lubią zbytnio powierzać czegoś osobom, które myślą tylko i wyłącznie o biznesie. Nie raz słyszałem o tym, jak ojciec nie chciał powierzyć synowi sterów, dopóki się nie ustatkuje. Dla tego jesteś mi dzisiaj potrzebna. Chcę, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik — po tym, jak odpowiedział na moje pytanie, zdałam sobie dopiero wtedy sprawę, że nie pozwoli sobie na żadne niedociągnięcia i że jest to dla niego cholernie ważne. Ta myśl sprawiła, że zaczęłam się jeszcze bardziej stresować i bać, że coś zrobię nie tak.

- Rozumiem. A co z naszą historią? — spytałam.

- Będzie tworzona na bieżąco, nie sądzę, żeby wypytywali nas o każdy szczegół naszego związku — odpowiedział, nie odzywając się do siebie przez resztę drogi na przyjęcie.

Będąc na miejscu, wychodząc pierwszy, podał mi swoją dłoń, jak na narzeczonego przystało i pomógł mi wyjść. Błyski fleszy, jakie na nas padały, uświadomiły mnie, dlaczego to zrobił. Nie dając się oślepiającym światłom, złapałam za jego rękę i razem ruszyliśmy w stronę wejścia na przyjęcie.

Ogromna przestrzeń, kilkaset ludzi w drogich ubraniach i muzyka grana przez orkiestrę. Byłam niemal pewna, że zgromadziła się tutaj sama śmietanka show-biznesu. Moje serce biło coraz szybciej, ale nie dałam po sobie tego poznać, ubierając swoje usta w lekki i przyjazny uśmiech. Musiałam dać rade, nie było innej opcji.

Rozmawialiśmy z różnymi ludźmi i na wszystkich zrobiłam pierwsze dobre wrażenie. Niektórzy byli mną wręcz zachwyceni, ale najbardziej cieszyło mnie to, że nie nawaliłam i uwierzyli w kłamstwo o tym, że jesteśmy małżeństwem. Wszystko szło zgodnie z planem, a teraz rozmawiał przy jednym ze stolików z dwójką starszych mężczyzn, mając bardzo poważną minę. Nie byłam w tamtym momencie potrzebna, a moja obecność nic by nie dała, dlatego siedziałam teraz przy barze z kieliszkiem szampana w dłoni.

Biorąc ostatniego łyka, poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwróciłam się i ujrzałam młodego mężczyznę, z którym rozmawiałam dzisiejszego wieczoru. Podczas rozmowy wydawał się naprawdę miły, ale mój właściciel nie byłby zachwycony tym, że wypowiedział chociaż jedno słowo w moim kierunku.

- Witaj Lily, co robisz tu całkiem sama? — spytał i uśmiechnął się do mnie szeroko, siadając tuż obok mnie.

- Nie chce przeszkadzać mojemu narzeczonemu w biznesach — odpowiedziałam i skinieniem głowy wskazałam na stolik, przy którym siedział mój właściciel z szychami show-biznesu.

- Rozumiem, interesy — powiedział, a ja przytaknęłam głową, uśmiechając się miło do chłopaka. Po chwili zamówił dla mnie, jak i dla siebie po drinku z wyszukaną nazwą, na co się sprzeciwiłam, nie chcąc, aby mężczyzna, który mnie kupił, był zły na mnie za to, że pije alkohol z innym facetem.

- Och, daj spokój. Będziesz siedziała całkiem sama przez kilka godzin? Wiem, co mówię, negocjacje to nie jest coś, co załatwia się od ręki — próbował mnie przekonać, ale ja mimo wszystko naprawdę nie chciałam tego robić. To by miało naprawdę złe konsekwencje dla mnie.

Mimo moich protestów po kilku minutach tuż przede mną stał gotowy napój alkoholowy, który chcąc nie chcąc musiałam wypić, rozmawiając przy tym z kimś, kogo nie lubił mój narzeczony na niby. Na szczęście rozmowa nam się kleiła i było całkiem miło do czasu kiedy zaprosił mnie do tańca.

- Przepraszam cię James, ale mój narzeczony jest o mnie naprawdę zazdrosny — chciałam jakoś go przekonać, aby odpuścił, ale on nie dawał za wygraną i w końcu złapał mnie za dłoń i zaciągnął na środek parkietu, zaczynając razem ze mną kołysać się w rytm powolnej muzyki. Wcale mi się to wszystko nie podobało i miałam coraz większe obawy, że dzisiejszy dzień nie będzie miał swojego szczęśliwego zakończenia. Bałam się tylko o to, aby mężczyzna, z którym przyszłam na przyjęcie, nie zobaczył nas razem, tańczących.

- Czyż nie jest miło? — spytał i spojrzał na mnie z uśmiechem, na który wyrywa zapewne wszystkie dziewczyny.

- Owszem, ale naprawdę nie podoba mi się to, że zaciągnąłeś mnie do tańca siłą — nie chciałam owijać w bawełnę i być jakoś sztucznie miła. Tym bardziej w takiej, a nie innej sytuacji. Oczywiście nigdy bym się nie odważyła być taka dla mojego właściciela.

- Proszę cię. Jest tak pochłonięty rozmową, że jestem niemal pewny, że nie zauważy cię do jej końca. Poza tym możemy to wykorzystać i miło spędzić razem czas, prawda? — po tych słowach jego dłoń, która wcześniej znajdowała się na moich plecach, niebezpiecznie zjechała w dół, prawie będąc na moim tyłku.

- A ja proszę cię o to, abyś tego tak nie wykorzystywał. Jestem zaręczona — powoli przestawała mi się podobać ta sytuacja. Tak naprawdę myślałam już tylko o tym, aby być z powrotem w tej ogromnej willi, która jest teraz moim nowym domem.

- Daj spokój. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal — wyszeptał do mojego ucha, które lekko przegryzł, co sprawiło, że zaczęłam się nieco bać — Poza tym nie chcę mi się wierzyć w tę bajeczkę, że jesteście zaręczeni. Za dobrze go znam i jestem niemal pewny, że zrobił to nie bez powodu — chciałam się wyrwać, ale jego mocny uścisk nie dał mi takiej możliwości. Chciałam być w tamtym momencie z dala od tego faceta, ponieważ ta rozmowa zachodziła za daleko.

- Jak śmiesz — warknęłam i używając całej swojej siły, odepchnęłam go od siebie i poszłam prosto przed siebie, nie wiedząc gdzie droga, którą sobie obrałam, mnie poniesie. Po krótkim czasie znalazłam się na balkonie, z którego było widać całą panoramę miasta. Oświetlone wieżowce, ruch uliczny. To był niesamowity widok.

- Widziałem was razem — ten głos. Od razu się odwróciłam i szok pomieszany ze strachem owładnął całym moim ciałem. Bałam się. Tak bardzo bałam się tego, co może teraz się stać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz