czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 4 (she's gone)

Powoli otworzyłam swoje oczy, a do moich nozdrzy wdarł się zapach naleśników. Z uśmiechem na twarzy wstałam z łóżka i na swoje nagie ciało zarzuciłam koszulę Richarda. Wolnym krokiem wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni. Na sam widok Richarda w samych spodniach smażącego naleśniki zagryzłam lekko dolną wargę. Po cichu na palcach skradłam się do niego i rękoma objęłam go w pasie, przytulając się do jego pleców.

- Dzień dobry księżniczko — odwrócił się do mnie, przerywając tym samym swoje zajęcie i uśmiechnął się szeroko, całując mnie w czoło.

- Dzień dobry — odpowiedziałam, z powrotem wtulając się w jego plecy.

- Głodna? — spytał, zerkając na mnie kątem oka.

- Bardzo — mruknęłam, z przymkniętymi oczami wdychając jego cudowny zapach.

- Usiądź, zaraz będą gotowe — z niechęcią odsunęłam się od jego ciała i usiadłam przy stole. Czekając na pełen talerz naleśników, uważnie obserwowałam jego poczynania i nie mogłam się powstrzymać od tego, aby nie przegryźć swojej dolnej wargi.

Richard był bardzo umięśniony, więc przy prawie każdym jego ruchu, jego mięśnie się napinały, w dodatku podniecał mnie widok półnagiego mężczyzny, który przyrządzał dla mnie śniadanie. W duchu przyznałam, że chciałabym, widzieć go takiego każdego ranka. Po zjedzonym wspólnie, śniadaniu, włożyłam pusty talerz do zlewu, czując nagle, jak Richard oplata swoje dłonie wokół mojej tali.

- Czy mi się zdaje, czy moja księżniczka nie ma nic na sobie pod moją koszulą? — wyszeptał, seksownie do mojego ucha przegryzając go, przez co po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Nic a nic — również, szepnęłam i odwróciłam się do niego przodem, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku.

***

- Kochanie wychodzę! - krzyknęłam, w korytarzu zakładając na nogi czarne szpilki. Właśnie wychodziłam z dziewczynami do klubu, gdzie odbędzie się mój wieczór panieński. Miałam zamiar dobrze się bawić i po prostu upić się do nieprzytomności.

Czas leciał, a ja z każdym mijającym dniem, uświadamiałam sobie, że ja nie potrafiłabym żyć bez niego. Próbowałam sobie jakoś to wszystko poukładać i zrobić coś, co nie robiłoby ze mnie wariatki, którą byłam, ale za każdym razem, po prostu nie potrafiłam. Serce i rozum kłóciły się ze sobą, ale to serce zawsze wygrywało i to, że byłam do niego bardzo przyzwyczajona. Do bijącego od niego ciepła, zapachu i tych cudownych chwil, kiedy po moim ciele, co chwilę przechodziły dreszcze. Nim się obejrzałam, data naszego ślubu, była już na wyciągnięcie ręki i nie czułam nic niepokojącego. Tak jakbym tego chciała, mimo że gdzieś tam z tyłu głowy, myślałam o tym, co stosunkowo niedawno chciałam zrobić.

Po chwili poczułam, jak Richard obejmuje mnie od tyłu, na co ja od razu odwróciłam się do niego przodem, wieszając swoje dłonie na jego szyi.

- Baw się dobrze kochanie — powiedział, całując mnie krótko w usta.

- Ty też i mam nadzieje, że z chłopakami nie wywrócicie tego domu do góry nogami — zdążyłam poznać przyjaciół mojego narzeczonego i mogę śmiało powiedzieć, że z nimi wszystko jest możliwe.

- Bardzo śmieszne kochanie. Idź i baw się dobrze, a już jutro będziesz cała moja — przy ostatnich słowach pochylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha, na co cicho zachichotałam.

- Do zobaczenia przy ołtarzu — uśmiechnęłam się i ostatni raz go całując, wyszłam z domu. Na dworze czekała na mnie już limuzyna, weszłam do niej, a w środku były już dziewczyny. Każda trzymała w ręku szklankę wypełnioną alkoholem, jedna z nich-Anastasia, która siedziała koło mnie, nałożyła na moją głowę biały welon, podając mi szklankę z bursztynową cieczą. Od razu wzięłam parę łyków, czując przyjemne pieczenie w środku.

Przez całą drogę śmiałyśmy się i rozmawialiśmy, wlewając w siebie drink za drinkiem. Po trzydziestu minutach byłyśmy już na miejscu i mimo że to był dopiero początek, od wypitego alkoholu huczało mi już w głowie. W dobrych humorach weszliśmy do klubu, gdzie muzyka grała w najlepsze, a w powietrzu dało się wyczuć zapach alkoholu, pomieszanego z dymem papierosowym.

Skierowałyśmy się w kierunku wykupionej wcześniej loży, gdzie czekała na nas spora ilość alkoholu i różnych przekąsek. Wieczór panieński trwał w najlepsze, a ja naprawdę świetne się bawiłam, gdy nagle w głośnikach rozbrzmiał głos didżeja.

- Proszę o chwilę uwagi — kiedy ludzie odwrócili się w jego kierunku, kontynuował — Dzisiaj w naszym klubie mamy jedną wyjątkową dziewczynę, która jutro wychodzi za mąż! - wykrzyczał do mikrofonu, a ludzie zaczęli wiwatować i klaskać. Na moich policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce, a usta wygięły się w dużym uśmiechu. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw — Zapraszamy do nas — posłusznie wstałam z sofy i chwiejnym krokiem weszłam na parkiet, gdzie didżej wręczył mi kwiaty.

- Ale od kogo te kwiaty? — spytałam niewyraźnie, ponieważ od wypitego alkoholu język zaczynał mi się plątać.

- Narzeczony kazał mi to pani wręczyć — wytłumaczył, wracając za konsolę, a ja wróciłam do dziewczyn.

- Od kogo dostałaś kwiaty? — od razu zaatakowała mnie pytaniem Sharon.

- Od Richarda — uśmiechnęłam się, patrząc na pokaźnych rozmiarów bukiet. Nagle obok mnie, pojawił się kelner, który dał mi kufel wypełniony wodą, abym mogła wsadzić tam kwiaty na dzisiejszą noc. Podziękowałam i włożyłam tam kwiaty, stawiając je na stoliku.

***

Była już trzecia nad ranem, a ja się tym w ogóle nie przejęłam. Pijąc ze szklanki kolejnego drinka, tańczyłam z dziewczynami, gdy nagle podszedł do mnie jakiś chłopak.

- Mogę prosić do tańca? - spytał, a ja tylko pokiwałam lekko głową. Wziął mnie za rękę i zaprowadził na środek parkietu. Gdy już się tam znaleźliśmy, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam seksownie wkręcić swoim tyłkiem do zmysłowej piosenki, która wydobywała się z głośników.

Nie panowałam nad swoim ciałem, czułam, że odlatuję. Czułam się jak po narkotykach, tak błogo i beztrosko. Chłopak objął mnie wokół mojej talii, jęcząc mi do ucha. Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas ocierałam swoim tyłkiem o jego krocze. Nic sobie z tego nie robiąc, zachichotałam i przybliżyłam się jeszcze bardziej do niego. Jego dłonie błądziły po moim ciele, a kiedy znalazły się pod moją sukienką, po moim ciele przeszedł dreszcz.

Opróżniłam do końca swojego drinka, po czym rzuciłam gdzieś szklankę i zawiesiłam swoje dłonie, na jego szyi przylegając jeszcze bardziej, swoim ciałem do niego. Jedną dłonią zaczął delikatnie ściskać moją pierś, natomiast drugą zbliżał się do mojej kobiecości. Nie mogłam się doczekać, aż włoży rękę pod moje kuse majtki, byłam spragniona i chciałam, aby objęły mnie męskie dłonie.

Gdy miał już to zrobić, nagle przestałam czuć jego klatki piersiowej na swoich plecach ani jego rąk na swoim ciele. Nie wiedziałam, co się dzieje. Odwróciłam się, rozglądając się, ale nie dostrzegłam go.

Po chwili poczułam, jak ktoś kładzie mi na usta, rękę z jakąś szmatką, a drugą trzyma mnie mocno w talii. Nie miałam siły się bronić, moje ciało błyskawicznie zrobiło się słabe, a obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać, aż w końcu nie widziałam nic oprócz ciemności, ale przed tym usłyszałam, jak ten ktoś szepcze mi do ucha.

- Nie lubię, jak ktoś próbuje, bawić się moimi uczuciami...

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 3 (she's gone)

Powoli otwierając swoje oczy, poczułam niewyobrażalny ból głowy. Krzywiąc się z bólu, podniosłam się do pozycji siedzącej, cicho wzdychając. Przetarłam dłońmi twarz i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował półmrok, jednak zza rolet wydostawały się pojedyncze smugi porannego światła. Narzucając na swoje nagie ramiona koc, którym byłam przykryta, powoli wstałam z kanapy i gdy miałam już postawić pierwszy krok, moją uwagę przykuła poruszająca się klamka. Po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął Richard odświeżony i ubrany w czysty garnitur.

- Jak się spało kochanie? — spytał z uśmiechem na twarzy i podszedł do mnie, zaczynając głaskać mnie po policzku. Gdy jego opuszki palców zetknęły się z moją skórą, wspomnienia z wczorajszego wieczoru wróciły i przypomniały, jak bardzo nienormalna byłam.

- Nie dotykaj mnie — szepnęłam, przez łzy, odsuwając się od niego.

- Przepraszam. Ja naprawdę nie wiem, co wtedy, mną kierowało. Strasznie żałuje tego, co zrobiłem. Proszę, wybacz mi, kocham cię skarbie — na chwilę mnie zamurowało, jednak po chwili przypomniałam sobie, że wcale nie jestem lepsza.

Jednego dnia mnie bił i poniżał, a drugiego dnia zachowywał się, jakby naprawdę tego żałował, pomimo tego, że był świadom tego, co robił, ponieważ w jego żyłach nie krążył, chociaż łyk alkoholu. Natomiast ja zawsze mu wybaczałam, zawsze. Dotąd nie potrafię sobie wyjaśnić, dlaczego taka jestem, dlaczego tak się zachowuje. Nic do niego nie czuję i nie chcę z nim być, a mimo to robię wszystko, aby być u jego boku, bo tak naprawdę się do niego przywiązałam. Ja i on byliśmy tak samo nienormalni i to właśnie mnie do niego przyciągało i odpychało jednocześnie. Nie chciałam z nim być, ale wiedziałam, że jak bym od niego odeszła to moje serce zapragnęłoby wrócić. Jego wzrok i postawa mówiły same za siebie. Żałował tego, co zrobił, a moje głupie serce już mi podpowiadało co mam zrobić, mimo że rozum go nienawidził. Głośno westchnęłam, po czym schowałam kosmyk włosów za ucho, zauważając, że na mojej ręce coś błysnęło. Zmarszczyłam lekko brwi i po chwili uświadomiłam sobie, że to zaręczynowy pierścionek od Richarda.

- Wybaczam ci, tylko proszę, obiecaj, tu i teraz, że już nigdy mnie nie uderzysz i sprawisz, że w przyszłości nie będę żałowała, że zgodziłam się zostać twoją żoną — powiedziałam, patrząc prosto w jego smutne oczy.

- Obiecuje — szepnął, po czym delikatnie wpił się w moje usta. Niewiele myśląc, od razu oddałam pocałunek i objęłam go wokół klatki piersiowej, czując, jak koc zsuwa się w dół, po moim nagim ciele.

***

Wchodząc do domu, zdjęłam swoje szpilki i od razu poczułam niewyobrażalną ulgę. Nie lubiłam ich nosić, a mimo to w mojej garderobie widniała niemała kolekcja owych butów, poukładanych równo na półkach. Po ciężkim dniu w pracy miałam ochotę ubrać się w piżamę i wskoczyć do wygodnego łóżka, zapominając o bożym świecie. Miałam tylko nadzieję, że nikt ani nic nie zmieni moich planów na czyste lenistwo.

Weszłam do sypialni i od razu skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się do naga i weszłam pod ciepły strumień wody. Wzięłam truskawkowy żel pod prysznic i nalałam go sobie na dłoń, rozsmarowując go po całym moim ciele. Umyłam jeszcze włosy, opłukałam się i wyszłam z kabiny na zimne kafelki, wzięłam biały, puszysty ręcznik i zaczęłam dokładnie wycierać swoje ciało. Mokre włosy zawinęłam ręcznikiem i stanęłam przed lustrem, opierając się o umywalkę.

Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie, podniosłam głowę do góry i ujrzałam w lustrze uśmiechniętą twarz Richarda.

- Przepraszam — mruknął, mi cicho do ucha, jeżdżąc opuszkami palców po moim policzku.

- Wybaczyłam ci już, więc na mamy już, o czym mówić, stało się, trudno, czasu nie cofniemy. Nie musisz mnie wciąż przepraszać — wyszeptałam z łamiącym się głosem. Moje oczy się zaszkliły, ale nie pozwoliłam łzą wydostać się spod moich powiek.

- Kochanie — złapał mnie lekko za pod brudek tak, abym spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy — Nie płacz, proszę, nie mogę znieść, gdy płaczesz, a zwłaszcza gdy to jest moja wina, przyrzekam, że zrobiłbym wszystko, aby tylko cofnąć ten cholerny czas. Wybacz, naprawdę żałuję tego, co zrobiłem — jego oczy również się zaszkliły, a z jego głosu można było wywnioskować, że żałuje tego, co zrobił i czuję się z tym cholernie źle — Wybacz mi księżniczko, powiedz tylko słowo, a zrobię wszytko, abyś tylko mi wybaczyła — Pękł. Nie wytrzymał. Po jego policzku spłynęła jedna samotna łza, a wraz z tą łzą pękło mi serce.

Otarłam jego łzę kciukiem, uśmiechając się do niego. Złapałam go za policzki po obu stronach i zmusiłam go, aby spojrzał prosto w moje oczy.

- Nie przepraszaj już i nie musisz nic robić. Widzę, że żałujesz tego, co zrobiłeś, wybaczam ci i w sumie jedyne co możesz zrobić w tej kwestii, to po prostu zapomnij, dobrze? — kiwnął lekko głową, a ja wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę piersiową.

- Wiesz co? — spytał.

- Hm? — mruknęłam.

- Ja to naprawdę mam wyczucie czasu — Zaśmiał się, głaszcząc mnie po głowie. Podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi, dopiero gdy spojrzałam na jego cwany uśmieszek, wiedziałam już o, co mu chodziło. Byłam naga i wnioskując po jego minie, bardzo mu się to podobało.

Odsunęłam się od niego i sięgnęłam po ręcznik, owijając nim swoje ciało na wysokości piersi, robiąc mu w ten sposób na złość, jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać. Podszedł do mnie i objął mnie wokół pasa, kładąc swój pod brudek, na moim ramieniu.

- Nie raz widziałem cię nagą, jednak za każdym razem robisz na mnie tak samo dobre wrażenie — uśmiechnął się lubieżnie i oblizał swoje pełne wargi. Sięgnął po róg ręcznika i zaczął powoli zdejmować go z mojego ciała. Chciałam zaprotestować, ale uciszył mnie namiętnym pocałunkiem. Kontynuując swoje zajęcie, cały czas patrzył prosto w lustro, na którym widniało nasze odbicie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Gdy już pozbył się ręcznika z mojego ciała.

- Masz cudowne ciało — szepnął, a jego ciepły oddech sprawił, że moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zaczął powoli składać delikatne pocałunki na mojej szyi, ramieniu, a gdy odwrócił mnie przodem do siebie, zaczął całować moje piersi. Z moich ust zaczęły uciekać ciche jęki, odchyliłam lekko głowę do tyłu, napawając się przyjemnością, jaką mi dawał.

- Chodźmy do sypialni — wiedział, jak mnie rozpalić, doskonale wiedział co potrzeba kobiecie, żeby była cała jego. Znał każdy zakamarek mojego ciała i bezlitośnie to wykorzystywał, abym bez słowa sprzeciwu po prostu mu się oddała.

Po chwili podniósł mnie do góry, a ja owinęłam nogi wokół jego bioder, zarzucając dłonie na jego szyję. Wpiłam się w jego usta, od razu wślizgując swój język, między jego malinowe usta. Zaniósł mnie do sypialni i delikatnie położył na łóżku, zwisając nade mną.

- Kocham cię — wyszeptał, do mojego ucha delikatnie sczepiając nasze ciała...

środa, 5 marca 2014

Rozdział 2 (she's gone)

- Angelo Evans, wyj­dziesz za mnie? — słysząc jego pytanie, moje serce zabiło szybciej, czując, jak niemal podchodzi mi do gardła. Biłam się w myślach sama ze sobą. Z jednej strony nie chciałam się zgodzić, bo to sprawi, że jeszcze bardziej zaplącze się w nasz dziwny związek, a z drugiej, pół firmy wyczekiwało na moją odpowiedź razem z klękającym przede mną mężczyzną.

Owszem przyzwyczaiłam się do tego wszyst­kiego i mogłabym udawać dalej, ale ja nie chce, żeby moje życie tak wła­śnie wyglą­dało. Chce kochać, chce czuć te pie­przone motylki w brzu­chu, chce czuć dresz­cze, gdy dotknie mnie mój uko­chany, chce, żeby na jego widok moje serce zaczy­nało bić szyb­ciej. Ja nic takiego nie czuje, gdy całuje się z Richar­dem bądź się z nim kocham, a nie mam odwagi powiedzieć mu prawdę, ponie­waż boję się, jak on na to zareaguje. Kiedyś myślałam, że te wszystkie uczucia przyjdą z czasem, ale nie umiałam się dla niego zmienić.

- Tak — powiedziałam mimowolnie, a po pomiesz­cze­niu rozległo się kla­ska­nie i gło­śne okrzyki. Spoj­rza­łam się na Richarda, a na jego twa­rzy wid­niał sze­roki uśmiech szczę­ścia. Wycią­gnął pier­ścio­nek, wziął moją rękę i powoli wło­żył pier­ścio­nek na mój palec ser­deczny. Wstał, po czym mocno mnie poca­ło­wał, na początku nie oddawałam poca­łun­ków, dopiero gdy poczu­łam, jak przy­ciąga mnie do sie­bie, trzy­ma­jąc swoje dło­nie na moich ple­cach, ocknęłam się z zaist­nia­łej sytu­acji i zaczę­łam oddawać poca­łunki. Chciało mi się płakać, czułam się taka bez­silna. W końcu się ode mnie ode­rwał, posła­łam mu swój wymu­szony uśmiech, a on uśmie­chał się od ucha do ucha.

- Kocham cię — powie­dział, cału­jąc mnie w poli­czek.

- Ja też — odpar­łam od nie­chce­nia. Mia­łam już dość tego wszyst­kiego. Chcia­łam się położyć, zasnąć i obudzić się z myślą, że był to tylko bez­na­dziej­nych sen.

Gdy najbliższe mi osoby złożyły mi życzenia i podarowały prezenty, wspólnie usiedliśmy przy jednym stole, zajadając się czekoladowym tortem z aromatyczną kawą. Po niecałej godzinie każdy poszedł w swoją stronę, aby w końcu zacząć pracę. Ja również nie tracąc czasu, poszłam do swojego gabinetu, gdzie od razu zabrałam się do pracy.

Próbując stworzyć dom marzeń dla kolejnego klienta, nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Krzycząc, aby owa osoba weszła, w końcu się poddałam i odłożyłam ołówek na bok. Miałam dość niezdecydowanych ludzi, którzy zmieniają zdanie co wyglądu ich domu, by po chwili wrócić do starego pomysłu.

- Hej — usłyszałam, na co w końcu podniosłam głowę do góry, widząc przystojnego mężczyznę, który trzymał w ręku dokumenty. Był mojego wzro­stu ze śniadą skórą, brą­zo­wymi wło­sami i tego samego koloru oczami. Był bar­dzo przy­stojny.

- Cześć Travis — odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. Uwielbiałam z nim pracować, bo samą swoją obecnością sprawiał, że się uśmiechałam bez większego powodu.

- Mam to, o co mnie prosiłaś — powiedział, kładąc dokumenty na moim biurku.

- Dziękuje — mruknęłam pod nosem, zaczynając przeglądać kartkę za kartką.

- Wszyst­kiego naj­lep­szego, mam nadzieję, że będziesz miała udane mał­żeń­stwo — jego słowa sprawiły, że oderwałam wzrok od zapisanych tuszem kartek i spojrzałam się na niego, nie wiedząc do końca, czy mu podziękować, czy się rozpłakać mówiąc mu prawdę.

- Dzię­kuje — odpowiedziałam, po czym wstałam z obrotowego krzesła i podeszłam do niego, dając mu część dokumentów.

- To możesz zabrać z powrotem — powiedziałam, pokazując na kartki w jego dłoni — A resztę wezmę — odparłam, widząc po chwili, jak Richard wchodzi do pomieszczenia, bez pukania.

Travis, będąc nieco zmieszany, pożegnał się ze mną i wyszedł z mojego gabinetu, zostawiając mnie z moim narzeczonym. Poczu­łam, jak oplata swoje dło­nie wokół mojej tali i kładzie brodę na moim ramie­niu. Odw­ró­ciłam głowę i ujrza­łam twarz Richarda, która nie mówiła nic dobrego, był zły i jed­no­cze­śnie zazdro­sny, bo Travis stał najwyraźniej zbyt blisko mnie.

- Co chciał? — powie­dział, przez zaci­śnięte zęby.

- Zło­żył mi życze­nia jak każdy inny i dał mi dokumenty, o które go prosiłam, nic wię­cej — odwróciłam się do niego przo­dem i zaczę­łam gładzić kciu­kiem po jego policzku, patrząc pro­sto w jego oczy, chcąc tym go choć tro­chę uspo­koić. Po chwili jego napięte mię­śnie roz­luź­niły się, a ja odetchnę­łam z ulgą.

- Wię­cej z nim nie rozmawiaj, teraz będziesz moja i nikogo wię­cej — wyszep­tał mi do ucha ostrym i zde­cy­do­wa­nym tonem. Po moim krę­go­słu­pie prze­szedł nie­przy­jemny dreszcz, a serce zaczęło bić szyb­ciej ze stra­chu, jaki we mnie pano­wał.

- Richard my pracujemy razem — nie chciałam, aby mną kierował. Nie byłam tego typu osobą, która potrafi się komuś podporządkować bez słowa sprzeciwu.

Od pewnego czasu, nasze relacje są jeszcze dziwniejsze niż były. Richard raz był spełnieniem marzeń dla każdej kobiety, a raz zachowywał się w stosunku do mnie tak, jakbym była tylko przedmiotem w jego rękach. Nie raz chciał mnie zdominować i pokazać kto tu rządzi, ale zawsze potrafiłam jakoś się wybronić. Choć czasem nie było to nic dobrego.

- To od dziś nie będziecie już razem pracować, bo nie pozwolę, żeby jakiś inny facet dotknął cię choćby pal­cem — wark­nął ostro, po czym zanu­rzył swoją doń w moje włosy i mocno pocią­gnął je do tyłu, na co gło­śno syk­nę­łam. Jak na zawołanie po moich policz­kach zaczęły spływać łzy, nie mogąc się powstrzymać od cichego szlochania. To była kolejna chwila, o którą sama się prosiłam.

- Doprowadź się do porządku — syk­nął jado­wi­cie i rzu­cił mnie jak jakąś szma­cianą lalką tak mocno, że aż upa­dłam. Odw­ró­cił się i wyszedł z mojego gabinetu, głośno trzaskając drzwiami.

Podniosłam się z podłogi i z głową spusz­czoną w dół poszłam do łazienki. Opar­łam dło­nie po obu stro­nach umywalki, mając głowę nadal skie­ro­waną ku dołowi. Pod­nio­słam ją powoli, a w lustrze zoba­czy­łam, że mia­łam roz­ma­zany maki­jaż, potar­gane włosy i czer­wone oczy od pła­czu, szybko odkrę­ci­łam zimną wodę, po czym nabra­łam ją w dło­nie i kilka razy prze­my­łam swoją twarz. Wytar­łam się ręcz­ni­kiem, po czym jakoś dłońmi uło­ży­łam swoje włosy.

Patrząc na swoje odbicie w lustrze, zastanawiałam się, dlaczego musiałam mieć takiego pecha w życiu. Richard, owszem zapowiadał się na wspaniałego partnera, ale w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że z tego nic nie będzie, było już za późno, bo on się we mnie zakochał, a ja z niewiadomych mi przyczyn nie umiałam powiedzieć mu prawdy. W dodatku dzisiejszy dzień pokazał mi, że sama pcham się na ostrze. Do tej pory zastanawiałam się, dlaczego się zgodziłam, aby zostać jego żoną.

Głośno wzdychając, wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego gabinetu. Usiadłam przy biurku i gdy chciałam już kontynuować rysowanie, coś mnie tknęło, aby odłożyć go na blat. Mój wzrok od razu przeniósł się na szafkę, w której trzymałam coś, co powinno mi w tym momencie pomóc. Wyciągając mały kluczyk ze swojej torebki, otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej butelkę whiskey. Nie kwapiąc się do tego, aby wyciągnąć szklankę, odkręciłam butelkę i pociągnęłam spory łyk, czując po chwili, jak całe moje gardło płonie.

Gdy na dworze zrobiło się już ciemno, a moja butelka była już pusta, stałam przed ogromną szybą, wpatrując się w oświetlone miasto. Nie miałam ochoty się stąd ruszać ani iść gdziekolwiek z Richardem, ale i tak wiedziałam, że jak tylko skończy pracę, przyjdzie tutaj i nie będę miała nic do gadania, zwłaszcza że byłam pijana.

W pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka, ale i tak nie odwróciłam się za siebie, bo doskonale wiedziałam kto to, zwłaszcza w momencie, kiedy owa osoba, objęła mnie w pasie, przyciągając moje ciało, jak najbliżej swojego.

- Coś się stało? — spytał, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.

- Nic się nie stało. Ty mnie tylko potraktowałeś jak jakąś rzecz — szepnęłam, czując, jak łzy napływają do moich oczu.

- Przepraszam — szepnął, a przez jego ciepły oddech na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Co się ze mną działo?

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 1 (she's gone)

- Kochanie wstawaj — czując, jak ktoś składa pocałunki na mojej szyi, powoli otworzyłam swoje oczy i ujrzałam uśmiechniętą twarz Richarda.

- Która godzina? — spytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Ósma rano, szykuj się, a śniadanie masz na stoliku — pocałował mnie w policzek, a następnie wyszedł z sypialni. W przeciwieństwie do mnie Richard był już gotowy i miał na sobie swój nienaganny garnitur, a ja miałam na sobie piżamę i wyglądałam, jak siedem nieszczęść mając rozczochrane włosy. Leniwie wstałam z łóżka i poszłam do garderoby, biorąc z niej ubranie na dzisiejszy dzień.

Po odprężającym prysznicu wytarłam swoje mokre ciało ręcznikiem, a następnie włożyłam na siebie sukienkę. Włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone w naturalnych lokach. Zrobiłam jeszcze makijaż, popsikałam się perfumami i byłam gotowa do kolejnego dnia udawania, że jestem szczęśliwa. Richard nie jest złym mężczyzną. Jest mi z nim dobrze, jednak bywają takie momenty, że mam ochotę usiąść w kącie i zacząć płakać z bezsilności. Uważałam, że każda inna dziewczyna byłaby z nim bardzo szczęśliwa, ponieważ mężczyzna, którego nie kocham, ma złote serce. Zrobiłby wszystko dla swojej ukochanej.

Kilka tygodni temu chciałam powiedzieć Richardowi prawdę. Zbierając się na odwagę kilka dni, w końcu to zrobiłam, jednak nie przypuszczałam, że ten dzień skończy się dla mnie boleśnie. Słysząc, że chcę od niego odejść, uderzył mnie w twarz, a ja wtedy zrozumiałam, że Richard oprócz swojego dużego serce ma też równie dużą wadę. Po tym, co zrobił, zaczął mnie od razu przepraszać. Powtarzał, że mnie kocha i nie chciał mnie uderzyć, że sam nie wie, dlaczego to zrobił. Od tamtego dnia zaczęłam uważnie obserwować Richarda i jego zachowanie, mając nadzieję, że dowiem się, dlaczego taki jest.

Wyszłam z sypialni i skierowałam się do kuchni, po której roznosił się zapach świeżo mielonej kawy. Richard stał właśnie przy kuchence i zalewał dwa kubki czarną cieczą. Podeszłam do niego i położyła dłoń na jego ramieniu, na co on od razu odwrócił wzrok na mnie.

- Zjadłaś śniadanie? - spytał z uśmiechem na twarzy i podał mi kubek z napojem. Biorąc od niego naczynie, od razu wzięłam jeden łyk, czując przyjemne ciepło w środku.

- Mhm — mruknęłam, delektując się cudownym smakiem kawy.

- W takim razie jedźmy już — powiedział i wziął z blatu kuchennego kluczyki do auta, kierując się w stronę wyjścia.

Zostawiając pusty kubek w zlewie, poszłam śladami Richarda, po drodze zakładając na swoje stopy buty. Będąc już na zewnątrz, poczułam, jak ciepły wiatr otula moje ciało, a śpiew ptaków przyjemnie drażnił moje uszy. Lato było zdecydowanie moją ulubioną porą roku.

Zamykając dom na klucz, włączyłam jeszcze dodatkowo alarm i wsiadłam do auta, gdzie czekał już na mnie Richard. Zapinając pasy bezpieczeństwa, po chwili włączyliśmy się w poranny ruch drogowy. W tle leciało cicho radio, a w powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę, ponieważ żadne z nas nie odzywało się ani słowem.

- Kochanie stało się coś? - odwróciłam głowę w kierunku szatyna, który wzrok miał skupiony na drodze, a jego prawa ręka spoczywała na moim udzie.

- Nic się nie stało — mruknęłam pod nosem, cicho wzdychając. Przez reszty drogi nie odzywaliśmy się do siebie, a gdy byliśmy już na miejscu, wysiadłam z samochodu jako pierwsza, idąc w kierunku naszej firmy. Prowadzimy razem firmę architektoniczną, która została stworzona z dwóch naszych małych firm, sprawiając, że teraz dysponujemy czymś naprawdę potężnym.

Weszłam do windy i wcisnęłam guzik z numerem mojego piętra, w którym pracuje ja i moi pracownicy. Po kilku minutach wyszłam z windy i skierowałam się do mojego gabinetu, otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka.

- Co jest do cholery — szepnęłam sama do siebie. W pomieszczeniu było strasznie ciemno, a nie przypominałam sobie, żebym zasłaniała okna żaluzjami.

- Wszystkiego najlepszego! - nagle rozbłysło światło. Ludzie, z którymi pracowałam, uśmiechali się od ucha do ucha, niektórzy trzymali w rękach różne ciasta, albo sypali konfetti. Wyglądali przezabawnie, ponieważ każdy miał na głowie kolorową czapeczkę.

- Nie wiem, jak wam mam dziękować — do moich oczu napłynęły łzy szczęścia, a na ustach pojawił się szczery uśmiech.

- Nie musisz nam dziękować. To jego zasługa — odezwała się jedna z dziewczyn, kiwając głową na znak, żebym odwróciła się za siebie. Robiąc to, zobaczyłam Richarda, który trzymał w ręku małe pudełeczko i bukiet czerwonych róż. Podszedł do mnie i musnął moje usta, na co pracownicy naszej firmy zareagowali głośnym wiwatem.

- Wszystkiego najlepszego Angelo — podał mi bukiet kwiatów, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Wzięłam od niego kwiaty, patrząc prosto w jego oczy. Jednak nie zapomniał.

- Dziękuje — w podzięce pocałowałam go w policzek, uśmiechając się równie szeroko, jak on.

- To jeszcze nie koniec — nagle, moje serce zaczęło szybciej bić, gdy spojrzałam na małe czarne pudełeczko, które nadal trzymał w dłoni.

- Proszę wszystkich o uwagę! - krzyknął na cały gabinet, dzięki czemu ludzie od razu odwrócili się w naszym kierunku, wyczekując na dalszy ciąg wydarzeń. Klęknął przede mną na jedno kolano i otworzył przede mną pudełeczko. W środku znajdował się śliczny pierścionek zaręczynowy. Wszyscy nabrali powietrza z zachwytu, a żeńska część miała już łzy w oczach.

- Angelo Evans, wyjdziesz za mnie?